Mikolaja Doswiadczynskiego przypadki- Krasicki I.pdf

(366 KB) Pobierz
9826191 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
9826191.001.png 9826191.002.png
IGNACY KRASICKI
MIKO£AJA
DOŒWIADCZYÑSKIEGO
PRZYPADKI
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
PRZEDMOWA
Przedmowa do ksi¹¿ki jest co sieñ do domu, z t¹ jednak ró¿nic¹, i¿ domowi byæ bez sieni trud-
no, a ksi¹¿ka siê bez przedmowy obejdzie. Staro¿ytni autorowie nie znali przedmów - ich wy-
nalazek, tak jak i innych wielu rzeczy mniej potrzebnych, jest dzie³em póŸniejszych wieków.
Wielorakie bywaj¹ przyczyny pobudzaj¹ce autorów do k³adzenia przedmów na czele pisma
swojego. Jedni, fa³szywej rnodestii pe³ni, zwierzaj¹ siê czytelnikowi (choæ ich o to nie pro-
si³), jako pewni wielkiej dystynkcji i nie mniejszej doskona³oœci przyjaciele przymusili ich
do wydania na œwiat tego, co dla w³asnej satysfakcji napisawszy chcieli mieæ w ukryciu. Dru-
dzy skar¿¹ siê na zdradê, ¿e mimo ich wol¹ manuskrypt ich by³ porwany. Trzeci, czyni¹c za-
dosyæ rozkazom starszych, daj¹c ksiêgê do druku uczynili ofiarê heroiczn¹ pos³uszeñstwa;
i jakby to bardzo obchodzi³o ziewaj¹cego czytelnika, te i podobne czyni¹ mu konfidencje.
Nieznacznie przedmowy wesz³y w modê; teraz jednak ta moda najbardziej panuje, gdy kunszt
autorski zosta³ rzemios³em. Bardzo wielu, a podobno wiêksza po³owa wspó³braci moich, au-
torów, ¿yje z druku; tak teraz robiemy ksi¹¿ki jak zegarki, a ¿e ich dobroæ od gruboœci naj-
bardziej zawis³a, staramy siê ile mo¿noœci rozci¹gaæ, przed³u¿aæ i rozprzestrzeniaæ dzie³a
nasze. Jak wiêc przedmowy do literackiego handlu s³u¿¹, ³atwo baczny czytelnik domyœliæ
siê mo¿e.
Oprócz wzwy¿ wyra¿onych przyczyn s¹ wielorakie inne pobudki zachêcaj¹ce, a niekiedy przy-
naglaj¹ce do pisania przedmów. Zwierza siê czêstokroæ autor czytelnikowi, jaki mia³ cel, ja-
kow¹ intencj¹ w pisaniu ksiêgi swojej; jako¿ godna szacunku, godna wdziêcznoœci tak przy-
k³adna, tak zdatna poufa³oœæ. Móg³¿eby siê inaczej domyœliæ czytelnik, ¿e ksi¹¿ka do nabo¿eñ-
stwa na to pisana, aby siê na niej modliæ? komedia, ¿eby siê œmiaæ? tragedia, ¿eby p³akaæ? hi-
storia, ¿eby stare dzieje wiedzieæ? By³by zapewne w nie-pewnoœci i pow¹tpiewaniu; i gdyby go
dobroczynny autor ³askawie nie przestrzeg³, œmia³by siê mo¿e z tragedii, p³aka³ czytaj¹c kome-
die, ksi¹¿kê do nabo¿eñstwa móg³by wzi¹æ za romans, a modli³by siê na kronice.
S¹ tacy autorowie, którzy znaj¹c wytwornoœæ dzie³a swojego, a mia³koœæ umys³u innych lu-
dzi, pe³ni kompasji nad czytaj¹cym gminem, racz¹ siê upodlaæ i zni¿aæ dla dobra pospolite-
go, t³umacz¹c to w przedmowie, czego w ksiêdze zrozumieæ trudno.
Ja z miejsca mojego, wielbi¹c tak wielk¹ ich duszy wspania³oœæ, biorê jednak œmia³oœæ daæ
im radê, aby zamiast przedmowy pisali postscriptum. Czytanie przedmowy zwyk³o poprze-
dzaæ czytanie ksi¹¿ki; na tym fundamencie czytelnik znajdzie na pierwszym wstêpie u³atwie-
nie trudnoœci, o których nie wie, t³umaczenie zawi³oœci, o której nie s³ysza³. Có¿ zatem na-
st¹piæ mo¿e? Oto, przera¿ony i nie wiedz¹cy, czego siê trzymaæ, porzuci ksiêgê i z niewypo-
wiedzian¹ narodu ludzkiego szkod¹ zostanie w pierwszej dzikoœci swojej.
Zachêca autor czytelnika obietnicami i naówczas przed-mowa jest delikatn¹ dzie³a pochwa³¹;
¿eby zaœ ujœæ samochwalstwu, odmienia kunsztownie postaæ swoj¹. Jest to przyjaciel, który
3
modesti¹ przyjaciela zgwa³ci³; jest to drukarz, który mimo wiadomoœæ autora przedmowê
napisa³; jest to, na koniec, nieznajomy obudwom literat, który - dowiedziawszy siê o przy-
sz³ym na œwiat wyjœciu tak po¿ytecznego dzie³a - nie móg³ tego na sobie przewieœæ, ¿eby
ukontentowania swego z czytania przypadkowego tego manuskryptu nie wyrazi³.
S¹ melancholiczne pióra; te stylem elegii jêcz¹ nad niewiadomoœci¹, nad zaœlepieniem, nad
niewdziêcznoœci¹ ¿elaznego wieku tego. Nie chwali siê autor w ¿a³obnej swojej przedmowie,
ale z przyzwoit¹ modesti¹ daje do wyrozumienia, i¿ na z³e czasy trafi³, a w Atenach i w Rzy-
mie mia³by by³ statuy... Szkoda, ¿e siê dawniej nie urodzi³.
Tantae-ne animis coelestibus irae?
S¹ (mówiê z ¿alem) takowi autorowie, którzy na wzór owego hiszpañskiego rycerza z wietrz-
nego m³yna olbrzymy robi¹. Ci gniewaj¹ siê prorockim duchem. Jeszcze ich dzie³a nikt nie
czyta³, ju¿ oni zoilów ³aj¹. Niekontenci z szczególnej bitwy, wyzywaj¹ wszystkich przeœwiad-
czonych’, nieuwa¿nych, p³ochych, letkich, zazdrosnych, g³upich. S¹ zaœ przeœwiadczonymi,
nieuwa¿nymi, letkimi, p³ochymi, zazdrosnymi, g³upimi ci wszyscy, którzy ich aprobowaæ
i wielbiæ nie bêd¹.
Jest jeszcze rodzaj jeden autorów, wcale przeciwny tym, o którycheœmy dopiero mówili. Ci,
przeœwiadczeni o niedoskona³oœci swojej, a mo¿e udaj¹cy przeœwiadczonych, pragn¹ wzbu-
dzaæ me tak podziwienie, jak kompasj¹. Dr¿¹cy i na klêczkach (jak mówi satyryk francuski),
w pokorne przedmowie chc¹ zmiêkczyæ i przeprosiæ rozgniewanego, a bardziej znudzonego
czytelnika. Starania ich daremne: W zepsutym i zupe³nie ska¿onym tym naszym wieku naj-
wiêksze nieprawoœci ujœæ mog¹ - to, co nudzi, jest grzechem nieodpuszczonym. Radzi³bym
takim nie pisaæ; ale choroba pisania jest nieuleczona.
Ja sam, niegodny wspó³towarzysz tego przezacnego cechu, jeszczem by³ tej ksi¹¿ki nie skoñ-
czy³, a ju¿ kilka nowych projektów na pisanie innych ksi¹¿ek u³o¿y³em. Je¿eli ta znajdzie
aprobacj¹, wdziêcznie przyjmê ³askawy s¹d czytelnika; jeœli nie, zasmucê siê, ale bêdê pisa³.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin