IMMANUEL KANT Prolegomena do wszelkiej przyszlej metafizyki.doc

(750 KB) Pobierz
IMMANUEL KANT

IMMANUEL KANT

 

 

PROLEGOMENA

DO WSZELKIEJ PRZYSZŁEJ METAFIZYKI,

KTÓRA BĘDZIE MOGŁA

WYSTĄPIĆ JAKO NAUKA

 

 

Przekład BENEDYKTA BORNSTEINA

na nowo opracowała JANINA SUCHORZEWSKA

 

Tytuł oryginału:

Prolegomena

zu

einer jeden künftigen Metaphysik

die als Wissenschaft wird auftreten können

 

Redaktor: Irena Krońska

 

Copyright © for the Polish edition

by Wydawnictwo Naukowe PWN Sp. z o.o.

Warszawa 1993

ISBN 83-01-11368-5

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

OD WYDAWCY

 

Wydaniem Uzasadnienia metafizyki moralności Redakcja Bib­lioteki Klasyków Filozofii PWN zapoczątkowała w 1953 roku publikację w ramach Biblioteki przekładów podstawowych dzieł Kanta. Tłumaczenie Mścisława Wartenberga opracował Roman Ingarden, znawca filozofii niemieckiej, członek Komitetu Re­dakcyjnego BKF. W 1957 roku w jego przekładzie, ze wstępem i przypisami jego autorstwa ukazała się Krytyka czystego ro­zumu. Wielokrotnie wprowadzał tu Ingarden nowe polskie od­powiedniki terminów Kantowskich — nowe w stosunku do tradycyjnie przyjętych — uzasadniając szczegółowo swe decyzje translatorskie w przypisach.

Jako trzecia z prac Kanta ukazały się w Bibliotece Klasyków Filozofii Prolegomena do wszelkiej przyszłej metafizyki, która będzie mogła wystąpić jako nauka. Przekład Benedykta Bornsteina opracowała Janina Suchorzewska — wszak od wznowienia w 1927 roku, które stało się podstawą wydania, minęło ponad trzy­dzieści lat. Opiekę naukową nad tekstem sprawował i tym razem Roman Ingarden.

W roku 1964 została opublikowana w przekładzie Jerzego Gałeckiego, przejrzanym przez Adama Landmana, Krytyka władzy sądzenia, a w 1972 roku — również w przekładzie Jerzego Gałeckiego — Krytyka praktycznego rozumu.

W latach osiemdziesiątych w cyklu wznowień ukazały się wszystkie wydane dotychczas przez PWN prace Kanta poza Prolegomenami.

Uważamy, że warto przypomnieć czytelnikom tę ostatnią książkę. Znajdą oni w niej bowiem główne myśli z Krytyki czystego rozumu, ale wyrażone znacznie bardziej przystępnie niż w tym fundamentalnym dziele.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

SPIS TREŚCI

 

Od  Redakcji

 

PROLEGOMENA

 

[Wstęp]

Uwagi wstępne o swoistym  charakterze wszelkiego poznania me­tafizycznego (§ 1—3)   

 

Pytanie ogólne: Czy metafizyka jest w ogóle możliwa (§ 4)

 

Pytanie ogólne: W jaki sposób możliwe jest poznanie  [płynące] z czystego rozumu  (§5)    

 

Główne pytanie transcendentalne:

Część pierwsza. W jaki sposób jest możliwa czysta matematyka (§6-13)

Uwagi I—III

Część druga. W jaki sposób jest możliwe czyste przyrodoznawstwo (§ 14—38)  

Dodatek do czystego przyrodoznawstwa (§39)

Cześć trzecia. W jaki sposób metafizyka jest w ogóle możliwa  (§40—56).

I. Idee psychologiczne (§ 46—49

II.  Idee kosmologiczne  (§ 50—54)

III.  Idea teologiczna (§ 55)

 

Uwaga ogólna w sprawie idei transcendentalnych (§ 56)

 

Zakończenie. O  określeniu  granic  czystego   rozumu   (§57—60)

 

Rozwiązanie pytania ogólnego: W jaki sposób jest możliwa meta­fizyka jako nauka

 

Dodatek o tym, co stać się może dla urzeczywistnienia metafizyki jako nauki

Przykład sądu o Krytyce przed jej zbadaniem

Propozycja takiego zbadania Krytyki, po którym będzie można wydać sąd o niej

 

 

 

 

OD REDAKCJI

 

Prolegomena Kanta ukazują się w naszym języku po raz czwarty: pierwszy przekład dał w r. 1901 R. Piątkowski, drugi w r. 1918 B. Bornstein. Ten wznowiono w r. 1927. Na drugim wydaniu przekładu Bornsteina oparte jest niniejsze tłumaczenie, na nowo opracowane dla Biblioteki Klasyków Filozofii przez dr Janinę Suchorzewską. Tłuma­czenie to z ramienia Komitetu Redakcyjnego Biblioteki Klasyków Filozofii przeczytał przed oddaniem do druku prof. Roman Ingarden, mający w Komitecie pieczę nad dziełami z zakresu filozofii niemieckiej do Kanta, i przeczytałam takie ja jako sekretarz Komitetu i redaktor tej książki. Wynikiem tych lektur była pewna liczba dodatkowych zmian, głównie stylistycznych i terminologicznych.

Przekład Bornsteina, który dobrze służył kilku pokoleniom polskich filozofów i adeptów filozofii, jest już od dawna wyczerpany, a egzem­plarze znajdujące się w bibliotekach publicznych i naukowych aa zbyt nieliczne, by zaspokoić” potrzebę tej lektury nawet już tylko dla studiów uniwersyteckich. Toteż Komitet Redakcyjny Biblioteki Klasyków Fi­lozofii postanowił wydać ponownie tę książkę, której znajomość jest niezbędna dla studiujących i uprawiających filozofię. Tłumaczenie Bornsteina, napisane przed przeszło czterdziestu laty, wymagało jednak przed wznowieniem pewnej rewizji i unowocześnienia, co też zostało dokonane.

Wersja niniejsza od tłumaczenia podstawowego różni się przede wszystkim terminologią. Z uwagi na najściślejszy związek Prolegomenów z Krytyką czystego rozumu wydało się rzeczą potrzebną, wręcz niezbędną, zastosowanie w Prolegomenach tej samej terminologii, jaką w swoim nie­dawno w Bibliotece Klasyków Filozofii ogłoszonym przekładzie Krytyki[1] wprowadził Roman Ingarden. Charakterystykę i szczegółowe uzasad­nienie tej nowej — w stosunku do tradycyjnie u nas stosowanej — polskiej terminologii kantowskiej znajdzie Czytelnik w przypisach R. Ingardena do przekładu Krytyki czystego rozumu. Tutaj przypomnę tylko, że odpowiednikiem kantowskiego terminu Verstand nie jest u Ingardena «rozsądek» — jak u Chmielowskiego, Bornsteina, i w ogóle w dotychczasowej naszej literaturze filozoficznej — ale «intelekt»[2] — z wyjątkiem tych przypadków, gdzie Kant używa wyrazu Verstand nie jako określonego terminu technicznego, ale w znaczeniu potocznym (jak w zwrotach: «zdrowy rozsądek», «zdrowy rozsądek ludzki», «pospolity rozsądek»). Termi­nowi Anschauung odpowiada nie — jak dotychczas — «ogląd», lecz «naoczność» lub «dane naoczne»[3] (jednakże forma czasownikowa anschauen jest zazwyczaj tłumaczona przez czasownik «oglądać»). Ter­minowi Empfindung, który Bornstein tłumaczył jako «czucie», odpowiada w niniejszym, przekładzie używany dziś powszechnie termin «wrażenie».

Oprócz zmian terminologicznych wprowadzono również do przekładu Bornsteina zmiany stylistyczne, których celem było nadanie tekstowi większej czytelności i bardziej nowoczesnej składni, oraz — w pewnych przypadkach tego Wymagających — dokonano uściśleń lub poprawek merytorycznych.

Na marginesach tłumaczenia zaznaczono paginacje powszechnie w literaturze o Kancie cytowanego wydania Pruskiej Akademii Nauk, w którym Prolegomena (wraz z Krytyką czystego rozumu, wyd. I, Uzasad­nieniem metafizyki moralności i Metafizycznymi podstawami przyrodoznawstwa) znajdują się w tomie IV[4].

Prolegomena są — po Uzasadnieniu metafizyki moralności i Krytyce czystego rozumu — trzecim dziełem Kanta wydanym w Bibliotece. Klasyków Filozofii. W przygotowaniu znajdują się: Krytyka władzy sądzenia i Krytyka praktycznego rozumu, oraz Pisma mniejsze.

Irena Krońska

Warszawa, w styczniu  1960 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PROLEGOMENA

DO WSZELKIEJ PRZYSZŁEJ METAFIZYKI

KTÓRA BĘDZIE   MOGŁA WYSTĄPIĆ

JAKO NAUKA

 

 

 

 

 

Prolegomena niniejsze są przeznaczone do użytku nie [255] uczniów, lecz przyszłych nauczycieli, a i tym służyć powinny nie do tego, by uporządkować wykład pewnej nauki już istniejącej, lecz przede wszystkim, by samą tę naukę wynaleźć.

Bywają uczeni, dla których historia filozofii (zarówno starożytnej, jak i nowożytnej) jest już ich filozofią; niniejsze Prolegomena nie dla nich są napisane[5]. Mu­szą oni czekać, dopóki nie ukończą swej pracy ci, co usiłują czerpać ze źródeł samego rozumu, i wtedy do­piero przyjdzie kolej na nich, by obwieścili światu o tym, co się stało. W przeciwnym razie nie można by po­wiedzieć nic, co według ich mniemania nie zostało już dawniej przez kogoś powiedziane. I rzeczywiście mo­głoby to też stać się nieomylną przepowiednią wszyst­kiego, co nastąpi w przyszłości. Rozum ludzki bowiem w ciągu wielu stuleci snuł różne fantazje na temat niezliczonej ilości przedmiotów, łatwo przeto może się zdarzyć, że dla każdej nowej rzeczy można będzie znaleźć jakąś dawną, która będzie do niej pod pewnym względem podobna.

Zamiarem moim jest przekonać wszystkich, którzy uważają, iż warto się zajmować metafizyką, że muszą koniecznie odłożyć na czas jakiś swą pracę, wszystko, co było dotychczas, uznać za niebyłe, a przede wszyst­kim postawić pytanie: Czy też coś takiego jak meta­fizyka jest w ogóle możliwe?.

Jeżeli metafizyka jest nauką, to dlaczego nie może uzyskać, jak inne nauki, powszechnego i trwałego uzna­nia? Jeżeli nią nie jest, to jakże się dzieje, że pod  [256] pozorem nauki panoszy się nieustannie i uwodzi rozum ludzki nigdy nie wygasającymi, ale i nigdy nie speł­niającymi się nadziejami? Przeto czy przedstawimy dowód naszej wiedzy, czy też niewiedzy, to w każdym razie trzeba raz wreszcie coś pewnego rozstrzygnąć o naturze tej zamierzonej nauki, nie sposób bowiem, by taki stan rzeczy trwał dłużej. Wydaje się prawie śmiechu warte, że gdy każda inna nauka nieustannie posuwa się naprzód, w tej oto, która chce być mąd­rością samą, którą każdy zapytuje jak wyrocznie, krę­cimy się wciąż w kółko na tym samym miejscu, nie posuwając się ani o krok naprzód. A ubyło jej również wielu zwolenników i nie widać, żeby ci, co mają się za dość silnych, by jaśnieć w innych naukach, chcieli swą sławę narażać tutaj, gdzie każdy, kto zresztą we wszelkich innych sprawach jest nieukiem, rości sobie prawo do wydawania rozstrzygającego sądu; albowiem w tej dziedzinie istotnie nie ma jeszcze pewnej miary i wagi, które by pozwalały odróżnić gruntowność od płytkiej gadaniny.

A jednak nie jest czymś niesłychanym, że po długim opracowywaniu pewnej nauki, gdy wszyscy są pełni podziwu, jak daleko się już w niej posunięto, ktoś w końcu zada sobie pytanie: Czy i w jaki sposób nauka taka jest w ogóle możliwa? Rozum ludzki jest bowiem tak pochopny do budowania, że już niejednokrotnie wznosił wieżycę, którą jednakże później znów roz­bierał, ażeby zobaczyć, w jakim też stanie są jej fun­damenty. Nigdy nie jest za późno na to, by stać się rozumnym i mądrym: jeżeli wszakże zrozumienie rze­czy przychodzi późno, to coraz trudniej jest je za­stosować.

Pytanie, czy jakaś nauka jest możliwa, zakłada, że się ojej rzeczywistości powątpiewa. Powątpiewanie ta­kie obraża jednak tych wszystkich, których cale szczęście polega, być może, na posiadaniu tego rzekomego klej­notu. Dlatego też ten, kto pozwala sobie na takie powąt­piewanie, musi się zawsze przygotować na opór ze wszystkich stron. Jedni, ze swymi metafizycznymi pod­ręcznikami w ręku, będą spoglądać nań z pogardą, pełni dumy w świadomości swego dawnego i dlatego właśnie za prawowite uważanego posiadania. Inni, któ­rzy nic nigdzie nie widzą ponad to, co jest jednakie Z czymś dawniej już gdzieś przez nich widzianym, nie zrozumieją go. I wszystko przez pewien czas po­zostanie w takim stanie, jak gdyby nie zaszło nic, co pozwalałoby obawiać się lub oczekiwać bliskiej zmiany.

Mimo to jednak odważam się przepowiedzieć, że samodzielnie myślący czytelnik tych Prolegomenów nie tylko zwątpi o swej dotychczasowej nauce, lecz w następstwie [257] tego całkowicie się przekona, że nauka taka wcale istnieć nie może, o ile nie stanie się zadość wy­rażonym tu żądaniom, na których opiera się jej możliwość; a ponieważ to się jeszcze nigdy nie stało — że nie ma jeszcze wcale metafizyki. Ale, że zarazem po­pyt na nią wszak nigdy ustać nie może[6], gdyż interes powszechnego rozumu ludzkiego zbyt ściśle jest z nią związany, wiec przyzna, że jej całkowita reforma lub raczej nowe jej narodziny, według planu dotychczas zupełnie nieznanego, zbliżają się niechybnie, choćby przez pewien czas opierano się temu ze wszech sił.

Od czasu prób Locke'a i Leibniza, a raczej od po­wstania metafizyki, jak daleko sięga jej historia, nie było zdarzenia, które by mogło być bardziej rozstrzygające dla losu tej nauki niż atak, z którym przeciw niej wy­stąpił David Hume. Nie wniósł on światła do tego rodzaju poznania, wykrzesał jednakże iskrę, od której można by było zapalić światło, gdyby natrafiła na wraż­liwy font, którego zarzewie podtrzymywano by troskli­wie i podsycano.

Głównym punktem wyjścia Hume'a było jedno je­dyne, lecz ważne, pojęcie metafizyki, mianowicie po­jęcie związku przyczyny i skutku (a także pojęcia pochodne: siły, działania itd.). Zawezwał on rozum, który udaje, że pojęcie to spłodził, ażeby zdał sprawę z tego, jakim prawem myśli on sobie, iż coś mogłoby być tak uposażone, że jeżeli zostaje przyjęte, to przez to i coś innego koniecznie musi być przyjęte — to bowiem głosi pojęcie przyczyny. Dowiódł w sposób nie dający się zaprzeczyć, że jest rzeczą dla rozumu zu­pełnie niemożliwą pomyśleć takie połączenie a priori i na podstawie pojęć, zawiera ono bowiem konieczność; tymczasem nie da się wcale zrozumieć, dlaczego z tego powodu, że coś istnieje, coś innego musiałoby również z koniecznością istnieć, i w jaki przeto sposób dałoby się a priori wprowadzić pojecie takiego połączenia. Stąd wywnioskował, że rozum oszukuje się tym pojęciem całkowicie, że błędnie uważa je za swe własne dziecko, gdy tymczasem jest ono tylko bękartem wyobraźni, która, zapłodniona przez doświadczenie, podciągnęła pewne przedstawienia pod prawo kojarzenia i wypły­wającą stąd konieczność podmiotową, tj. nawyknienie, podaje za konieczność przedmiotową, uznawaną na podstawie zrozumienia (Einsicht). Stąd zaś wysnuł wnio­sek, że rozum nie posiada żadnej władzy pomyślenia takich połączeń, choćby tylko w ogólnej postaci, gdyż wszystkie jego pojęcia byłyby wtedy jedynie zmyśle­niami i wszelkie jego rzekomo a priori istniejące pozna­nia byłyby tylko pospolitymi doświadczeniami, opa­trzonymi fałszywą etykietą. To zaś jest równoznaczne z tym, że metafizyki w ogóle nie ma i być leż nie może[7].

Choć wniosek Hume'a był zbyt pospieszny i nie­słuszny, to był on jednak przynajmniej oparty na ba­daniu, a badanie to zaiste było warte tego, żeby dobre głowy jego czasów zjednoczyły się, by to zadanie w tym rozumieniu, w jakim on je przedstawił, rozwiązać w sposób, o ile możności, bardziej szczęśliwy, z czego rychło wyniknąć by musiała całkowita reforma nauki.

Jednakże los od dawna metafizyce nieprzyjazny chciał, by Hume nic został przez nikogo zrozumiany. Nie można bez odczucia pewnej przykrości przyglądać się temu, jak jego przeciwnicy, Reid, Oswald, Beattie, a ostatnio jeszcze Priestley, zupełnie nie trafili w sedno jego zagadnienia i przyjmując stale za uznane to, co on właśnie podawał w wątpliwość, a dowodząc za...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin