Wisława SzymborskaSzkielet jaszczuraKochani Bracia,widzimy tutaj przyklad zlych proporcji:oto skielet jaszczura pietrzy sie przed nami -Drodzy Przyjaciele,na lewo ogon w jedna nieskonczonosc,na prawo szyja w druga -Szanowni Towarzysze,posrodku cztery lapy, co ugrzezly w mulepod pagorem tulowia -Laskawi Obywatele,przyroda sie nie myli, ale lubi zarty:prosze zwrocic uwage na te smieszna glowke -Panie, Panowie,taka glowka niczego nie mogla przewidzieci dlatego jest glowka wymarlego gada -Czcigodni Zgromadzeni,za malo mozgu, za duzy apetyt,wiecej glupiego snu niz madrej trwogi -Dostojni Goscie,pod tym wzgledem jestesmy w duzo lepszej formie, zycie jest piekne i ziemia jest nasza -Wyborni Delegaci,niebo gwiazdziste nad myslaca trzcina,prawo moralne w niej -Przeswietna Komisjo,udalo sie razi moze tylko pod tym jednym sloncem -Naczelna Rado,jakie zreczne rece,jakie wymowne usta,ile glowy na karku -Najwyzsza Instancjo,coz za odpowiedzialnosc na miejsce ogona -Wszelki wypadek 1972Nic dwa razyNic dwa razy sie nie zdarzai nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodzilismy sie bez wprawyi pomrzemy bez rutyny.Chocbysmy uczniami byli najtepszymi w szkole swiatanie bedziemy repetowaczadnej zimy ani lata.Zaden dzien sie nie powtorzy, nie ma dwoch podobnych nocy, dwoch tych samych pocalunkow,dwoch jednakich spojrzen w oczy.Wczoraj, kiedy twoje imiektos wymowil przy mnie glosno, tak mi bylo, jakby rozaprzez otwarte wpadla okno.Dzis, kiedy jestesmy razem, odwrocilam twarz ku scianie. Roza? Jak wyglada roza?Czy to kwiat? A moze kamien?Czemu ty sie, zla godzino,z niepotrzebnym mieszasz lekiem? Jestes - a wiec musisz minac. Miniesz - a wiec to jest piekne.Usmiechnieci, wpolobjeci sprobujemy szukac zgody,choc roznimy sie od siebiejak dwie krople czystej wody.
Koniec i początek
Po każdej wojniektoś musi posprzątać.Jaki taki porządeksam się przecież nie zrobi.Ktoś musi zepchnąć gruzyna pobocza dróg,żeby mogły przejechaćwozy pełne trupów.Ktoś musi grzęznącw szlamie i popiele,sprężynach kanap,drzazgach szkłai krwawych szmatach.Ktoś musi przywlec belkędo podparcia ściany,ktoś oszklić oknoi osadzić drzwi na zawiasach.Fotogeniczne to nie jesti wymaga lat.Wszystkie kamery wyjechały jużna inną wojnę.Mosty trzeba z powrotemi dworce na nowo.W strzępach będą rękawyod zakasywania.Ktoś z miotłą w rękachwspomina jeszcze jak było.Ktoś słuchaprzytakując nie urwaną głową.Ale już w ich pobliżuzaczną kręcić się tacy,których to będzie nudzić.Ktoś czasem jeszczewykopie spod krzakaprzeżarte rdzą argumentyi poprzenosi je na stos odpadków.Ci, co wiedzielio co tutaj szło,musza ustąpić miejsca tym,co wiedzą mało.I mniej niż mało.I wreszcie tyle co nic.W trawie, która porosłaprzyczyny i skutki,musi ktoś sobie leżećz kłosem w zębachi gapić się na chmury.
Rozmowa z kamieniemPukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Chcę wejść do twego wnętrza,rozejrzeć się dokoła,nabrać ciebie jak tchu.- Odejdź - mówi kamień. -Jestem szczelnie zamknięty.Nawet rozbite na częscibędziemy szczelnie zamknięte.Nawet starte na piaseknie wpuścimy nikogo.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Przychodzę z ciekawości czystej.Życie jest dla niej jedyną okazją.Zamierzam przejść się po twoim pałacu, a potem jeszcze zwiedzić liść i krople wody.Niewiele czasu na to wszystko mam.Moja śmiertelność powinna Cię wzruszyć.- Jestem z kamienia - mówi kamień - i z konieczności muszę zachować powagę.Odejdź stąd.Nie mam mięśni śmiechu.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Słyszałam że są w tobie wielkie puste sale,nie oglądane, piękne nadaremnie,gluche, bez echa czyichkolwiek kroków.Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz.- Wielkie i puste sale - mówi kamień - ale w nich miejsca nie ma.Piękne, być może, ale poza gustemtwoich ubogich zmysłów.Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,a całym wnętrzem leżę odwrócony.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.Nie jestem nieszczęśliwa.Nie jestem bezdomna.Mój świat jest wart powrotu.Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,nie przedstawię niczego prócz słów,którym nikt nie da wiary.- Nie wejdziesz - mówi kamień. - Brak ci zmysłu udziału.Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenianie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,ledwie jego zawiązek, wyobraźnię.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie mogę czekać dwóch tysięcy wiekówna wejście pod twój dach.- Jeżeli mi nie wierzysz - mówi kamień -zwróć się do liścia, powie to, co ja.Do kropli wody, powie to, co liść.Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,którym śmiac się nie umiem.Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.- Nie mam drzwi - mówi kamień.
Minuta ciszy po Ludwice WawrzynskiejA ty dokad,tam juz tylko dym i plomien!- Tam jest czworo cudzych dzieci,ide po nie!Wiec, jak to,tak odwyknac nagleod siebie?od porzadku dnia i nocy?od przyszlorocznych sniegow?od rumienca jablek?od zalu za miloscia,ktorej nigdy dosyc?Nie zegnajaca, nie zegnanana pomoc dzieciom biegnie sama, patrzcie, wynosi je w ramionach,zapada w ogien po kolana,lune w szalonych wlosach ma.A chciala kupic bilet, wyjechac na krotko,napisac list,okno otworzyc po burzy, wydeptac sciezke w lesie, nadziwic sie mrowkom, zobaczyc jak od wiatru jezioro sie mruzy.Minuta ciszy po umarlych czasem do poznej nocy trwa.Jestem naocznym swiadkiem lotu chmur i ptakow, slysze, jak trawa rosniei umiem ja nazwac, odczytalam miliony drukowancyh znakow, wodzilam teleskopempo dziwacznych gwiazdach,tylko nikt mnie dotychczas nie wzywal na pomoci jesli pozalujeliscia, sukni, wiersza -Tyle wiemy o sobie,ile nas sprawdzono.Mowie to wamze swego nieznanego serca.Wolanie do Yeti 1957
Miłość szczęśliwaMiłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,czy to poważne, czy to pożyteczne - co świat ma z dwojga ludzi,którzy nie widzą świata?Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,że tak się stać musiało - w nagrodę za co? za nic;Światło pada znikąd - dlaczego właśnie na tych, a nie na innych?Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.Spójrzcie na tych szczęśliwych,gdyby się chociaż maskowali trochę,udawali zgnębienie krzepiąc przyjaciół;Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.Jakim językiem mówią - zrozumiałym na pozór.A te ich ceremonie, ceregiele,wymyślili obowiązki względem siebie -wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,gdyby ich przykład dał się naśladować.Na co liczyć by mogły religie, poezje,o czym by pamiętano, czego zaniechano,kto by chciał zostać w kręgu.Miłość szczęśliwa. Czy to konieczne?Takt i rozsądek każą milczeć o niejjak o skandalu z wysokich sfer życia.Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi,zdarza się przecież rzadko.Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwejTwierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.
Kot w pustym mieszkaniuUmrzeć - tego nie robi się kotu.Bo co ma począć kotw pustym mieszkaniu.Wdrapywać się na ściany.Ocierać między meblami.Nic niby tu nie zmienione,a jednak pozamieniane.Niby nie przesunięte,a jednak porozsuwane.I wieczorami lampa już nie świeci.Słychać kroki na schodach,ale to nie te.Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,także nie ta, co kładła.Coś się tu nie zaczynaw swojej zwykłej porze.Coś się tu nie odbywajak powinno.Ktoś tutaj był i był,a potem nagle zniknąłi uporczywie go nie ma.Do wszystkich szaf się zajrzało.Przez półki przebiegło.Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.Nawet złamało zakazi rozrzuciło papiery.Co więcej jest do zrobienia.Spać i czekać.Niech no on tylko wróci,niech no się pokaże.Już on się dowie,ze tak z kotem nie można.Będzie się szło w jego stronęjakby się wcale nie chciało,pomalutku,na bardzo obrażonych łapach.I żadnych skoków pisków na początek.
ala61-61