BO YIN RA
ŚWIATY
SZEREG OBRAZÓW KOSMICZNYCH
SŁOWO WSTĘPNE
W księdze niniejszej stanie obok słowa poglądowy obraz i oba zespolone te czynniki mają dopomóc odsłonić przed tobą królestwa wyżyn duszy.
Początkowo, przy pobieżnym oglądaniu, zanim jeszcze słowo zdołało odpowiednio nastroić w tobie duszę, jak się nastraja struny harfy, gotów jesteś może przypuszczać, że i w tych obrazach znalazło kształt widomy "nowe dążenie do szukania wyrazu", jakie się w czasie, kiedy księgę niniejszą napisałem, przejawiło we wszystkich dziedzinach sztuki?
Chętnie potwierdziłbym to twoje przypuszczenie, gdyby tak było w rzeczywistości.
Faktem jest jednak, że próby nadania widomego kształtu przedstawionym tu obrazom sięgają czasów, kiedy nic jeszcze nie wiedziano o takim nowym dążeniu, zmuszony też jestem wyznać ci, że nigdy nie odczuwałem tej potrzeby, która w obecnych czasach każe wielu artystom uważać się za powołanych do stworzenia sobie nowych sposobów wypowiadania się, gdyż stare nie wydają im się już dostatecznie czyste i prawdziwe.
Rozumiem wprawdzie motywy, które pobudzają ludzi do takiego dążenia i zmuszają ich do torowania nowych dróg - co się zaś tyczy mnie samego, powstawało w duszy mojej to, co chciałem przedstawić, równocześnie ze swoją formą, tak że nie przeżywałem w sobie nigdy innego dążenia poza odtworzeniem tej powstałej we mnie formy.
Pokazane tu obrazy powstawały we mnie nie inaczej, niż wszystkie inne, co kiedykolwiek we mnie ukształtować się miało.
To jednak, co należało tutaj przedstawić, było już samo przez się inaczej uformowane, tak, że formy, jakie znajdują się w tych obrazach, musiały z natury rzeczy powstawać pod wpływem podniety do ich przedstawienia.
Ponieważ pozostaję w wewnętrznym świecie rzeczywistego Ducha w pełni świadomości, tak samo jak w świecie zmysłów cielesnych, kształty są mi bliskie i znane, jak wszystko co mnie otacza realnie na tej ziemi.
Podczas gdy przedmioty, na które pada światło słońca ziemskiego, pozostają zazwyczaj w ściśle ustalonych granicach, przedstawia się forma tam, w owym świecie Ducha, w żywym wciąż przeistaczaniu się.
Podczas gdy na ziemi wszelka forma otrzymuje kształt widomy z jednego, ściśle ustalonego punktu widzenia, oglądamy w owym świecie Ducha formy tak, jak gdybyśmy byli próżnią, której granice tworzą tysiące oczu.
Jednak i tu nie istniało dla mnie szukanie formy przedstawienia.
To, co przeżywałem, formowało się samo przez się w obraz na płaszczyźnie, usiłowałem też jedynie, opanowanymi przez mnie technicznymi środkami, obraz ten, wolny od wszelkich domieszek, utrzymać coraz wyraźniej i trwalej.
Nazwy tych obrazów znajdują się w tym, co pragnę w tej księdze uprzystępnić dla przeżycia za pomocą słowa.
Zadaniem ich jest jedynie służyć za wskazówki do wywołania nastawienia, niezbędnego, by zbudzić w duszy przy oglądaniu dźwięk i rytm.
Wyjątkowe jednostki, które potrafią, same żyć w pełni świadomości w tym świecie Ducha, o którym świadczą podane obrazy, bez trudu odnajdą w nich to, co przeżyli sami.
Wszyscy inni niech wiedzą, że przedstawiony tu świat Ducha można poznać dopiero wtedy, gdy od dawna rozstaliśmy się z niższą dziedziną tajemnych obrazów owych brzemiennych w ułudy sfer wiecznego mroku i ponurej grozy, w których media, somnambulicy i ekstatycy zwykli szukać rzekomego potwierdzenia tworów bujnej ich fantazji.
Wobec tego, że wszystkie składniki przedstawionych w tej księdze obrazów tak trwale zakorzenione są a najgłębszych pokładach istności każdego człowieka, , iż znajdują się tam gotowe dla nich odpowiedniki, budzą się więc dzięki tym obrazom siły, za sprawą których zmysły duszy ześrodkowują się w jeden prazmysł, stanowiący podstawowy warunek każdego rzeczywistego i prawdziwego przeżycia wydarzeń duchowych.
Słowo i obraz mają tu na celu zbudzenie tego prazmysłu duszy.
Jak dalece może to osiągnąć każdy czytelnik tej książki, zależeć będzie jedynie i wyłącznie od osiągniętego już przez niego szczebla duchowego rozwoju.
W znacznym jednak stopniu może się do tego przyczynić właściwe nastawienie.
Kto chce osiągnąć to, co może dać niniejsza księga, musi z góry zrzec się wszelkiego rozumowego wyjaśniania przedstawianych obrazów.
Jedynie najgłębsze pogrążenie się i wczucie może przyczynić się do przełożenia hieroglifów tych obrazów na odczuwalne poruszenia duszy.
Wciąż jednak musi istnieć wola samoistnego wczucia się, jeśli oglądanie obrazów ma wywołać przeżycia duszy.
Dotyczy to wszelakiej sztuki - tutaj jednak będzie niezbędny większy wysiłek woli, jeżeli chcemy od strony zewnętrznej, widocznej dla oka fizycznego, dotrzeć do treści wewnętrznej.
Z chwilą gdy w rzeczy samej zbudzone zostaną siły przeżywania, niewątpliwie będzie mógł przeżywający mieć za każdym razem inne jeszcze obrazy, ukształtowane na własną jego modłę, to bowiem, co zostało tu przedstawione, jest jedynie szeregiem wewnętrznie powiązanych ze sobą obrazów, mających na celu łącznie ze słowami tej księgi, ułatwić duszy dostęp do wewnętrznego królestwa, od którego oddalił ją ponad wszelką potrzebę świat zewnętrzny.
Pośród obeznanych już bliżej z naukami odwiecznej mądrości, którym wolno mi było dać wyraz w moich pismach, niewielu się znajdzie takich, którzy by nie zdołali od razu ogarnąć znaczenia tej księgi.
Doświadczenie wykazało mi jednak, że nawet u osób mniej obeznanych z tymi naukami, zwłaszcza o ile w jakimkolwiek kierunku są one artystycznie usposobione, już krótkie wczucie się budziło w duszy oddźwięk, znajdujący wyraz w sięgających zamierzchłych czasów przeczuciach.
Nie mogę i nie wolno mi, o ile nie chcę zagrodzić duszy jej drogi, dawać tutaj żadnych wyjaśnień świata barw i kształtów, który domagał się w tych obrazach plastycznego ujęcia.
Muszę zaufać siłom duszy każdej z osób oglądających obrazy.
Każda próba wyjaśnienia byłaby tutaj niefortunna - mogłaby jedynie przysłonić mgławicą myśli rzeczy najistotniejsze.
W magicznym działaniu wszech czasów i wszystkich narodów znane były wtajemniczonym święte znaki, niewielu jednak przychodzi na myśl, że znaki te miały źródło w duchowym postrzeganiu, że odnalezione zostały niegdyś w królestwie czynnego Dycha.
Tutaj takie właśnie znaki przedstawione co zostaną w wiekuistym królestwie ich kształtowania się.
Siła tych znaków objawi ci się o tyle, o ile zdołasz się zagłębić w swą pranaturę.
Szczęśliwy, jeśli potrafisz wówczas przeniknąć ich znaczenie z ich oddziaływania na duszę twoją.
Zbędne wówczas zaprawdę stanie się dla ciebie wszelkie wyjaśnienie ich wartości.
Błogosławić wówczas będziesz niewątpliwie dzień, który podsunął ci do ręki tę księgę.
A ja cieszyć się będę twoim szczęściem.
PRZEWÓD
Szukająca duszo - kimkolwiek jesteś w oczach własnych - ujmij dłoń moją i uleć wraz ze mną z zamknięcia w więzieniu, z którym zżyłeś się już od dawna, a które wiąże cię w ciasne pęta twoich zmysłów cielesnych!
Nazbyt długo już nosiłeś te pęta, aż wreszcie stać ci się one mogły miłymi niby klejnot królewski.
Zrozum, że ty sam jedynie posiadasz moc zakuwania się w pęta i że tylko tobie samemu pozostawiono możliwość zwolnienia się ze skuwających cię kajdan.
Zdobądź odwagę opuszczenia bezpiecznej ostoi murów więziennych i zdobycia sobie wolności dzięki sobie samemu.
Nie dozwól abym daremnie rozwierał ciężkie podwoje celi twojej duszy.
Przygotuj się do dalekiej drogi w nieznaną ci jeszcze lub też zaledwie przeczuwaną przez ciebie krainę, wiedz jednak, że poprowadzić cię chcę do twojej ojczyzny, którą opuściłeś niegdyś, przed niepamiętnymi czasy, a której świetlane przestworza budzą teraz w tobie uczucie leku, albowiem znasz tylko mury więzienne, jako granice pola swego widzenia.
Nie będziesz zmuszony do utracenia niczego, co stało się miłe twojemu sercu podczas twego więzienia.
Wszystko odnajdziesz później wedle woli twojej, nikt poza tobą samym nie zdoła cię z tego wyzuć.
A gdy później, po naszym wzlocie ku gwiazdom, powrócisz na to miejsce, przeistoczy się dla ciebie ciasna twoja cela w świetlistą, promienną komnatę królewskiego zamku, a ty będziesz panem kluczy do niej.
Wszystko, cokolwiek było tutaj twoją własnością, będzie w dalszym ciągu należało do ciebie, będziesz jednak umiał zaprawdę lepszy czynić z tego użytek i to, co dnia dzisiejszego tkwi jeszcze tutaj w brudzie, opromienione będzie wówczas owym blaskiem świetlanym, który dane ci będzie zabrać z sobą z twojej ojczyzny na mroczne niwy ziemskiego bytowania.
Proszę cię: nie zwlekaj dłużej z pozostawaniem na miejscu twojej niewoli, nie rozmyślaj trwożliwie, czy zdolny jesteś pójść za moim przewodem!
Wszelkie ociąganie się przetrzymuje cię niepotrzebnie w twoim więzieniu.
Zaufaj twoim własnym siłom! Tylko dzięki twojej własnej sile będziesz mógł wznieść się wraz ze mną!
Ja zaś chcę ci być przewodnikiem jedynie, ojczyzna twoja wysłała mnie jedynie na odszukanie cię, jako że wzywałeś jej.
Wierz, dopóki nie jesteś zdolny zrozumieć!
Wierz, abyś mógł dojść kiedyś do świadomej wiedzy!
Wierz i idź za mną!
Nareszcie, nareszcie czuję twoją ociągającą się dłoń.
Ujmij mocniej z całym spokojem moją, abym mógł bezpiecznie cię prowadzić.
Czujesz już, ze wznosimy się, a niebawem unieść się masz tam, skąd wszystko, co do dnia dzisiejszego wydawało ci się wysokie, będzie leżało głęboko pod nami.
Wznieśliśmy się już z mroków ponurych cieśnin i stopy twoje czują się wyzwolone z ciężaru twego ciała.
Głęboko pod nami leży kula ziemska z całą szarą jej nędzą.
Nie cofaj się myślą ku temu, co przed chwilą opuściłeś, albowiem każda myśl o rzeczach ciężkich i przytłaczających hamuje wolny twój lot.
Twoje spoglądanie w dół winno być dla ciebie niby odskocznią, abyś mógł z tego oglądania się czerpać siłę do wznoszenia się.
Wszystko co zostawiłeś poza sobą, niech ci będzie snem złudnym, z którego szczęśliwie wyzwoliłeś się i który nigdy już powrócić nie może.
Siłą twoja unosi cię ku nowemu przeżyciu i wówczas tylko zdołasz pojąć je w sobie, jeśli będziesz mógł zapomnieć o tym, co dotychczas wydawało ci się najwyższym przeżyciem twoim.
Już teraz, gdy jeszcze przemawiam do ciebie, doznaję wrażenia, że rada zawarta w mych słowach wystarcza do wykrzesania woli twojej.
Uwolniony od ciężaru unosisz się już wzwyż.
Oko twoje, mętnie jeszcze niedawno spoglądające, nabiera blasku i jasności.
Będzie ono jeszcze o wiele jaśniej promieniało, im bardziej zbliżać się będziesz do Światła , będącego pierwotną twoją ojczyzną, od której odpadłeś przed wiekami.
Unosimy się jeszcze w pustej przestrzeni, nie ma tu bowiem nic takiego, co mógłbyś już spostrzegać.
A przecież rozpościera się i tu dookoła ciebie pełnia życia i to, co wydaje ci się pustką, niedostępne jest tylko jeszcze dla nie wyćwiczonej twojej zdolności postrzegania.
Dowiedz się tu prawdy, że we wszystkich bezkresnych przestrzeniach nie istniej próżnia, że wszelką pozorną próżnię tłumnie wypełnia forma i życie i że twoja zdolność postrzegania tego życia będzie wciąż wzmagała się, im intensywniej zdolne będzie własne twe życie uszlachetniać się i wysubtelniać.
Musimy wznieść się daleko wyżej jeszcze poprzez wszystkie obszary gwiazd.
Musimy ulecieć ponad najdalsze słońca, aby dostać się do owych sfer, w których twe oko wewnętrzne ma się zbudzić z tysiącletniego snu!
Głęboko pod nami znajdują się już kręgi światów, które tam, na ziemi, widzimy w jasne noce jedynie w postaci świetlanych mgieł na aksamitnym stropie nieba, a nasz lot wyżynny wciąż nie ma jeszcze końca.
Znajdujemy się oto w niezmierzonej przestrzeni, ze zdumieniem też dostrzegasz, że te same świetlane mgławice gwiezdne, które pozostały głęboko pod nami, są równie wysoko ponad tobą i okrążają nas teraz ze wszystkich stron.
Znajdujemy się jak gdyby wewnątrz nieobjętej, potężnej kuli, której zewnętrzne granice tworzą miriady systemów światów.
Wśród tej bezkresnej przestrzeni dostrzegasz oto nowe światło, jaśniejsze od najbardziej olśniewającej błyskawicy, bardziej promieniste niż najjaśniejszy blask słoneczny na morzach zwrotnikowych.
Czyżbym słyszał twój pierwszy radosny okrzyk?
Tak, to nie złudzenie - rozwarło się wreszcie twoje oko wewnętrzne!
Ujmujesz silniej moja dłoń?
Widocznie czujesz, że wszystko dotychczas ci znane opuściło cię teraz i że tu w tym świetle musisz dopiero uczyć się widzieć!
Jak owa zorza, rozjaśniająca długą noc na biegunach kuli ziemskiej, zyje i to nieskończone morze światła, w którym unosimy się obecnie, buchając ogniem tysięcznych promieni, czarując świetlnym przepychem barw.
Wciąż jeszcze niezdolne jest twoje oko rozpoznać w tym żywym świetle żadnych form.
Potrzeba na to jeszcze czasu i coraz wyższego wzlotu.
Czy dostrzegasz już pierwsze jaskrawo białe iskry promienne, przebłyskujące na naszej drodze?
Skieruj swój wzrok ku górze, do ich punktu wyjścia!
Przerażony cofasz się z drżeniem?
Czujesz, że od dawna już nie unosimy się własna siłą lecz że owo niewymownie promienne PRASŁOŃCE, które ujrzałeś teraz w przepastnych głębiach kulistej przestrzeni, pociągnęło nas siłą magnetyczną, aby wchłonąć nas w swoje ziejące ogniem wnętrze!
Niezdolny już jesteś stawiać oporu i podczas gdy zdjęty jeszcze dreszczem wewnętrznym mniemasz, że udało ci się zatrzymać, docierasz oto wraz ze mną coraz bliżej do jego zewnętrznych świetlano płomiennych osłon.
Rozumiem twój lęk, mimo że od dawna nie podzielam go.
I ja niegdyś przeżyłem ten wstrząs, kiedy ktoś inny u mego boku po raz pierwszy uprowadził mnie w tę sferę.
Ale powiedziałem ci ostateczną prawdę, przyobiecując ci, że powiodę cię do twojej ojczyzny, jakkolwiek cała twoja istota rozdygotana jest teraz lękiem przed zagładą.
Mimo, że słyszysz huki gromów rozlegające się wokół nas, nie daj się nawet i zastraszyć.
I poprzez ten "krąg grozy" wciągnie nas siła tego Prasłońca szybciej, aniżeli zdołasz przypuszczać.
Pozostań tylko pewnym samego siebie i twej woli dostania się do twojej ojczyzny.
Nie zrażaj się i pozbądź się wszelkiego lęku, a nawet troski o własny byt!
Byt czy niebyt winien wydawać ci się jednakiej wartości, jeśli nie ma być daremne moje towarzyszenie ci w tym locie wzwyż.
Musisz być gotów złożyć w ofierze wszystko czym byłeś we własnych oczach, co z samego siebie uczyniłeś.
Czy chcesz czy nie chcesz, przeistoczysz się niezawodnie w tym praogniu, ale tutaj dopiero okaże się kim jesteś!
Spłoniesz tutaj i jako jaśniejąca gwiazda będziesz odesłany z powrotem do mroków, na które paść ma wiekuiste światło twoich promieni, albo też, twoja chwiejna, ociągająca się wola stanie się zgubą dla ciebie i ściągnie na ciebie wieki wznawiającej się udręki.
Nie byłbym cię nigdy wydostał z twego więzienia i nie namówił do tego lotu, gdybyś ty, sam tysiąckrotnie nie wzywał mnie uprzednio w samotne noce twojej niewoli na ziemi.
Teraz niemożliwy już jest dla ciebie odwrót!
Okazać się teraz musi, czy byłeś uprawniony do wzywania.
Tylko ten, kto przedwcześnie domagał się wyzwolenia, może znaleźć tutaj swoją zagładę i na wieki zatracić w tym pragnieniu wiedzę o samym sobie.
I on zostanie znowu wysłany jako iskra do wiekuistego przestworza, nie był jednak jeszcze dostatecznie dojrzały, aby stać się już dzisiaj gwiazdą i pragnienie tego Słońca, które jest jego ojczyzną nie mogły jeszcze zrodzić go na nowo do najwyższego jego bytowania.
Ale teraz rzuć z barków swoich lęk wszelki!
Lęk nie osiągnął nigdy jeszcze wielkiego celu!
Dopóki przytłaczać cię będzie bojaźń, nie odnajdziesz w tej praojczyźnie własnej siedziby, albowiem nie ożywia cię jeszcze wola złożenia ofiary z siebie samego, aby siebie samego odnaleźć.
Czyż nie są ci znane słowa Mistrza, który mówi, że dusza twoja będzie zatracona, o ile zechcesz ją zachować i że możesz zyskać samego siebie, jeśli zerwiesz pęta, wiążące cię z tobą samym?
Nie mogę ci wprawdzie dać jeszcze pewności, że wytrzymasz ostatnią próbę, jaka cię jeszcze czeka, nie byłbyś jednak tutaj, gdyby miała ci zagrażać zagłada.
Wątpić należy, czy poszedłbyś za mną, kiedy przyszedłem do ciebie na twoje wezwanie, oczekiwałbyś bowiem czegoś odmiennego od tego co mogłem ci radzić.
Ci, co nie byli jeszcze uprawieni do wzywania, a mimo to wzywali, zawsze się kryli do najmroczniejszych zakamarków swego więzienia, ilekroć ktoś z nas zapukał do ich furty i tylko najzuchwalsza czelność czasami podawała lekkomyślnie rękę przewodnikowi mimo, iż poczuwała się do swego braku przygotowania.
Ale ty poszedłeś za mną, ociągając się jedynie i dlatego mniemam, że masz prawo bardziej ufać sobie niż mógłbyś przypuszczać.
Nie gotuj sobie samemu udręki i zaufaj swojej gwieździe.
Tej gwieździe, która przedstawia najwyższe twoje ukształtowanie i w która przeistoczony masz powrócić, o ile wyzwolisz w tym ogniu słonecznym samego siebie z pęt własnych.
Nie chciej być niczym innym, jak tylko tym ogniem słonecznym, który zawiera w sobie wszystek byt, a zrodzi cię ona na nowo z własnej siły tak, że będziesz żył w nim wiecznie.
Pozostawiam cię więc samego twoim spostrzeżeniom, albowiem przeistoczyć się muszę w ogień i jasność, których widoku teraz nie mógłbyś jeszcze znieść!
Udam się teraz do swojej siedziby w najgłębszym wnętrzu tego Prasłońca, a kiedy mnie znów odnajdziesz, będziesz i ty, jako gwiazda, towarzyszył mi do mrocznego królestwa ziemskiego, aby przyświecać tym, którzy łakną światła.
Nie będziesz zmuszony, jak ja, tysiąckrotnie powtarzać tej wędrówki, żadne też ślubowanie nie wiąże cię z moim obowiązkiem, mimo, że własne twoje światło gwiazdy dane ci będzie z tego samego ognia słonecznego, który i mnie na długo jeszcze przedtem zanim mogłem spotkać cię, jako syn ziemi, obdarzył niegdyś swoją jasnością.
Idź teraz do swojej ojczyzny!
Spłoń w ognistym świetle i jako syn światła powróć znowu do mnie.
W najprzepastniejszych głębiach ognia tego Prasłońca oczekiwać będę twoich narodzin i tu, w królestwie jego promieni, ujrzeć masz bez osłon już, w wiekuistej postaci, tego, który do ciebie przemawiał.
Zmierzaj ku swej doskonałości, aby ziemi w jej szarej nędzy nowa narodziła się gwiazda.
POWRÓT
Odnajduję cię więc tu ponownie, ty zwycięzco, jako jaśniejącą gwiazdę, nowo zrodzoną z wiekuistej Światłości!
I znów jesteśmy na tym samym miejscu, gdzie cię opuściłem, aby przeistoczyć się w tę promienistą postać, w której oglądasz mnie teraz, sam w promienne światło przeistoczony.
Teraz już możesz sam osądzić dlaczego uprzednio nie byłbyś w stanie znieść mojego widoku w tej postaci świetlanej.
W tym samym Praogniu zjednoczeni jesteśmy po wszystkie wieki.
Wiadomo ci teraz również, ze każdy, kto tu jest "Mistrzem", musi być "uczniem" doskonalszego od siebie i że kolejne szczeble tej hierarchii nie mogą mieć końca, ponieważ Absolut sam przez się jest bezkresny i każdemu "najwyższemu" szczeblowi ukazuje się jeszcze wyższy, a który on sam się znów przeistoczy po osiągnięciu najwyższego stopnia własnej doskonałości.
Jesteśmy obydwaj najniższymi zaledwie szczeblami tej sięgającej nieba drabiny!
Nałożone zostało mi niegdyś, jak ci wiadomo, obowiązujące mnie ślubowanie nie opuszczania wcześniej obwodu prądu wiekuistego Ducha, z którego syn ziemi czerpie życie, aż ostatni z moich ziemskich braci nie zostanie, jak ty, wchłonięty przez światło - dopóki nie zespoli się ze szczeblami drabiny wiekuiście jaśniejących gwiazd.
Dlatego też, tak samo jak ty, muszę powrócić teraz do mroków ziemskich, a nawet gdy przyjdzie kiedyś kres noszenia przeze mnie mojej szaty ziemskiej, nie wolno mi będzie nigdy opuszczać obwodu duchowego prądu syna ziemi, dopóki kula ziemska nosić będzie istoty ludzkie.
Ty zaś, gdy przestaną cię kiedyś krępować więzy ziemskie, przeistoczysz się niezwłocznie w następny z kolei szczebel, jak ten na jakim oglądasz mnie tutaj okiem swego ducha, nie będziesz jednak w żadnym razie zmuszony do trwania w nim.
Jest on dla ciebie jedynie sposobem odczuwania, nie tak jak dla mnie - odwiecznym własnym polem pracy, do którego sam dążyłem!
Z chwilą gdy osiągniesz w nim najwyższy stopień swej doskonałości, ujrzysz ponad sobą następny z kolei wyższy szczebel, i wnet ty sam przeistoczysz się w ten wyższy szczebel, podobnie jak przeistoczysz się kiedyś w mój kształt z chwilą, gdy wyzwolony ze zwierzęcości ziemskiej, odnajdziesz się w najwyższej doskonałości.
I na wieki już nie będzie miało kresu to stałe "wznoszenie się" coraz wyżej, istotnie też, najwyższe wydoskonalenie każdego poszczególnego szczebla, ukazującego się ponad nami, wymaga coraz dużych okresów czasu tak, iż wreszcie to, co my ludzie zwiemy wiecznością, znikomym jest zaledwie ułamkiem owego czasu, w ciągu którego wyższe szczeble osiągają dopiero swoją najwyższą doskonałość.
Tu każde słowo ludzkie, które by mogło uczynić dla ciebie zrozumiałym to wieczne stawanie się, bełkotem jest zaledwie i dopiero gdy ty sam zdobędziesz zdolność wglądu w to wszystko, będziesz mógł dzięki własnemu samoistnemu oglądaniu osiągnąć ostateczne poznanie.
Miłość Prasłońca, które zrodziło cię teraz z siebie na wiekuistą gwiazdę, żyje obecnie w tobie w twojej postaci, i tylko dzięki tej Miłości uzyskasz możność wglądu!
A teraz zanim opuścimy się ponownie w sfery zewnętrznych systemów światów, a potem daleko głębiej jeszcze na zewnątrz, aż na ziemię, pozostańmy przez krótki czas jeszcze w głębi tego królestwa przyczyn, wiekuiście trwającego i działającego stawania się, aby móc oglądać jego cuda!
Ze zdumieniem spostrzegasz teraz, że tu, gdzie przedtem oczom twoim nie ukazywał się nic prócz olśniewającego morza promieni wszelkich barw, otacza cię nowy świat pierwotnych form.
Widzisz tu teraz wszystko pełne kształtujących sił, które same muszą zostać uformowane, aby tworząc dalej kształtować mogły nowe formy.
Wszystko to jest wciąż jeszcze dla ciebie chaosem i nie wiesz też, jak masz go sobie tłumaczyć.
Wkrótce jednak będziesz umiał rozwikłać go, jak tylko nauczysz się używania swego wewnętrznego oka.
Niejedna wówczas rozwiąże się dla ciebie zagadka, otaczająca cię tu na kształt hieroglifów, znajdziesz też wreszcie klucz do otwarcia owych kajdan, jakie dźwigać musiałeś na ziemi, jako człowiek o ziemskiej postaci.
Objawi ci się w ten sposób najgłębsza istota twoja.
Tysiąckrotnie wzajem zadzierzgnięte z sobą i splatane wynurzają się tu przed tobą niezliczone obrazy najgłębszego stawania się.
Dla ciebie są to na razie obrazy, umysł twój bowiem nie jest jeszcze wdrożony do ujmowania przyczyn stawania się, a i ty sam zwykłeś kształtować sobie wszystko w wyraźny obraz zanim zdołasz zrozumieć.
W rzeczywistości wszystko, co tutaj oglądasz jest jedynie działaniem owych pierwotnych sił, tkwiących głęboko w podłożu wszelkiego stawania się, sił, którym zawdzięcza swój byt wszystko, co kiedykolwiek powstało.
Dlatego też możesz odnaleźć tu i rozpoznać wszystko, dopóki zaś nie jesteś zdolny do rozpoznania tego, co jest tutaj do poznania, stwarzasz sobie mimo całej ziemskiej wiedzy jedynie mętne, ułudne zasłony, na których fantazja twoja wyrysowuje formułki, mające ukryć przed tobą twoją niewiedzę.
Spośród wszystkich tych niezliczonych stawań się rychło nauczy cię twój zdobyty teraz zmysł wewnętrzny w którym zespolone są wszystkie inne zmysły, wyodrębnia poszczególne elementy z powikłanej mnogości całokształtu.
Odsłoni się przed tobą pierwotne twórcze powstawanie w poszczególnych stopniach swego rozwoju.
Odwiecznie dalekie rzeczy staną się dla ciebie teraźniejszością.
Wszystko co kiedykolwiek wymyślić mogli ludzie, jest cieniem tylko i odbiciem tego, co tu istnieje.
Z chwilą, gdy sobie to uświadomisz, odsłoni ci się ten świat nieskończenie wielobarwnych cudów najgłębsze swoje tajniki.
Nie cofaj się wzrokiem ku rzeczom ziemskim i nie staraj się czynienia porównań rozwikłać zagadki tego, co raz jeden tylko się staje i co poznać się daje jedynie z własnej swej postaci.
Ujrzysz znaki, kształty i barwy, do których podobne jest niejedno na ziemi, a mimo to nie wolno ci czynić porównań, jeżeli nie chcesz pogmatwać tego, co samo przez się jest proste i nie powtarza się dwukrotnie.
Jest to nowy język, który musisz tu nauczyć się rozumieć i wtedy dopiero, gdy zbudzi w tobie jednakie oddźwięki, zaczniesz wyczuwać stopniowo co ma ci on do powiedzenia.
Prastare księgi mądrości na ziemi mogą obwieścić ci ten język, nazbyt jednak daleki byłeś od wiedzy tych, którzy je niegdyś napisali i w ten sposób podsuwałeś zawsze własny swój tekst pod teksty mędrców.
Jeśli jednak nauczysz się tutaj poznawać, nastąpi czas, że ze zdumieniem śmiać się będziesz z własnej zadawalającej się byle czym głupoty i nie będziesz w stanie zrozumieć, że brzmienie tych ksiąg taiło przed tobą niegdyś nierozwikłane zagadki, albo też, że zuchwale uważałeś się za uprawnionego do wyjaśnienia tego, w czym mędrsi od ciebie chcieli ci udzielić zupełnej jasności.
"I rozsiewało się słowo Pańskie po wszystkiej krainie", trzeba jednak najpierw nauczyć się słyszeć dźwięk tego słowa, zanim się zechce wyjaśnić znaczenie tej mowy.
Gdyby tak wielu dotkniętych głuchotą nie tłumaczyło błędnie tej mowy, panowałoby zaprawdę mniej zamieszania na świecie!
Nie istnieje w nieskończonych kosmicznych obszarach siła, która by nie potrafiła objawić ci właściwości swojej istoty zarazem jako dźwięk i znak.
Tu zaś, gdzie wszystkie zmysły stopione są w jednym, przejmujesz równocześnie dźwięk i znak.
Poznaj tu kształt i barwę, a dotyk, smak, powonienie i słuch zbudzi się wnet w tobie do życia!
Że zaś i ty sam również ukształtowany jesteś przez te same siły, które tu spostrzegasz, musi znaleźć się w tobie wewnętrzna odpowiedź na wszystko co ci się ukazuje.
Nic nie wolno ci do tego co widzisz od siebie dodawać, lecz musisz w zupełnym spokoju i skupieniu czekać dopóki odpowiedź nie zrodzi się w tobie samym.
Gdy zaś otrzymasz odpowiedź, nie zwlekaj z przyjęciem jej i wiedz, że tu każdy otrzymuje własną odpowiedź i że utraciłbyś swe najwyższe dobro, gdybyś chciał teraz czekać na innych, aby móc porównać swoją odpowiedź z ich odpowiedziami.
Podobnie jak ty sam jeden tylko i jedyny zrodzony zostałeś ze Światła praognia słonecznego na jaśniejącą gwiazdę, możesz sam jeden i dla siebie jedynie zdobyć tu najwyższe poznanie, a mimo to poznanie twoje odzwierciedli w twoich formach poznanie wszystkich innych ludzi, którzy w ten sam sposób nauczyli się tu poznawać.
Wiesz już zatem dlaczego nie wolno mi tu wyjaśniać ci ani barw ani ksz...
awall