Akunin Boris - Pelagia i czarny mnich.pdf

(1527 KB) Pobierz
6292832 UNPDF
BORIS AKUNIN
PELAGIA I CZARNY MNICH
KRYMINAŁ PROWINCJONALNY
II
Przeło Ŝ ył: Wiktor Dłuski
Wydanie polskie: 2004
1
Prolog
Pojawia si ę Wasilisk
...kilkoma długimi krokami podszedł do zakonnicy. Wyjrzał przez okno, zobaczył
spienione konie, rozchełstanego czer ń ca i gro ź nie zmarszczył krzaczaste brwi.
Pelagia zameldowała przewielebnemu półgłosem:
– Zawołał do mnie: „Mateczko, nieszcz ęś cie! On ju Ŝ tu jest! Gdzie władyka?”
Przy słowie „nieszcz ęś cie” Mitrofaniusz ze zrozumieniem pokiwał głow ą , jakby dzi ś , tego
bezmiernie długiego dnia, który w Ŝ aden sposób nie chciał si ę zako ń czy ć , nie liczył na nic
innego. Skin ą ł palcem na oberwanego, zakurzonego zwiastuna (samo jego zachowanie, a
tak Ŝ e wykrzyczane przeze ń słowa ś wiadczyły jasno, Ŝ e ów mnich, który przyleciał tu nie
wiadomo sk ą d, jest wła ś nie zwiastunem, i to z tych niedobrych): ano wejd ź tu na gór ę .
Krótko, ale gł ę boko, do ziemi prawie, pokłoniwszy si ę biskupowi, czerniec rzucił wodze i
pop ę dził do gmachu s ą du, roztr ą caj ą c wychodz ą c ą po procesie publiczno ść . Widok sługi
Bo Ŝ ego z goł ą głow ą i czołem podrapanym do krwi był tak niezwykły, Ŝ e ludzie ogl ą dali si ę ,
jedni z ciekawo ś ci ą , inni z niepokojem. Burzliwe dyskusje na temat dopiero co zako ń czonego
posiedzenia i zadziwiaj ą cego wyroku ustały. Wygl ą dało na to, Ŝ e szykuje si ę , a mo Ŝ e nawet
ju Ŝ nast ą piło, jakie ś nowe Wydarzenie.
Tak to ju Ŝ bywa w takich cichych zatoczkach jak nasz spokojny Zawoł Ŝ sk: pi ęć albo
dziesi ęć lat cisza, spokój, senne odr ę twienie, a Ŝ tu nagle jeden po drugim takie huragany si ę
zrywaj ą , Ŝ e dzwonnice gn ą si ę do ziemi.
Wysłannik nieszcz ęś cia wbiegł po białych marmurowych schodach. Na górnym pode ś cie,
pod wag ą , któr ą trzymała w r ę ku Temida z opask ą na oczach, zawahał si ę troch ę , bo nie od
razu si ę zorientował, dok ą d ma skr ę ci ć , na prawo czy na lewo, ale szybko dojrzał w odległym
ko ń cu poczekalni grupk ę stołecznych korespondentów i dwie obleczone w czer ń postaci, du Ŝą
i mał ą : władyk ę Mitrofaniusza, a przy nim siostrzyczk ę w okularach – t ę , co przed chwil ą
stała w oknie.
Łomocz ą c buciorami po podłodze, a Ŝ echo niosło, mnich rzucił si ę do archijereja i ju Ŝ z
daleka zawył:
– Władyko, on ju Ŝ tu jest! Bliziusie ń ko! Za mn ą nadci ą ga! Ogromny! Czarny!
Petersburscy i moskiewscy dziennikarze – w ś ród których były te Ŝ prawdziwe gwiazdy tego
zawodu, przybyłe do Zawoł Ŝ ska z okazji gło ś nego procesu – gapili si ę ze zdumieniem na
cudacznego zakonnika.
– Kto nadci ą ga? Kto czarny? – zagrzmiał przewielebny. – Mów jasno. I kto ś ty? Sk ą d?
– Pokorny czerniec Antipa z Araratu. – Spłoszony przybysz pokłonił si ę skwapliwie i
wyci ą gn ą ł r ę k ę , Ŝ eby zerwa ć z głowy skufi ę , ale skufii nie było, gdzie ś j ą zgubił. – Wasilisk
nadchodzi, a niby kto?! On, Or ę downik nasz! Z pustelni odszedł. Ka Ŝ , władyko, w dzwony
bi ć , ikony ś wi ę te wystawi ć ! Spełnia si ę proroctwo Janowe! „Oto przychodz ę rychło, a zapłata
moja ze mn ą jest, abym oddał ka Ŝ demu wedle uczynków jego”! Koooniec! – zawył mnich. –
Wszystkiego koniec!
Na ludziach stołecznych wra Ŝ enia to nie zrobiło, nie przestraszyli si ę wiadomo ś ci o ko ń cu
ś wiata, tylko nadstawili uszu i przysun ę li si ę do mnicha, ale posługacz s ą dowy, który ju Ŝ
zacz ą ł macha ć w korytarzu miotł ą , zamarł w miejscu od tego dziwnego krzyku, upu ś cił swoje
narz ę dzie i prze Ŝ egnał si ę .
A zwiastun Apokalipsy z rozpaczy i przera Ŝ enia ju Ŝ nie był zdolny do artykułowanej mowy
– zatrz ą sł si ę całym ciałem, a po zapylonej, zaro ś ni ę tej twarzy pociekły mu łzy.
Jak zawsze w krytycznych chwilach przewielebny przejawił rzeczowo ść i zdecydowanie.
Zgodnie z pradawn ą recept ą , w my ś l której najlepszy ś rodek na histeri ę to da ć porz ą dnie w
g ę b ę , Mitrofaniusz pot ęŜ n ą swoj ą prawic ą wlepił szlochaj ą cemu dwa soczyste policzki i
2
mnich od razu przestał si ę trz ąść i wy ć . Zamrugał oczami, czkn ą ł. Biskup, id ą c za ciosem,
chwycił go ń ca za kołnierz i powlókł do najbli Ŝ szych drzwi, za którymi mie ś ciło si ę archiwum
s ą dowe. Pelagia j ę kn ę ła Ŝ ało ś nie na d ź wi ę k policzka i podreptała w ś lad za nimi.
Archiwista z okazji zamkni ę cia posiedzenia zamierzał wła ś nie uraczy ć si ę herbatk ą , ale
biskup tylko brwi ą poruszył – urz ę dnika jakby wiatr zdmuchn ą ł i trzy duchowne osoby
zostały w urz ę dowym pomieszczeniu same.
Władyka posadził pochlipuj ą cego Antip ę na krze ś le, podsun ą ł mu pod nos szklank ę z
ledwie napocz ę t ą herbat ą – pij. Odczekał, póki mnich, stukaj ą c o szkło z ę bami, nie zwil Ŝ y
ś ci ś ni ę tego gardła, i zapytał niecierpliwie:
– No, co tam si ę u was w Araracie stało? Opowiadaj.
Korespondenci tymczasem zebrali si ę pod zamkni ę tymi drzwiami. Postali jaki ś czas, na
wszelkie sposoby powtarzaj ą c zagadkowe słowa „Wasilisk” i „Ararat”, a potem zacz ę li si ę
powoli rozchodzi ć , wci ąŜ gubi ą c si ę w domysłach. Co zreszt ą zrozumiałe – byli to wszystko
ludzie przyjezdni, w naszych zawoł Ŝ a ń skich ś wi ę to ś ciach i legendach niezorientowani.
Miejscowi od razu wiedzieliby, o czym mowa.
Ale Ŝ e i w ś ród naszych czytelników mog ą si ę znale źć osoby postronne, które w guberni
zawoł Ŝ skiej nigdy nie bywały, a nawet, by ć mo Ŝ e, o niej w ogóle nie słyszały, to zanim
opiszemy rozmow ę , do jakiej doszło w pomieszczeniu archiwum, poczynimy pewne
obja ś nienia, które mog ą si ę wyda ć zbyt obszerne, lecz dla zrozumienia dalszej cz ęś ci
opowie ś ci s ą absolutnie konieczne.
* * *
Od czego by tu zacz ąć ?
Chyba od Araratu. Dokładniej – od Nowego Araratu, monasteru Nowoararackiego, bardzo
sławnego ś wi ę tego przybytku, poło Ŝ onego na najdalszej północy naszej rozległej, ale słabo
zaludnionej guberni. Tam, w ś ród wód Jeziora Modrego, dla swych rozmiarów
podobniejszego do morza (lud tak je wła ś nie nazywa: Modre Morze), na poro ś ni ę tych lasem
wyspach, z dawien dawna chronili si ę przed ziemskim zgiełkiem i ludzk ą zło ś ci ą ś wi ę ci
starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadał w zapuszczenie, tak Ŝ e na całym archipelagu, w
samotnych celkach i eremach, przebywała tylko male ń ka garstka anachoretów, nigdy jednak
do ko ń ca nie opustoszał, nawet w czasach smuty.
Była pewna szczególna przyczyna takiej Ŝ ywotno ś ci, a przyczyna owa miała na imi ę
Pustelnia Wasiliskowa, o niej jednak opowiemy troch ę ni Ŝ ej, poniewa Ŝ pustelnia zawsze
istniała jakby niezale Ŝ nie od wła ś ciwego klasztoru. Ten za ś w dziewi ę tnastym stuleciu, w
sprzyjaj ą cych warunkach naszego w spokoju i ładzie upływaj ą cego czasu, zacz ą ł jako ś
wyj ą tkowo wspaniale rozkwita ć – z pocz ą tku dzi ę ki modzie na północne ś wi ą tynie, która
upowszechniła si ę w ś ród zamo Ŝ nych pielgrzymów, a całkiem ostatnio – staraniem obecnego
archimandryty Witalisa II, tak nazywanego, poniewa Ŝ w poprzednim stuleciu był ju Ŝ w
klasztorze przeor tego samego imienia.
Ten niepospolity sługa Ko ś cioła doprowadził Nowy Ararat do niebywałego dot ą d
rozkwitu. Mianowany zarz ą dc ą cichego wyspiarskiego monasteru, czcigodny ojciec doszedł
do słusznego wniosku, Ŝ e moda to wietrznica i póki nie obróci wzroku w stron ę jakiego ś
innego, nie mniej szacownego przybytku Bo Ŝ ego, warto wyci ą gn ąć z napływu ofiar wszelkie
mo Ŝ liwe po Ŝ ytki.
Najpierw zast ą pił wi ę c dawny klasztorny zajazd, prastary i kiepsko utrzymany – nowym,
otworzył doskonał ą postn ą jadłodajni ę , zorganizował przeja Ŝ d Ŝ ki łodziami po cie ś ninkach i
zatoczkach, Ŝ eby przyjezdni zamo Ŝ ni ludzie nie spieszyli z wyjazdem z błogosławionych
okolic, które urod ą , czystym powietrzem i wszelakimi urokami przyrody nie ust ę puj ą
najlepszym fi ń skim uzdrowiskom. A potem, zr ę cznie wykorzystuj ą c uzyskan ą nadwy Ŝ k ę
ś rodków, zacz ą ł powoli tworzy ć z rozmaitych przedsi ę biorstw zło Ŝ one i wielce dochodowe
3
gospodarstwo, ze zmechanizowanymi fermami, wytwórni ą ikon, flotyll ą ryback ą ,
w ę dzarniami i jeszcze fabryczk ą wyrobów Ŝ elaznych, produkuj ą c ą najlepsze w Rosji zasuwki
do okien. Zbudował tak Ŝ e wodoci ą g, a nawet kolejk ę szynow ą od przystani rzecznej do
składów. Niektórzy z do ś wiadczonych starców zacz ę li szemra ć , Ŝ e Ŝ ycie w Nowym Araracie
nie zapewnia ju Ŝ zbawienia, ale głosy te rozlegały si ę nie ś miało i na zewn ą trz prawie wcale
si ę nie przedostawały, zagłuszane ra ź nym stukotem dynamicznego budownictwa. Na głównej
wyspie, Kanaanie, przeor zbudował wiele nowych gmachów i ś wi ą ty ń , które imponowały
wielko ś ci ą i wspaniało ś ci ą , chocia Ŝ zdaniem znawców architektury nie zawsze wyró Ŝ niały si ę
nieposzlakowan ą elegancj ą .
Kilka lat temu nowoararacki „cud gospodarczy” badała specjalna komisja rz ą dowa pod
przewodem samego ministra handlu i przemysłu, przem ą drego hrabiego Litte. Wysoka
komisja miała sprawdzi ć , czy nie dałoby si ę wykorzysta ć do ś wiadcze ń tak pomy ś lnego
rozwoju ku po Ŝ ytkowi całego cesarstwa.
Otó Ŝ okazało si ę , Ŝ e nie. Po powrocie do stolicy hrabia zameldował Najja ś niejszemu Panu,
Ŝ e ojciec Witalis jest wyznawc ą w ą tpliwej teorii ekonomicznej, dopatruj ą cej si ę prawdziwego
bogactwa kraju nie w zasobach naturalnych, lecz w pracowito ś ci mieszka ń ców. Dobrze tak
mówi ć archimandrycie, kiedy mieszka ń ców ma szczególnych: mnichów, wykonuj ą cych
wszystkie prace jako swoje ć wiczenia zakonne, do tego jeszcze bez Ŝ adnego wynagrodzenia.
Stoi taki pracownik przy maszynie do tłoczenia oleju czy przy tokarce i ani o rodzinie nie
my ś li, ani o butelce, tylko jakby nigdy nic dusz ę swoj ą zbawia. St ą d i jako ść produkcji, i jej
niewyobra Ŝ alna dla konkurentów tanio ść .
Dla pa ń stwa rosyjskiego ten model ekonomiczny zdecydowanie si ę nie nadawał, ale w
granicach powierzonego ojcu Witalisowi archipelagu przynosił zaiste wspaniałe owoce.
Mo Ŝ na powiedzie ć , Ŝ e klasztor ze wszystkimi swoimi osadami, fermami, słu Ŝ bami
gospodarczymi przypominał niedu Ŝ e pa ń stwo, mo Ŝ e nie suwerenne, ale w ka Ŝ dym razie w
pełni samorz ą dne i podlegaj ą ce wył ą cznie gubernialnemu archijerejowi, przewielebnemu
Mitrofaniuszowi.
Liczba zakonników i nowicjuszy na wyspach doszła za ojca Witalisa do półtora tysi ą ca, a
ludno ść głównej osady, w której oprócz braci Ŝ yło tak Ŝ e mnóstwo pracowników najemnych z
rodzinami i domownikami, nie ust ę powała liczebno ś ci ą powiatowemu miastu, zwłaszcza je ś li
doliczy ć jeszcze p ą tników, których strumie ń , wbrew obawom przeora, nie tylko nie wysechł,
ale jeszcze wielokrotnie si ę zwi ę kszył. Teraz, kiedy gospodarka klasztorna stan ę ła mocno na
nogach, czcigodny ojciec zapewne ch ę tnie obszedłby si ę nawet bez pielgrzymów, którzy
odrywali go tylko od pilnych spraw zwi ą zanych z kierowaniem nowoararack ą gmin ą
(przecie Ŝ w ś ród p ą tników trafiały si ę i wpływowe osoby, wymagaj ą ce szczególnych
wzgl ę dów), lecz na to ju Ŝ Ŝ adnej rady nie było. Ludzie nie po to w ę drowali i jechali z
najdalszych stron, a potem jeszcze przepływali klasztornym parowcem ogromne Jezioro
Modre, by popatrze ć na przemysłowe dokonania zaradnego pasterza, tylko Ŝ eby pokłoni ć si ę
nowoararackim ś wi ę to ś ciom i pierwszej z nich – Pustelni Wasiliskowej.
Ta zreszt ą była zupełnie niedost ę pna dla zwiedzaj ą cych, jako Ŝ e znajdowała si ę na
niewielkiej, poro ś ni ę tej lasem skale, zwanej Wysp ą Rubie Ŝ n ą , le Ŝą cej dokładnie na wprost
Kanaanu, lecz nie od jego strony zamieszkanej, ale od bezludnej. Pielgrzymi przybywaj ą cy do
Nowego Araratu mieli zwyczaj kl ę ka ć nad wod ą i nabo Ŝ nie przygl ą da ć si ę wysepce, gdzie
przemieszkiwali, modl ą c si ę za cał ą ludzko ść , ś wi ę ci pokutnicy.
Ale o Pustelni Wasiliskowej, a tak Ŝ e o jej legendarnym zało Ŝ ycielu, opowiemy, jak
obiecali ś my, dokładniej.
* * *
Dawno, dawno temu, przed sze ś ciuset, a mo Ŝ e i o ś miuset laty (w szczegółach chronologii
ś ywot ś wi ę tego Wasiliska nieco si ę pl ą cze), przedzierał si ę przez dziewicze lasy pewien
4
anachoreta, o którym wiadomo na pewno tylko to, Ŝ e zwano go Wasiliskiem, Ŝ e lat ju Ŝ liczył
sobie niemało, Ŝ ycie prze Ŝ ył trudne, a w pocz ą tkach swoich jako ś wyj ą tkowo grzeszne, ale u
schyłku opromienione ś wiatłem prawdziwej skruchy i Ŝą dzy zbawienia. Dla odkupienia
poprzednich, wyst ę pnie prze Ŝ ytych lat mnich zło Ŝ ś lub, Ŝ e obejdzie cał ą ziemi ę i nie
zatrzyma si ę , a Ŝ znajdzie miejsce, gdzie b ę dzie mógł najlepiej słu Ŝ y ć Panu. Niekiedy, w
jakim ś ś wi ę tym klasztorze, b ą d ź te Ŝ przeciwnie – w ś ród bezbo Ŝ nych pogan, wydawało mu
si ę , Ŝ e oto wła ś nie trafił tam, gdzie powinien pozosta ć pokorny zakonnik Wasilisk, ale szybko
starca ogarniały w ą tpliwo ś ci – a mo Ŝ e kto inny, tu przebywaj ą c, nie gorzej przysłu Ŝ y si ę
Najwy Ŝ szemu? – i pop ę dzany t ą my ś l ą , niew ą tpliwie zsyłan ą mu z góry, ruszał dalej i nigdzie
nie znajdował tego, czego szukał.
I oto razu pewnego, rozsun ą wszy g ę ste gał ę zie ś wierkowego boru, zobaczył przed sob ą
modr ą wod ę , która rozpo ś cierała si ę od samego skraju lasu a Ŝ hen, daleko, po chmurne niebo,
z którym zlewała si ę w jedno. Przedtem nie zdarzyło si ę Wasiliskowi widzie ć naraz tyle
wody, tote Ŝ w prostoduszno ś ci swej wzi ą ł to zjawisko za wielki cud Boski, padł wi ę c na
kolana i modlił si ę a Ŝ do zapadni ę cia zmroku, a potem długo jeszcze – w ciemno ś ci.
I miał zakonnik widzenie. Ognisty paluch rozci ą ł niebo na dwie połowy, tak Ŝ e jedna
poja ś niała, a druga poczerniała, i wbił si ę w spienione z nagła wody. I gromowy głos
obwie ś cił Wasiliskowi: „Nigdzie wi ę cej nie szukaj. Ruszaj tam, gdzie pokazano. Tam jest
miejsce, z którego do Mnie blisko. Słu Ŝ mi nie po ś ród ludzi, gdzie zam ę t, tylko po ś ród ciszy,
a za rok ci ę wezw ę ”.
W błogosławionej swej prostoduszno ś ci mnich nawet nie my ś lał w ą tpi ć w mo Ŝ liwo ść
spełnienia tego dziwacznego Ŝą dania; kazano mu pój ść na ś rodek morza, to poszedł, a woda
uginała si ę pod nim, ale go utrzymywała, czemu Wasilisk, pami ę taj ą cy o ewangelicznym
chodzeniu po wodzie, nie nazbyt si ę dziwił. Szedł sobie i szedł, odmawiaj ą c Wierz ę w Boga
przez cał ą noc, a potem i cały dzie ń , a Ŝ pod wieczór l ę k go ogarn ą ł, Ŝ e nie znajdzie po ś ród
wodnego pustkowia miejsca, które wskazał mu palec. I wtedy czer ń cowi objawił si ę drugi z
rz ę du cud, co w Ŝ ywotach ś wi ę tych nie zdarza si ę cz ę sto.
Kiedy si ę ś ciemniło, starzec ujrzał daleko przed sob ą Ŝ arz ą c ą si ę iskierk ę i skr ę cił ku niej, a
po pewnym czasie zobaczył, Ŝ e to sosna, płon ą ca na szczycie wzgórza, wzgórze za ś wznosi
si ę wprost z wody, a za nim jest znowu ziemia, bardziej płaska i szeroka (był to obecny
Kanaan, najwi ę ksza wyspa archipelagu).
I osiedlił si ę Wasilisk w pieczarze pod nadpalon ą sosn ą . Prze Ŝ ył tam jaki ś czas w zupełnym
milczeniu, nieustannie w my ś li zmawiaj ą c modlitwy, a rok potem Pan Nasz dopełnił
obietnicy: przyj ą ł skruszonego grzesznika do siebie i dał mu miejsce przy swoim tronie.
Pustelni ę za ś , a potem powstały w jej s ą siedztwie klasztor, nazwano Nowym Araratem na
cze ść góry, która samotnie wznosiła si ę nad wodami i uratowała sprawiedliwych, kiedy
„wezbrały wody i bardzo wylały i wszystko napełniły na wierzchu ziemi”.
ś ywot nie wyja ś nia, sk ą d nast ę pcy Wasiliska dowiedzieli si ę o Cudzie z Paluchem, skoro
starzec zachował tak bezwzgl ę dne milczenie, ale b ą d ź my wyrozumiali dla starego podania.
Robi ą c ust ę pstwo na rzecz naszego sceptycznego i racjonalistycznego stulecia, dopuszczamy
nawet mo Ŝ liwo ść , Ŝ e ś wi ę ty zało Ŝ yciel pustelni dotarł do wysepki nie cudownie id ą c po
wodzie, tylko na jakiej ś tratwie b ą d ź , powiedzmy, wydr ąŜ onym pniu – niech b ę dzie. Ale
mamy fakt niezaprzeczalny, sprawdzony przez wiele pokole ń i, je ś li wola, nawet
potwierdzony dokumentalnie: Ŝ aden z pustelników osiadłych w podziemnych celach Pustelni
Wasiliskowej nie czekał długo na wezwanie Bo Ŝ e. Po pół roku, po roku, najwy Ŝ ej po półtora
wszyscy łakn ą cy zbawienia wybra ń cy osi ą gali to, czego pragn ę li, i zostawiwszy za sob ą
ko ś ciste, doczesne szcz ą tki, wynosili si ę z królestwa ziemskiego w inne, niebieskie. I nie była
to sprawa sk ą pego po Ŝ ywienia czy surowego klimatu. Znamy przecie Ŝ wiele innych pustelni,
gdzie pokutnicy dokonywali jeszcze wi ę kszych wyczynów pustelniczej ascezy i zacieklej
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin