Poświatowska Halina.doc

(118 KB) Pobierz

                          Poświatowska Halina

                    SPIS WIERSZY

A może chcesz być białym niedźwiedziem
bądź przy mnie blisko
bez ciebie jak
byłeś dla mnie tylko czworokątem papieru
Czym jest miłość
dlaczego nie drzewem
Dysonans
Halina Poświatowska to jest podobno człowiek
i nagle twoje ręce
ja jeszcze ciągle czekam na ciebie
jak ogień trawi lekkie drzewo
jest cała ziemia samotności
Jestem Julią
Jestem z upływającej wody
jesteś powietrzem
jeszcze jedno wspomnienie
jeszcze nie wspominałam o miłości
jeśli nie przyjdziesz
Jeśli wyciagnę ręce
jeśli zechcesz odejść ode mnie
kiedy umrę kochanie
Kleopatry oczy świecące
Koniugacja
Kto potrafi
liściu
lubię tęsknić
Lustro
Mam ręce stopy i całą te resztę...
Manekiny
namiętność to jest to
nie potrafię uskładać ze słów
Nie umiem powiedzieć słowem
nie wiem co kocham bardziej
O moim domu
Oda do rąk
Odkupiona
odłamałam gałąź miłości
oślepłam odkąd jej nie ma
pod drzewami - miłość
podziel się ze mną
pokazują mi słowa
pokornie cię kocham
Poprzez usmiech
Powiedziałeś: przyjdę do ciebie gdy będziesz
powlokłam lakierem paznokcie
Przypominam
Pytanie w pustkę
pytasz czemu pociąga mnie magia liczb
rozcinam pomarańczę bólu
rozstanie jest ptakiem
świat jest pusty
ta miłość jest skazańcem
Tak Lekko...
te słowa istniały zawsze
ten pocałunek
trzeba...
Ty miły jesteś ślepy
W twoich doskonałych palcach
Wenus
Wieczny finał
Wiersz o miłości
więc jesteś jesteś jesteś
wołaniem jesteś moich oczu
Wszystkie moje śmierci
z tęsknoty pisze się wiersze
Zawsze kiedy chcę żyć krzyczę
Znowu pragnę ciemnej miłości....

 

 

A może chcesz być białym niedźwiedziem

a może chcesz być białym niedźwiedziem
białe niedźwiedzie mlaszczą po obiedzie
wycierają wąsy w palce
w palce u nóg
drażniąc wargi zgiętym paznokciem

uśmiechają się do siebie mądrze
uśmiechem dotykają ciała brzóz
czochrają futra
o zgięte białe brzóz łokcie

bałwochwalczo skupione
na czterech kolanach
zasypiają
mrucząc
o jednej takiej miłości
która krąży
ostrożnie
w srebrnych kłakach drzemiącego futra

bądź przy mnie blisko

bądź przy mnie blisko
bo tylko wtedy
nie jest mi zimno

chłód wieje z przestrzeni

kiedy myślę
jaka ona duża
i jaka ja

to mi trzeba
twoich dwóch ramion zamkniętych
dwóch promieni wszechświata
 

bez ciebie jak

bez ciebie jak
bez uśmiechu
niebo pochmurnieje
słońce
wstaje tak wolno
przeciera oczy
zaspanymi dłońmi
dzień -

szeptem
modlę się do uśpionego nieba
o zwykły chleb miłości

byłeś dla mnie tylko czworokątem papieru

byłeś dla mnie tylko czworokątem papieru
lecz moje serce ma właśnie taki kształt

byłeś więc moim sercem
i ten sam pospieszny rytm ożywiał papier
powiększał do rozmiaru drzewa
twoje słowa były liśćmi
a smutek mój wiatrem

twoje słowa jaśniały kolorem
od moich oczu
i od moich ust chciwie chwytających słowa
i od dłoni
którymi rozrywałam koperty tak delikatnie
jak gdybym na włókna
rozrywała twoje bijące serce

upłynęły dwa lata
mój krzyk przysypał biały śnieg gęsiego pierza
biały krzyk gęsiego pierza poplamiony czerwienią
pociemniał zapach
i tylko drzewo -
pamięć rośnie zaborczą zielenią

Czym jest miłość

Płomieniem który posiadł drewnianą chatę - pijanym
pocałunkiem wgryzł się w głąb strzechy.
Piorunem - który kocha wysokie drzewa - wodą
uwięzioną płasko - wyzwalaną przez niesyty wolności
wiatr.
Włosami sosny - gładzonymi jego ręką - włosami
rozśpiewanymi w szaloną wdzięczną pieśń.
Ciemną głową topielicy - która palce rozsnuła
w poprzek fali - a uśmiech dała nieżywemu słońcu.
Wyciągnięta na brzeg - płakała długo i nie wyschła
aż dotąd póki smutni ludzie nie zakopali jej w ziemi.
Płomieniem.

dlaczego nie drzewem

dlaczego nie drzewem

drzewo o krwiobiegu złotym

tak samo pnie się wzwyż

zachłannie rośnie

dojrzewa

w skupieniu

w nagrzane słońcem południe

rodzi

jesienią

odrzuca pamięć lata

porywczym rękom wiatru

oddając liści sierść

ekshibicjonizm drzewa

i doskonała pod mym łokciem

kiedy piszę śmierć

 

Dysonans

świat jest tak mały
świat ma tylko dwa piętra
na wyższym jesteś ty
oddychasz ciężko
obok stoi wieczność
ciemna

mozolnie po schodach
idę w białej koszuli
ocieram usta
ciepłą wilgotną ręką
zakrywam usta
za mną
idzie wieczność
obydwie
stajemy pod twoimi drzwiami

z czołem opartym
bezgłos
jak rozpięty na strunie krzyk
łapczywie chwytamy oddech
liczymy raz... dwa... trzy...

świat ma tylko dwa piętra
tylko dwa
nieduże
z krążącymi gwiazdami świat
dlaczego tak trudno umrzeć?

Halina Poświatowska to jest podobno człowiek

Halina Poświatowska to jest podobno człowiek
i podobno ma umrzeć jak wielu przed nią ludzi
Halina Poświatowska właśnie teraz się trudzi
nad własnym umieraniem

ona jeszcze nie wierzy ale już podejrzewa
i kiedy w sen zaglębia lewą rękę to w prawej
zaciska mocno gwiazdę - strzępek żywego nieba
i światłem poprzez ciemność krwawi

potem gaśnie za sobą wlokąc warkocz różowy
ciemniejący na wietrze nocy groźnej i chłodnej
Halina Poświatowska - te trochę garderoby
i te ręce - i usta co nie są już głodne

i nagle twoje ręce

i nagle twoje ręce
dwie grzędy fiołków
w ugorze mojej myśli

czas skostniały
dziwi się
odrzuconej skibie

twój uśmiech nade mną
słońcem kwietniowym
wzeszedł

zielono
naprzeciw ciebie
idę

 

ja jeszcze ciągle czekam na ciebie

ja jeszcze ciągle czekam na ciebie
a ty nie przychodzisz
a jeśli
to jesteś przejazdem na dwa dni
jak ten fizyk z Moskwy w niemodnym kapeluszu
który uśmiechnął się do mnie
i zniknął na zakręcie białych szyn
nie próbowałam go zatrzymać
wiedziałam przecież
że to nie ty

czekam czekam wytrwale
tak lekko dotykają mnie dni
moja tęsknota jest tęsknota planet
zmarzłych tęskniących do słońca
a ty jesteś słońcem
które pozwala mi żyć
jest znowu wieczór
na dachach leży śnieg
wąskie wieże kościołów nakłuwają niebo
i dni tak lekko biegną nie wiadomo gdzie

jak ogień trawi lekkie drzewo

jak ogień trawi lekkie drzewo
tak ja oplatam twoje ciało
miękka i zwinna jak płomień

kochając ciebie delikatnie
rozniecam twoje myśli w płomień
mój żar ich zimną formę kradnie

dotknięcie moje jasne niebo
twych oczu zwęża w ciemny płomień
tak kocham cię kochając siebie

płomień powtarzam płomień płomień
kaleczy usta rani dłonie
i wszelki kształt pod złotem grzebie

jest cała ziemia samotności

jest cała ziemia samotności
i tylko jedna grudka Twojego uśmiechu

jest całe morze samotności
twoja tkliwość nad nim jak zagubiony ptak

jest całe niebo samotności
i tylko jeden w nim anioł
o skrzydłach nieważkich jak twoje słowa

Jestem Julią

Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły

odeszła

Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi

nie wróciła

Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję

 

 

Jestem z upływającej wody

Jestem z upływającej wody
z liści które drżą
trącane dźwiękiem wiatru
przelatującego pośpiesznie

jestem z wieczoru
który nie chce usnąć
patrzy uparcie
głodnymi oczyma gwiazd

noc - poprzez niebieskie żyły
w każdym włóknie ciała
w końcach palców
pulsuje namiętnym niespełnionym

jestem ochrypłym głosem
milczącym głucho
nade mną dni
o wielkich pustych skrzydłach
mijają...

jesteś powietrzem

jesteś powietrzem
które drzewa pieści
rękoma z błękitu
jesteś skrzydłem ptaka
który nie trąca liści
płynie
jesteś zachodnim słońcem
pełnym świtów
bajką ze słów które mówi się
westchnieniem
czym ty jesteś -
dla mnie - świeżą wodą
wytrysłą na skwarnej pustyni
sosną - która cień daje
drżącą osiką - która współczuje
dla zziębniętych - słońcem
dla konających - bogiem
ty - rozbłysły w każdej gwieżdzie
której na imię miłość

jeszcze jedno wspomnienie

jeszcze jedno wspomnienie
przed chwilą napisałam słowo

jestem starsza o słowo
o dwa
o trzy
o wiersz

starsza - co to znaczy starsza

w abstrakcji którą nazwano historia
wyznaczono mi wąski przedział
stąd - dotąd
rosnę

w abstrakcji którą nazwano ekonomia
nakazano mi żyć

w abstrakcji którą nazwano czas -
błądzę
gubię się
i błądzę

w Metropolitan Museum
w dziale egipskiej rzeźby
kamień uśmiecha się kobiecymi ustami

jeszcze nie wspominałam o miłości

jeszcze nie wspominałam o miłości
miłość
tak - ona jedna
nie podlega upływowi czasu
trwa
jeśli jest - jest wieczna
a jeśli jej nie ma

klepsydry oceanów toczą ziarna piasku
księżyc nieustannie odmienia złotą twarz
pociemniałym światem ciągnie ogromny wiatr

nie ma zmiłowania
nie ma odkupienia
nie ma nas
nie ma
nie ma

jeśli nie przyjdziesz

świat będzie uboższy
o tę trochę miłości
o pocałunki które nie sfruną
w otwarte okno

świat będzie chłodniejszy
o tę czerwień
która nagłym przypływem
nie rozżarzy moich policzków

świat będzie cichszy
o ten gwałtowny stukot
serca poderwanego do lotu
o skrzyp drzwi
otwieranych na oścież

drgający żywy świat
zastygnie
w kształt doskonały nieomal
geometryczny

Jeśli wyciagnę ręce

Jeśli wyciagnę ręce
i zechcę dotknąć
natrafię na miedziany drut
przez ktory płynie elektryczny prąd
posypię się
popiołem
w dół
fizyka jest prawdziwa
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin