J. Danielou, I. Marrou, Historia Kościoła. Tom 1.pdf

(2368 KB) Pobierz
Uwagi dla czytelników elektronicznej wersji Historii Kościoła, tom 1.:
Wszystkie ilustracje i mapy zostały usunięte, a pozostawiono jedynie ich spisy;
Numeracja znajduje się na górze każdej strony;
Wszystkie greckie słowa przytoczone w tekście zostały usunięte, a pozostawiono ich transkrypcje
zapisane czcionką łacińską;
Usunięta została również bibliografia obcojęzyczna, oraz indeksy, wskazujące na literaturę w innych
niż polski językach. Pozostałe objaśnienia zostały umieszczone w tekście w nawiasach kwadratowych,
tam gdzie znajdowały się odpowiadające im indeksy.
HISTORIA KOŚCIOŁA 1
Od początków do roku 600
Jean Danielou, Henri Irenee Marrou
Wprowadzenie Roger Aubert
Przełożyła Maria Tarnowska
Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1986
World-Copyright by Uniboek BV, Bussum
Darton, Longman and Todd Ltd., London;
Editions du Seuil S.A., Paris;
Verlagsanstalt Benziger and Co., AG., Einsiedeln-Zurich-Koln
1963 by Editions du Seuil
for the Polish Translation by Maria Tarnowska
Tytuł oryginału: Nouvelle Histoire de l’Eglise
I: Des origines a Gregoire le Grand
Opracowanie graficzne: Sabina Uścińska
Mapki: Ludwik Przyłuski
Reprodukcje zdjęć wg wydania niemieckiego: Andrzej Mroczek
Redaktorzy: Natalia Dobrowolska, Czesław Mazur
Redaktor techniczny: Marian Krupicki
INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 1984
Wydanie II. Nakład 20 000 + 550 egz. Ark. wyd. 47.4; ark. druk. 26,25 + 24 wkl.
Papier druk. mat. kl. III, 70 g, 70 X 100. Oddano do składania we wrześniu 1983 r.
Podpisano do druku i druk ukończono w styczniu 1986 t. Zam. nr 344. N-54.
Printed in Poland by
ZAKŁADY GRAFICZNE W TORUNIU
Toruń, ul. Katarzyny 4
WPROWADZENIE
Wprowadzenie do Historii Kościoła oparte na rozważaniach natury teologicznej może na pierwszy rzut
oka zbijać nieco z tropu wobec faktu, że w ostatnim stuleciu postęp w badaniu tych zagadnień polega
właśnie na coraz doskonalszym wyodrębnianiu zakresu i metod badawczych obu tych dyscyplin. Teologia
jako refleksja nad tym, co zawarte jest w Objawieniu, zakłada wiarę, to znaczy pewną postawę duchową,
która -aczkolwiek rozumna, lecz natury nienaukowej - implikuje działanie nadprzyrodzone znajdujące
odpowiedź w osobistym zaangażowaniu wobec Boga. Natomiast historia Kościoła, podobnie jak wszelkie
dyscypliny historyczne, usiłuje za pomocą metod ściśle naukowych, możliwie obiektywnych, odtworzyć
przeszłość kościelnej społeczności, jej ewolucję w ciągu wieków i te szczególne cechy, które ją
charakteryzowały w każdej epoce. Cechy te można ustalić idąc po śladach, jakie przeszłość pozostawiła w
postaci dokumentów pisanych, zabytków archeologicznych i innych źródeł, które uznaje krytyka historyczna,
wypracowana przez pokolenia uczonych. Teolog ukazuje nam Boży punkt widzenia na istotną naturę
Kościoła i jego rolę w tajemnicy zbawienia ludzkości. Historyk Kościoła opisuje jego konkretne, zmienne
koleje, umieszczając je na szerszym tle wydarzeń z historii świeckiej, bez żadnych zamiarów
apologetycznych ani też nie ku zbudowaniu, wiedziony jedynie troską o pokazanie i wyjaśnienie, was
 
geschehen ist - tego co się było wydarzyło - jak to sformułował Leopold Ranke.
Otóż w tej płaszczyźnie, jak nie ma dwóch różnych rodzajów matematyki: chrześcijańskiej i
niechrześcijańskiej, tak również nie mogą istnieć dwa rodzaje historii Kościoła - jedna inspirowana przez
teologię, a druga nie. Jest tylko jedna historia Kościoła, prawdziwa, ta sama dla wszystkich, albowiem w
istocie nie ma dwóch prawd: jednej - naukowej, a drugiej - religijnej. Wszystko to, co jest prawdą naukowo
dowiedzioną, jest prawdą bezwarunkową i nie budzącą zastrzeżeń, która jako taka obowiązuje zarówno
katolików, jak i niekatolików, a zatem nie może się wykluczać wzajemnie z prawdą religijną, to znaczy z
tym, co dane przez wiarę - jeśli uznajemy, że prawda religijna jest tak samo w pełni prawdą. Przeto historyk
katolicki nie ma się co obawiać, że wnioski, do jakich dochodzi dzięki wypróbowanym metodom
naukowym, mogą się okazać sprzeczne z tym, co przyjmuje jako człowiek wierzący. Ważne jest jedynie,
aby wystrzegać się nazbyt często popełnianego błędu mieszania spraw, i to dwojakiego rodzaju. Pierwszy
polega na przyjmowaniu bez zastanowienia za naukowo dowiedzioną prawdę tego, co jest dopiero mniej
lub bardziej poważnie uzasadnioną hipotezą. Drugi - na tym, że pewne obiegowe opinie, mniej lub bardziej
tradycyjne w Kościele, traktuje się jako dane wiary. Skoro prawda jest jedna, zarówno dla historyka, jak i
dla każdego innego uczonego, jego przekonania religijne nie mogą być nigdy dla niego przeszkodą - nawet
wtedy, gdy pracuje nad historią swojego Kościoła - w wyciąganiu wniosków zgodnie z kierunkiem
nadanym mu przez prawidłowo zastosowaną metodę historyczną, ani też nie mogą zmusić go do naginania
pewnych wniosków, jeśli opiera się na rzetelnych podstawach.
Skoro tak się rzeczy mają, gdzie tu może być miejsce dla rozważań teologicznych we wstępie do
Historii Kościoła, która chce być dziełem ściśle naukowym? A jednak nie można ich pominąć czy
zlekceważyć, jeśli uznamy,
6
że nie da się badać ani tym bardziej przedstawiać przeszłości jakiejkolwiek instytucji bez względnie
jasnego pojęcia o jej naturze i o znaczeniu wzajemnego stosunku rozmaitych jej aspektów. Szczególnie gdy
chodzi o instytucję natury religijnej, jak Kościół, pojęcie takie wypływa w znakomitej mierze z teologii, co
sprowadza się do stwierdzenia, że każda koncepcja historii Kościoła zakłada z konieczności, czy chcemy,
czy nie chcemy, pewne implikacje teologiczne. Czyż nie lepiej zatem nieco je wyjaśnić na samym
początku, aby czytelnik lepiej zrozumiał przyjęty punkt widzenia? Tak właśnie uznali wydawcy niniejszej
pracy.
Pismo Święte oraz tradycja patrystyczna i liturgiczna przedstawiają Kościół za pomocą wielu
wzajemnie się uzupełniających obrazów, z których każdy w szczególny sposób naświetla jeden z aspektów
tej złożonej rzeczywistości, choć aby rozumieć całą jej doniosłość, musimy docierać do tego, co się za
owymi obrazami kryje. Kościół przedstawia się jako Arkę, która ocala nas przed śmiercią, jak w czasach
potopu; jako Lud Boży, który przychodząc z czterech krańców ziemi gromadzi się, by otrzymać dary w
ramach przyjętej w wolny sposób wspólnoty; jako Nowy Izrael, dziedzica obietnicy danej pierwszemu
Izraelowi, będącemu tylko jego symbolem; jako Królestwo Boże na ziemi, w którym są już rzeczywiście
obecne, aczkolwiek osłonięte jakby woalem, dobra, których posiadanie będzie radością wieczności; jako
Świątynię zbudowaną z żywych kamieni, gdzie dokonuje się jedyna miła Bogu ofiara czci; jako
Oblubienicę Chrystusa, w którą tchnie życie jej Pan, związany z nią wzajemną miłością; jako Matkę
rodzącą chrześcijan do nowego życia, która była przed nimi: jako Ciało Chrystusa, czerpiące całe swe życie z
intymnej łączności z Nim i mające przedstawiać żywe ciało, którego członki i organy trwają w ścisłej
jedności, pełniąc rozmaite funkcje. Żaden z tych obrazów nie oddaje w sposób adekwatny całej tajemnicy
Kościoła, ale uprzytamniają one jego zasadnicze aspekty, które należy rozumieć w perspektywie planu
Zbawienia. Bóg powziął go z myślą o ludzkości takiej, jaka jest w rzeczywistości, to znaczy nie składającej
się z mnóstwa niezależnych od siebie czystych duchów, lecz z wielu duchów wcielonych, połączonych
rozlicznymi więzami wzajemnej zależności.
Celem przyrzeczonego Abrahamowi przymierza między Bogiem a ludzkością, które wypełniło się w
Chrystusie, jest przekazanie ludziom uczestnictwa w życiu samego Boga, co wyłożyły pisma apostolskie.
Nie dokonuje się to w stosunku do wyizolowanych jednostek. Wprawdzie dotyczy ono osób, z których
każda zachowuje swoją osobistą niezależność i godność, ale przychodzi do nich na sposób wspólnotowy,
zgodnie ze społeczną naturą człowieka. Niemiecki teolog Karl Adam w swojej książce Istota katolicyzmu,
która należy do klasyki międzywojennej literatury religijnej, rozwinął ten istotny temat biblijny, później
bardzo często podejmowany, szczególnie od chwili, kiedy druga wojna światowa wybiła podzwonne
liberalnemu indywidualizmowi. (K. Adam: Istota katolicyzmu Przekł. polski: J. Korzonkiewicz, Poznań
1930)
Jak w momencie początkowym, gdy ludzie odwróciwszy się od Boga, stali się przez to osłabieni i
pomniejszeni, tak w Chrystusie przez zbawcze Wcielenie cała ludzkość została na nowo zjednoczona z
Bogiem żywym i stała się zdolna do życia poprzez Jego życie. Odtąd każda jednostka, właśnie dzięki
swojemu wszczepieniu w Chrystusa, jest cząstką tej Nowej Ludzkości, duchowego Izraela, Ludu Bożego
Nowego Przymierza, dziedzica obietnicy.
Ale człowiek, istota społeczna, jest także duchem wcielonym i Bóg chciał zastosować się do praw
rządzących Jego stworzeniem w dziele konkretnego urzeczywistnienia owego wszczepienia wszystkich w
Jego Syna. Objawienie, które nam ten Boski plan odsłania, rzeczywiście nie przyszło jako bezpośrednie
oświecenie przez Boga, dokonane we wnętrzu każdego z nas, lecz zostało skierowane do wybranego ludu
za pośrednictwem ludzi pełniących rolę przekazicieli, porte-paroles, stanowiąc pewien fakt stwierdzalny,
obiektywny, zbiorowy. Podobnie jest z Odkupieniem i sposobem, w jaki się dokonało.
7
Według trafnego wyrażenia innego mistrza współczesnej eklezjologii, o. Yvesa Congara, Zbawienie
„dokonuje się we Wcieleniu, w którym Bóg nie posługuje się ani Swoją własną logiką, ani logiką czystych
duchów, lecz logiką ludzką", i to „prawo Wcielenia" rządzi całym dziełem przebóstwienia ludzkości.
Prawo to odnosi się nie tylko do osoby samego Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka,
lecz także do Kościoła, który kontynuuje dzieło Chrystusa na ziemi. W istocie swej wszczepienie ludzkości w
Chrystusa dokonuje się z woli Bożej dzięki środkom widzialnym i wspólnotowym; jest ono „sakramentalne
i apostolskie, jednym słowem eklezjastyczne". Rzeczywistość niebieska jest nam udzielana w Kościele i za
jego pośrednictwem: „Wiara ma być tam przekazywana w terminach ludzkich i przez posługiwanie ludzi:
będzie ona dogmatem i magisterium. Życie Chrystusa ma być przekazywane w widzialnych sakramentach i
przez posługiwanie ludzi: będzie ono sakramentem i kapłaństwem. Wreszcie zjednoczenie wszystkich w
jedno ciało dokona się we właściwym życiu eklezjastycznym i społecznym, życiu w zorganizowanej
współpracy, zakładającym prawa i władzę jurysdykcyjną".
W ten sposób Kościół taki, jakim go pomyślał Bóg - jako narzędzie zbawienia ludzkości, będący
kontynuacją zbawczego dzieła Jego jedynego Syna - jawi się teologowi nasłuchującemu Słowa Bożego jako
„wielki Sakrament", gdzie wszystko wyraża się w sposób widzialny i równocześnie skutecznie powoduje
życie Łaski.
Nie należy oczekiwać, że rozwiniemy tu poruszone zasady oraz ich wszystkie konsekwencje, gdyż
celem tego wprowadzenia nie jest przedstawienie zarysu jakiegoś traktatu teologicznego na temat Kościoła.
Chodzi jedynie o zwrócenie uwagi na pewne specyficzne cechy natury Kościoła, z którymi historycy winni
się liczyć, jeżeli chcą wyjść poza czysto socjologiczny punkt widzenia i przedstawić syntetyczny obraz jego
historii pod kątem takim, jaki wskazuje sama istota studiowanego przedmiotu.
Kościół jest Ludem Bożym. Ten biblijny obraz, nieustannie powracający w liturgii, sugeruje, że
ludzkość odrodzona nie jest jakimś pyłem złożonym z jednostek, lecz że jest ona zgromadzona i skupiona
wokół przywódców, na których spoczywa odpowiedzialność i którzy przewodzą wspólnocie w jej losach.
Rola kościelnej hierarchii wszystkich stopni, od papieża po przewodników wspólnot lokalnych, ma swoją
wagę, której historyk nie może lekceważyć. Podobnie w narodzie decyzje szefów i ich doradców nadają
temuż narodowi kierunek i jedność działania. Te decyzje mają tu nawet jeszcze większe znaczenie, skoro
katolik widzi w członkach hierarchii następców kolegium apostolskiego, przedstawicieli Boga na ziemi,
którym w określonych okolicznościach zapewniona jest szczególna asystencja Ducha Świętego. Biskupi w
jedności z papieżem i pod jego nadzorem, jak niegdyś apostołowie zgromadzeni w Wieczerniku wokół św.
Piotra, otrzymali od Boga misję nauczania wiernych i strzeżenia ich, by nie zbłądzili w swej wierze (władza
nauczycielska). Otrzymali oni także misję rządzenia kościelną społecznością przez podejmowanie w
granicach zakreślonych przez Chrystusa wszelkich niezbędnych kroków dla dobrego organizowania
widzialnego Kościoła (władza jurysdykcyjna). I wreszcie mają zleconą misję przynoszenia Chrystusa, który
jest sakramentalnie obecny i działa w Kościele, poprzez konsekrowanie Jego Ciała i Krwi, misję
przygotowywania wiernych na przyjęcie tajemnicy eucharystycznej i przekazywania z wieku na wiek tej
samej władzy specjalnie wybranym ludziom (władza udzielania święceń).
Wszelako ten obraz Ludu Bożego, przypominając strukturalny i hierarchiczny charakter Kościoła,
wskazuje również na to, że podobnie jak naród nie jest tożsamy z tym, którzy nim rządzą, tak i Kościół nie
sprowadza się do swojej hierarchii. Taka historia Kościoła, która ograniczałaby się tylko do działalności
papieży i biskupów, jak to często dawniej bywało, naprawdę nie odpowiadałaby historii Ludu Bożego.
8
Nie wystarczy nawet, jeśli poświęci się sporo miejsca działalności kleru diecezjalnego, tej sieci naczyń
włoskowatych, za pośrednictwem której działanie hierarchii realizuje się na płaszczyźnie lokalnej, ani też
owym „korpusom ochotniczym", jakie pod skrajnie zróżnicowanymi postaciami stworzyli zakonnicy, od
mnichów na pustyni aż po wielkie scentralizowane zgromadzenia zakonne. Trzeba, aby historia Kościoła
zajmowała się prócz tego, i to w szerokim zakresie, samym ludem wiernym, owymi laikami, których nazwa
wywodzi się właśnie z greckiego terminu laos, co oznacza lud. Stanowią oni najliczebniejszą część
Kościoła w jego konkretnej rzeczywistości, i są dalecy od tego, by w jego życiu odgrywać bierną rolę.
Klasycy historii nie omieszkiwali nadmieniać o interwencjach niektórych świeckich: chodziło o
panujących i przywódców państw, którzy od czasów Konstantyna działali w charakterze „biskupów z
zewnątrz" i protektorów Kościoła, przypisując sobie odpowiedzialność za jego losy, z przyzwoleniem
Kościoła lub bez, zależnie od sytuacji -jak Justynian czy Karol Wielki, Metternich albo Garcia Moreno. Jest
to rzeczywiście jeden ze szczególnie spektakularnych przejawów wkraczania świeckich w życie Kościoła,
ale nie jest on bynajmniej jedyny ani też w gruncie rzeczy najbardziej interesujący. Laikami byli Blaise
Pascal i Charles Montalembert, lecz wielu świeckich, jeszcze zanim zaczęto oficjalnie mówić o Akcji
Katolickiej, wywarło w skromniejszym zakresie inspirujący wpływ w dziedzinie myśli i działania Kościoła, i
wcale nie od dziś niektóre decyzje hierarchii były podejmowane dzięki bodźcom i inicjatywom wysuniętym
oddolnie. Historia Kościoła, która by się z tym nie liczyła wystarczająco, nie byłaby prawdziwą historią
Kościoła. Ponadto wierni, nawet jeśli nie odgrywają szczególnie aktywnej roli w rozwoju własnego
Kościoła, są jego pełnoprawnymi członkami, którzy choćby z tego tytułu powinni interesować historyka tej
instytucji. Nie od rzeczy będzie tu zaznaczyć, że historyk powinien postarać się ukazać, w jaki sposób ci
anonimowi członkowie Kościoła przeżywali na co dzień nowe życie, które zostało przyniesione na ziemię
przez Chrystusa, i to nie tylko dlatego, że musi on poddać się duchowi demokracji, który dzisiejszych
badaczy w coraz większym stopniu zobowiązuje do zainteresowania się tym, jak żył niegdyś zwykły
człowiek. Powinien to uczynić również -i przede wszystkim - dlatego, że według prawidłowej koncepcji
teologicznej Kościół nie jest jedynie hierarchią, ale raczej hierarchia istnieje dla wiernych, dla służby
Ludowi Bożemu, a cała jej rola polega właśnie na wiernym i autentycznym przekazywaniu Słów Życia i
środków dla ich wcielania, czyli sakramentów.
Przekazywanie Ewangelii, udzielanie ludzkości życia Bożego - oto właściwa misja Kościoła. Nie jest on
tylko doniosłym faktem socjologicznym, ale także i nade wszystko środowiskiem życia nadprzyrodzonego,
dzięki czemu słusznie nazywa się go Świątynią Ducha Świętego. Odtąd, badając jego historię, nie można
zatrzymywać się -ja k tylu historyków skłonnych było to czynić - niemal wyłącznie nad aspektami
polityczno-religijnymi: naturą relacji między Kościołem a państwem, ingerowaniem Kościoła w życie
publiczne, a władzy świeckiej - w organizację Kościoła. Zapewne, aspekty te nie są bez znaczenia właśnie
dlatego, że Kościół wcielony istnieje w świecie, a zatem część jego działalności musi się wypełniać w
ramach tego, co nazywa się „kwestiami mieszanymi", to jest takimi, które dotyczą zarówno porządku
doczesnego, jak i duchowego. Ale jest to tylko jeden aspekt jego życia i ostatecznie ten najbardziej
powierzchowny, aczkolwiek często najbardziej spektakularny. Istota tkwi gdzie indziej. Historyk, któremu
zależy na opisaniu etapów życia Kościoła takiego, jaki on jest sam w sobie, będzie się starał pokazać, w
jakiej mierze w ciągu wieków Kościół ten trwał u źródeł poznania i nowej miłości, których zasada jest
Boska; będzie się starał naturalnie o tyle, o ile to poznanie i ta miłość przejawiały się na zewnątrz, dzięki
czemu można je poddać metodom obserwacji historycznej.
Jeśli świecki historyk teraz już nie może pomijać prądów filozoficznych, które tak często znajdują
odbicie w rozwoju społeczeństw,
9
historyk Kościoła a fortiori winien uważać za zasadniczy aspekt swojego studium to wszystko, co
dotyczy życia wiary, a więc nie tylko walki z herezjami i spory teologiczne z ich hałaśliwą stroną
polemiczną oraz konsekwencjami, jakie z nich wynikały dla ładu społeczeństwa chrześcijańskiego, ale
również, lub nawet o wiele bardziej, rozwój pozytywny. Chodzi o postęp - nieraz na krócej lub dłużej
powstrzymywany przez ciche, a więc tym bardziej zgubne zaciemnianie - na drodze poznania tajemnicy
objawionej, stale pogłębianego dzięki myśli Doktorów Kościoła, karmiącej się wiarą całej społeczności
wiernych. Historii rozwoju dogmatów nie należy uważać za domenę zarezerwowaną dla specjalistów, lecz
za jedną z głównych linii wytyczających historię Kościoła. Warunkiem jednakże jest niesprowadzanie jej
do historii spekulacji teologów ani owych kamieni milowych, jakimi są co jakiś czas ogłaszane uroczyste
wypowiedzi Magisterium; ale należy tu włączyć badanie takich zjawisk, jak na przykład: jakie miejsce w
codziennym życiu chrześcijan i w formacji duchownych zajmowała lektura Biblii, albo: przemiany
zachodzące w ciągu wieków w sposobie wyrażania wspólnej wiary w formułach modlitewnych.
Zgodnie z tą perspektywą, ześrodkowaną na prawdziwej naturze Kościoła, jeszcze więcej wysiłku
należy włożyć w ukazanie duchowego dynamizmu życia chrześcijan z jego charakterystycznymi dla każdej
epoki cechami i rozmaitymi aspektami. Chodziłoby tu na przykład o układ modlitw liturgicznych, formy
modlitw prywatnych, które można śledzić w pismach autorów świętych i w modlitewnikach prostych
wiernych, rozkwit szkół duchowości, przejawy mistyki, ale także dzieła miłosierdzia i apostolatu
wszelkiego rodzaju, mające na celu niesienie ulgi ciału, kształtowanie umysłu, pieczę nad duszami,
promieniowanie Dobrej Nowiny. Tak szerokie otwarcie stronic historii Kościoła na rozmaite przejawy
działalności chrześcijańskiej nie oznacza sprowadzenia uczonych badań historyków do jakiejś dewocji.
Przeciwnie, oznacza ono skupienie na nowo tych studiów wokół zasadniczego aspektu ich przedmiotu, bez
zaniedbywania zmiennych zresztą kolei organizacji instytucjonalnej, za pośrednictwem której życie Boże
wchodzi w świat po to, aby ogarnąć ludzi.
W Kościele, Świątyni Ducha Świętego, widzimy, jak życie Boże przejawia się wśród ludzi. A Bóg nie
chciał, jak to już zostało powiedziane, aby przejawiało się ono w oderwaniu od zwykłych warunków życia
ludzkiego. Obecnie teologowie kładą silny nacisk na to, co nazywają „teandrycznym charakterem"
Kościoła, to znaczy na fakt, iż na podobieństwo Chrystusa, który przez swe Wcielenie jest zarazem
prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, Kościół jest rzeczywistością równocześnie Boską i
ludzką. Naturalnie nie tu miejsce na rozwijanie wszystkich konsekwencji, które z punktu widzenia
teologicznego implikuje wizja Kościoła teandrycznego, ani też nadprzyrodzonych perspektyw, jakie
otwiera ona przed oczami człowieka wierzącego. Ważne jest jednakże podkreślenie tego, co katolicki
historyk powinien zachować, jeżeli próbuje zrozumieć zmienne koleje Kościoła w ciągu wieków.
Albowiem skoro Kościół, Ciało Chrystusa, rzeczywiście jest ludzki, złożony z ludzi zachowujących swą
człowieczą osobowość, i jest kierowany w imię Chrystusa przez ludzi działających razem ze wszystkimi
ich zaletami i wadami, to nie ma nic dziwnego w stwierdzeniu, iż w Kościele, zarówno w działalności
hierarchii, ja k i w życiu jego członków, jest także miejsce dla błędu i grzechu. Zapomnieć o tym - to
popaść w jakąś nową formę starej herezji monofizytyzmu.
Jest rzeczą bezsprzecznie słuszną widzieć w Kościele, zgodnie z tradycją patrystyczną, tajemnicę
świętości, niebiańskie Jeruzalem, nieskalane ciało bez zmarszczki i skazy, ożywiane przez Pneuma, czyli
Ducha Bożego, i nierozerwalnie złączone z Chrystusem. Dom Vonier oddał hołd Kościołowi w tej właśnie
perspektywie w swej książce o Duchu i Oblubienicy. Kościół rozpatrywany pod tym kątem - w swoich
zasadach -jest nieskazitelny i nieomylny świętością i nieomylnością przekazaną mu przez Boga. Wiara jego
nie może ulec wypaczeniu, a jego sakramenty mogą być tylko uświęcające,
10
i ani w stosunku do wiary, ani do sakramentów nie może być mowy nie tylko o błędzie, ale nawet o
ograniczoności, niedostosowaniu czy starzeniu się.
Ale istnieje jeszcze inny aspekt, dzięki któremu właśnie Kościół może zostać poddany badaniu
historyka. Tak jak to już powiedzieliśmy, owo teraźniejsze zstępowanie na ziemię rzeczywistości
niebieskiej z woli samego Boga nie dokonuje się w jakiś apokaliptyczny czy cudowny sposób, ale zgodnie z
rzeczywistością ludzką, a Bóg, który z własnej woli stworzył człowieka wolnym, uznał, że dzieło zbawienia
ludzkości może się dopełnić tylko przy współudziale tegoż wolnego człowieka. W tym sensie powiedzenie,
iż „Bóg potrzebuje ludzi", jest jak najbardziej właściwe. Ale skoro On w sposób wolny powierzył losy
swego Królestwa na ziemi ludziom, którzy zachowują swą autonomię i wolność, nie należy się dziwić, że
nawet czyny spełniane przez nich pod działaniem łaski, podobnie jak wszelkie ich dzieła, przejawiają
ludzkie - czasem aż nazbyt ludzkie - motywacje, które można analizować, jak również ludzkie
ograniczenia, które można wymierzać. Ograniczenia te mogą należeć do porządku rozumu albo charakteru,
jak na przykład brak informacji, niezrozumienie, ciasnota umysłu, opóźnienia w przystosowaniu się do
rozwoju ludzi i sytuacji, gdy albo nie widzi się takiej potrzeby, albo też czuje się, że wielkość dzieła, jakie
trzeba przedsięwziąć, przerasta możliwości - krótko mówiąc, jest to cała gama „błędów historycznych" . Nie
implikują one bynajmniej konieczności osobistej winy, ale ich konsekwencje często są poważniejsze i bardziej
tragiczne niż konsekwencje grzechów indywidualnych. Mogą również istnieć, i faktycznie często istniały,
ograniczenia leżące wprost w porządku moralnym, niewierności będące prawdziwymi grzechami, czasem
ciężkimi, od których nie są wolni ani świeci - czyny ich nie zawsze bywały święte - ani pasterze, nawet ci
najwyżej wyniesieni w godności, albowiem nieomylności nie należy mieszać z nieskazitelnością.
Wszelkiego rodzaju słabości, którym podlega Kościół ziemski, to w istocie los nie tylko jego zwykłych
członków, tego „ludu wiernego", w rzeczywistości tak często niewiernego, lecz w równym stopniu jego
przewodników, tych, którym Bóg w szczególny sposób powierzył pasterską odpowiedzialność za swą
owczarnię.
Właśnie kanonizowany święty, Wincenty a Paulo, oświadczył: „To przez księży heretycy zdobyli
przewagę, zapanował występek, a ignorancja rozpanoszyła się wśród biednego ludu". A w momencie
zakończenia Soboru Trydenckiego jeden z kardynałów francuskich, przypominając dramat reformacji
protestanckiej stwierdził: „Macie prawo nas zapytać o przyczynę takiej burzy. Kogóż oskarżymy, bracia
biskupi? (...) To z naszego powodu zerwała się ta burza, drodzy Ojcowie (...) Czas bowiem, aby sąd
rozpoczął się od Domu Bożego (1 P 4, 17), oczyśćcie się wy, którzy niesiecie naczynia Pańskie (Iz 52,
11)". [Wszystkie cytaty z Pisma Świętego według: Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego
Testamentu. Pod redakcją benedyktynów tynieckich. Pallottinum, Poznań 1982]. I to sam papież, Hadrian
VI, w chwili, gdy Luter powstał przeciw Kościołowi rzymskiemu, taką instrukcję dał legatowi udającemu
się w charakterze jego przedstawiciela na sejm w Ratyzbonie: „Powinieneś powiedzieć, że przyznajemy
otwarcie, iż Bóg dopuścił to prześladowanie Kościoła z powodu grzechów ludzi, a w szczególności księży i
prałatów (...) Pismo Święte nas wszędzie poucza, iż błędy ludu mają swe źródło w błędach kleru (...)
Wiemy, że nawet na Stolicy Świętej popełniano od wielu lat mnóstwo okropnych rzeczy: nadużywanie
świętości, przekraczanie przykazań, tak że wszystko stało się zgorszeniem". Te wyznania bez ogródek,
robiące wielkie wrażenie przez swą brutalność, są jedynie zastosowaniem zdrowej teologii Kościoła.
11
Oświecony przez nią historyk katolicki nie widzi nic żenującego w stwierdzeniu, że chrześcijanie,
ludzie związani z Kościołem, a nawet jego zwierzchnicy, popełniali błędy, ani też w próbach ustalenia, w
jakiej mierze tu właśnie można się dopatrywać jednego z czynników wyjaśniających nieszczęścia Państwa
Bożego.
A zatem wiara historyka katolickiego w najmniejszej mierze nie ogranicza jego swobody badań. Nie
przeszkadza mu ona również w uznaniu w razie potrzeby zalet przeciwników Kościoła lub cnót
niekatolików, a nawet ich pozytywnego znaczenia. Tylko fałszywa teologia mogłaby skłaniać do mówienia
czy myślenia czegoś przeciwnego. Wiara w to, że Kościół katolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem,
jedynym w całości odpowiadającym temu, czego chciał Chrystus, nie implikuje wcale zaprzeczenia
istnienia łaski poza tym Kościołem. Historyk katolicki słysząc, jak Chrystus chwalił niewiastę kananejską, i
widząc, że więcej wiary znajdował On u niektórych pogan niż w Izraelu, ze swej strony czuje, że wolno mu
uznawać istnienie darów Bożych nawet poza obrębem jego własnego Kościoła, i bynajmniej nie uważa, że
jest zobowiązany do pisania historii z punktu widzenia „wyznaniowego", a więc stronniczo.
Powyższa uwaga doprowadziła nas do ostatnich już rozważań, szczególnie istotnych dla zrozumienia
koncepcji, która patronowała temu opracowaniu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin