W POSZUKIWANIU BURSZTYNOWEJ KOMNATYŚLADYNiestety - głos w słuchawce jest uprzejmy, lecz stanowczy - ge-nerał nie przyjmie nas w domu. Nie, adresu też nie dostaniemy.Generał jest w końcu wciąż w posiadaniu wielu tajemnic państwo-wych, chociaż nie pełni już żadnej oficjalnej funkcji. Wywiadów nieudziela, a zwłaszcza zagranicznym dziennikarzom. Jedyne miejsce,gdzie możemy się z nim spotkać, to któryś z międzynarodowychhoteli.Filip Bobkow, były długoletni zastępca szefa KGB, pojawia sięw hallu moskiewskiego "Metropolu" minutę przed ustaloną godziną.Nosi elegancki, ciemnogranatowy płaszcz, natomiast łysina czynijego głowę jeszcze większą niż w rzeczywistości. Chcemy zapytaćgo o losy zaginionego przed prawie 50 laty skarbu. Generał nie mawątpliwości: "Bursztynowa komnata to nie złudzenie. Ona istniejenaprawdę". Po raz pierwszy w ciągu dwuletnich poszukiwań od-nosimy wrażenie, że ktoś tu wie więcej niż gotów jest powiedzieć.Historia legendarnego skarbu, którego wartość szacuje się dziś na250 milionów marek, rozpoczęła się blisko 300 lat temu. Wówczasto pewnemu władcy wpadł do głowy szaleńczy pomysł: wyłożyć całąkomnatę bursztynem. Tak powstał "ósmy cud świata". W roku 1716król pruski Fryderyk Wilhelm I podarował go Piotrowi Wielkiemu,carowi Rosji i wysłał do Petersburga. Przez następne 200 lat panowaławokół skarbu cisza. Potem rozpoczął się dramat, którego zawiłościnie rozwikłano do dzisiaj. Historia ta przypomina powieść sensacyjną,której pointy nie sposób przewidzieć - ponieważ ostatni rozdziałwciąż jeszcze powstaje. Po raz ostatni widziano komnatę w 1944 r.w królewcu*. Pod koniec wojny, gdy III Rzesza legła w gruzach,spłonęła także Bursztynowa komnata, twierdzą niektórzy. A możeprzewieziona w bezpieczne miejsce, dotrwała do naszych czasów?Legendy na jej temat krążyły jeszcze przed jej zniknięciem. Fascy-nowała ludzi różnych epok - od czasów feudalizmu do współczes-ności. Jednak silniej niż wspomnienie o rzeczywistej egzystencji kom-naty (niewielu już jest takich, którzy ją widzieli) rozpala umysły* królewiec - Konigsberg (niem.), Kaliningrad (ros.). Odpowiedniej nazwy używa sięw odniesieniu do wydarzeń historycznych.zagadka jej aktualnej kryjówki. Poszukiwania baśniowych kosztow-ności trwały dziesiątki lat, brały w nich udział tajne służby, politycyze Wschodu i Zachodu, zawodowi poszukiwacze skarbów i historycy,dziennikarze, awanturnicy i psychopaci. Czas nie zatarł pamięci o za-ginionym skarbie. Po okresach ciszy nowe pogłoski pobudzają wyob-raźnię: wschodnioniemiecka Stasi wysyła setki agentów rejestrującich gorączkowe poszukiwania w tomach akt, prezydent Jelcyn twier-dzi, że zna miejsce ukrycia klejnotu. Ale nawet koniec zimnej wojnynie pomaga w rozwikłaniu tajemnicy. Im więcej czasu mija od zagi-nięcia komnaty, tym większe są spekulacje na temat jej zniknięciaz królewca. kto się do tego przyczynił? Specjalna jednostka SS,której członkom zamknięto potem usta, już na zawsze? Stalinowscyłowcy trofeów, którzy zaprzeczają istnieniu komnaty, jak przez prawiepięćdziesiąt lat wypierali się posiadania skarbu króla Priama? Zawo-dowi szabrownicy, czy zwyczajni rabusie, wykorzystujący chaos ostat-nich tygodni wojny? A może były amerykański oficer, który dziśw Teksasie, w prywatnym bunkrze, wyłożonym bursztynem popijaswe ostatnie whisky?
Wynajętym od rosyjskiej te-lewizji samochodem jedziemyw kierunku morza, nad Zalew Kuroński. Ponieważ spaliny z niezna-nych powodów przedostają się do środka wozu, musimy pomimochłodu otworzyć okna. Chmury zwieszają się nisko, niebo, ziemiai woda zlewają się w szarą całość. Na krótko pojawia się słońce,ukazując surowe piękno tego kraju i ostry kontrast, jaki stanowi jasnaplama plaży na tle ciemnogranatowego morza i bujnej zieleni wy-brzeża.Tu właśnie znajdują się najbogatsze na świecie złoża jantaru. Dzisiajolbrzymie koparki przebijają się przez 30-40 metrową warstwę gliny,wydobywając jantar metodą odkrywkową. Indywidualne, prywatnepołowy drogocennego sukcynitu są na rosyjskim wybrzeżu zabronio-ne. Mimo to czasami widuje się o brzasku mężczyzn, którzy, stojąc pokolana w wodzie, zarzucają siatki w poszukiwaniu "morskiego złota".Podczas burz i sztormów morze szczególnie chętnie wyrzuca nabrzeg swoje bogactwo. Kilkaset metrów dalej czujemy się nagle jakbyprzeniesieni w czasy dziewiętnastowiecznej gorączki złota. Kilkorobiedaków i chmara zaniedbanych dzieci przeczesują gołymi rękamiścieki wypływające z przetwórni bursztynu, wyławiając mikroskopijneodłamki, które prześliznęły się przez sita. Za te okruchy można dostaćod turystów trochę twardej waluty - a tylko ona się tutaj liczy.MORSKIE ZŁOTOCzym jest - albo czym była - Bursztynowa komnata? W 1912 r.rosyjski historyk sztuki S.N. Wilckowski pisał o niej: " .. to prawdziwecudo, nie tylko ze względu na wartość surowca, kunsztowne wyko-nanie i lekkość formy - ale głównie dzięki pięknemu, raz ciemnemu,raz jasnemu, ale zawsze ciepłemu odcieniowi bursztynu, który nadajecałości niewypowiedziany urok. Wszystkie ściany sali pokryte sąmozaiką z wypolerowanych kawałków bursztynu, różnorodnych codo wielkości i kształtu... Poprzez wyrzeźbione w bursztynie wypukłeobramowania ściany podzielone są na pola, których środek zajmująalegoryczne wyobrażenia czterech spośród pięciu ludzkich zmysłów".Powstanie zaginionego skarbu datuje się na pierwszy rok osiem-nastego stulecia, a jego historia rozpoczyna się tam, gdzie po 250latach widziano go po raz ostatni - w Królewcu.W roku 1701 książę Fryderyk III Hohenzollern, dziadek słynnegoFryderyka Wielkiego, koronuje się we wschodniopruskiej metropoliina pierwszego króla Prus. Podobnie jak później Napoleon sam na-kłada koronę na głowę - sobie i swojej małżonce. Fryderyk I, jaksię od tej pory tytułuje, osiąga godność królewską bez wojen z są-siadami - rzecz niezwykła jak na owe czasy. Pierwszy król pruskinie jest wybitnym mężem stanu. Bardziej niż politykę kocha sztukęi kulturę oraz wszelki możliwy przepych. To utracjusz, wzorujący sięzazdrośnie na manii wielkości dworu francuskiego. Same uroczystościkoronacyjne trwają sześć miesięcy i pochłaniają bajońskie sumy z i takjuż pustawej państwowej kiesy. Prusy nie posiadają przy tym prawieżadnych bogactw naturalnych i w większym stopniu niż inne państwaniemieckie zależne są od dobrej woli potężnego sąsiada - Rosji.Fryderyk I uwielbia ozdoby: berła, ordery... W Królewcu, mieściepruskich królów (w którym Immanuel Kant sformułuje następnieswój "imperatyw kategorycz-ny") świeżo upieczony suwe-ren poznaje materiał, któremudo tej pory nie poświęcał więk-szej uwagi: bursztyn.Bursztyn pochodzi z morza,głównie z wybrzeży Bałtykui nie jest niczym innym jak ko-palną, skamieniałą żywicą. Jegopoczątki sięgają pierwszychdrzew iglastych na planecieZiemia, pochłoniętych po mi-lionach lat przez morze. Potemnastaje epoka lodowcowa.Pięćdziesiąt milionów lat dzielipowstanie bursztynu z płynnejżywicy drzew iglastych od jegoodkrycia jako kamienia ozdob-nego, zwanego odtąd "mors-kim złotem".
Stąd, z bursztynowego wybrzeża, prowadził niegdyś przez całąEuropę ważny szlak handlowy. W 1701 r., podczas uroczystościkoronacyjnych w Królewcu Fryderyk I zlecił wykonanie z jantaru kilkuprecjozów. W drodze powrotnej do Berlina przychodzi mu do głowyzuchwały i niesamowity pomysł - pokój w swej rezydencji chciałbywyłożyć bursztynem.Szybko znaleziono wykonawców, materiału było jeszcze wtedypod dostatkiem. Fryderyk nie szczędzi grosza. Mimo to prace trwają10 lat. Początkowo do dzieła bierze się Duńczyk Gottfried Wolffram,okazuje się jednak za drogi. W końcu niełatwe zadanie dzieli międzysiebie kilku artystów. Podobno jednym z nich był sławny AndreasSchliiter (miałyby na to wskazywać charakterystyczne maski umierają-cych wojowników); pewne jest natomiast współuczestnictwo gdańsz-czanina Goffina Tousseau, emigranta z Francji. Przedsięwzięcie pochła-nia olbrzymie sumy, rujnuje prawie pruski budżet. Wreszcie w 1711 r.gotowe płyty zostają zamontowane w narożnym pokoju na trzecimpiętrze berlińskiej rezydencji, w tzw. "palarni", gdzie król zwykł byłprowadzić przy fajce pogawędki z gośćmi i wybranymi dworzanami.(Od redakcji: na Bursztynową komnatę składało się wiele elementów:kartusze, ramy obrazów, medaliony, herby, płaskorzeźby przedstawia-jące sceny biblijne, posągi bogini rzymskich Minerwy i Pomony.)Palarni jak i reszty pałacu nie można niestety zwiedzić. Częśćbudowli, która przetrwała wojnę i nadawała się do restauracji, padław 1950 r. ofiarą trzynastu ton dynamitu - wysadzona w powietrzena polecenie ówczesnego szefa SED* Walthera Ullbrichta, jako symbolpruskiego militaryzmu. Na jej miejscu stoi dziś olbrzymia makietaprzedstawiająca fasadę zamku. Wsparta na rusztowaniach ma 120 mdługości i 30 m wysokości i reklamuje projekt odbudowy historycz-nego gmachu.kosztowna okładzina ścian, dodająca pałacowi od 1711 r. dodat-kowego blasku, to jedyne w swoim rodzaju dzieło barokowej technikiinkrustacyjnej. Tysiące bursztynowych płytek o rozmaitych odcieniach,naklejonych na drewniane płyty, tworzy mozaikę z powtarzającymisię motywami: monogram Fryderyka I (Fridericus Rex) i pruski, her-bowy orzeł. Oto najdroższa tapeta świata.W rok później Fryderyk umiera, na tron wstępuje jego syn, FryderykWilhelm I. Ten dla odmiany jest bardzo skąpy - od momentu prze-jęcia przez niego władzy w Prusach zaczyna się oszczędzanie. Nowykról unika wszelkiego przepychu, po śmierci ojca sprzedaje zbędneklejnoty. kocha za to wojsko, dlatego też przeszedł do historii jako"król-żołnierz".PREZENTY PODTRZYMUJĄ PRZYJAŹńSłynny narożny pokój berlińskiego zamku, zwany palarnią, uwiecz-niony został na płótnie. Widzimy na nim Fryderyka Wilhelma I w kręguzaufanych - pali fajkę, popija wino, dyskutuje. Na pierwszym planie* SED - Sozialistische Einheitspartei Deutschlands (Socjalistyczna Partia jedności Nie-miec - NRD-owska partia komunistycznamalutka postać - to późniejszy Fryderyk Wielki. Z opisu pewnegodworzanina dowiadujemy się, co działo się w tej najbardziej eks-kluzywnej części królewskich pokoi:" .. i podążają do narożnej komnaty, gdzie niekiedy w towarzystwiejednej albo dwóch dam pojawia się też król. Dziesięciu czy dwunastuoficerów, szczególną łaską królewską obdarzanych, takoż się tamznajduje. Grają tedyż w piqueta, I'hombre i trik-traka, palą tytoń.W owo miejsce przywołuje król tych, którym rzec chce coś szcze-gólnego - tak jak i mnie dwukrotnie tam przybyć polecił. Nie maw tym towarzystwie nijakiego skrępowania, każdemu wolno siedzieć,jako że król od należnych mu oznak czci nieco odstępuje. O jedenas-tej wieczorem odprawia towarzystwo i udaje się do swojej komnaty".A sam władca powiada: "Tu dopiero jestem człowiekiem, tu wolnomi nim być".Na obrazie widzimy jednak tylko gołe ściany, Bursztynowej Kom-naty nie było już wówczas w Berlinie, Fryderyk Wilhelm oddał jąw darze. A oto, jak do tego doszło:W 1716 przybywa z wizytą car Piotr I, młody monarcha, którychce zreformować swoje zacofane, prawie średniowieczne państwona zachodnią modłę. Wielkie europejskie metropolie bierze za wzórdla swojej nowej stolicy - Sankt Petersburga, który ma stać się"oknem na Zachód". Ludność nie chce jednak dobrowolnie osiedlićsię na nowym miejscu. Dopiero pod batami bezlitosnych nadzorcówSankt Petersburg dosłownie dźwiga się z bagien. W 1703, po roz-poczęciu robót, trzeba przede wszystkim umocnić grząski grunt.Praca w trudnych warunkach klimatycznych pociąga za sobą tysiąceofiar. Dwieście pięćdziesiąt razy powodzie niweczą dzieło budow-niczych. Aby zapewnić stały dopływ siły roboczej, car postawił swychpoddanych przed alternatywą: albo pójdą do wojska, albo będąpracować przy budowie stolicy. Przymus sprawia, że nawet szlachtai mieszczanie osiedlają się w nowej metropolii.Piotr I to kapryśny despota. ku przerażeniu swego dworu regularnieopuszcza ojczyznę i wyrusza do zachodniej Europy, poznawać tam-tejsze życie i kulturę. Czasami podróżuje incognito. Sławny stał sięjego pobyt w Amsterdamie, gdzie - nie rozpoznany - zatrudnił sięjako cieśla w miejscowej stoczni. Na tym motywie osnute jest librettoopery "Car i cieśla" Gustava Alberta Lortzinga.W drodze do Amsterdamu Piotr I zatrzymuje się w 1697 r. nadworze księżnej Zofii w Hanowerze. Nie wyćwiczony w tańcach(z wyjątkiem kozackich) krzepko chwyta w salonowych pląsach de-likatne biodra dam dworu i dziwi się: "że żebra niemieckich niewiastsą tak twarde i że znajdują się nie w poziomym, lecz w pionowympołożeniu". Nie wie, że czuł pod palcami fiszbinowe, paryskie gor-sety, a nie żebra niemieckich panien.W 1716 roku Piotr odwiedza Berlin, co ciekawe w dość niezwykłysposób. Przed bramami miasta przesiada się z karety na zwykły wóz.Delegacja powitalna wiwatuje więc na cześć pustego powozu, a tym-czasem car bocznymi uliczkami wjeżdża do pruskiej stolicy. Kiedypewnego ranka razem z Fryderykiem Wilhelmem I spaceruje poberlińskim zamku, wchodzi do palarni - i staje jak rażony gromem.Zachwycony, daremnie szuka właściwych słów, wie tylko jedno, musimieć taki bursztynowy gabinet. Król Prus decyduje się szybko. Po-trzebuje cara jako sprzymierzeńca w wojnie ze Szwecją, tak więcniezwykły prezent przypieczętowuje prusko-rosyjskie przymierze.Panele zostają zdemontowane, zapakowane w osiemnaście skrzyńi pod wojskową eskortą przewiezione wodą i lądem do Sankt Peters-burga. Tam zdobią początkowo stary, a w sześć lat później nowyPałac Zimowy. Jeszcze tego samego roku car wysyła 55 wysokichdrabów do Prus - będą służyć w ulubionej gwardii "króla-żołnierza".W 1755 r. komnatę czeka kolejna przeprowadzka. Córka PiotraI Elżbieta poleca umieścić ją w letniej rezydencji w Carskim Siole(dzisiejsze Puszkino). Piotr Wielki podarował na początku stuleciaów pagórkowaty teren - 25 km na pd.-zach. od Sankt Petersburga- swej żonie, Katarzynie I. Zbudowany przez nią w tajemnicy (abysprawić carowi niespodziankę) dwupiętrowy, wiejski dworek w ni-czym nie przypominał późniejszego słynnego pałacu. RozrzutnaElżbieta każe sześciokrotnie rozbierać budowlę aż do fundamentówi wznosić na nowo - jeszcze większą, jeszcze wspanialszą. Prze-kazy mówią, że w podróżach z Petersburga do Carskiego Sioła to-warzyszyła jej dwudziestoczterotysięczna świta, dźwigając umeblo-wanie i sprzęty.Rozmiary sali w ukończonym w 1752 r. pałacu katarzyny ( 10,55na 10,5; 6 metrów wysokości) są o wiele za duże, by można ją byłowypełnić istniejącymi panelami. "Boazeria" zostaje więc uzupełnionao dalsze mozaiki i 24 weneckie lustra - powstaje fantastyczna(niektórzy mówią: kiczowata mieszanka pruskiego baroku z rosyjskimrokokiem. Pochodzący z Włoch nadworny architekt Bartolomeo Ras-trelli i sześciu jego współpracowników potrzebowali na to łącznieośmiu lat. Lustra i trzy wielkie okna tworzyły we wnętrzu całą gamęświetlnych refleksów. Wieczorem, gdy w żyrandolach i kinkietachzapalano świece, całość sprawiała niezapomniane wrażenie.Rozmawialiśmy z dwojgiem miłośników sztuki, którzy w CarskimSiole widzieli komnatę na własne oczy. "Niezwykły, baśniowy, jedynyw swoim rodzaju świat" -wspomina długoletni ambasador radzieckiw Bonn, Walentin Falin. "Widok tego skarbu wzbudził we mnie prze-konanie, że w życiu może być coś naprawdę pięknego". Pochodzącaz Prus Wschodnich hrabina Marion Donhoff, wydawca tygodnika"Die Zeit" trafia w sedno: "Przede wszystkim podziw, że coś podob-nego można zrobić z bursztynu. Chyba to właśnie najbardziej przy-czyniło się do powstania legendy, jaką owiana jest Komnata. Gdybyto był jakikolwiek inny materiał, używany jako okładzina ścian czypodłóg - ale bursztyn... Było w tym coś niesamowicie nowegoi niepojętego".RABUNEK NA ROZKAZ FUHRERADzisiaj ta niegdyś najpiękniejsza sala carskiego pałacu stoi pusta.Rozbrzmiewają w niej głosy rosyjskich przewodników oprowadzają-cych turystów z Zachodu: "Teraz znajdujemy się w BursztynowejKomnacie". Odrestaurowany jest tylko sufit, wszystko inne trzebasobie wyobrazić. Przewodnik wyjaśnia: "Kosztowna okładzina ścianzostała usunięta podczas wojny. Nie wiadomo, gdzie się znajduje"."Podłość" - mruczy pod nosem starszy turysta z Niemiec. Usta-wiamy lampy, aby sfilmować salę. Każdy metr, który obejmujemykamerą kosztuje dodatkowe dewizy, każdy nasz krok obserwujepodejrzliwie cały zastęp strażników, chociaż przecież Niemcy jużprzed 50 laty ogołocili to pomieszczenie.Złocisty klejnot pozostał w pałacu prawie 200 lat, przetrwał I wojnęświatową i rewolucję październikową, będąc ucztą dla oczu dostoj-nych gości, dworzan i wreszcie obywateli radzieckich. W 1941 r.potomkowie Fryderyka odbierają jego wielkoduszny prezent. Jużw trzy tygodnie po rozpoczęciu "Operacji Barbarossa" (kryptonimnapadu na ZSRR) 15 lipca 1941 r. dywizje Hitlera stają u bramLeningradu. Oblężenie miasta, któremu przywrócono teraz pierwotnąnazwę Sankt Petersburg, trwało 900 dni. Ani jednemu niemieckiemużołnierzowi nie udało się przekroczyć granic miasta, jednak zdobyli carskie Sioło. Miejscowość od 1937 r. nazywa się zresztą Puszkino- na cześć najbardziej rosyjskiego z wszystkich rosyjskich poetów,który tu właśnie uczęszczał do liceum."Wielki Pałac" znalazł się na linii frontu. Rosyjska bomba zniszczyłaolbrzymią salę, położoną tuż obok Bursztynowej Komnaty. Niemieckiostrzał dopełnił spustoszenia - lecz Komnata cudem ocalała. W wiel-
kim pośpiechu, prowizorycznie tylko przykryto ściany deskami. Wiatri deszcz swobodnie hulały po pałacu - podobnie jak niemieccyżołdacy. Gdy już nasycili się pornograficzną kolekcją Katarzyny Wiel-kiej, zaczęli dobierać się do "ósmego cudu świata". Kapitan HansHunsdorfer uważa, że tylko jego przybycie ocaliło skarb przed dewas-tacją. "Sporo już pozrywali ze ścian - opowiada później - przy-mierzali się właśnie do luster i malowideł na kości słoniowej. Mu-siałem przepędzić dwóch podoficerów, którzy próbowali wyrąbaćsobie bagnetami małe pamiątki. Tak nie można powiedziałem im,to przecież wielkie dzieło sztuki"."Małe pamiątki" to dopiero początek. Teraz przyszła kolej narabusiów większego kalibru. Marszałek Rzeszy Hermann Goring wi-działby chętnie "jantarowy cud" w swojej wiejskiej rezydencji karin-hall, albo w innej ze swych siedmiu posiadłości. Minister sprawzagranicznych Joachim von Ribbentrop chciałby użyć tego dzieła jakoasa atutowego w przyszłych rokowaniach pokojowych ze ZwiązkiemRadzieckim. Naczelne dowództwo Wehrmachtu też ma swoje plany,chętnie uczyniłoby z niezwykłej zdobyczy główną atrakcję planowa-nego Muzeum Sił Zbrojnych. Na osobiste polecenie Hitlera grasujenatomiast w okupowanych krajach "Sztab Interwencyjny reichsleiteraRosenberga" i "zabezpiecza" odnalezione dzieła sztuki. Od początkuwojny istnieje tzw. "Misja Specjalna Linz". Hitler chce stworzyć tammuzeum, przewyższające ogromem i bogactwem kolekcji wszystkieinne muzea świata. Po rozpoczęciu działań zbrojnych plan zbudo-wania "niemieckiego Rzymu" jeszcze bardziej się poszerza. Po "o-statecznym zwycięstwie" wszystkie dobra kulturalne Europy majązostać na nowo podzielone, a dzieła pochodzące z tzw. germańskichstref wpływów - przewiezione do Niemiec. Ze wszystkich zajętychobszarów Hitler każe wywozić dzieła sztuki uznane przez narodowychsocjalistów za wartościowe. Wybór odbywa się na podstawie wielo-tomowych "katalogów fiihrera", które sporządził dla wodza dyrektorgeneralny Galerii Drezdeńskiej, Hans Posse. W razie wątpliwościniedoszły malarz osobiście decyduje o losie zagarniętych obrazów,rzeźb, a nawet książek, dywanów i broni. Czy na liście trofeów fi-gurowała też Bursztynowa Komnata? Trudno powiedzieć, nie za-chowały się bowiem dokumenty na ten temat, ale można przypusz-czać, że tak było.Propaganda hitlerowska maskowała konfiskaty hasłem "Służbabezpieczeństwa ratuje skarby kultury przed zniszczeniem" - drwiącw żywe oczy z konwencji haskiej, która przewiduje wprawdzie ewa-kuację dzieł sztuki z obszarów przyfrontowych, ale nie przywłasz-czanie ich sobie.Powróćmy do pałacu w Carskim Siole. W ciągu 36 godzin SSdemontuje komnatę i wywozi ją w 24 skrzyniach do Rzeszy. Wpisw dzienniku 50 korpusu z 14 października 1941 r. brzmi: "Transportzabezpieczonych przez rzeczoznawców - rotmistrza hr. Solms i ka-pitana Poensgen - (...) dzieł sztuki, m.in. okładzin Sali Bursztynowejpałacu w Puszkino, do królewca" (rotmistrz Ernst Otto hrabiaSolms-Laubach i jego towarzysz, kapitan Georg Poensgen podlegaliszefowi muzeum sił zbrojnych. W cywilu byli historykami sztuki i pra-cowali w pruskim zarządzie zespołów parkowo-pałacowych).Jednym z najwierniejszych i najbardziej brutalnych wasali Hitlerabył Erich koch, gauleiter Prus Wschodnich z siedzibą w Królewcu.To on zapewne postanowił sprowadzić Bursztynową Komnatę doKonigsbergu, chcąc prawdopodobnie wyprzedzić "Sztab Interwen-cyjny reichsleitera Rosenberga".Odpowiednich argumentów dostarczał Kochowi Alfred Rhode, dy-rektor królewieckiego muzeum. 9 sierpnia 1941 r., podczas walko Leningrad, napisał do swojego gauleitera: "Należy bezwarunkowoprzedsięwziąć wszelkie środki dla sprowadzenia dzieła do ojczyzny.Wykonane z pruskiego bursztynu, powinno powrócić do Prus Wscho-dnich, do Konigsbergu".Koch wszystko starannie obmyśla i wreszcie bezcenny konwój,czujnie strzeżony i utajniony, bezpiecznie dociera do wschodnio-pruskiej metropolii. "Konigsberger Allgemeine Zeitung" donosi 13listopada 1941 r.: "Bursztynowe ściany w zamku".W królewieckim zamku, dawnej twierdzy zakonu krzyżackiego zło-cista "tapeta" ponownie wędruje na ściany - południowe skrzydło,trzecie piętro, sala nr 37. Prowizoryczne pomieszczenie jest zbytmałe, dlatego fragmenty Komnaty zapakowane w skrzynie lądująw piwnicach zamku. Intarsjowany parkiet, freski na suficie i żyrandolemusiały oczywiście zostać w Puszkino. Prawdziwie bajkowy charakterdzieła tworzyły dopiero wszystkie te elementy.Dyrektor Alfred Rhode, nie posiadając się z zadowolenia, triumfalnieobwieszczał w poświęconym sztuce czasopiśmie "Panteon" z czer-wca 1942 - "powrót Bursztynowej Komnaty do ojczyzny, powrótw najlepszym i najpełniejszym tego słowa znaczeniu". Powrót? Więcnikt nie myślał o zwrocie skarbu po zakończeniu wojny, nie chodziłowcale o jego tymczasowe zabezpieczenie. Naziści ostentacyjnie udo-stępniają "ósmy cud świata" do zwiedzania. W jakiś sposób trzebaprzecież pokazać, że wojenna katastrofa jednak się opłaca.POCZĄTEK SENSACJIW niedługim czasie wojna nie oszczędz...
NYGP