Coffman_Elaine_-_Branka.pdf
(
1430 KB
)
Pobierz
Branka- Elaine Coffman
BRANKA
E
LAINE
C
OFFMAN
Prolog
W
Emberly
Hall
obchodzono
Wigili
ħ
.
Wła
Ļ
nie brzmiały ostatnie d
Ņ
wi
ħ
ki pie
Ļ
ni
God Rest Ye Merry
Gentleman,
kiedy w długim holu prowadz
Ģ
cym do wielkiego
salonu rozległ si
ħ
odgłos kroków. Słu
ŇĢ
cy oderwali si
ħ
od zaj
ħę
i
ze zdziwieniem patrzyli na przybyszów, pytaj
Ģ
c jeden drugiego,
kim s
Ģ
ci ludzie.
- To wicehrabia - szepn
Ģ
ł lokaj do pokojówki. - Niech nas
wszyscy
Ļ
wi
ħ
ci maj
Ģ
w opiece. Syn marnotrawny wreszcie
powrócił.
Lokaj podszedł,
Ň
eby wzi
Ģę
od nich płaszcze. Towarzysz
Ģ
ca
panu kobieta podała mu swoje okrycie, ale m
ħŇ
czyzna odprawił go
machni
ħ
ciem dłoni.
Od wielu lat niewidziany syn ksi
ħ
cia Warrenton nie czekał, a
Ň
słu
ŇĢ
cy zaanonsuje jego przybycie, pchn
Ģ
ł rze
Ņ
bione drzwi
wielkiego salonu i wszedł do
Ļ
rodka. Był ubrany w obszerne futro
z nied
Ņ
wiedzia grizzly. Miał długie włosy i zmierzwion
Ģ
brod
ħ
, na
których zaczynały ju
Ň
topnie
ę
płatki
Ļ
niegu.
Na widok wchodz
Ģ
cego wszyscy zerwali si
ħ
na równe nogi,
nawet ci, którzy pami
ħ
tali go jako zwracaj
Ģ
cego powszechn
Ģ
uwag
ħ
młodego człowieka. Respekt budził nie tyle.jego wyj
Ģ
t-
kowo wysoki wzrost, co spojrzenie wyra
Ň
aj
Ģ
ce poczucie niewy-
Anglia, 1857
7
E
LAINE
C
OFFMAN
B
RANKA
muszonej siły. W naznaczonej gł
ħ
bokim smutkiem twarzy było
co
Ļ
dzikiego i odpychaj
Ģ
cego.
Towarzyszyła mu kobieta, jakiej nikt z zebranych w wielkim
salonie jpszcze nigdy w
Ň
yciu nie widział. Włosy splotła w dwa
spływaj
Ģ
ce na plecy warkocze, a ubrana była w sukienk
ħ
z jeleniej
skóry, ozdobion
Ģ
zwierz
ħ
cymi z
ħ
bami. Na nogach miała długie,
si
ħ
gaj
Ģ
ce prawie do kolan buty. St
Ģ
pała na mi
ħ
kkich podeszwach
mi
ħ
kko i bezszelestnie jak kot, który schował pazury. Zjawiła si
ħ
w
Ļ
ród nich równie niespodziewanie jak wiatr, wpadaj
Ģ
cy przez
uchylone okno.
M
ħŇ
czyzna nie zwracał uwagi na westchnienia zaskoczonych
ludzi, na ich pełne niepokoju szepty. Bez słowa ruszył w stron
ħ
ksi
ħ
cia Warrenton. Zsun
Ģ
ł z ramion ogromne nied
Ņ
wiedzie futro.
Pod spodem miał zniszczone skórzane ubranie.
Kobieta szła za nim, trzymaj
Ģ
c si
ħ
nieco z tyłu, w pełnej
szacunku odległo
Ļ
ci, ze spuszczon
Ģ
głow
Ģ
, jakby podniesienie jej i
spojrzenie na otoczenie mogło by
ę
obra
Ņ
liwe.
Zapadła pełna napi
ħ
cia cisza. Wreszcie wrócił do domu od
dawna niewidziany syn ksi
ħ
cia Warrenton, a nikt z obecnych w
Emberly Hall nie
Ļ
miał nawet gło
Ļ
niej odetchn
Ģę
.
Cisz
ħ
przerwała dopiero
Ň
ona ksi
ħ
cia, Octavia, która, mimo
Ň
e
w pierwszej chwili była zaszokowana i zasłoniła usta r
ħ
kami,
wykrztusiła wreszcie:
-
William? Wielki Bo
Ň
e na wysoko
Ļ
ciach! To naprawd
ħ
ty?!
-
Człowiek mo
Ň
e zwie
Ļę
ka
Ň
dego, ale nie kobiet
ħ
, która dała
mu
Ň
ycie. Jak si
ħ
masz, kochana mamo? - Słaby, dr
ŇĢ
cy u
Ļ
miech
pojawił si
ħ
na ukrytych w rudawej brodzie ustach przybysza.
Ksi
ĢŇħ
Warrenton zignorował słowa
Ň
ony i syna; na jego
czerwonej, piegowatej twarzy pojawił si
ħ
wyraz w
Ļ
ciekło
Ļ
ci.
-
Jak
Ļ
miałe
Ļ
pojawi
ę
si
ħ
przed swoj
Ģ
matk
Ģ
i siostrami ubrany
jak dzikus, którym pewnie si
ħ
stałe
Ļ
?
-
Charles, prosz
ħ
... - Octavia poło
Ň
yła dło
ı
na ramieniu m
ħŇ
a,
lecz str
Ģ
cił j
Ģ
zirytowany.
-
Co to wszystko ma znaczy
ę
? - zwrócił si
ħ
do syna.
- No có
Ň
, ojcze, jak widzisz, przyjechałem do domu na
Bo
Ň
e Narodzenie. Sam po mnie posłałe
Ļ
, pozwol
ħ
sobie przy
pomnie
ę
. Posłaniec nalegał, abym si
ħ
pospieszył.
Nikt nie odwa
Ň
ył si
ħ
poruszy
ę
. Nikt nie odwa
Ň
ył si
ħ
odezwa
ę
.
W pokoju zapadła ci
ħŇ
ka do zniesienia cisza. Nawet wiatr, który
jeszcze przed chwil
Ģ
w
Ļ
ciekle walił
Ļ
niegiem w okna, ucichł w tej
chwili.
Słycha
ę
było jedynie ci
ħŇ
ki oddech ksi
ħ
cia. W jego szarych
oczach malowała si
ħ
w
Ļ
ciekło
Ļę
, a szyja ponad nienagannie
zawi
Ģ
zanym fularem zdawała si
ħ
p
ħ
cznie
ę
. Spojrzał na syna
pogardliwie, rozdymaj
Ģ
c nozdrza.
-
Piłe
Ļ
.
-
Owszem, cho
ę
mniej, ni
Ň
zamierzałem. - William lekko
skin
Ģ
ł głow
Ģ
. Zachwiał si
ħ
nieco, ale zaraz si
ħ
wyprostował.
Wyj
Ģ
ł z kieszeni butelk
ħ
i podniósł j
Ģ
do ust.
Ojciec wyrwał mu j
Ģ
i odrzucił na bok. Rozbite szkło rozprysło
si
ħ
na idealnie wyfroterowan
ħ
j podłodze. Z kału
Ň
y na d
ħ
bowym
parkiecie rozszedł si
ħ
po pokoju silny zapach whisky i zmieszał
si
ħ
z aromatami
Ļ
wi
Ģ
t Bo
Ň
ego Narodzenia.
- Mam wi
ħ
cej butelek. - Powoli, przeci
Ģ
gaj
Ģ
c słowa, niemal
leniwie wycedził nieporuszony William.
W pokoju rozległ si
ħ
szmer niespokojnych głosów. Od dłu
Ň
szej
chwili nikt nie odezwał si
ħ
ani słowem. Niepokój narastał i
wreszcie musiał znale
Ņę
uj
Ļ
cie.
Młodsze dzieci zostały cichutko wyprowadzone z salonu.
Pozostali członkowie rodziny zbili si
ħ
w grup
ħ
i poszeptuj
Ģ
c co
Ļ
do siebie, cofn
ħ
li si
ħ
o kilka kroków, jakby chcieli zewrze
ę
szeregi
i zaj
Ģę
bardziej bezpieczn
Ģ
pozycj
ħ
na tyłach nakre
Ļ
lonych ju
Ň
linii
pola bitwy.
Octavia wodziła wzrokiem od m
ħŇ
a do syna, jakby toczyła
wewn
ħ
trzn
Ģ
walk
ħ
. Potem bez słowa podeszła do syna, obj
ħ
ła go i
przytuliła do siebie.
- To najwspanialszy prezent
Ļ
wi
Ģ
teczny, jaki mogłam dosta
ę
.
Od dnia, w którym odszedłe
Ļ
z domu, modliłam si
ħ
za twoj
Ģ
dusz
ħ
i za twój szcz
ħĻ
liwy powrót. I dzi
ħ
kuj
ħ
Bogu,
Ň
e moje
8
9
E
LAINE
C
OFFMAN
B
RANKA
modlitwy zostały wysłuchane. - Pocałowała syna w policzek. -
Najdro
Ň
szy Williamie, straszliwie za tob
Ģ
t
ħ
skniłam.
- Dzi
ħ
kuj
ħ
za twoje modlitwy, mamo. Ja tak
Ň
e za tob
Ģ
t
ħ
skniłem. - Jego głos nie był tak ostry i gniewny jak wtedy,
kiedy zwracał si
ħ
do ojca.
Octavia oderwała wzrok od twarzy syna i spojrzała na dziwacz-
nie ubran
Ģ
kobiet
ħ
, trzymaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
za jego plecami. Wjej oczach
pojawił si
ħ
wyraz przedziwnej dobroci.
-
A twoja towarzyszka? Kogo nam przywiozłe
Ļ
, Williamie?
Czy ona pochodzi z Ameryki?
-
Tak, ona...
Ojciec przerwał mu nagle, dotykaj
Ģ
c palcem emblematu lo
Ň
y
maso
ı
skiej, przytwierdzonego do ła
ı
cuszka zegarka.
-
Co ty wyrabiasz?! Jak
Ļ
miałe
Ļ
wprowadzi
ę
jak
ĢĻ
plugaw
Ģ
posługaczk
ħ
w sam
Ļ
rodek zgromadzenia rodzinnego? To Wigilia!
Postradałe
Ļ
zmysły? Czy w tym dzikim kraju całkiem zapomniałe
Ļ
o dobrych manierach, o naszych obyczajach? Zabierz j
Ģ
st
Ģ
d!
Natychmiast
-
Charlesie...
-
Nie wtr
Ģ
caj si
ħ
, Octavio. To sprawa mi
ħ
dzy Williamem i
mn
Ģ
. Ciebie to nie dotyczy. - Ksi
ĢŇħ
Warrenton ponownie zwrócił
si
ħ
do syna: - Słyszałe
Ļ
, co powiedziałem? Masz j
Ģ
natychmiast
st
Ģ
d wyprowadzi
ę
!
-
Słyszałem, co powiedziałe
Ļ
, ale obawiam si
ħ
,
Ň
e zaszło
nieporozumienie. Szybkonoga nie jest moj
Ģ
słu
ŇĢ
c
Ģ
.
-
Nie obchodzi mnie, czy...
-
Jest moj
Ģ
Ň
on
Ģ
.
Wszyscy gwałtownie wci
Ģ
gn
ħ
li powietrze.
-
Twoj
Ģ
Ň
on
Ģ
? - Na twarzy Charlesa malowała si
ħ
czysta furia.
- Na Boga, czy nie istnieje
Ň
adna granica, której by
Ļ
nie
przekroczył?
-
Najwyra
Ņ
niej nie. - William wzruszył ramionami. Na jego
ustach pojawił si
ħ
zło
Ļ
liwy u
Ļ
mieszek, a w oczach zata
ı
czyły
iskierki triumfu.
Po tych słowach William Woodville, wicehrabia Linwood,
jedyny syn i dziedzic ksi
ħ
cia Warrenton, odwrócił si
ħ
na pi
ħ
cie i
opu
Ļ
cił wielki salon Emberly Hall, porzucaj
Ģ
c
Ň
on
ħ
.
Wszyscy obecni odwrócili si
ħ
i spojrzeli na wychodz
Ģ
cego.
Wszyscy poza jedn
Ģ
osob
Ģ
.
Tylko Octavia spojrzała na dziewczyn
ħ
, któr
Ģ
jej syn zostawił, i
dokonała zaskakuj
Ģ
cego odkrycia. Bo dla ka
Ň
dego, kto zadał
sobie trud,
Ň
eby si
ħ
jej przyjrze
ę
, musiało natychmiast sta
ę
si
ħ
oczywiste,
Ň
e dziewczyna, cho
ę
ubrana w india
ı
ski strój, jest...
biała.
T
Ģ
dziewczyn
Ģ
była Margery Mackinnon. A oto jej historia.
10
1
Terytorium plemienia Crow, wrzesie
ı
1857
U zbrojony w kredki i p
ħ
dzle William Woodville, wicehrabia
Linwood, przybył z Anglii jesieni
Ģ
1854 roku,
Ň
eby tropi
ę
Indian.
1 znalazł ich.
Przez nast
ħ
pne trzy lata włóczył si
ħ
po okolicy, malował i
szkicował sceny z
Ň
ycia plemienia. Ponury artysta z angielskim
tytułem szlacheckim i przeszło
Ļ
ci
Ģ
, od której próbował uciec.
Wrzesie
ı
miał si
ħ
ju
Ň
ku ko
ı
cowi, a William i jego towarzysze
przebywali w dolinie Yellowstone od pocz
Ģ
tku maja. Było
niebywale ciepło jak na t
ħ
por
ħ
roku, ale w tych okolicach w ci
Ģ
gu
jednej nocy pogoda mogła si
ħ
zasadniczo zmieni
ę
. Zdawał sobie
spraw
ħ
,
Ň
e ju
Ň
czas st
Ģ
d odej
Ļę
; czas przenie
Ļę
si
ħ
bardziej na
południe, bo istnieje ryzyko,
Ň
e zostan
Ģ
zaskoczeni przez nagł
Ģ
Ļ
nie
Ň
yc
ħ
, a wówczas musieliby pozosta
ę
w tej dolinie a
Ň
do
wiosennych roztopów.
Tak, powinni ju
Ň
wyruszy
ę
w drog
ħ
, ale William codziennie
wyje
Ň
d
Ň
ał w teren i robił kolejne szkice. Wreszcie podj
Ģ
ł decyzj
ħ
,
Ň
e nast
ħ
pnego dnia zwin
Ģ
obóz i udadz
Ģ
si
ħ
w gór
ħ
rzeki, w
pobli
Ň
e zimowego obozu plemienia Crow.
Usiadł przy małym obozowym ognisku i ponurym wzrokiem
wpatrywał si
ħ
w tajemniczy taniec płomieni. Czuł,
Ň
e w miar
ħ
jak
ogie
ı
pochłania wysuszone drewno, budzi si
ħ
w nim artysta.
Wizje plastyczne wołały go milionami głosów, a on siedział
13
Plik z chomika:
paola198618
Inne pliki z tego folderu:
61. Wilma Counts - Daj sercu szanse.pdf
(1027 KB)
Catherine Coulter -Spadkobierca.rtf
(987 KB)
Marsha Canham - Mroczna strona raju.rtf
(324 KB)
Canham Marsha - W jaskini lwa.rtf
(1359 KB)
Canham Marsha - Jak Blyskawica.rtf
(1407 KB)
Inne foldery tego chomika:
A
B
D
E
F
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin