Akunin Boris - Pelagia i czarny mnich.pdf
(
1527 KB
)
Pobierz
6292832 UNPDF
BORIS AKUNIN
PELAGIA I CZARNY MNICH
KRYMINAŁ PROWINCJONALNY
II
Przeło
Ŝ
ył: Wiktor Dłuski
Wydanie polskie: 2004
1
Prolog
Pojawia si
ę
Wasilisk
...kilkoma długimi krokami podszedł do zakonnicy. Wyjrzał przez okno, zobaczył
spienione konie, rozchełstanego czer
ń
ca i gro
ź
nie zmarszczył krzaczaste brwi.
Pelagia zameldowała przewielebnemu półgłosem:
– Zawołał do mnie: „Mateczko, nieszcz
ęś
cie! On ju
Ŝ
tu jest! Gdzie władyka?”
Przy słowie „nieszcz
ęś
cie” Mitrofaniusz ze zrozumieniem pokiwał głow
ą
, jakby dzi
ś
, tego
bezmiernie długiego dnia, który w
Ŝ
aden sposób nie chciał si
ę
zako
ń
czy
ć
, nie liczył na nic
innego. Skin
ą
ł palcem na oberwanego, zakurzonego zwiastuna (samo jego zachowanie, a
tak
Ŝ
e wykrzyczane przeze
ń
słowa
ś
wiadczyły jasno,
Ŝ
e ów mnich, który przyleciał tu nie
wiadomo sk
ą
d, jest wła
ś
nie zwiastunem, i to z tych niedobrych): ano wejd
ź
tu na gór
ę
.
Krótko, ale gł
ę
boko, do ziemi prawie, pokłoniwszy si
ę
biskupowi, czerniec rzucił wodze i
pop
ę
dził do gmachu s
ą
du, roztr
ą
caj
ą
c wychodz
ą
c
ą
po procesie publiczno
ść
. Widok sługi
Bo
Ŝ
ego z goł
ą
głow
ą
i czołem podrapanym do krwi był tak niezwykły,
Ŝ
e ludzie ogl
ą
dali si
ę
,
jedni z ciekawo
ś
ci
ą
, inni z niepokojem. Burzliwe dyskusje na temat dopiero co zako
ń
czonego
posiedzenia i zadziwiaj
ą
cego wyroku ustały. Wygl
ą
dało na to,
Ŝ
e szykuje si
ę
, a mo
Ŝ
e nawet
ju
Ŝ
nast
ą
piło, jakie
ś
nowe Wydarzenie.
Tak to ju
Ŝ
bywa w takich cichych zatoczkach jak nasz spokojny Zawoł
Ŝ
sk: pi
ęć
albo
dziesi
ęć
lat cisza, spokój, senne odr
ę
twienie, a
Ŝ
tu nagle jeden po drugim takie huragany si
ę
zrywaj
ą
,
Ŝ
e dzwonnice gn
ą
si
ę
do ziemi.
Wysłannik nieszcz
ęś
cia wbiegł po białych marmurowych schodach. Na górnym pode
ś
cie,
pod wag
ą
, któr
ą
trzymała w r
ę
ku Temida z opask
ą
na oczach, zawahał si
ę
troch
ę
, bo nie od
razu si
ę
zorientował, dok
ą
d ma skr
ę
ci
ć
, na prawo czy na lewo, ale szybko dojrzał w odległym
ko
ń
cu poczekalni grupk
ę
stołecznych korespondentów i dwie obleczone w czer
ń
postaci, du
Ŝą
i mał
ą
: władyk
ę
Mitrofaniusza, a przy nim siostrzyczk
ę
w okularach – t
ę
, co przed chwil
ą
stała w oknie.
Łomocz
ą
c buciorami po podłodze, a
Ŝ
echo niosło, mnich rzucił si
ę
do archijereja i ju
Ŝ
z
daleka zawył:
– Władyko, on ju
Ŝ
tu jest! Bliziusie
ń
ko! Za mn
ą
nadci
ą
ga! Ogromny! Czarny!
Petersburscy i moskiewscy dziennikarze – w
ś
ród których były te
Ŝ
prawdziwe gwiazdy tego
zawodu, przybyłe do Zawoł
Ŝ
ska z okazji gło
ś
nego procesu – gapili si
ę
ze zdumieniem na
cudacznego zakonnika.
– Kto nadci
ą
ga? Kto czarny? – zagrzmiał przewielebny. – Mów jasno. I kto
ś
ty? Sk
ą
d?
– Pokorny czerniec Antipa z Araratu. – Spłoszony przybysz pokłonił si
ę
skwapliwie i
wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
,
Ŝ
eby zerwa
ć
z głowy skufi
ę
, ale skufii nie było, gdzie
ś
j
ą
zgubił. – Wasilisk
nadchodzi, a niby kto?! On, Or
ę
downik nasz! Z pustelni odszedł. Ka
Ŝ
, władyko, w dzwony
bi
ć
, ikony
ś
wi
ę
te wystawi
ć
! Spełnia si
ę
proroctwo Janowe! „Oto przychodz
ę
rychło, a zapłata
moja ze mn
ą
jest, abym oddał ka
Ŝ
demu wedle uczynków jego”! Koooniec! – zawył mnich. –
Wszystkiego koniec!
Na ludziach stołecznych wra
Ŝ
enia to nie zrobiło, nie przestraszyli si
ę
wiadomo
ś
ci o ko
ń
cu
ś
wiata, tylko nadstawili uszu i przysun
ę
li si
ę
do mnicha, ale posługacz s
ą
dowy, który ju
Ŝ
zacz
ą
ł macha
ć
w korytarzu miotł
ą
, zamarł w miejscu od tego dziwnego krzyku, upu
ś
cił swoje
narz
ę
dzie i prze
Ŝ
egnał si
ę
.
A zwiastun Apokalipsy z rozpaczy i przera
Ŝ
enia ju
Ŝ
nie był zdolny do artykułowanej mowy
– zatrz
ą
sł si
ę
całym ciałem, a po zapylonej, zaro
ś
ni
ę
tej twarzy pociekły mu łzy.
Jak zawsze w krytycznych chwilach przewielebny przejawił rzeczowo
ść
i zdecydowanie.
Zgodnie z pradawn
ą
recept
ą
, w my
ś
l której najlepszy
ś
rodek na histeri
ę
to da
ć
porz
ą
dnie w
g
ę
b
ę
, Mitrofaniusz pot
ęŜ
n
ą
swoj
ą
prawic
ą
wlepił szlochaj
ą
cemu dwa soczyste policzki i
2
mnich od razu przestał si
ę
trz
ąść
i wy
ć
. Zamrugał oczami, czkn
ą
ł. Biskup, id
ą
c za ciosem,
chwycił go
ń
ca za kołnierz i powlókł do najbli
Ŝ
szych drzwi, za którymi mie
ś
ciło si
ę
archiwum
s
ą
dowe. Pelagia j
ę
kn
ę
ła
Ŝ
ało
ś
nie na d
ź
wi
ę
k policzka i podreptała w
ś
lad za nimi.
Archiwista z okazji zamkni
ę
cia posiedzenia zamierzał wła
ś
nie uraczy
ć
si
ę
herbatk
ą
, ale
biskup tylko brwi
ą
poruszył – urz
ę
dnika jakby wiatr zdmuchn
ą
ł i trzy duchowne osoby
zostały w urz
ę
dowym pomieszczeniu same.
Władyka posadził pochlipuj
ą
cego Antip
ę
na krze
ś
le, podsun
ą
ł mu pod nos szklank
ę
z
ledwie napocz
ę
t
ą
herbat
ą
– pij. Odczekał, póki mnich, stukaj
ą
c o szkło z
ę
bami, nie zwil
Ŝ
y
ś
ci
ś
ni
ę
tego gardła, i zapytał niecierpliwie:
– No, co tam si
ę
u was w Araracie stało? Opowiadaj.
Korespondenci tymczasem zebrali si
ę
pod zamkni
ę
tymi drzwiami. Postali jaki
ś
czas, na
wszelkie sposoby powtarzaj
ą
c zagadkowe słowa „Wasilisk” i „Ararat”, a potem zacz
ę
li si
ę
powoli rozchodzi
ć
, wci
ąŜ
gubi
ą
c si
ę
w domysłach. Co zreszt
ą
zrozumiałe – byli to wszystko
ludzie przyjezdni, w naszych zawoł
Ŝ
a
ń
skich
ś
wi
ę
to
ś
ciach i legendach niezorientowani.
Miejscowi od razu wiedzieliby, o czym mowa.
Ale
Ŝ
e i w
ś
ród naszych czytelników mog
ą
si
ę
znale
źć
osoby postronne, które w guberni
zawoł
Ŝ
skiej nigdy nie bywały, a nawet, by
ć
mo
Ŝ
e, o niej w ogóle nie słyszały, to zanim
opiszemy rozmow
ę
, do jakiej doszło w pomieszczeniu archiwum, poczynimy pewne
obja
ś
nienia, które mog
ą
si
ę
wyda
ć
zbyt obszerne, lecz dla zrozumienia dalszej cz
ęś
ci
opowie
ś
ci s
ą
absolutnie konieczne.
* * *
Od czego by tu zacz
ąć
?
Chyba od Araratu. Dokładniej – od Nowego Araratu, monasteru Nowoararackiego, bardzo
sławnego
ś
wi
ę
tego przybytku, poło
Ŝ
onego na najdalszej północy naszej rozległej, ale słabo
zaludnionej guberni. Tam, w
ś
ród wód Jeziora Modrego, dla swych rozmiarów
podobniejszego do morza (lud tak je wła
ś
nie nazywa: Modre Morze), na poro
ś
ni
ę
tych lasem
wyspach, z dawien dawna chronili si
ę
przed ziemskim zgiełkiem i ludzk
ą
zło
ś
ci
ą
ś
wi
ę
ci
starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadał w zapuszczenie, tak
Ŝ
e na całym archipelagu, w
samotnych celkach i eremach, przebywała tylko male
ń
ka garstka anachoretów, nigdy jednak
do ko
ń
ca nie opustoszał, nawet w czasach smuty.
Była pewna szczególna przyczyna takiej
Ŝ
ywotno
ś
ci, a przyczyna owa miała na imi
ę
Pustelnia Wasiliskowa, o niej jednak opowiemy troch
ę
ni
Ŝ
ej, poniewa
Ŝ
pustelnia zawsze
istniała jakby niezale
Ŝ
nie od wła
ś
ciwego klasztoru. Ten za
ś
w dziewi
ę
tnastym stuleciu, w
sprzyjaj
ą
cych warunkach naszego w spokoju i ładzie upływaj
ą
cego czasu, zacz
ą
ł jako
ś
wyj
ą
tkowo wspaniale rozkwita
ć
– z pocz
ą
tku dzi
ę
ki modzie na północne
ś
wi
ą
tynie, która
upowszechniła si
ę
w
ś
ród zamo
Ŝ
nych pielgrzymów, a całkiem ostatnio – staraniem obecnego
archimandryty Witalisa II, tak nazywanego, poniewa
Ŝ
w poprzednim stuleciu był ju
Ŝ
w
klasztorze przeor tego samego imienia.
Ten niepospolity sługa Ko
ś
cioła doprowadził Nowy Ararat do niebywałego dot
ą
d
rozkwitu. Mianowany zarz
ą
dc
ą
cichego wyspiarskiego monasteru, czcigodny ojciec doszedł
do słusznego wniosku,
Ŝ
e moda to wietrznica i póki nie obróci wzroku w stron
ę
jakiego
ś
innego, nie mniej szacownego przybytku Bo
Ŝ
ego, warto wyci
ą
gn
ąć
z napływu ofiar wszelkie
mo
Ŝ
liwe po
Ŝ
ytki.
Najpierw zast
ą
pił wi
ę
c dawny klasztorny zajazd, prastary i kiepsko utrzymany – nowym,
otworzył doskonał
ą
postn
ą
jadłodajni
ę
, zorganizował przeja
Ŝ
d
Ŝ
ki łodziami po cie
ś
ninkach i
zatoczkach,
Ŝ
eby przyjezdni zamo
Ŝ
ni ludzie nie spieszyli z wyjazdem z błogosławionych
okolic, które urod
ą
, czystym powietrzem i wszelakimi urokami przyrody nie ust
ę
puj
ą
najlepszym fi
ń
skim uzdrowiskom. A potem, zr
ę
cznie wykorzystuj
ą
c uzyskan
ą
nadwy
Ŝ
k
ę
ś
rodków, zacz
ą
ł powoli tworzy
ć
z rozmaitych przedsi
ę
biorstw zło
Ŝ
one i wielce dochodowe
3
gospodarstwo, ze zmechanizowanymi fermami, wytwórni
ą
ikon, flotyll
ą
ryback
ą
,
w
ę
dzarniami i jeszcze fabryczk
ą
wyrobów
Ŝ
elaznych, produkuj
ą
c
ą
najlepsze w Rosji zasuwki
do okien. Zbudował tak
Ŝ
e wodoci
ą
g, a nawet kolejk
ę
szynow
ą
od przystani rzecznej do
składów. Niektórzy z do
ś
wiadczonych starców zacz
ę
li szemra
ć
,
Ŝ
e
Ŝ
ycie w Nowym Araracie
nie zapewnia ju
Ŝ
zbawienia, ale głosy te rozlegały si
ę
nie
ś
miało i na zewn
ą
trz prawie wcale
si
ę
nie przedostawały, zagłuszane ra
ź
nym stukotem dynamicznego budownictwa. Na głównej
wyspie, Kanaanie, przeor zbudował wiele nowych gmachów i
ś
wi
ą
ty
ń
, które imponowały
wielko
ś
ci
ą
i wspaniało
ś
ci
ą
, chocia
Ŝ
zdaniem znawców architektury nie zawsze wyró
Ŝ
niały si
ę
nieposzlakowan
ą
elegancj
ą
.
Kilka lat temu nowoararacki „cud gospodarczy” badała specjalna komisja rz
ą
dowa pod
przewodem samego ministra handlu i przemysłu, przem
ą
drego hrabiego Litte. Wysoka
komisja miała sprawdzi
ć
, czy nie dałoby si
ę
wykorzysta
ć
do
ś
wiadcze
ń
tak pomy
ś
lnego
rozwoju ku po
Ŝ
ytkowi całego cesarstwa.
Otó
Ŝ
okazało si
ę
,
Ŝ
e nie. Po powrocie do stolicy hrabia zameldował Najja
ś
niejszemu Panu,
Ŝ
e ojciec Witalis jest wyznawc
ą
w
ą
tpliwej teorii ekonomicznej, dopatruj
ą
cej si
ę
prawdziwego
bogactwa kraju nie w zasobach naturalnych, lecz w pracowito
ś
ci mieszka
ń
ców. Dobrze tak
mówi
ć
archimandrycie, kiedy mieszka
ń
ców ma szczególnych: mnichów, wykonuj
ą
cych
wszystkie prace jako swoje
ć
wiczenia zakonne, do tego jeszcze bez
Ŝ
adnego wynagrodzenia.
Stoi taki pracownik przy maszynie do tłoczenia oleju czy przy tokarce i ani o rodzinie nie
my
ś
li, ani o butelce, tylko jakby nigdy nic dusz
ę
swoj
ą
zbawia. St
ą
d i jako
ść
produkcji, i jej
niewyobra
Ŝ
alna dla konkurentów tanio
ść
.
Dla pa
ń
stwa rosyjskiego ten model ekonomiczny zdecydowanie si
ę
nie nadawał, ale w
granicach powierzonego ojcu Witalisowi archipelagu przynosił zaiste wspaniałe owoce.
Mo
Ŝ
na powiedzie
ć
,
Ŝ
e klasztor ze wszystkimi swoimi osadami, fermami, słu
Ŝ
bami
gospodarczymi przypominał niedu
Ŝ
e pa
ń
stwo, mo
Ŝ
e nie suwerenne, ale w ka
Ŝ
dym razie w
pełni samorz
ą
dne i podlegaj
ą
ce wył
ą
cznie gubernialnemu archijerejowi, przewielebnemu
Mitrofaniuszowi.
Liczba zakonników i nowicjuszy na wyspach doszła za ojca Witalisa do półtora tysi
ą
ca, a
ludno
ść
głównej osady, w której oprócz braci
Ŝ
yło tak
Ŝ
e mnóstwo pracowników najemnych z
rodzinami i domownikami, nie ust
ę
powała liczebno
ś
ci
ą
powiatowemu miastu, zwłaszcza je
ś
li
doliczy
ć
jeszcze p
ą
tników, których strumie
ń
, wbrew obawom przeora, nie tylko nie wysechł,
ale jeszcze wielokrotnie si
ę
zwi
ę
kszył. Teraz, kiedy gospodarka klasztorna stan
ę
ła mocno na
nogach, czcigodny ojciec zapewne ch
ę
tnie obszedłby si
ę
nawet bez pielgrzymów, którzy
odrywali go tylko od pilnych spraw zwi
ą
zanych z kierowaniem nowoararack
ą
gmin
ą
(przecie
Ŝ
w
ś
ród p
ą
tników trafiały si
ę
i wpływowe osoby, wymagaj
ą
ce szczególnych
wzgl
ę
dów), lecz na to ju
Ŝ
Ŝ
adnej rady nie było. Ludzie nie po to w
ę
drowali i jechali z
najdalszych stron, a potem jeszcze przepływali klasztornym parowcem ogromne Jezioro
Modre, by popatrze
ć
na przemysłowe dokonania zaradnego pasterza, tylko
Ŝ
eby pokłoni
ć
si
ę
nowoararackim
ś
wi
ę
to
ś
ciom i pierwszej z nich – Pustelni Wasiliskowej.
Ta zreszt
ą
była zupełnie niedost
ę
pna dla zwiedzaj
ą
cych, jako
Ŝ
e znajdowała si
ę
na
niewielkiej, poro
ś
ni
ę
tej lasem skale, zwanej Wysp
ą
Rubie
Ŝ
n
ą
, le
Ŝą
cej dokładnie na wprost
Kanaanu, lecz nie od jego strony zamieszkanej, ale od bezludnej. Pielgrzymi przybywaj
ą
cy do
Nowego Araratu mieli zwyczaj kl
ę
ka
ć
nad wod
ą
i nabo
Ŝ
nie przygl
ą
da
ć
si
ę
wysepce, gdzie
przemieszkiwali, modl
ą
c si
ę
za cał
ą
ludzko
ść
,
ś
wi
ę
ci pokutnicy.
Ale o Pustelni Wasiliskowej, a tak
Ŝ
e o jej legendarnym zało
Ŝ
ycielu, opowiemy, jak
obiecali
ś
my, dokładniej.
* * *
Dawno, dawno temu, przed sze
ś
ciuset, a mo
Ŝ
e i o
ś
miuset laty (w szczegółach chronologii
ś
ywot
ś
wi
ę
tego Wasiliska nieco si
ę
pl
ą
cze), przedzierał si
ę
przez dziewicze lasy pewien
4
anachoreta, o którym wiadomo na pewno tylko to,
Ŝ
e zwano go Wasiliskiem,
Ŝ
e lat ju
Ŝ
liczył
sobie niemało,
Ŝ
ycie prze
Ŝ
ył trudne, a w pocz
ą
tkach swoich jako
ś
wyj
ą
tkowo grzeszne, ale u
schyłku opromienione
ś
wiatłem prawdziwej skruchy i
Ŝą
dzy zbawienia. Dla odkupienia
poprzednich, wyst
ę
pnie prze
Ŝ
ytych lat mnich zło
Ŝ
ył
ś
lub,
Ŝ
e obejdzie cał
ą
ziemi
ę
i nie
zatrzyma si
ę
, a
Ŝ
znajdzie miejsce, gdzie b
ę
dzie mógł najlepiej słu
Ŝ
y
ć
Panu. Niekiedy, w
jakim
ś
ś
wi
ę
tym klasztorze, b
ą
d
ź
te
Ŝ
przeciwnie – w
ś
ród bezbo
Ŝ
nych pogan, wydawało mu
si
ę
,
Ŝ
e oto wła
ś
nie trafił tam, gdzie powinien pozosta
ć
pokorny zakonnik Wasilisk, ale szybko
starca ogarniały w
ą
tpliwo
ś
ci – a mo
Ŝ
e kto inny, tu przebywaj
ą
c, nie gorzej przysłu
Ŝ
y si
ę
Najwy
Ŝ
szemu? – i pop
ę
dzany t
ą
my
ś
l
ą
, niew
ą
tpliwie zsyłan
ą
mu z góry, ruszał dalej i nigdzie
nie znajdował tego, czego szukał.
I oto razu pewnego, rozsun
ą
wszy g
ę
ste gał
ę
zie
ś
wierkowego boru, zobaczył przed sob
ą
modr
ą
wod
ę
, która rozpo
ś
cierała si
ę
od samego skraju lasu a
Ŝ
hen, daleko, po chmurne niebo,
z którym zlewała si
ę
w jedno. Przedtem nie zdarzyło si
ę
Wasiliskowi widzie
ć
naraz tyle
wody, tote
Ŝ
w prostoduszno
ś
ci swej wzi
ą
ł to zjawisko za wielki cud Boski, padł wi
ę
c na
kolana i modlił si
ę
a
Ŝ
do zapadni
ę
cia zmroku, a potem długo jeszcze – w ciemno
ś
ci.
I miał zakonnik widzenie. Ognisty paluch rozci
ą
ł niebo na dwie połowy, tak
Ŝ
e jedna
poja
ś
niała, a druga poczerniała, i wbił si
ę
w spienione z nagła wody. I gromowy głos
obwie
ś
cił Wasiliskowi: „Nigdzie wi
ę
cej nie szukaj. Ruszaj tam, gdzie pokazano. Tam jest
miejsce, z którego do Mnie blisko. Słu
Ŝ
mi nie po
ś
ród ludzi, gdzie zam
ę
t, tylko po
ś
ród ciszy,
a za rok ci
ę
wezw
ę
”.
W błogosławionej swej prostoduszno
ś
ci mnich nawet nie my
ś
lał w
ą
tpi
ć
w mo
Ŝ
liwo
ść
spełnienia tego dziwacznego
Ŝą
dania; kazano mu pój
ść
na
ś
rodek morza, to poszedł, a woda
uginała si
ę
pod nim, ale go utrzymywała, czemu Wasilisk, pami
ę
taj
ą
cy o ewangelicznym
chodzeniu po wodzie, nie nazbyt si
ę
dziwił. Szedł sobie i szedł, odmawiaj
ą
c Wierz
ę
w Boga
przez cał
ą
noc, a potem i cały dzie
ń
, a
Ŝ
pod wieczór l
ę
k go ogarn
ą
ł,
Ŝ
e nie znajdzie po
ś
ród
wodnego pustkowia miejsca, które wskazał mu palec. I wtedy czer
ń
cowi objawił si
ę
drugi z
rz
ę
du cud, co w
Ŝ
ywotach
ś
wi
ę
tych nie zdarza si
ę
cz
ę
sto.
Kiedy si
ę
ś
ciemniło, starzec ujrzał daleko przed sob
ą
Ŝ
arz
ą
c
ą
si
ę
iskierk
ę
i skr
ę
cił ku niej, a
po pewnym czasie zobaczył,
Ŝ
e to sosna, płon
ą
ca na szczycie wzgórza, wzgórze za
ś
wznosi
si
ę
wprost z wody, a za nim jest znowu ziemia, bardziej płaska i szeroka (był to obecny
Kanaan, najwi
ę
ksza wyspa archipelagu).
I osiedlił si
ę
Wasilisk w pieczarze pod nadpalon
ą
sosn
ą
. Prze
Ŝ
ył tam jaki
ś
czas w zupełnym
milczeniu, nieustannie w my
ś
li zmawiaj
ą
c modlitwy, a rok potem Pan Nasz dopełnił
obietnicy: przyj
ą
ł skruszonego grzesznika do siebie i dał mu miejsce przy swoim tronie.
Pustelni
ę
za
ś
, a potem powstały w jej s
ą
siedztwie klasztor, nazwano Nowym Araratem na
cze
ść
góry, która samotnie wznosiła si
ę
nad wodami i uratowała sprawiedliwych, kiedy
„wezbrały wody i bardzo wylały i wszystko napełniły na wierzchu ziemi”.
ś
ywot nie wyja
ś
nia, sk
ą
d nast
ę
pcy Wasiliska dowiedzieli si
ę
o Cudzie z Paluchem, skoro
starzec zachował tak bezwzgl
ę
dne milczenie, ale b
ą
d
ź
my wyrozumiali dla starego podania.
Robi
ą
c ust
ę
pstwo na rzecz naszego sceptycznego i racjonalistycznego stulecia, dopuszczamy
nawet mo
Ŝ
liwo
ść
,
Ŝ
e
ś
wi
ę
ty zało
Ŝ
yciel pustelni dotarł do wysepki nie cudownie id
ą
c po
wodzie, tylko na jakiej
ś
tratwie b
ą
d
ź
, powiedzmy, wydr
ąŜ
onym pniu – niech b
ę
dzie. Ale
mamy fakt niezaprzeczalny, sprawdzony przez wiele pokole
ń
i, je
ś
li wola, nawet
potwierdzony dokumentalnie:
Ŝ
aden z pustelników osiadłych w podziemnych celach Pustelni
Wasiliskowej nie czekał długo na wezwanie Bo
Ŝ
e. Po pół roku, po roku, najwy
Ŝ
ej po półtora
wszyscy łakn
ą
cy zbawienia wybra
ń
cy osi
ą
gali to, czego pragn
ę
li, i zostawiwszy za sob
ą
ko
ś
ciste, doczesne szcz
ą
tki, wynosili si
ę
z królestwa ziemskiego w inne, niebieskie. I nie była
to sprawa sk
ą
pego po
Ŝ
ywienia czy surowego klimatu. Znamy przecie
Ŝ
wiele innych pustelni,
gdzie pokutnicy dokonywali jeszcze wi
ę
kszych wyczynów pustelniczej ascezy i zacieklej
5
Plik z chomika:
doll_house
Inne pliki z tego folderu:
Akunin Boris - Przygody Magistra 01 - Skrzynia na zloto.pdf
(1380 KB)
Boris Akunin - Pelagia i czarny mnich.pdf
(931 KB)
Boris Akunin - Pelagia i biały buldog.pdf
(835 KB)
Akunin Boris-Kryminał prowincjonalny 3-Pelagia i czerwony kogut.pdf
(2042 KB)
Akunin Boris - Przygody magistra 01 - Skrzynia na złoto.pdf
(1201 KB)
Inne foldery tego chomika:
Adler-Olsen Jussi
Baldacci David
Beaton MC
Berry Steve
Brown Dan
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin