!Manula Kalicka - Tata, one i ja.rtf

(945 KB) Pobierz
Man ula

Manula Kalicka

 

 

 

TATA, ONE I JA

 

2002


 

 

 

Basi, która powiedziała:

A może napiszesz śmieszne opowiadanie o miłci.

Jakieś cztery strony...”


Tatko wpadł do mieszkania jak burza. Włosy miał rozwiane i krzywo zapię koszulę. Spojrzał na mnie dzikim wzrokiem i wykrzyknął:

- Gdzie jest matka?!

- Dwadzieścia minut temu pojechała na lotnisko. Taksówką - odpowiedziałam przerażona.

Tata skrzywił się, zaklął szpetnie. Odwrócił się na pięcie i wybie. Jego kroki głucho dudniły na schodach.

Wrócił po niecałych dwóch godzinach. Wszedł do mieszkania, usiadł na krześle i zamyślił się. Potem potarł nos, popatrzył na mnie i na Paulę siedzące cichutko na kanapie, wykonał ruch, jakby sobie o czymś przypomni, podszedł do Pauli, przytulił, mnie poklepał po ramieniu, wymamrotał coś w rodzaju: „Wszystko będzie dobrze” - i usiadł z powrotem.

Zapadł się w sobie. Znieruchomiał.

Wczesny zmierzch kładł się cieniem na przedmiotach w mieszkaniu. Pogrążaliśmy się w mroku. Panowała przeraźliwa cisza. Ile to trwało, nie wiem. Potem tata sięywił.

- Jak się masz, Karolinko! Jak się spało? Śniadanko?

- Tak, chętnie - odpowiedziałam.

Tata pomknął do kuchni i zaczął grzebać w lodówce.

- No, co my tu mamy? O, serek jest! No tak, zapleśniały. Mleczko, mleczko będzie dobre... Było dobre, miesiąc temu. Co my tu jeszcze mamy, lakier do paznokci i krem. Wyśmienite! Co wolisz, Karola, lakier czy krem na śniadanie?

Stanęło na dżemie i chlebku, cokolwiek nieświeżym. Jadłmy z Paulinką, a kanapki rosły nam w ustach. Tatuś zrobił herbatki i usiadł koło nas.

- Nie martwcie się, dziewczynki - oznajmił. - Jakoś sobie poradzimy! - Znowu ten radosny ton.

Potem zaczął dzwonić.

- Ewa! - Ewa to nasza ciocia, siostra mamy. - Ewa! uchaj! Kasia wyjechała do Afryki... Tak, z panem Bajabongo... Tak, oczywiście, masz rację, to rozwinie jej osobowość, tak, rozszerzy horyzonty, tak, tak, tak... Tylko słuchaj, tak... Wiesz, zostawiła dziewczynki i jest jeden mały problem, bo, widzisz, ja nie mogę poświęcić im zbyt wiele czasu, te wyjazdy, sama rozumiesz, myś, że dla ciebie byłoby to nowe doświadczenie, gdybyś się nimi trochę zajęła. Kasia wróci i przejmie opiekę. Ja bę cię oczywiście wspomagał... Co? Lecisz jutro do Indii medytować. Może byś to odwoła? Wiesz, dziewczynki... Niemożliwe, jak to niemożliwe?... Sam lama Awnapurthi. No, tak, sam rozumiem. Sony. Jasne, ucałuję. Pa! Ciocia was całuje, dziewczynki - zakomunikował.

- Jasne - odpowiedziałam.

Siedziałmy znowu z Paulą na kanapie i obserwowałmy rozwój wypadków. Tata zadumał się, ale po chwili znowu zaczął dzwonić. Iza, Jola, Krysia, imiona były różne, efekt ten sam. Koło pierwszej po południu zachrypł, a ja cichutko powiedziałam, że jesteśmy głodne. Tatuś stanął na wysokości zadania i zamówił pizzę na telefon. Potem się zamyślił, na długo, długo, wreszcie pę i zawył. Naprawdę! Zawył. Ogólnie mówiąc, zaczął latać po mieszkaniu, ciskać przedmiotami i używać wyraż powszechnie przytych za nieparlamentarne. Wykrzykiwał przy tym: „Zrobiła to! Zrobiła to!” No i dorzucał jeszcze słowo na literę k”, ale może nie bę go przytaczać. Ktośby pomyśleć że nasz tatuś jest ordynarny, a to nieprawda. Używa tego typu wyrazów tylko w ostateczności i wtedy one rzeczywiście coś znaczą. Babcia Frytka też lubi sobie zakląć, ale w jej ustach przekleństwo brzmi tak, jakby smakowała coś wybornego lub na przykład delektowała się papierosem. Sama miałam ochotę zakląć w tym momencie, i to jakimś naprawdę grubym słowem.

Patrzyłmy na to, co tatko wyczyniał, w milczeniu. Potem wzięłam Paulę do naszego pokoju i zaczęłmy budować dom z lego. Drzwi zamknęłam.

Kiedy wyszłam po półgodzinie, tata się uspokoił i znowu wisiał na telefonie. Tyle że teraz słyszałam imiona: Krzysiek, Marek, Lech. Wymienieni panowie pojawili się wkrótce z dużymi zgrzewkami piwa. Zaczęła się burza mózgów, która szybko przerodziła się w bełkot i użalanie taty nad sobą przy wtórze basujących mu przyjaciół. Dokończyłmy z Paulą zimną pizzę i poszłmy spać.

Rano tatuś miał kaca; by wejść do ubikacji, trzeba było przestąpić Lecha, a z kuchni wystawały nogi Krzycha.

Zaczęłam myśleć o takim filmie o dwóch dziewczynkach z domu dziecka. Miały fajne przygody i w ogóle. Z drugiej strony oglądałam też i taki film, w którym dzieciom w bi-dulu było mało fajnie. Patrzyłam na płowe włoski Pauliny i widziałam oczami wyobraźni, jak tuli się do mnie we wspólnej sali domu dziecka, a koleżanki z rodzin patologicznych znęcają się nad nami i stroją sobie żarty. Czy nasza rodzina jest już rodziną patologiczną? Rozejrzałam się niepewnie. Nie wyglądało to wszystko najlepiej. Pogięte puszki po piwie, pety. Niedojedzone kawałki pizzy walały się wszędzie. Melina jak nic.

Panowie powoli się reanimowali, tata przepraszał za wczorajszą balangę.

- Wybacz, Karolciu, załamałem się, tąpnąłem - kajał się, Patrząc mi w oczy wzrokiem psa, który nasiusiał w salonie.

- Nie ma sprawy, tatku, ale trzeba zrobić jakieś zakupy i posprzątać.

- Tak, tak. Masz, dziecko, rację - odparł zafrasowany.

Pewnie, że mam.

Potem było wesoło, wszyscy rzucili się do sprzątania i rzeczywiście, kiedy koledzy taty wyszli, mieszkanie lśniło. A my zajadałmy pyszne omlety, osobiście przyrządzone przez Krzycha, który jest głównym wokalistą grupy Kabanos. Tata robi u nich za gitarę basową, dostawcę tekstów i kompozytora. Jednym słowem, prawdziwy z niego Leonardo. Oczywiście da Vinci, nie di Caprio. Dziewczyny w szkole oszaleją, jak się dowiedzą, że jadłam omlety produkcji samego Krzycha.

Później było ciekawie, ale już nie tak.

Pojechaliśmy do supermarketu, gdzie kupiliśmy taką ilość żarcia, że stado słoni afrykańskich ledwo by się z nim uporało. Następnie odbyliśmy naradę. Ja podjęłam się zmywania i opieki nad Paulą. Tata miał dostarczać pożywienie i sprzątać. Nikt nie wziął na siebie gotowania, ale tata powiedział, że znajdzie jakieś rozwiązanie. Jakoś to się zaczęło toczyć, kulawo, ale się toczyło. Ciągle nie było to tego, to owego. Pizza wychodziła mi nosem, potem znienawidziłam chińszczyznę.

- No problem - oznajmił tata i zaczął przynosić turecczyznę.

Próby Kabanosa odbywały się u nas lub chodziłmy z tatą do studia i było fajnie. Ale co będzie, gdy zacznie się szkoła? Wolałam nie myśleć. W każdym razie myśl o bidulu na razie zarzuciłam i nie podsuwałam jej tacie. Staruszek dbał o nas, jak mó. Fredka się nie pojawiała, podobno źle się czuła, tylko dzwoniła i szczegółowo mnie wypytywała, co się dzieje. Potem przyjechała na kilka dni, gdy tata wyruszył w trasę. Jadłmy pyszne zupki i tęskniłmy za tatą. Za mamą też, ale byłmy na nią strasznie złe. Tego się dzieciom nie robi, tak uważam.

Tata wrócił, ale nie sam.

- To Violka - powiedział. - Będzie nam pomagała.

Wodziłmy wzrokiem po Violce - ja, Fredka i Paula - i nic nie rozumiałmy.

- Będzie nam pomagała? - wystękałam przerażona.

Violka miała czerwone włosy, nie rude, tylko czerwone, kolczyk w nosie, drugi nad brwią (w uchu nic nie miała), skórzaną kurtkę nabijaną ćwiekami i buciory na strasznie grubej podeszwie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin