Heather Graham - Noc kosa.pdf

(1094 KB) Pobierz
101101338 UNPDF
Heather Graham
Noc kosa
Przełożył: Michał Jankowski
101101338.002.png
PROLOG
Belfast, Irlandia Północna Lato 1977 roku
– Synku, szykuj się! – krzyknęła matka, wpadając bez pukania do
małego, kwadratowego pokoju. – Tata wrócił, idziemy do kina!
Zniszczoną ciężką pracą twarz rozświetlał uśmiech młodej dziewczyny,
który sprawiał, że stawała się piękna.
Chłopiec wstrzymał oddech. Bardzo lubił kino, a tak rzadko w nim
bywał. Na ekrany kin w śródmieściu wszedł właśnie nowy amerykański film
science fiction. Byli tam rycerze galaktyczni, kosmiczne pojazdy, wielkie
bitwy i walka o dobro, a w końcu – tak mu się przynajmniej wydawało –
zwycięstwo dobra nad złem.
Miał dziewięć lat i większość czasu spędzał na ulicy. Rodzice rzadko mu
coś obiecywali. Nie miał o to pretensji, tak po prostu było. Na świecie, a
może tylko w jego świecie, tak właśnie rzeczy się miały i on to rozumiał.
Ojciec zajęty był swoją pracą, matka swoją, poza tym czas zabierały im te
spotkania w pubie. Był odważny i silny jak na swoje dziewięć lat. Dobrze
sobie radził na ulicy, mimo tak młodego wieku był ostrożny i już
doświadczony... Odłożył komiks i spojrzał na matkę z niedowierzaniem.
Potem zerwał się na równe nogi i zarzucił jej ręce na szyję.
– Kino! Naprawdę? Super!
– Uczesz się. Przygotuj. Idę po twoją siostrzyczkę.
Wkrótce już szli ulicą.
Mijali rudery o ścianach pokrytych graffiti, stare ciasne domy w zimie
ogrzewane torfem. Chłopiec lubił jednak to osiedle z jego tajemniczymi
miejscami w szczelinach murów, bramami do przeskakiwania i kryjówkami.
Od czasu do czasu mijali sąsiadów. Mężczyźni na powitanie dotykali
dłonią kapeluszy, kobiety ich pozdrawiały. Czuł się wspaniale, idąc tak
pomiędzy rodzicami. Trzymał za rękę siostrę. Była od niego młodsza, miała
dopiero pięć lat i jasne, żywe oczy. Nie wiedziała jeszcze, że uśmiechy,
którymi ich witano, były często ponure, a ludzie tak szarzy i pochmurni jak
niebo, które zawsze wydawało się ciemne. Spojrzała na brata. Jej uśmiech
był niezwykle piękny. Choć czasami się kłócili i choć on był bezczelnym
101101338.003.png
dziewięciolatkiem, a ona tylko małą dziewczynką, bardzo kochał swoją
siostrzyczkę.
– Naprawdę idziemy obejrzeć film? – dopytywała się.
– Tak, naprawdę – uspokajał ją.
Ojciec uśmiechnął się do niej.
– I kupimy prażoną kukurydzę – dodał.
Roześmiała się i nagle ponure otoczenie wydało się nieco jaśniejsze.
Weszli do kina, gdzie w holu czekało już wielu ludzi – przyjaciół,
wrogów. Wszyscy chcieli obejrzeć film. Rodzice witali się ze znajomymi
skinieniem głowy.
Ojciec, jak przyrzekł, kupił kukurydzę i wodę sodową. Nawet ciastko.
Chłopiec rzadko czuł taką bliskość ze swoimi rodzicami. Zapomniał o
codzienności, przebywał w innym czasie, w innych dalekich światach. Śmiał
się, bił brawo. Oddał siostrze ostatnie ziarno kukurydzy. Wyjaśnił jej coś,
czego nie zrozumiała. Wziął ją na kolana. Widział, jak matka po chwili
wahania oparła głowę na ramieniu ojca, gdy ten położył dłoń na jej kolanie.
Później, gdy pokonali już połowę drogi do domu, jak spod ziemi wyrośli
przed nimi dwaj uzbrojeni mężczyźni. Wyszli z jednej z tych kryjówek w
załomie muru, które chłopiec tak dobrze znał.
Zamaskowany mężczyzna wypowiedział imię i nazwisko ojca, jakby
chciał się upewnić.
– To ja! I jestem z tego dumny! – odpowiedział hardo ojciec, odsuwając
na bok żonę. – Ale jest ze mną moja rodzina...
– Aha, i chowasz się za spódnicą żony – rzucił pogardliwie drugi
mężczyzna.
Oddany z tak bliska strzał ogłuszył chłopca. Skoczył, żeby zasłonić
siostrzyczkę, nie spuszczając wzroku z ojca, który padał na ziemię.
Wszystko wydarzyło się szybko, ale wydawało się mu, że ogląda film
puszczony w zwolnionym tempie. Widział wszystko dokładnie i nie mógł
nic zrobić.
Uzbrojeni mężczyźni przyszli po jego ojca, ale kula trafiła też małą
dziewczynkę. Wiedział, że nie chcieli jej zabić. Była tylko przypadkową
ofiarą tej dziwnej wojny.
Usłyszał, jak matka wykrzykuje imię ojca. Nie zorientowała się jeszcze,
że straciła również córeczkę.
Trzymał siostrę, widział, jak krew znaczy coraz większą plamą jej
101101338.004.png
sukienkę. Miała otwarte oczy. Nawet nie czuła bólu. Nie wiedziała, co się
stało. Uśmiechała się. Patrzył w jej jasne oczy, gdy wyszeptała jego imię i
dodała:
– Chcę do domu.
Zamknęła oczy, a on odgadł, że jest martwa.
Trzymał ją w ciemnościach spowijających ulicę. Słyszał krzyki i płacz
matki, a potem także wycie syren policyjnych radiowozów i karetki.
Mszę za dusze ojca i siostry odprawiono w sobotę po południu. Przedtem
trumny stały starym zwyczajem w domu. Przyszli krewni i przyjaciele,
którzy czuwali przy zwłokach. Pili whisky i piwo. Mówili o ojcu jak o
bohaterze, ubolewali nad śmiercią jego córeczki. Przyjechało wielu
dziennikarzy z całego świata. Niektórzy ludzie wyrażali nawet szeptem
przypuszczenie, że to sam Bóg zabrał do siebie dziewczynkę, by poprzeć ich
wielką sprawę.
Nie widzieli jej uśmiechu. Nie pamiętali, że była tylko dzieckiem, ze
swymi nadziejami i marzeniami, że w jej uśmiechu i blasku oczu kryło się
całe bogactwo życia.
W końcu nadszedł czas ostatniej posługi. Zmarli mieli być pochowani,
choć chłopiec wiedział, że nic tutaj nie zostanie naprawdę pochowane.
Ojciec Gillian zmówił modlitwę. Liczni mężczyźni wygłaszali pełne
pasji przemówienia. Matka lamentowała, szarpała włosy, biła się pięścią w
pierś. Kobiety przytrzymywały ją, uspokajały, choć same wybuchały
płaczem. Zdawało się, że ich lament dociera do bram niebios.
Chłopiec stał z oczami mokrymi od łez.
Po modlitwach i mszy do przodu wysunęli się kobziarze. Stare irlandzkie
kobzy zacharczały i zagrały smętnie „Danny Boy”.
Gdy ucichły, chłopiec podszedł wraz z innymi mężczyznami do trumien.
Na szczęście był wysoki i mógł nieść trumnę siostry razem ze znacznie
starszymi kuzynami. Siostra była taka malutka, ale jej trumna zadziwiająco
ciężka... Trumny spoczęły w grobach. Nakryła je ziemia i kwiaty.
Ceremonia pogrzebowa dobiegła końca.
Żałobnicy zaczęli się rozchodzić. Ojciec Gillian otoczył matkę
ramieniem. Do chłopca podeszła ciotka.
– Chodź, twoja mama cię potrzebuje – powiedziała.
Spojrzał na nią wilgotnymi oczami.
101101338.005.png
– W tej chwili mnie nie potrzebuje – odparł.
Rzeczywiście tak było. Chciałby ją uspokoić, pocieszyć. Ona jednak
miała już swoją nienawiść, swoją pasję, następny powód do gniewu.
Chłopiec nie chciał nikogo urazić, dodał więc:
– Muszę tu jeszcze zostać. Mama jest teraz z księdzem. Potem, w domu,
będę jej bardziej potrzebny.
– Jesteś dobrym chłopcem – pochwaliła go ciotka i odeszła.
Stał samotnie nad dwoma grobami. Po policzkach spływały mu łzy.
Złożył pełną pasji przysięgę. Obiecał swemu martwemu ojcu, swojej
małej siostrzyczce, swemu Bogu – i sobie.
– Niech umrę – powiedział głośno – gdybym kiedykolwiek nie
dotrzymał tego przyrzeczenia.
Ciemności ogarnęły miasto i spowiły jego serce.
101101338.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin