Co można ściągać z wirtualnej sieci, by nie sprowadzić na siebie prokuratora.doc

(113 KB) Pobierz
Co można ściągać z wirtualnej sieci, by nie sprowadzić na siebie prokuratora

8

 

http://biznes.interia.pl/finanse-osobiste/news/co-mozna-sciagac-z-sieci-by-uniknac-prokuratora,1751438

 

Co można ściągać z wirtualnej sieci, by nie sprowadzić na siebie prokuratora

Czy pobieranie pliku muzycznego z internetu jest przestępstwem? Szum wokół ACTA skłania do pytań o obowiązujące prawa autorskie. Polskie przepisy nie są restrykcyjne, pozwalają na więcej niż na przykład amerykańskie.

Co można ściągać z wirtualnej sieci, by nie sprowadzić na siebie prokuratora

Zamieszanie wokół porozumienia ACTA przywołało pytania o to, co można, a czego nie można robić w Internecie już teraz, gdy kontrowersyjne przepisy jeszcze nie obowiązują. Czy użytkownik portalu społecznościowego, który umieszcza na swoim profilu link z ulubioną piosenką, może się obawiać prokuratora? Czy portal, który zamieszcza informację zdobytą na innym portalu, ale nie cytuje źródła, popełnia przestępstwo? Odpowiedź na te pytania będzie zależeć od prawodawstwa konkretnego kraju. Są państwa, takie jak USA, gdzie już za samo ściąganie plików można zostać skazanym na olbrzymie odszkodowanie. Polskie prawo jest jednak bardziej liberalne i pozwala na korzystanie z utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego. Podobnie jak można skserować książkę wypożyczoną z biblioteki, tak też, zdaniem wielu prawników, wolno ściągać pliki, nawet jeśli zostały udostępnione w sieci w sposób nielegalny. Jest jednak jeden warunek - nie można ich, nawet chwilowo, udostępniać innym osobom.

Inaczej ściąganie...

Aby zrozumieć, czym jest dozwolony użytek osobisty, należy sięgnąć do art. 23 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90, poz. 631 z późn. zm.). Zgodnie z nim "bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego". Przykładem takiego korzystania jest chociażby nagrywanie muzyki z radia. Analogię tę można przenieść do Internetu. Obejrzenie filmu znalezionego w sieci będzie takim samym korzystaniem z utworu. Nie ma przy tym znaczenia, czy ściągniemy plik i czy też oglądamy go w locie w przeglądarce internetowej. I jedno, i drugie przez prawo jest tak samo traktowane. Gdyby więc przyjąć, że oglądanie filmów z sieci wykracza poza dozwolony użytek, to wejście na YouTube oznaczałoby ryzyko naruszenia praw twórców. Część prawników nie godzi się z taką interpretacją prawa i zwraca uwagę, że zgodnie z art. 35 prawa autorskiego dozwolony użytek nie może godzić w słuszne interesy twórcy. Dominuje jednak pogląd, że samo pobieranie utworu jest zgodne z prawem. Nie udało nam się znaleźć ani jednego wyroku, który przeczyłby tej tezie.

Warto też pamiętać, że nie tylko muzyka i filmy są umieszczane w Internecie. Gdyby nie było dozwolonego użytku osobistego, to praktycznie bez przerwy dochodziłoby do naruszeń praw autorskich. Wchodząc na stronę internetową, użytkownik zazwyczaj nie zastanawia się, czy umieszczony na niej tekst nie jest przypadkiem przeklejony z innego miejsca, a towarzyszące mu zdjęcia nie zostały skopiowane bez wiedzy ich autorów.

...a inaczej udostępnianie

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja przy udostępnianiu utworów w Internecie. Za to grozi odpowiedzialność zarówno cywilna, jak i karna. Zgodnie z art. 79 prawa autorskiego od osoby, która je narusza, można się domagać dwukrotności stosownego wynagrodzenia, a gdy naruszenie jest zawinione - jego trzykrotności. Z kolei art. 116 przewiduje za rozpowszechnianie kary. Górnym zagrożeniem są dwa lata więzienia, ale w przypadku czerpania korzyści majątkowych - trzy lata, a jeśli z udostępniania ktoś uczyni stałe źródło dochodu, grozi mu nawet pięć lat więzienia.

Sądząc po liczbie plików umieszczanych na serwisach takich jak zamknięty w ostatnich dniach MegaUpload czy polski Chomikuj.pl, nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego zagrożenia. Użytkownicy tego ostatniego serwisu padają zresztą coraz częściej ofiarą działających w nie do końca etyczny sposób kancelarii, które proponują im ugodę za określoną opłatą. Tym, którzy nie chcą płacić, grożą zaś powiadomieniem prokuratury.

Na baczności powinny się też mieć osoby korzystające z programów służących do wymiany plików. Większość z nich w sposób niezależny od użytkownika udostępnia fragment ściągniętego pliku. A to oznacza popełnienie przestępstwa.

Linki to nie pliki

Polskie prawo nie wypowiada się na temat linków. Bez wątpienia jednak zamieszczenie na swojej stronie czy na profilu portalu społecznościowego odnośnika do pliku nie może zostać uznane za rozpowszechnianie utworów. Nawet jeśli są one udostępnione bez zgody uprawnionych.

Problem ten bardziej szczegółowo ma uregulować dopiero nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Zgodnie z jej założeniami ten, kto opublikuje link, nie będzie ponosił odpowiedzialności, chyba że otrzyma informację o naruszeniu prawa poprzez publikowanie, a mimo to nie usunie linka.

Programy komputerowe

W odrębny sposób prawo traktuje szczególny rodzaj utworów, jakimi są programy komputerowe. Zgodnie z art. 77 prawa autorskiego są one wyłączone spod dozwolonego użytku osobistego. Już samo ściągnięcie pirackiej aplikacji jest traktowane jako kradzież. Na podstawie art. 278 kodeksu karnego uzyskanie bez zgody osoby uprawnionej cudzego programu komputerowego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej podlega karze od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Także przepisy dotyczące paserstwa stosuje się odpowiednio do programów komputerowych. Mianowicie już za samo przyjęcie programu, o którym można przypuszczać, że jest piracki, grozi grzywna, ograniczenie wolności i dwa lata więzienia. Oczywiście oprócz tego w grę wchodzi odpowiedzialność cywilna. Producent programu może się domagać trzykrotności należnego wynagrodzenia.

Prawo do informacji

W specjalny sposób prawo autorskie traktuje materiały prasowe. Proste informacje prasowe zgodnie z art. 4 pkt 4 nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego. A to oznacza, że każdy może je kopiować i udostępniać bez żadnych ograniczeń. Nie musi nawet podawać źródła.

Oczywiście pojawia się pytanie o to, jaką informację można uznać za prostą? Niestety za każdym razem będzie to podlegać indywidualnej ocenie. Przykładem prostej informacji może być krótka depesza PAP podsumowująca głosowania w Sejmie. Czym innym są natomiast przeglądy publikacji i utworów czy też krótkie ich streszczenia. Te wolno rozpowszechniać, ale tylko w celach informacyjnych, i tylko w prasie, radiu oraz telewizji. Niektóre strony internetowe mogą zostać uznane za prasę i to nie tylko wtedy, gdy zostaną zarejestrowane w sądzie. Obowiązek rejestracji dotyczy bowiem wyłącznie dzienników i czasopism, a wydaje się, że termin "prasa" jest bardziej pojemny.

Czy blog może zostać uznany za prasę? Raczej nie, ze względu na swój jednorodny charakter. A to oznaczałoby, że ich autorom nie przysługuje prawo do publikowania przeglądów i krótkich streszczeń. Zawsze jednak wolno im odwołać się do cytatu.

Logowanie nie jest wymagane

Czy administrator serwisu internetowego odpowiada za to, że użytkownicy wymieniają nielegalnie pliki za jego pośrednictwem? W Polsce nie. Artykuł 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U. z 2002 r. nr 144, poz. 1204 z późn. zm.) wyłącza odpowiedzialność za przechowywane dane tego, kto - udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego - nie wie o bezprawnym charakterze tych danych.

Do momentu otrzymania wiarygodnej wiadomości o tym, że umieszczenie w serwisie jakiegoś pliku narusza prawa autorskie, administrator nie musi więc nic robić. Jeśli jednak otrzyma taką informację i nie zablokuje pliku, grozi mu już odpowiedzialność.

Niedawno rozgorzała dyskusja na temat tego, czy dostawca usług internetowych powinien sam z siebie podejmować kroki utrudniające łamanie prawa przez użytkowników. Takie wnioski płynęły z wyroku Sądu Okręgowego w Tarnowie, który uznał, że serwis internetowy powinien wprowadzić obowiązek logowania przed dodaniem komentarza, żeby uniemożliwić łamanie prawa. Sprawa dotyczyła co prawda wpisów na blogu, niemniej ta sama zasada miałaby zastosowanie do naruszeń praw autorskich. Ostatnio jednak sąd uchylił ten wyrok. Z wydanego 19 stycznia 2012 r. przez Sąd Apelacyjny w Krakowie orzeczenia wynika, że wystarczy podejmowanie działań następczych (sygn. akt I ACa 1273/11). Skład orzekający stwierdził wprost, że przepisy nie wymagają prewencyjnej kontroli zamieszczanych w serwisie treści.

Trwają prace nad nowelizacją przepisów, która ma ustalić całą procedurę powiadamiania o naruszeniu praw. Zgodnie z założeniami np. pliki umieszczane przez anonimowych użytkowników byłyby automatycznie blokowane po zgłoszeniu naruszenia.


Dziennik Gazeta Prawna

Sławomir Wikariak

26 stycznia 2012 (nr 18)

Opinia

W przededniu informacyjnej rewolucji

Sławomir Wikariak: Organizacje zarządzające prawami twórców, a chyba przede wszystkim korporacje mające prawa majątkowe do utworów, twierdzą, że ściąganie z Internetu pirackiej muzyki czy filmów godzi w prawa twórców.

Piotr Waglowski, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet: Czy przepis mówiący o tym, że dopiero 70 lat po śmierci twórcy utworu prawa autorskie przechodzą do domeny publicznej, ma cokolwiek wspólnego z ochroną praw twórcy? Przecież on już nie żyje. Może wystarczyłoby 25 lat, chociaż byłoby to nie w smak Disneyowi mającemu prawa do "Kubusia Puchatka".

Twórcy muszą jednak przecież z czegoś żyć.

- Oczywiście. Ale może warto zacząć się zastanawiać nad alternatywnymi sposobami wynagrodzenia. Jednym z nich może być chociażby crowdfunding, czyli zbieranie pieniędzy np. na wydanie płyty.

Ten model zastosował zespół Radiohead, który udostępnił swoją płytę za "co łaska". I okazało się, że na tym zarobił.

- Tyle że w polskich warunkach musiałby wcześniej uzyskać zgodę na zorganizowanie zbiórki publicznej. A ta jest uznaniowa.

Mamy więc konflikt. Z jednej strony są internauci domagający się uwalniania treści, z drugiej zaś firmy i organizacje zarządzające prawami autorskimi, które walczą o pieniądze.

- Europejska komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów Neelie Kroes stwierdziła niedawno, że "przepisy prawa autorskiego nie przystają do sytuacji, jaką wytworzył Internet, i że to system prawny, a nie technologia, musi ulec adaptacji". Odwołując się do historii, uznałbym obecny moment za okres feudalizmu. Magnaci dyktują, co komu wolno, a czego nie. Po nim nastąpiła era przemysłowa, w której coraz więcej praw zaczęli sobie wywalczać robotnicy.

A jak to się skończy?

- Rewolucją informacyjną? Dzięki nowym technologiom ludzie zaczęli dostrzegać, że otaczają ich szeroko rozumiane informacje, a oni nie mają do nich dostępu. Musi się to zmienić. Zaczynamy osiągać masę krytyczną, która doprowadza do tego, że ludzie zaczynają wychodzić na ulicę. To będzie postępować.

Rozmawiał Sławomir Wikariak

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin