15. Kapitulacja.doc

(95 KB) Pobierz

ęłęóRozdział piętnasty: Kapitulacja



- Nie możemy... ja nie mogę.... tak nie można. - Mówię mu. Wmawiam sobie. Żaden z nas nie jest całkowicie przekonany.

Jego dłonie wędrują po moim torsie, a grzesznie miękkie i niebezpiecznie młode usta nadal atakują mój kark i ramiona. Mocno przegryzam dolną wargę, by zachować resztki świadomości - zanim całkowicie pochłonie mnie jego oddech. Jestem od tego silniejszy, wmawiam sobie, po czym idę naprzód. Zawzięcie podąża za mną.

- Nie ma w tym nic złego - szepce, a jego palce muskają mój sutek. Wredny gówniarz. Jakiś dawno zapomniany aspekt mnie samego rozbudza się pod wpływem jego dotyku. Nagle przypominam sobie, że kiedyś byłem całkiem dobrym kochankiem. To, jakkolwiek, nie jest najodpowiedniejszy moment, by o tym myśleć. Zatrzymuję jego rękę.

- Jestem wystarczająco stary, by być...

- Ale nie jesteś... moim ojcem - kończy twardo, a jego lewa dłoń zabiera się do pracy, by zrekompensować bezczynność prawej. - I to nie ma znaczenia. Chcę tego... ciebie. - Jego słowa wtapiają się w moją skórę, a oddech zatrzymuje. Dłoń, którą powstrzymuję dotyka mojego podbrzusza, a palce wślizgują się pod ręcznik. Odsuwam się szybko i staję twarzą do niego.

- Jesteś moim -

- Uczniem, wiem. - Zaciskam usta i bezgłośnie przeklinam go za przeczuwanie moich wszystkich argumentów. Oczywiście, wykorzystał fakt, że odbyliśmy już tę rozmowę. A niech go szlag za to, że jest przygotowany. Mówi dalej - Ale tylko w czasie zajęć. Po zajęciach... co tu ukrywać, ta granica została przekroczona dawno temu, pamiętasz?

Prycham drwiąco. Ma rację. Ale nie powinna była zostać przekroczona. - Nazywaj to jak chcesz Potter -

- Harry.

Kończę zdanie przez zaciśnięte zęby. - Nadal jestem twoim nauczycielem. Nie mogę cię dotykać. Mógłbym stracić pracę.

- Yyy... - uśmiecha się, a ja wstrzymuje oddech. - Jeżeli ktokolwiek dowiedziałby się o tamtym pocałunku już byś stracił pracę. Ale nikt się nie dowie. Nikt nie musi wiedzieć... o niczym. - Podchodzi bliżej, a ja wycofuję się w kąt - fizycznie i psychicznie. Jestem w pułapce.

- Jesteś dzieckiem.

Zatrzymuje się i przez chwilę jego twarz jest pełna wyrzutu, który jednak szybko znika. - Mam szesnaście lat. W świetle prawa jestem więc wystarczająco dorosły. - Robi krok do przodu i kładzie ręce na moich biodrach. - Jestem wystarczająco dorosły, by zdecydować czego chcę. Nie wykorzystujesz mnie. Ja w zasadzie rzucam się na ciebie. - Niepewność wkrada się na jego twarz i, jakby chciał udowodnić swoje racje, zdejmuje koszulkę jednym, szybkim ruchem. Otwieram usta, by zaprotestować, ale słowa więzną mi w gardle, gdy widzę, jak zaczyna odpinać pasek. Odrywam spojrzenie od jego brzucha. Lepiej się w niego nie wpatrywać. Jego za duże bokserki ześlizgują się z bioder i czuję, jak spadają u moich stóp. Odrzuca je w bok jednym ruchem.

- Proszę. Teraz jesteśmy równi. Prawie. - Jego wzrok opada na mój ręcznik i uśmiecha się szelmowsko.

Opieram się o narożnik i zabraniam moim oczom wędrować po jego ciele. Nie będę patrzył. Nie mogę sobie na to pozwolić. - Musisz przestać - mówię, ale nie jestem pewien do kogo.

Jego ręce kolejny raz ruszają ku moim biodrom; oczy otwierają się szeroko. - Przestanę - mówi - jeżeli powiesz, że tego nie chcesz. Nie obchodzi mnie, co powinniśmy albo nie powinniśmy robić. - Ujmuje moje dłonie i kładzie je na swojej klatce, przytrzymując. Czuję, jak jego serce łomoce ciężko. - Przemyślałem wszystkie powody, dla których nie powinienem cię pożądać. Ale zawsze wracam do kwestii, że chcę. Pragnę. Cię.

Bierze głęboki oddech i wypuszcza moje dłonie, które zapominają, żeby się wycofać, a nawet same decydują o tym, by ślizgać się po jego torsie, brzuchu, w końcu zatrzymując się nad pępkiem. Zamykam oczy, nieświadomie zapisując informacje zdobyte przez palce, by wykorzystać je do późniejszych badań. Przybliża się, muskając ustami moje wargi. Odrywa się, a ja otwieram oczy.

- Harry... - mówię, uświadamiając sobie, nie bez przerażenia, że przyszło mi to zbyt łatwo. Uśmiecha się, a ja jestem sparaliżowany nagłym wrażeniem dejavu.

- Kocham cię Severusie.

Cholera

Mój żołądek kurczy się i brutalnie scałowuję moje imię z jego ust; linia, niegdyś wyraźnie oddzielająca jego ode mnie rozpływa się w nicość. Napiera na mnie, a jego gładka, ciepła skóra idealnie stapia się z moją. Wypuszczam wstrzymywany oddech i zaczyna mi się kręcić w głowie. Moje zmysły są całkowicie zamroczone, umysł stacza się w szaleństwo po jednym, krótkim momencie ekstazy. Wzdycha, wyjękując w moje usta - Proszę....pragnę cię. - Całuje mnie mocno, a jego dłonie szarpią się z ręcznikiem zawiniętym na biodrach.

- Nie - mówię zziajany. Brawo! Dobrze ci poszło! - Nie tutaj. - Uświadamiam sobie, że powinienem był skończyć na nie. Spogląda na mnie, próbując zgadnąć, czy zmienię zdanie, w czasie, który jest potrzebny, żeby przejść do sypialni. Ja osobiście mam taką nadzieję.

Odstępuje ode mnie, a ja zbieram ubrania i wychodzę nie czekając na niego. Dociera do mnie jednak, że za mną nie idzie. Zastanawiam się nad tym, ale zmuszam się, by iść dalej. Jeżeli dostałbym się do mojego pokoju, zamknął drzwi i ustawił zabezpieczenia, może miałbym szansę, żeby uratować resztki moich zasad.

Przypominam mi się, że magia jest zabroniona, a zabezpieczenia byłyby zbyt łatwe do namierzenia.

Jednakże nie przypomina mi się, że chłopak - Harry ... cholera! Potter - jest także zabroniony.

***

Wchodzę do mojej sypialni i od razu przeklinam Mugoli za nie zakładanie zamków w drzwiach.

Siedząc na krawędzi łóżka rozmyślam na bałaganem, w który się wplątałem. Pocałowałem Harry'ego Pottera....dwa razy. I czemu, do jasnej cholery, ta myśl prowokuje wszystko oprócz obrzydzenia i wstydu? Zaczynam się zastanawiać, gdzie polazł i wmawiam sobie, że jeżeli się rozmyślił, to tym lepiej. To zdejmie ze mnie obowiązek robienia tego samemu.

Słyszę jego głosy na schodach i moje serce zaczyna łomotać w uszach, dodając perkusję do głosu śpiewającego " Kocham cię Severusie". Jakimś cudem te dwie części zdania nie pasują do siebie. Ostatnim razem słyszałem takie zdanie zaadresowane do mnie, kiedy moja matka leżała na łożu śmierci. Dodała później:" Ale wstydzę się, że jesteś moim synem."

Ach, to zdecydowanie jakiś plus. Ucieszyłaby się, gdyby zobaczyła, że Potterowie i Snape'owie znowu się razem zabawiają.

Staje w progu i patrzy na mnie z nieśmiałym uśmiechem. Wypuszcza ubrania z rąk, a ja zauważam, że niesie ze sobą mały słoik. A, jeśli to jest to, o czym myślę, to nie wiem, czy pochwalić go za przewidywalność, czy przekląć za pozbawienie potencjalnie doskonałej wymówki, żeby to wszystko zakończyć. Podchodzi i klęka u moich stóp, stawiając słoik na podłodze. Wpatruję się w to. Słowo Wazelina rozciąga się na przedzie. Niejasno zastanawiam się skąd przyszło mu do głowy, że będziemy tego potrzebować.

- Nie zmieniłeś zdania. - Mówi prawie szeptem i nie potrafię powiedzieć, czy to zdanie było pytaniem czy twierdzeniem. Moje oczy przenoszą się ze słoja na niego- prawie nagiego, klęczącego przede mną.

Jasna cholera. Marzenia naprawdę się spełniają.

- Powiedziałbym, że zupełnie straciłem rozum.

Uśmiech się. - I bardzo dobrze... bo twój rozum za dużo gada. - Wyciąga rękę i dotyka mojego policzka. - Wiem, że to dla ciebie dziwne. Dla mnie też. Ale kiedy przestaję martwić się, co inni powiedzą i myślę o tobie... to to przestaje być dziwne. Wtedy wszystko jest w porządku. Czy to ma sens?

- Oczywiście, że ma sens. Kiedy tylko zignorujemy temat konsekwencji, jedyne co jest ważne to nasze pragnienia.

- Dokładnie.

Najwyraźniej nie zakumał o co mi chodzi. Kolejne podejście. - Czy zdarzyło ci się pomyśleć o tym, co się stanie później? - Po jego minie widzę, że nie. - Tak myślałem. Żal to to, co zdarza się, kiedy nie przemyślimy naszych postępowań.

Błysk wzburzenia pojawia się w jego oczach. - Wiem o żalu. I poczuciu winy. Ale wiem także, że nie wiemy, co może się zdarzyć. Możesz jutro umrzeć. Albo ja. I wtedy będzie za późno.

Prycham drwiąco. - Zbierajcie płatki róż, póki możecie.

- Co?

- To wiersz. "Do dziewic, kujcie żelazo póki gorące." - Drwiący uśmieszek wkrada się na jego usta.

I ten sam kwiat, który dzisiaj się uśmiech, jutro będzie umierał.

Nagle wiersz zyskuje całkiem nowy wydźwięk. Przedstawia argument z którym ni jak nie mogę się spierać. I do tego jeszcze powiedzenie. Chwytaj dzień. Jeżeli jutro by umarł, będę żałował, że nie wziąłem go dzisiaj? Moja zaduma zostaje przerwana przez jego rozbawione prychnięcie.

- Wiesz, wydaje mi się, że dziewica raczej nie potrzebuje, żeby ją przekonać. Jestem cały twój, więc kuj żelazo póki gorące.

O, boże. To, czego zawsze pragnąłem: mój własny Potter.

Odsuwam od siebie tę myśl, uzmysławiając sobie, że jego odpowiedź nie jest tak sarkastyczna, jak powinna być.

Jego ręce wędrują po moich udach i litościwie zatrzymują się na granicy wyznaczonej przez ręcznik. Z trudnością łapię oddech i mówię - Jeżeli się na to zgodzę, chcę mieć pewność, że wiesz, co robisz.

Rumieni się, a ja czuję jak fala podirytowania przepływa przeze mnie. Czas na rumieńce już dawno się skończył.

- No.... spędziłem trochę czasu w bibliotece... ale nigdy... znaczy...

- Jeżeli nie potrafisz nawet o tym mówić Potter, to nie zabieraj się za to. - Ucinam krótko.

Ściąga usta w złości i odpowiada - Harry. I wydaje mi się, że doskonale wiem, jak to działa.

- Bardzo mnie to cieszy. Ale mam na myśli, że musisz być świadomy, że to, co tak szczodrze mi ofiarowujesz, kiedy już jest zabrane, nie będzie mogło zostać odzyskane. Chcesz czy nie, są pewne konsekwencje, które wręcz proszą, żeby je przemyśleć.

- Wiem. Ostatni rok spędziłem na myśleniu o tym... o tobie.... - Pochyla się, by pocałować mój kark i dodaje - .... i o mnie. Razem. - Jego palce wkradają się pod ręcznik i muskają wnętrze moich ud. - Wiem, że cię pragnę... jeśli ty pragniesz mnie. - Wstaje i kładzie ręce na moich ramionach. Moje oczy są teraz na poziomie jego pępka i wszystkie świadome myśli podążają wesoło czarną ścieżką włosów. - Pragniesz? - pyta.

Puszczam pytanie mimo uszu. Nie zaprzątam sobie głowy odpowiadaniem na nie. W ciągu tych wszystkich lat zdołałem zniszczyć wszystkie z niewielu słabości jakie miałem. Ale ta słabość - piękna, czarna linia włosów prowadząca w dół od nieziemsko twardego, szczupłego, bladego podbrzusza - jest wyjątkowo trudna do przełamania. Zwłaszcza, kiedy patrzy mi się prosto w twarz. Zapamiętany cytat odbija się echem w mojej głowie.

Nie wódź mnie na pokuszenie, błagam cicho.

- Jeżeli nie potrafisz o tym mówić Severusie, nie zabieraj się za to. - W jego głosie słyszę, że się śmieje, ale nie mogę podnieść wzroku, by to sprawdzić. Właściwie, to nie mogę robić nic więcej jak ślinić się i gapić głupkowato.

- Masz rację. Nie powinienem się za to zabierać. - Mówię stanowczo i moje ręce chwytają jego biodra, by go odepchnąć. Tylko dziwna sprawa, bo odpychanie jakimś cudem zmieniło swój tok, przyciągam go i całuje w brzuch. Mocniej ściska mnie za ramiona, jego oddech więźnie w gardle, a później wyrywa się w bezsłownym okrzyku. Całuję delikatną skórę wokoło pępka. Mój język wybiera się na zwiady, a świadomość krzyczy w ostatnim proteście - coś o zakazanym owocu, który zawsze jest najsłodszy. Mój język zgadza się entuzjastycznie, a świadomość głośno trzaska drzwiami, obiecując, że wróci później.

Drży w moich dłoniach, a jego erekcja ociera się o mój podbródek. Nagle przypomina mi się jak niegdyś bardzo lubiłem seks: sztukę i czyn. Taniec akcji i reakcji wirujących w niekończącym się kole. Wypełnia mnie intensywna ochota, żeby wywołać więcej niż gniew i poniżenie - chcę, żeby się wił i błagał. Mój żołądek kurczy się w oczekiwaniu. Mam zamiar spełnić się w kuszeniu. Nigdy właściwie nie dbałem o swoje potrzeby.

Jeżeli za coś mam wpaść w kłopoty, to jak te dwa głupki Weasley'ów mówią, sprawię, żeby było za co.

Gryzę miejsce, gdzie jego pępek spotyka się ze ścieżką włosów i słyszę, jak wstrzymuje oddech. Odruchowo spinam się, zastanawiając się, czy go nie przestraszyłem. Trudno jest się pozbyć starych nawyków. Mój żal topnieje, kiedy wyjękuje swoje uznanie. Dalej całuję miejsce, które można by nazwać drogą do piekła, wsuwając język pod elastyczną gumkę jego bokserek. Wzdycha, szeptając moje imię. Imię, które nie powinno było się znaleźć na jego wargach. Imię, które nabiera znaczenia, kiedy wypowiadane jest przez niego. Drżę, starając się złapać oddech.

Odsuwa się na chwilę, a ja odczuwam strach, chociaż właściwie nie wiem dlaczego. Jego dłonie znikając pod materiałem i jednym ruchem ściąga spodenki. Odczuwam nerwowe podekscytowanie zmieszane z ulgą, kiedy widzę jego erekcję.

Jednak nie chłopczyk. Wypuszczam wstrzymywany oddech.

Wstaję, pozwalając ręcznikowi spaść na podłogę. Obserwuję jak jego oczy wędrują po moim ciele i jestem lekko podirytowany, kiedy zauważam, że się rumieni. To mi przypomina, że jest niewinny. Nie mam żadnego interesu w niewinności. Moja irytacja, jednakże, ma krótki żywot i znika, kiedy podchodzi do mnie i całuje.

- Jesteś piękny - szepce.

Bezgłośnie przeklinam rumieniec, który wstępuje na moje policzki. - Połóż się.

Posłusznie wykonuje polecenie, a ja patrzę na niego zachwycony. Już zapomniałem jakie piękne są tyłki graczy Quidditcha. Zdejmuje okulary i wdrapuje się na środek łóżka. Kiedy rozciąga się na materacu, uświadamiam sobie, że kiedy do niego dołączę, tylko on będzie miał siłę, żeby mnie powstrzymać. I jakoś nie wierzę, żeby to się miało stać.

Wyciąga ręce w geście zaproszenia. Poddaje się mojemu upadkowi.

***

Leżę koło niego, rozkoszując się dotykiem jego skóry. Mój członek trąca jego biodro i zaciskam zęby, żeby odzyskać kontrolę nad sobą. Przyciąga mnie, całując mocno. Moje usta zamykają jego i poddaję się ochocie, by go całego pochłonąć. Odpowiada chętnie, atakując zębami, językiem, ustami. Moja dłoń wędruje wzdłuż jego ciała, zatrzymując się na jego biodrze. Odkrywam kolejny słaby punkt. Odrywam się od niego, dysząc ciężko i spoglądam na niego.

Szybko otwiera oczy, w których spostrzegam strach. Drży pod moimi rękoma.

- W porządku?

Uśmiecha się kiwając głową. - Lekko zdenerwowany - przyznaje.

- Mogę przestać. W każdej chwili.

- Dobra, dobra, bez przesady! - wykrzykuje, a później patrzy na mnie z udawaną surowością.- Jeżeli teraz przestaniesz będę zmuszony, żeby użyć Imperiusa. - Szczerzy się.

Odpycham od siebie mroczne wspomnienia, przeklinając Voldemorta za sprawienie, że te właśnie zaklęcie jest niewybaczalne. Zdecydowanie miało swoje użyteczniejsze strony.

- Naprawdę? Powiedz mi, do czego byś mnie zmusił, gdybyś rzucił na mnie zaklęcie? - Chowam nos w zakrzywieniu jego szyi i gryzę delikatnie.

- Och... to dobry początek - mówi z trudnością. Pieszczę jego tors i znajduję sutek. Szczypię mocno, a jego głos więźnie mu w gardle. Kiedy puszczam, odpręża się pojękując cicho.

- Co chcesz, żebym zrobił Harry? - Szepcę mu do ucha.

Drży w odpowiedzi na kontakt i mówi - Po prostu nie przestawaj. I mów moje imię. - Śmieje się.

- Czego mam nie przestawać? - Drażnię się z nim, całując bladą skórę szyi.

- Nie przestawaj... nigdy. - Odpowiada. Wsuwa ręce pode mnie ponaglając, żebym położył się na nim. Rozchyla nogi, a ja tracę oddech, kiedy moja erekcja ociera się o jego. Obsuwam się niżej, żeby odzyskać kontrolę nad sobą. Podrywa biodra w górę ocierając je o mój brzuch i zaciska oczy.

Zaczynam całować jego klatkę, a jego palce wplątują się w moje włosy. Spoglądam na niego i zauważam, że mnie obserwuje, jego oczy ciemne z pożądania. Muskam sutek językiem, a on otwiera usta. Muskam zębami różową skórę, a później przegryzam ją. Wije się pode mną, więc wstrzymuję jego biodra dłonią, wędrując kciukiem po kości.

- O, boże - mówi zdyszany. Kontynuuję eksplorowanie jego klatki i brzucha, odsuwając od siebie irytujący głosy, który od czasu do czasu pojawia się w mojej głowie przypominając mi co robię i komu to robię. Nie żebym potrzebował przypomnienia.

Cieszy mnie, że odpowiada na moje agresywne posunięcia. Podejrzewam, że powinienem był się tego spodziewać. Jak by nie było podobam mu się, mimo złego traktowania w ciągu ostatnich lat. Przypominam sobie, że nazwałem go kiedyś masochistą, ale nie wiedziałem wtedy, że mógłbym mieć rację. Zaczynam się zastanawiać, jak bardzo odporny jest na ból. Wtedy przypominam sobie, że jest prawiczkiem i pewny poziom troski jest potrzebny. Jestem trochę zawiedziony.

Scałowuję drogę w dół jego pępka, kolejny raz podziwiając jego piękno. Moje palce wędrują wokół i schodzą wzdłuż linii czarnych włosów. Usta podążają ochoczo; wytężam słuch, czekając na jęki aprobaty, które nalegają, bym kontynuował.

Wiem, czego chce. Oczywiście, sprawię, żeby mi powiedział.

Zapoznaję się z jego podbrzuszem, umyślnie nie dotykając członka. Moje ręce trzymają jego biodra nieruchomo. Szepce - Boże proszę.

- O co prosisz? - pytam, z premedytacja kierując oddech, tam gdzie chce, żebym go dotknął. Jęczy głośno, a ja muskam językiem miejsce zaraz obok jego nabrzmiałego penisa. Jego skomlenie tylko rozbudza moją żądzę, by to usłyszeć. Mógłbym udawać, że dał mi już pozwolenie, ale torturowanie go sprawia mi prawdziwą przyjemność.

Znowu zwracam uwagę na podniecającą ścieżkę włosów, pozwalając językowi musnąć główkę penisa. Krzyczy zaskoczony, walcząc z moją dłonią trzymającą go za biodra. Jęczy sfrustrowany.

- Ty normalnie chcesz mnie wykończyć, tak?

- Bzdura. Po prostu powiedz mi, czego chcesz Harry. - Spoglądam w górę i widzę, że jego oczy są szeroko otwarte, lśnią żarliwą desperacją; policzki zaróżowione mieszanką frustracji i zażenowania. Wytrzymuję jego zabójcze spojrzenie i kręcę językiem dokładnie nad miejscem, w którym pragnie być dotykanym.

- Chcę...twoje usta....proszę...boże - skamle.

- Gdzie chcesz moje usta? - Drażnię się z nim. Jestem zaskoczony, kiedy jego ręka wędruje ku swojej erekcji. Moje własne podniecenie staje się coraz bardziej widoczne, gdy widzę, jak dotyka się tam. Dochodzi do mnie, że bardzo chciałbym zobaczyć, jak sam się zadowala. Ale...nie, aż tak bezwzględny nie jestem. Jeszcze.

- Tutaj... - szepce.

Lituję się nad nim. - Spójrz na mnie. - Mówię cicho. Posłusznie wykonuje polecenie. Na myśl przychodzi mi pytanie jak dobrze widzi bez okularów, ale ignoruję je, muskając powoli długość jego członka. Jego ręce opadają na prześcieradło, a ciało drży z ulgą. Obejmuję go delikatnie, uwalniając swoją drugą rękę, która otula jego jądra. Krzyczy głośno, a jego spojrzenie traci ostrość, kiedy muskam główkę wargami.

To niesamowite, jak szybko to wszystko wraca.

Jak latanie na miotle...

Oblizuję go całego i czuję, jak jądra naprężają się. To nie potrawa długo. Wiedząc, że jest szesnastoletnim prawiczkiem, nie podejrzewałem inaczej. Ślizgam się wargami w górę, kolejny raz zajmując się główką, a następnie zanurzam się raz jeszcze. Jego oddech staje się szybszy, a dłonie wplatają się w moje włosy. Widzę, jak jego usta otwierają się w niemym krzyku i ssę mocno. Jego podniecenie w końcu odnajduje głos, wytryskując w moje gardło. Połykam, czekając aż się uspokoi i kładę się obok niego.

Przyciąga mnie i całuje chętnie, chciwie odbierając to, co przed chwilą mi oddał. Jestem zadowolony i zaskoczony jego entuzjazmem. Odrywa się i mówi - Dziękuję. - Zaczynam się śmiać, a on patrzy na mnie zdecydowanie - Jesteś doskonały. - Wzdycha, opadając na poduszkę.

Odpowiadam cichym mruknięciem, odwracając się na bok. Wyrzuty sumienia próbują wpełzać na mnie, ale odpycham je, obiecując, że zajmę się nimi później. Zaskakuje mnie kolejny raz przewracając mnie na plecy.

- Co ty wyprawiasz?

- Nie wiem. A co chcesz, żebym zrobił? - Uśmiecha się krzywo jak ja zazwyczaj i mój własny uśmiech wkrada się na usta, zanim mam szanse go ukryć.

- Harry...

- Powiedz to jeszcze raz.

Uśmiecham się drwiąco. - Harry.

Wzdycha teatralnie, całując mnie. Wzdycham krótko, kiedy ociera się o mnie. Spogląda na mnie przez chwilę i widzę figlarny błysk w jego oczach. Specjalnie ześlizguje się jeszcze raz, a ja przegryzam wargi. Zniża twarz, ukrywając ją w zagłębieniu mojej szyi i ociera swoje biodra o moje. Jego zęby skubią lekko, zanim gryzą mocno. Przestaję oddychać, wstrzymując jego ruchy.

Patrzy na mnie zaniepokojony. - Robię ci krzywdę?

Jak gdyby mógł. - Nie.

Odmawiam odpowiedzi. Rzucam mu spojrzenie i to wystarcza.

- Och - mówi; oczy rozbłyskują zrozumieniem, a usta wykrzywiają się w dzikim uśmiechu. Pochyla się i szepce mi do ucha - Więc, może powinniśmy zacząć się kochać? - Jego oddech i słowa wysyłają elektryczne impulsy przyjemności wzdłuż mojego kręgosłupa, powodując, że mój członek staje się jeszcze twardszy.

Uspokajam oddech zanim pytam - Tego właśnie chcesz? - Staram się usunąć nadzieję z mojego głosu. Już i tak przekląłem siebie nieodwracalnie. A skoro stoczyłem się już tak daleko, bardzo chciałbym się dowiedzieć jak to jest upaść na same dno. Wyobrażam sobie, że jest grzesznie ciepłe i ciasne. Odpycham od siebie te myśli. Zawsze jest możliwość, że się rozmyśli.

- Czy ty tego chcesz? - Odchyla się i spogląda na mnie.

- Nie chcę zrobić niczego, co sprawi, że poczujesz się niezręcznie. - Ładna, dyplomatyczna odpowiedź.

- Jasne, na przykład jak błagać, żebyś zrobił mi loda? - Śmieje się, całując linię mojej szczęki. Z trudnością ukrywam złośliwy uśmieszek czający się w kącikach ust.

- Wcale nie zmuszałem cię, żebyś błagał. Zrobiłeś to z własnej woli. - Oczywiście, bawi mnie to. Jest coś w byciu nazywanym "bogiem", co pobudza moje tendencje do dominacji.

Kara mnie za moje spostrzeżenie gryząc mocno w bark; wzdycham. - Naprawdę jesteś wrednym kołkiem. - Szepce, scałowując swoją drogę wzdłuż mojej klatki. Gdybym nie był zajęty zakochiwaniem się w jego ustach, może byłbym na tyle świadomy, żeby zauważyć jak dobrze ich używa. Ściśle mówiąc, dokładnie do tego zostały stworzone.

Bierze w zęby mój sutek i z ledwością powstrzymuję się, żeby nie wygiąć się w łuk. Gryzie go delikatnie.

- Mocniej - słyszę siebie, przeklinając w duchu, że mówię na głos, a on posłusznie wykonuje polecenie. Wypuszcza go po chwili, a przez moją głowę przefruwa myśl, jak niezwykłe jest to, że się słucha. Moje zdolność do logicznego wypowiadania się, jednakże, zmniejsza się do zera, kiedy widzę nieśmiałe palce ześlizgujące się po moim członku. Jęczę wbrew sobie.

Zniża się, manewrując pomiędzy moimi nogami. Patrzę na dół i widzę, że jego głowa zwisa nad moim podbrzuszem. Jego palce wędrują wzdłuż mojej erekcji, a on sam oblizuje wargi. Wstrzymuję oddech, przypatrując się jak obejmuje mnie dłońmi i muska główkę językiem - jak pływak przygotowujący się do zanurkowania. I nurkuje. Wpatrując się jak dotyka mnie wargami, uderzam mnie świadomość tego, co robię. Powinienem być przerażony, że nic sobie z tego nie robię.

Zostaję wessany w te ciepłe, grzeszne, utalentowane usta i przegryzam wargę, gdy niechcący ociera się zębami o wrażliwą skórę. Do jasnej cholery, to nie powinno być nawet w połowie tak przyjemne. Potrzebuję tylko jednego, żeby dopełnić obraz. - Spójrz na mnie - szepcę, podpierając się na łokciach. Podnosi wzrok i jestem czarowany. Słowo "piękny" ucieka z moich ust. Ześlizguje się niżej, a ja nie mogę nabrać powietrza. Dzięki bogu jego ruchy nie są wystarczająco skoordynowane, ale odczucie wilgotnego ciepła w połączeniu z oszałamiającym obrazem sprawia, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Nagle zaczynam się zastanawiać, co ja takiego do cholery w życiu zrobiłem, żeby na to zasłużyć. Harry Potter: moja nagroda za lata poświęceń. Odpycham od siebie tę myśl dochodząc do wniosku, że równie dobrze może być moją karą.

Właśnie chcę mu powiedzieć, żeby przestał, kiedy czuję, że jego gardłem wstrząsają konwulsje. Podnosi się szybko, a jego nieobecność wymusza ze mnie jęk. Spogląda na mnie z załzawionymi oczami, zaróżowioną twarzą.

- Przepraszam - dławi się.

Prawie wybucham śmiechem, ale w zamian przyciągam go i całuję. To wydaje się lepszą odpowiedzią. Akceptuje pocałunek ochoczo i namiętnie. Jego język jest słonawy od nasienia i ostatnią siłą wolą powstrzymuję się przed wzięciem go natychmiast. Mimo że jest niższy niż ja, wcale nie jest dużo mniejszy. Teraz, jednakże, wydaje się niesamowicie kruchy i nie marzę o niczym innym tylko, żeby go złamać.

Odsuwam się od niego, żeby odzyskać panowanie, a on ześlizguje się ze mnie. Przewraca się na brzeg materaca i sięga po coś. Wręcza mi słoik, a ja przyjmuję go siadając.

- Wiesz, co z nim robić, tak?

Prycham z niedowierzaniem, przez chwilę igrając z myślą, żeby kazać mu wytłumaczyć do czego to służy. Zamiast tego zdejmuję nakrętkę i analizuję zawartość. Mój nos staje się bardziej wrażliwy wąchając gęstą substancję. Mój umysł z tęsknotą wraca do szafki z eliksirami, gdzie zupełnie bezużytecznie stoi niespotykanie przejrzysty i efektywny nawilżacz. Wkurzam się, że nie przywiozłem go ze sobą, ale wtedy przypominam sobie, że kiedy tu przybywałem moje morale były nietknięte.

Unoszę brew. - Umieram z ciekawości, żeby się dowiedzieć skąd młody pan Potter ma takie informacje.

Mruży oczy. - Młody pan Potter był zamknięty w bibliotece przez miesiąc, w czasie gdy wkurzający pan Snape grał upartego czubka.

- A czego takiego szukałeś w książkach przeznaczonych dla szóstego roku i wzwyż?

Wywraca oczami. Dotykam żółtawe mazidło ze słoja, rozcierając je między palcami. Obwąchuję je uważnie, a on chichoce.

- Co? - posyłam mu wściekłe spojrzenie.

- Jesteś dziwny. - Śmieje się.

- Powinieneś pamiętać, że to skrzywienie zawodowe - zaznajamianie się z nieznanymi eliksirami. A teraz nawet bardziej, skoro mam to rozsmarować w moich intymnych miejscach.

Przestaje się uśmiechać i przegryza wargi.

Biorę głęboki oddech i spotykam jego wzrok. Próbuję pozbyć się wszelkiej niecierpliwości z mojego głosu zanim mówię. - Jeżeli masz jakiekolwiek zastrzeżenia musisz powiedzieć mi teraz.

Jego oczy rozszerzają się. - Nie, nie o to chodzi naprawdę. Ja po prostu.... - marszczy nos, biorąc orzeźwiający oddech - ..nie wiem, co mam robić. Wiem jak to działa...

Przyciągam go do siebie i całuję mocno kładąc kres niepewnościom jego pierwszego razu. Nie mogę tego słuchać tak samo jak uciekanie przed wyrzutami sumienia, które tylko czekają, żeby mnie dopaść. Kładę go na łóżku, przykrywając go sobą i ześlizgując się pomiędzy jego uda, które rozchylają się chętnie.

- Severus?

- Hm? - burczę, ignorując irytujące motylki w brzuchu. W końcu to tylko imię; słyszę je tysiące razy każdego dnia.

- Jesteś pewny? Znaczy... na pewno chcesz zrobić to.... ze mną? - Rzucam mu prawdziwie zaintrygowane spojrzenie. Kończy - Po prostu nie chcę, żebyś myślał, że musisz.

Zajebiście! Że akurat teraz musiał na to wpaść. To sobie czas wybrał, żeby się zamartwiać, czy faktycznie chcę to zrobić. Prycham drwiąco. - A niby dlaczego powinienem czuć się zobowiązany, żeby cię przelecieć? - Odpowiedź na jaką zasługuje.

Śmieje się. - Po prostu chciałem usłyszeć jak to mówisz. - Patrzę się na niego twardo, a on się szczerzy. - No dawaj. Dobra, ja zacznę. - Przybiera poważną minę. - Severus, chcę, żebyś mnie przeleciał. - Uśmiech się szeroko i mówi - Widzisz. Teraz twoja kolej.

Całowanie wydaje się być jedyną skuteczną metodą, żeby go uciszyć. Załagodziwszy moje zaniepokojenie, mój penis powraca do bolesnego stanu podniecenia, kiedy słyszę swoje imię i słowa "przeleć mnie" w jednym zdaniu. Chętnie rozwinąłbym tę kwestię.

On z drugiej strony, jest irytująco upierdliwy. - Powiedz to - szepce.

- Nie.

- Więc nie chcesz tego? - Patrzy na mnie z ukosa, a ja wzdycham.

- Tego nie powiedziałem.

Podnosi głowę, a jego usta wędrują po mojej szyi aż do płatka ucha; biodra ocierają się o moje. Zduszam w sobie westchnięcie. Muska moje ucho językiem. - Proszę - mówi cichutko, trącając mnie nosem.

Rozdrażnienie i podniecenie buzują we mnie na zmianę i czuję jak moje wargi wykrzywiają się w drwiącym uśmieszku. Gryzę go po karku, a on opada na poduszki. Wpatrując się w jego oczy, postanawiam dać mu, czego chce. A później jeszcze trochę. - Chcę cię przelecieć Harry. - Jęczy zadowolony.

Mówię dalej - Ale najpierw będziesz się wił błagając, żebym wszedł w ciebie. - Otwiera buzię ze zdziwienia. - Później zanurzę się w ciebie powoli...- Przejeżdżam językiem po jego obojczyku i słyszę jak dyszy ciężko. - Będzie cię bolało, a mi będzie sprawiało przyjemność patrzenie jak walczysz z bólem, gdy będę rozrywał twoją niewinność cal po calu. - Każde słowo naznaczam ugryzieniem w kark. - Kiedy już wejdę w ciebie całkowicie zacznę poruszać się powoli, ty będziesz chciał mocniej i szybciej, ale nie dam ci tego, dopóki nie będziesz szalał z potrzeby. A później wtargnę w ciebie mocno aż zaczniesz krzyczeć. A uwierz mi, będziesz krzyczał Harry. - Wpatruję się w niego. Wyraz jego twarzy wskazuje, że jest bardziej niż zszokowany. Zdecydowanie mi ulżyło, kiedy pozwoliłem sobie na chwilkę demoniczności, mimo iż, zapewne straciłem jedną na dziesięć lat szansę na seks. Przygotowuję się na to, że szybko zmieni zdanie.

- Jasna chol...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin