Bursztynowa komnata.doc

(141 KB) Pobierz
W POSZUKIWANIU BURSZTYNOWEJ KOMNATY

W POSZUKIWANIU BURSZTYNOWEJ KOMNATY
ŚLADY
Niestety - głos w słuchawce jest uprzejmy, lecz stanowczy - ge-
nerał nie przyjmie nas w domu. Nie, adresu też nie dostaniemy.
Generał jest w końcu wciąż w posiadaniu wielu tajemnic państwo-
wych, chociaż nie pełni już żadnej oficjalnej funkcji. Wywiadów nie
udziela, a zwłaszcza zagranicznym dziennikarzom. Jedyne miejsce,
gdzie możemy się z nim spotkać, to któryś z międzynarodowych
hoteli.
Filip Bobkow, były długoletni zastępca szefa KGB, pojawia się
w hallu moskiewskiego "Metropolu" minutę przed ustaloną godziną.
Nosi elegancki, ciemnogranatowy płaszcz, natomiast łysina czyni
jego głowę jeszcze większą niż w rzeczywistości. Chcemy zapytać
go o losy zaginionego przed prawie 50 laty skarbu. Generał nie ma
wątpliwości: "Bursztynowa komnata to nie złudzenie. Ona istnieje
naprawdę". Po raz pierwszy w ciągu dwuletnich poszukiwań od-
nosimy wrażenie, że ktoś tu wie więcej niż gotów jest powiedzieć.
Historia legendarnego skarbu, którego wartość szacuje się dziś na
250 milionów marek, rozpoczęła się blisko 300 lat temu. Wówczas
to pewnemu władcy wpadł do głowy szaleńczy pomysł: wyłożyć całą
komnatę bursztynem. Tak powstał "ósmy cud świata". W roku 1716
król pruski Fryderyk Wilhelm I podarował go Piotrowi Wielkiemu,
carowi Rosji i wysłał do Petersburga. Przez następne 200 lat panowała
wokół skarbu cisza. Potem rozpoczął się dramat, którego zawiłości
nie rozwikłano do dzisiaj. Historia ta przypomina powieść sensacyjną,
której pointy nie sposób przewidzieć - ponieważ ostatni rozdział
wciąż jeszcze powstaje. Po raz ostatni widziano komnatę w 1944 r.
w królewcu*. Pod koniec wojny, gdy III Rzesza legła w gruzach,
spłonęła także Bursztynowa komnata, twierdzą niektórzy. A może
przewieziona w bezpieczne miejsce, dotrwała do naszych czasów?
Legendy na jej temat krążyły jeszcze przed jej zniknięciem. Fascy-
nowała ludzi różnych epok - od czasów feudalizmu do współczes-
ności. Jednak silniej niż wspomnienie o rzeczywistej egzystencji kom-
naty (niewielu już jest takich, którzy ją widzieli) rozpala umysły
* królewiec - Konigsberg (niem.), Kaliningrad (ros.). Odpowiedniej nazwy używa się
w odniesieniu do wydarzeń historycznych.
zagadka jej aktualnej kryjówki. Poszukiwania baśniowych kosztow-
ności trwały dziesiątki lat, brały w nich udział tajne służby, politycy
ze Wschodu i Zachodu, zawodowi poszukiwacze skarbów i historycy,
dziennikarze, awanturnicy i psychopaci. Czas nie zatarł pamięci o za-
ginionym skarbie. Po okresach ciszy nowe pogłoski pobudzają wyob-
raźnię: wschodnioniemiecka Stasi wysyła setki agentów rejestrując
ich gorączkowe poszukiwania w tomach akt, prezydent Jelcyn twier-
dzi, że zna miejsce ukrycia klejnotu. Ale nawet koniec zimnej wojny
nie pomaga w rozwikłaniu tajemnicy. Im więcej czasu mija od zagi-
nięcia komnaty, tym większe są spekulacje na temat jej zniknięcia
z królewca. kto się do tego przyczynił? Specjalna jednostka SS,
której członkom zamknięto potem usta, już na zawsze? Stalinowscy
łowcy trofeów, którzy zaprzeczają istnieniu komnaty, jak przez prawie
pięćdziesiąt lat wypierali się posiadania skarbu króla Priama? Zawo-
dowi szabrownicy, czy zwyczajni rabusie, wykorzystujący chaos ostat-
nich tygodni wojny? A może były amerykański oficer, który dziś
w Teksasie, w prywatnym bunkrze, wyłożonym bursztynem popija
swe ostatnie whisky?


Wynajętym od rosyjskiej te-
lewizji samochodem jedziemy
w kierunku morza, nad Zalew Kuroński. Ponieważ spaliny z niezna-
nych powodów przedostają się do środka wozu, musimy pomimo
chłodu otworzyć okna. Chmury zwieszają się nisko, niebo, ziemia
i woda zlewają się w szarą całość. Na krótko pojawia się słońce,
ukazując surowe piękno tego kraju i ostry kontrast, jaki stanowi jasna
plama plaży na tle ciemnogranatowego morza i bujnej zieleni wy-
brzeża.
Tu właśnie znajdują się najbogatsze na świecie złoża jantaru. Dzisiaj
olbrzymie koparki przebijają się przez 30-40 metrową warstwę gliny,
wydobywając jantar metodą odkrywkową. Indywidualne, prywatne
połowy drogocennego sukcynitu są na rosyjskim wybrzeżu zabronio-
ne. Mimo to czasami widuje się o brzasku mężczyzn, którzy, stojąc po
kolana w wodzie, zarzucają siatki w poszukiwaniu "morskiego złota".
Podczas burz i sztormów morze szczególnie chętnie wyrzuca na
brzeg swoje bogactwo. Kilkaset metrów dalej czujemy się nagle jakby
przeniesieni w czasy dziewiętnastowiecznej gorączki złota. Kilkoro
biedaków i chmara zaniedbanych dzieci przeczesują gołymi rękami
ścieki wypływające z przetwórni bursztynu, wyławiając mikroskopijne
odłamki, które prześliznęły się przez sita. Za te okruchy można dostać
od turystów trochę twardej waluty - a tylko ona się tutaj liczy.
MORSKIE ZŁOTO
Czym jest - albo czym była - Bursztynowa komnata? W 1912 r.
rosyjski historyk sztuki S.N. Wilckowski pisał o niej: " .. to prawdziwe
cudo, nie tylko ze względu na wartość surowca, kunsztowne wyko-
nanie i lekkość formy - ale głównie dzięki pięknemu, raz ciemnemu,
raz jasnemu, ale zawsze ciepłemu odcieniowi bursztynu, który nadaje
całości niewypowiedziany urok. Wszystkie ściany sali pokryte są
mozaiką z wypolerowanych kawałków bursztynu, różnorodnych co
do wielkości i kształtu... Poprzez wyrzeźbione w bursztynie wypukłe
obramowania ściany podzielone są na pola, których środek zajmują
alegoryczne wyobrażenia czterech spośród pięciu ludzkich zmysłów".
Powstanie zaginionego skarbu datuje się na pierwszy rok osiem-
nastego stulecia, a jego historia rozpoczyna się tam, gdzie po 250
latach widziano go po raz ostatni - w Królewcu.
W roku 1701 książę Fryderyk III Hohenzollern, dziadek słynnego
Fryderyka Wielkiego, koronuje się we wschodniopruskiej metropolii
na pierwszego króla Prus. Podobnie jak później Napoleon sam na-
kłada koronę na głowę - sobie i swojej małżonce. Fryderyk I, jak
się od tej pory tytułuje, osiąga godność królewską bez wojen z są-
siadami - rzecz niezwykła jak na owe czasy. Pierwszy król pruski
nie jest wybitnym mężem stanu. Bardziej niż politykę kocha sztukę
i kulturę oraz wszelki możliwy przepych. To utracjusz, wzorujący się
zazdrośnie na manii wielkości dworu francuskiego. Same uroczystości
koronacyjne trwają sześć miesięcy i pochłaniają bajońskie sumy z i tak
już pustawej państwowej kiesy. Prusy nie posiadają przy tym prawie
żadnych bogactw naturalnych i w większym stopniu niż inne państwa
niemieckie zależne są od dobrej woli potężnego sąsiada - Rosji.
Fryderyk I uwielbia ozdoby: berła, ordery... W Królewcu, mieście
pruskich królów (w którym Immanuel Kant sformułuje następnie
swój "imperatyw kategorycz-
ny") świeżo upieczony suwe-
ren poznaje materiał, któremu
do tej pory nie poświęcał więk-
szej uwagi: bursztyn.
Bursztyn pochodzi z morza,
głównie z wybrzeży Bałtyku
i nie jest niczym innym jak ko-
palną, skamieniałą żywicą. Jego
początki sięgają pierwszych
drzew iglastych na planecie
Ziemia, pochłoniętych po mi-
lionach lat przez morze. Potem
nastaje epoka lodowcowa.
Pięćdziesiąt milionów lat dzieli
powstanie bursztynu z płynnej
żywicy drzew iglastych od jego
odkrycia jako kamienia ozdob-
nego, zwanego odtąd "mors-
kim złotem".

Stąd, z bursztynowego wybrzeża, prowadził niegdyś przez całą
Europę ważny szlak handlowy. W 1701 r., podczas uroczystości
koronacyjnych w Królewcu Fryderyk I zlecił wykonanie z jantaru kilku
precjozów. W drodze powrotnej do Berlina przychodzi mu do głowy
zuchwały i niesamowity pomysł - pokój w swej rezydencji chciałby
wyłożyć bursztynem.
Szybko znaleziono wykonawców, materiału było jeszcze wtedy
pod dostatkiem. Fryderyk nie szczędzi grosza. Mimo to prace trwają
10 lat. Początkowo do dzieła bierze się Duńczyk Gottfried Wolffram,
okazuje się jednak za drogi. W końcu niełatwe zadanie dzieli między
siebie kilku artystów. Podobno jednym z nich był sławny Andreas
Schliiter (miałyby na to wskazywać charakterystyczne maski umierają-
cych wojowników); pewne jest natomiast współuczestnictwo gdańsz-
czanina Goffina Tousseau, emigranta z Francji. Przedsięwzięcie pochła-
nia olbrzymie sumy, rujnuje prawie pruski budżet. Wreszcie w 1711 r.
gotowe płyty zostają zamontowane w narożnym pokoju na trzecim
piętrze berlińskiej rezydencji, w tzw. "palarni", gdzie król zwykł był
prowadzić przy fajce pogawędki z gośćmi i wybranymi dworzanami.
(Od redakcji: na Bursztynową komnatę składało się wiele elementów:
kartusze, ramy obrazów, medaliony, herby, płaskorzeźby przedstawia-
jące sceny biblijne, posągi bogini rzymskich Minerwy i Pomony.)
Palarni jak i reszty pałacu nie można niestety zwiedzić. Część
budowli, która przetrwała wojnę i nadawała się do restauracji, padła
w 1950 r. ofiarą trzynastu ton dynamitu - wysadzona w powietrze
na polecenie ówczesnego szefa SED* Walthera Ullbrichta, jako symbol
pruskiego militaryzmu. Na jej miejscu stoi dziś olbrzymia makieta
przedstawiająca fasadę zamku. Wsparta na rusztowaniach ma 120 m
długości i 30 m wysokości i reklamuje projekt odbudowy historycz-
nego gmachu.
kosztowna okładzina ścian, dodająca pałacowi od 1711 r. dodat-
kowego blasku, to jedyne w swoim rodzaju dzieło barokowej techniki
inkrustacyjnej. Tysiące bursztynowych płytek o rozmaitych odcieniach,
naklejonych na drewniane płyty, tworzy mozaikę z powtarzającymi
się motywami: monogram Fryderyka I (Fridericus Rex) i pruski, her-
bowy orzeł. Oto najdroższa tapeta świata.
W rok później Fryderyk umiera, na tron wstępuje jego syn, Fryderyk
Wilhelm I. Ten dla odmiany jest bardzo skąpy - od momentu prze-
jęcia przez niego władzy w Prusach zaczyna się oszczędzanie. Nowy
król unika wszelkiego przepychu, po śmierci ojca sprzedaje zbędne
klejnoty. kocha za to wojsko, dlatego też przeszedł do historii jako
"król-żołnierz".
PREZENTY PODTRZYMUJĄ PRZYJAŹń
Słynny narożny pokój berlińskiego zamku, zwany palarnią, uwiecz-
niony został na płótnie. Widzimy na nim Fryderyka Wilhelma I w kręgu
zaufanych - pali fajkę, popija wino, dyskutuje. Na pierwszym planie
* SED - Sozialistische Einheitspartei Deutschlands (Socjalistyczna Partia jedności Nie-
miec - NRD-owska partia komunistyczna
malutka postać - to późniejszy Fryderyk Wielki. Z opisu pewnego
dworzanina dowiadujemy się, co działo się w tej najbardziej eks-
kluzywnej części królewskich pokoi:
" .. i podążają do narożnej komnaty, gdzie niekiedy w towarzystwie
jednej albo dwóch dam pojawia się też król. Dziesięciu czy dwunastu
oficerów, szczególną łaską królewską obdarzanych, takoż się tam
znajduje. Grają tedyż w piqueta, I'hombre i trik-traka, palą tytoń.
W owo miejsce przywołuje król tych, którym rzec chce coś szcze-
gólnego - tak jak i mnie dwukrotnie tam przybyć polecił. Nie ma
w tym towarzystwie nijakiego skrępowania, każdemu wolno siedzieć,
jako że król od należnych mu oznak czci nieco odstępuje. O jedenas-
tej wieczorem odprawia towarzystwo i udaje się do swojej komnaty".
A sam władca powiada: "Tu dopiero jestem człowiekiem, tu wolno
mi nim być".
Na obrazie widzimy jednak tylko gołe ściany, Bursztynowej Kom-
naty nie było już wówczas w Berlinie, Fryderyk Wilhelm oddał ją
w darze. A oto, jak do tego doszło:
W 1716 przybywa z wizytą car Piotr I, młody monarcha, który
chce zreformować swoje zacofane, prawie średniowieczne państwo
na zachodnią modłę. Wielkie europejskie metropolie bierze za wzór
dla swojej nowej stolicy - Sankt Petersburga, który ma stać się
"oknem na Zachód". Ludność nie chce jednak dobrowolnie osiedlić
się na nowym miejscu. Dopiero pod batami bezlitosnych nadzorców
Sankt Petersburg dosłownie dźwiga się z bagien. W 1703, po roz-
poczęciu robót, trzeba przede wszystkim umocnić grząski grunt.
Praca w trudnych warunkach klimatycznych pociąga za sobą tysiące
ofiar. Dwieście pięćdziesiąt razy powodzie niweczą dzieło budow-
niczych. Aby zapewnić stały dopływ siły roboczej, car postawił swych
poddanych przed alternatywą: albo pójdą do wojska, albo będą
pracować przy budowie stolicy. Przymus sprawia, że nawet szlachta
i mieszczanie osiedlają się w nowej metropolii.
Piotr I to kapryśny despota. ku przerażeniu swego dworu regularnie
opuszcza ojczyznę i wyrusza do zachodniej Europy, poznawać tam-
tejsze życie i kulturę. Czasami podróżuje incognito. Sławny stał się
jego pobyt w Amsterdamie, gdzie - nie rozpoznany - zatrudnił się
jako cieśla w miejscowej stoczni. Na tym motywie osnute jest libretto
opery "Car i cieśla" Gustava Alberta Lortzinga.
W drodze do Amsterdamu Piotr I zatrzymuje się w 1697 r. na
dworze księżnej Zofii w Hanowerze. Nie wyćwiczony w tańcach
(z wyjątkiem kozackich) krzepko chwyta w salonowych pląsach de-
likatne biodra dam dworu i dziwi się: "że żebra niemieckich niewiast
są tak twarde i że znajdują się nie w poziomym, lecz w pionowym
położeniu". Nie wie, że czuł pod palcami fiszbinowe, paryskie gor-
sety, a nie żebra niemieckich panien.
W 1716 roku Piotr odwiedza Berlin, co ciekawe w dość niezwykły
sposób. Przed bramami miasta przesiada się z karety na zwykły wóz.
Delegacja powitalna wiwatuje więc na cześć pustego powozu, a tym-
czasem car bocznymi uliczkami wjeżdża do pruskiej stolicy. Kiedy
pewnego ranka razem z Fryderykiem Wilhelmem I spaceruje po
berlińskim zamku, wchodzi do palarni - i staje jak rażony gromem.
Zachwycony, daremnie szuka właściwych słów, wie tylko jedno, musi
mieć taki bursztynowy gabinet. Król Prus decyduje się szybko. Po-
trzebuje cara jako sprzymierzeńca w wojnie ze Szwecją, tak więc
niezwykły prezent przypieczętowuje prusko-rosyjskie przymierze.
Panele zostają zdemontowane, zapakowane w osiemnaście skrzyń
i pod wojskową eskortą przewiezione wodą i lądem do Sankt Peters-
burga. Tam zdobią początkowo stary, a w sześć lat później nowy
Pałac Zimowy. Jeszcze tego samego roku car wysyła 55 wysokich
drabów do Prus - będą służyć w ulubionej gwardii "króla-żołnierza".
W 1755 r. komnatę czeka kolejna przeprowadzka. Córka Piotra
I Elżbieta poleca umieścić ją w letniej rezydencji w Carskim Siole
(dzisiejsze Puszkino). Piotr Wielki podarował na początku stulecia
ów pagórkowaty teren - 25 km na pd.-zach. od Sankt Petersburga
- swej żonie, Katarzynie I. Zbudowany przez nią w tajemnicy (aby
sprawić carowi niespodziankę) dwupiętrowy, wiejski dworek w ni-
czym nie przypominał późniejszego słynnego pałacu. Rozrzutna
Elżbieta każe sześciokrotnie rozbierać budowlę aż do fundamentów
i wznosić na nowo - jeszcze większą, jeszcze wspanialszą. Prze-
kazy mówią, że w podróżach z Petersburga do Carskiego Sioła to-
warzyszyła jej dwudziestoczterotysięczna świta, dźwigając umeblo-
wanie i sprzęty.
Rozmiary sali w ukończonym w 1752 r. pałacu katarzyny ( 10,55
na 10,5; 6 metrów wysokości) są o wiele za duże, by można ją było
wypełnić istniejącymi panelami. "Boazeria" zostaje więc uzupełniona
o dalsze mozaiki i 24 weneckie lustra - powstaje fantastyczna
(niektórzy mówią: kiczowata mieszanka pruskiego baroku z rosyjskim
rokokiem. Pochodzący z Włoch nadworny architekt Bartolomeo Ras-
trelli i sześciu jego współpracowników potrzebowali na to łącznie
ośmiu lat. Lustra i trzy wielkie okna tworzyły we wnętrzu całą gamę
świetlnych refleksów. Wieczorem, gdy w żyrandolach i kinkietach
zapalano świece, całość sprawiała niezapomniane wrażenie.
Rozmawialiśmy z dwojgiem miłośników sztuki, którzy w Carskim
Siole widzieli komnatę na własne oczy. "Niezwykły, baśniowy, jedyny
w swoim rodzaju świat" -wspomina długoletni ambasador radziecki
w Bonn, Walentin Falin. "Widok tego skarbu wzbudził we mnie prze-
konanie, że w życiu może być coś naprawdę pięknego". Pochodząca
z Prus Wschodnich hrabina Marion Donhoff, wydawca tygodnika
"Die Zeit" trafia w sedno: "Przede wszystkim podziw, że coś podob-
nego można zrobić z bursztynu. Chyba to właśnie najbardziej przy-
czyniło się do powstania legendy, jaką owiana jest Komnata. Gdyby
to był jakikolwiek inny materiał, używany jako okładzina ścian czy
podłóg - ale bursztyn... Było w tym coś niesamowicie nowego
i niepojętego".
RABUNEK NA ROZKAZ FUHRERA
Dzisiaj ta niegdyś najpiękniejsza sala carskiego pałacu stoi pusta.
Rozbrzmiewają w niej głosy rosyjskich przewodników oprowadzają-
cych turystów z Zachodu: "Teraz znajdujemy się w Bursztynowej
Komnacie". Odrestaurowany jest tylko sufit, wszystko inne trzeba
sobie wyobrazić. Przewodnik wyjaśnia: "Kosztowna okładzina ścian
została usunięta podczas wojny. Nie wiadomo, gdzie się znajduje".
"Podłość" - mruczy pod nosem starszy turysta z Niemiec. Usta-
wiamy lampy, aby sfilmować salę. Każdy metr, który obejmujemy
kamerą kosztuje dodatkowe dewizy, każdy nasz krok obserwuje
podejrzliwie cały zastęp strażników, chociaż przecież Niemcy już
przed 50 laty ogołocili to pomieszczenie.
Złocisty klejnot pozostał w pałacu prawie 200 lat, przetrwał I wojnę
światową i rewolucję październikową, będąc ucztą dla oczu dostoj-
nych gości, dworzan i wreszcie obywateli radzieckich. W 1941 r.
potomkowie Fryderyka odbierają jego wielkoduszny prezent. Już
w trzy tygodnie po rozpoczęciu "Operacji Barbarossa" (kryptonim
napadu na ZSRR) 15 lipca 1941 r. dywizje Hitlera stają u bram
Leningradu. Oblężenie miasta, któremu przywrócono teraz pierwotną
nazwę Sankt Petersburg, trwało 900 dni. Ani jednemu niemieckiemu
żołnierzowi nie udało się przekroczyć granic miasta, jednak zdobyli car
skie Sioło. Miejscowość od 1937 r. nazywa się zresztą Puszkino
- na cześć najbardziej rosyjskiego z wszystkich rosyjskich poetów,
który tu właśnie uczęszczał do liceum.
"Wielki Pałac" znalazł się na linii frontu. Rosyjska bomba zniszczyła
olbrzymią salę, położoną tuż obok Bursztynowej Komnaty. Niemiecki
ostrzał dopełnił spustoszenia - lecz Komnata cudem ocalała. W wiel-

kim pośpiechu, prowizorycznie tylko przykryto ściany deskami. Wiatr
i deszcz swobodnie hulały po pałacu - podobnie jak niemieccy
żołdacy. Gdy już nasycili się pornograficzną kolekcją Katarzyny Wiel-
kiej, zaczęli dobierać się do "ósmego cudu świata". Kapitan Hans
Hunsdorfer uważa, że tylko jego przybycie ocaliło skarb przed dewas-
tacją. "Sporo już pozrywali ze ścian - opowiada później - przy-
mierzali się właśnie do luster i malowideł na kości słoniowej. Mu-
siałem przepędzić dwóch podoficerów, którzy próbowali wyrąbać
sobie bagnetami małe pamiątki. Tak nie można powiedziałem im,
to przecież wielkie dzieło sztuki".
"Małe pamiątki" to dopiero początek. Teraz przyszła kolej na
rabusiów większego kalibru. Marszałek Rzeszy Hermann Goring wi-
działby chętnie "jantarowy cud" w swojej wiejskiej rezydencji karin-
hall, albo w innej ze swych siedmiu posiadłości. Minister spraw
zagranicznych Joachim von Ribbentrop chciałby użyć tego dzieła jako
asa atutowego w przyszłych rokowaniach pokojowych ze Związkiem
Radzieckim. Naczelne dowództwo Wehrmachtu też ma swoje plany,
chętnie uczyniłoby z niezwykłej zdobyczy główną atrakcję planowa-
nego Muzeum Sił Zbrojnych. Na osobiste polecenie Hitlera grasuje
natomiast w okupowanych krajach "Sztab Interwencyjny reichsleitera
Rosenberga" i "zabezpiecza" odnalezione dzieła sztuki. Od początku
wojny istnieje tzw. "Misja Specjalna Linz". Hitler chce stworzyć tam
muzeum, przewyższające ogromem i bogactwem kolekcji wszystkie
inne muzea świata. Po rozpoczęciu działań zbrojnych plan zbudo-
wania "niemieckiego Rzymu" jeszcze bardziej się poszerza. Po "o-
statecznym zwycięstwie" wszystkie dobra kulturalne Europy mają
zostać na nowo podzielone, a dzieła pochodzące z tzw. germańskich
stref wpływów - przewiezione do Niemiec. Ze wszystkich zajętych
obszarów Hitler każe wywozić dzieła sztuki uznane przez narodowych
socjalistów za wartościowe. Wybór odbywa się na podstawie wielo-
tomowych "katalogów fiihrera", które sporządził dla wodza dyrektor
generalny Galerii Drezdeńskiej, Hans Posse. W razie wątpliwości
niedoszły malarz osobiście decyduje o losie zagarniętych obrazów,
rzeźb, a nawet książek, dywanów i broni. Czy na liście trofeów fi-
gurowała też Bursztynowa Komnata? Trudno powiedzieć, nie za-
chowały się bowiem dokumenty na ten temat, ale można przypusz-
czać, że tak było.
Propaganda hitlerowska maskowała konfiskaty hasłem "Służba
bezpieczeństwa ratuje skarby kultury przed zniszczeniem" - drwiąc
w żywe oczy z konwencji haskiej, która przewiduje wprawdzie ewa-
kuację dzieł sztuki z obszarów przyfrontowych, ale nie przywłasz-
czanie ich sobie.
Powróćmy do pałacu w Carskim Siole. W ciągu 36 godzin SS
demontuje komnatę i wywozi ją w 24 skrzyniach do Rzeszy. Wpis
w dzienniku 50 korpusu z 14 października 1941 r. brzmi: "Transport
zabezpieczonych przez rzeczoznawców - rotmistrza hr. Solms i ka-
pitana Poensgen - (...) dzieł sztuki, m.in. okładzin Sali Bursztynowej
pałacu w Puszkino, do królewca" (rotmistrz Ernst Otto hrabia
Solms-Laubach i jego towarzysz, kapitan Georg Poensgen podlegali
szefowi muzeum sił zbrojnych. W cywilu byli historykami sztuki i pra-
cowali w pruskim zarządzie zespołów parkowo-pałacowych).
Jednym z najwierniejszych i najbardziej brutalnych wasali Hitlera
był Erich koch, gauleiter Prus Wschodnich z siedzibą w Królewcu.
To on zapewne postanowił sprowadzić Bursztynową Komnatę do
Konigsbergu, chcąc prawdopodobnie wyprzedzić "Sztab Interwen-
cyjny reichsleitera Rosenberga".
Odpowiednich argumentów dostarczał Kochowi Alfred Rhode, dy-
rektor królewieckiego muzeum. 9 sierpnia 1941 r., podczas walk
o Leningrad, napisał do swojego gauleitera: "Należy bezwarunkowo
przedsięwziąć wszelkie środki dla sprowadzenia dzieła do ojczyzny.
Wykonane z pruskiego bursztynu, powinno powrócić do Prus Wscho-
dnich, do Konigsbergu".
Koch wszystko starannie obmyśla i wreszcie bezcenny konwój,
czujnie strzeżony i utajniony, bezpiecznie dociera do wschodnio-
pruskiej metropolii. "Konigsberger Allgemeine Zeitung" donosi 13
listopada 1941 r.: "Bursztynowe ściany w zamku".
W królewieckim zamku, dawnej twierdzy zakonu krzyżackiego zło-
cista "tapeta" ponownie wędruje na ściany - południowe skrzydło,
trzecie piętro, sala nr 37. Prowizoryczne pomieszczenie jest zbyt
małe, dlatego fragmenty Komnaty zapakowane w skrzynie lądują
w piwnicach zamku. Intarsjowany parkiet, freski na suficie i żyrandole
musiały oczywiście zostać w Puszkino. Prawdziwie bajkowy charakter
dzieła tworzyły dopiero wszystkie te elementy.
Dyrektor Alfred Rhode, nie posiadając się z zadowolenia, triumfalnie
obwieszczał w poświęconym sztuce czasopiśmie "Panteon" z czer-
wca 1942 - "powrót Bursztynowej Komnaty do ojczyzny, powrót
w najlepszym i najpełniejszym tego słowa znaczeniu". Powrót? Więc
nikt nie myślał o zwrocie skarbu po zakończeniu wojny, nie chodziło
wcale o jego tymczasowe zabezpieczenie. Naziści ostentacyjnie udo-
stępniają "ósmy cud świata" do zwiedzania. W jakiś sposób trzeba
przecież pokazać, że wojenna katastrofa jednak się opłaca.
POCZĄTEK SENSACJI
W niedługim czasie wojna nie oszczędz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin