Kolekcja- Hendrickson Emily.pdf

(541 KB) Pobierz
Miss Cheney's charade
Emily Hendrickson
KOLEKCJA
1
Emma zatrzymała się u szczytu schodów, zerknęła przez balustradę. Upewniwszy się, że nigdzie
w pobliżu nie widać Oldhama, zadufanego w sobie lokaja Cheneyów, szybciutko zbiegła do holu.
Poranna poczta leżała już na stoliku. Wśród rachunków i listów do ojca Emma znalazła ten, na
który czekała. Kiedy ukryła go w saszetce, jej wzrok padł na pismo adresowane do brata. Szybko
rozejrzała się wokół i nie mogąc przemóc ciekawości także ten list wsunęła do torebki. W końcu
George wyjechał i nieprędko miał powrócić, a niezwykły wygląd koperty wskazywał, że może to
być coś ważnego.
Wróciwszy do swojego pokoju, zamknęła drzwi na klucz, usiadła przy oknie na pamiętającym
lepsze czasy foteliku i wyjęła obydwie koperty. Najpierw otworzyła tę adresowaną do niej.
- Dzięki Bogu - zawołała z ulgą. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo liczyła na to, że
„Lady’s Magazine” kupi jej wzory haftów. Za czepek redakcja proponowała znacznie więcej, niż
oczekiwała, i w dodatku prosiła o następne Projekty utalentowanej panny Cheney. Ponieważ
magazyn nie Publikował nazwisk, mogła śmiało podjąć współpracę. Wolała, by rodzice nie
wiedzieli, jak zdobywa pieniądze na drobne wydatki. Cheneyowie należeli do starej, teraz
podupadłej rodziny, której świetność mogły przywrócić tylko dobre partie zrobione przez dzieci.
Znając wielki świat Emma wiedziała, jak płonne to nadzieje. Drugi list osunął się na jej kolana;
chwyciła go pospiesznie, złamała czerwoną pieczęć i otworzyła szeroko usta.
Sir Peter Dancy, w domu, poniedziałek, 5 czerwca 1815.. . Mumia z Teb zostanie rozwinięta o
wpół do drugiej.
Mumia! Jakież to ekscytujące, pomyślała. Szczęściarz z George’a. Ma takie ciekawe życie,
podczas gdy całą jej rozrywką są nudne herbatki i przyjęcia. Westchnęła smętnie.
Rozsiadła się wygodnie w fotelu i rozmarzyła na myśl o egzotycznych zbiorach, głośnych w
towarzystwie. Sir Petera często brano na języki, jako że nie liczył się z konwenansami, kierował
własnymi zasadami i żył, jak mu się podobało.
Emma nie znała owego tajemniczego dżentelmena. Powiadano, że fechtuje się jak nikt inny w
Anglii, sławny był też ze swojej kolekcji starożytności egipskich. Słyszała, że jest wysoki i
szczupły; ma gęstą czuprynę jasnych włosów i zielone oczy. Najwyraźniej tak samo jak ona nie
lubił nudnych przyjęć.
Londyn gorzko ją rozczarował, a tyle nadziei wiązała z tym miastem. Szybko się przekonała, że
bez solidnego posagu nie ma na co liczyć. Gdyby jej ojciec był parem Anglii, arystokratą, sprawy
wyglądałyby inaczej, ale ród Cheney’ów ród wywodził się ze skromnej, acz zacnej szlachty, a to w
1
wielkim świecie niewiele znaczyło.
Zerknęła ponownie na list i westchnęła z żalem, że nie może bodaj na jeden dzień znaleźć się w
skórze George’a. Nie, nie jest przecież awanturnicą, tylko dobrze wychowaną panną. A jednak...
wspaniale byłoby zobaczyć mumię z Teb. Gdyby tak...
Z marzeń wyrwało ją pukanie do drzwi. Przemierzyła szybko pokój, przekręciła klucz w zaniku.
Na progu stała jej pokojówka.
- Jakieś listy, panienko? - zapytała Fanny zerkając wścibskim oczkiem na koperty w dłoni Emmy.
- Jeden do mnie, jeden do George’a - odparła jak zawsze prawdomówna i schowała
korespondencję do szuflady biurka.
- Kiedy panicz George wróci do domu? - pytała dalej Fanny. - Grzeczny z niego dżentelmen, nie
ugania się za pokojówkami, jak inni mają w zwyczaju.
Rozbawiona tą oceną swojego nietypowego brata Emma pokręciła głową.
- Błąka się w Sussex po jakichś wykopaliskach. Bóg wie, kiedy zachce mu się wracać.
- Byłabym zapomniała. Mateczka panienki czeka na panienkę w śniadaniowym - oznajmiła Fanny
zabierając się do słania łóżka.
Emma spojrzała na zegar. Prawie godzinę strawiła na rozmyślaniach. Matka wstawała zawsze w
południe i szła do śniadaniowego, gdzie oczekiwała jedynaczki. Nie chcąc narazić się na wymówki,
zbiegła na dół, cały czas rozmyślając o sir Peterze Dancym i mumii z Teb. Był to o wiele bardziej
zajmujący temat niż rozważania na jakie pójść przyjęcie.
W pokoju śniadaniowym zastała matkę i jej dwie przyjaciółki gwarzące przy herbacie i
biszkoptach.
- Emmo, kochanie. Jak to miło, że zakrzątnęłaś się od samego rana. - Matylda Cheney wskazała
na wazon z kwiatami ustawiony przez Emmę na stoliku obok ulubionego fotela matki. Kwiaty
stanowiły jeden z niewielu luksusów, którymi mogła się cieszyć słabowita dama.
- Cóż to za skarb, taka dbająca córka. Szkoda, że nie znalazła dotąd kawalera, który doceniłby jej
zalety - oznajmiła jak zwykle pompatyczna pani Bascomb obrzucając Emmę uważnym spojrzeniem
przez lorgnon.
- Tak, Emma to dobre dziecko - zgodziła się pani Cheney.
- Ależ, mamo - bąknęła Emma, myśląc, że gdyby damy znały jej myśli, nie posiadałyby się z
oburzenia.
- Wybieracie się na przyjęcie do Titheridge dzisiaj wieczorem? - zagadnęła pani Hamley mrugając
powiekami niczym zaniepokojona czymś kotka.
- Do tej kobiety? - W tonie pani Cheney dało się słyszeć zdumienie.
- Wiem, jest nieco ekscentryczna, ale podobno ma tam być jej siostrzeniec - odparła pani Hamley,
posyłając Emmie znaczące spojrzenie.
2
- Chodzi o sir Petera Dancy’ego, jak mniemam - zagrzmiała pani Bascomb.
Na dźwięk tego nazwiska Emma ocknęła się z marzeń i nastawiła uszu.
- Wątpię, czy udałoby się jej sprowadzić sir Petera, nawet gdyby zaprosiła najpiękniejsze panny -
zastanawiała się pani Cheney spoglądając z pełnym nadziei uśmiechem na swoją śliczną
jedynaczkę.
Emma nie miała żadnych złudzeń co do swojej urody: szare oczy i ciemne kręcone włosy na
pewno nie zwróciłyby uwagi sir Petera.
- Ma może trochę zadarty podbródek, ale za to śliczne oczy - osądziła lady Hamley w najlepszej,
jej zdaniem, intencji.
- Uroda to nie wszystko. Gdyby George bogato się ożenił, udałoby się znaleźć dla Emmy godnego
jej męża. - Pani Cheney zacisnęła gniewnie usta na myśl o swym lekkomyślnym synu.
Emma miała chęć parsknąć śmiechem. Godnego jej? Ciekawe kto, zdaniem mateczki, byłby jej
godny.
- W tym sezonie niewiele mamy bogatych panien na wydaniu - stwierdziła pani Bascomb.
- Za to mnóstwo ograniczonych i brzydkich - dodała pani Hamley i uśmiechnęła się do Emmy,
która odpowiedziała tym samym, na znak, iż wie, że nie o niej mowa.
Ustalono, że damy będą towarzyszyły Emmie tego wieczoru do pani Titheridge, po czym dyskusja
zaczęła się toczyć wokół strojów, a Emma znów się zamyśliła. Wiedziała dobrze, że będzie musiała
włożyć suknię z białego muślinu, z haftowanym stanikiem, przybraną na dole dwiema falbanami.
Uważała, że wygląda w niej bezbarwnie, jako że miała nie dość bladą, jak na panującą modę, buzię,
i nie dość filigranową figurę. Może brosza z kamelianu i kolczyki ożywią trochę mdły strój?
Dość wysoka, lekko opalona - dużo spacerowała ze szkicownikiem w dłoni - Emma nie
odpowiadała obowiązującym kanonom kobiecej urody i nie czyniła sobie złudzeń, że ciemne loki i
rozmarzone szare oczy to dość, by rzucić na kolana, jakiegokolwiek mężczyznę, co dopiero mówić
o majętnym.
Ale sir Peter był podobno wysoki, bardzo wysoki, i choć ślęczał nad starożytnymi wykopaliskami,
Emma gotowa by postawić całe swoje kieszonkowe, że nie jest bladym i omdlewającym
paniczykiem.
- Jeśli sir Peter pojawi się na wieczorku Titheridge, musi się dowiedzieć, jak utalentowana jest
Emma. Trzeba by szepnąć mu słówko o jej rysunkach i akwarelach - usłużnie podpowiedziała lady
Hamley, jak zwykle mrugając powiekami.
- Mnóstwo młodych panien rysuje, nic w tym niezwykłego - zaprotestowała Emma i poruszyła się
na krześle, czując na sobie baczny wzrok trzech dam.
Lady Hamley westchnęła ciężko, po czym upiła łyk herbaty. Pani Bascomb zafrasowała się na
moment i zaraz rozpromieniła.
3
- Ale twoje rysunki są bardzo dokładne i wierne, moja kochana. Mogą się spodobać sir Peterowi.
Emma uśmiechnęła się pod nosem, nie bardzo rozumiejąc, co to zmienia.
Kiedy damy się pożegnały, matka postanowiła sprawdzić, w jakim stanie jest suknia przeznaczona
na dzisiejszy wieczór. Emma, wreszcie wolna, zamknęła się w swoim pokoju. Usiadła w ulubionym
fotelu przy oknie, oparła łokcie na Parapecie, a brodę na dłoniach. Co począć? Samą urodą nie
zwróci przecież na siebie na tyle jego uwagi, aby pozwolił siostrze George’a obejrzeć mumię. Nie
myślała o tym, jak upolować go na męża. Chciała tylko zobaczyć mumię.
Nie musiała nawet wyjmować zaproszenia. Znała je na pamięć. Podejrzewała, że żadna dama go
nie dostała. Taka mumia obraża wszak wzrok kobiety. Dlaczego? Co można ujrzeć po rozwinięciu
bandaży? Ciało.
Zbladła na tę myśl i zasępiła się. Takie ciało - po tylu latach, zakonserwowane jakimś sposobem -
nie mogło przecież przypominać żywego człowieka. Kiedyś widziała szkielet, który George
wykopał szukając rzymskich starożytności. Wcale nie był straszny, nikomu nie mógł uczynić
krzywdy.
Jeśli sir Peter pojawi się na wieczorku i jeśli tylko uda się jej zamienić z nim słowo, zapyta go czy
nie mogłaby skorzystać z zaproszenia George’a. Raz podjąwszy decyzję, zatopiła się na powrót w
marzeniach o sir Peterze, który do złudzenia przypominał rycerza z bajki.
D o domu lady Titheridge wchodziła pełna niepokoju i oczekiwań. Bardziej niż zwykle strojna, po
raz pierwszy posłuszna napomnieniom matki, usiłowała wyłowić wzrokiem w tłumie gości
wysokiego blondyna o zielonych oczach.
Nie było go.
Nie tracąc nadziei przeszła za matką do wielkiej sali, gdzie miał się odbyć koncert nieznanej w
Londynie muzyki.
Lady Titheridge wiele jeździła po świecie i ze swoich podróży zwoziła rozmaite osobliwości.
Emma bardzo chciała dokładniej obejrzeć jej zbiory. Może w czasie przerwy zdoła się wymknąć.
Zabrzmiały pierwsze takty muzyki. Matka miała kwaśną minę, ale Emmę zachwyciły niezwykłe
dźwięki, jakich wytworny świat dotąd nie słyszał. Miała wrażenie, że płyną wprost z mroków
egzotyki, zniewalając umysł.
W czasie przerwy ponownie rozglądała się za sir Peterem. Wydało się jej, że dostrzegła go w
drugim końcu sali, ale gdy tam dotarła, zniknął.
Nie bacząc na dyskretne znaki, które dawała jej matka, zaczęła błądzić po pokojach, podziwiając
nefrytowe figurki, wazy z epoki Ming, drewniane rzeźby i dziwne ozdoby umieszczone w
przeszklonych gablotach, ustawione na półkach i wiszące na ścianach.
- Zajmują cię osobliwości, moja duszko? - Obok Emmy jak spod ziemi wyrosła lady Titheridge.
4
- Są fascynujące. Mogłabym je oglądać godzinami - odparła Emma zgodnie z prawdą.
- Pozwól, że przedstawię ci dżentelmena, który podziela twoje zamiłowanie do tego, co piękne i
niezwykłe - z tymi słowami odwróciła się do mężczyzny, który stał opodal, i rzekła stanowczym
tonem: - Niechże się pan zbliży, panie Brummell.
Emma poczuła, że serce ucieka jej w pięty. Nie był to sir Peter Dancy, jak oczekiwała, lecz znany
George Brummell, który na równi z księciem regentem nadawał ton w wielkim świecie Londynu.
Słyszała o jego ciętym języku i zamiłowaniu do paradoksów. Spojrzała niepewnie w jego oczy, w
których zdawały się tlić przewrotne iskierki. Ubrany był w ciemnoniebieski surdut o długich
połach, czarne spodnie i białą kamizelkę. W tym powściągliwym stroju o elegancji stanowił
przyciągający oczy fular, cud doskonałości.
Dokonawszy prezentacji, pani Titheridge odpłynęła, zostawiając Emmę sam na sam z nowym
znajomym.
- Podziwia pani osobliwości zebrane przez naszą gospodynię podczas licznych podróży? -
zainteresował się uprzejmie Brummell.
- W rzeczy samej. Mogłabym całymi godzinami szkicować te cuda - odparła Emma z
entuzjazmem, wskazując na wazę Ming, niepomna przenikliwego spojrzenia rozmówcy.
- Niezwykła musi być z pani osoba. Większość młodych panien woli szkicować sielskie sceny
rodzajowe, kiedy już je zmusić do rysowania.
Wietrząc prowokację Emma zadarła brodę i zmierzyła swego rozmówcę wzrokiem, w którym
kryła się lekka przekora.
- Nie rysuję tego, co inni, chyba że sprawia mi to przyjemność. Lubię rzeczy wyjątkowe. Bardzo
chciałabym, na przykład, obejrzeć mumię sir Petera... albo coś równie interesującego - dodała
pospiesznie, gdy zdała sobie sprawę, że się zdradziła.
W oczach Brummella zabłysło rozbawienie.
- Nie poluje pani na męża, jak większość panien na tego rodzaju spotkaniach?
- Cóż za niesłychane pytanie, panie Brummell - zbeształa go ze śmiechem, nie rozumiejąc,
dlaczego cieszy się powszechnie reputacją snoba, gdy jej zdał się uroczy. - Jak sam pan zauważył,
nie jestem taka jak inne, a obawiam się, że mężczyzna szuka zwykle żony we wszystkim mu
posłusznej i nijakiej - powiedziała z westchnieniem.
- Pani nie byłaby posłuszną i nijaką - odparł Brummell z galanterią, rozbawiony szczerością
panny.
- Mama powiada, że jestem posłusznym dzieckiem, ale nie ma pojęcia, co się dzieje w mojej
głowie - zwierzyła się Emma w nagłym przypływie olśnienia.
Brummell parsknął śmiechem.
- Jestem pewien, że zrobi pani znakomitą partię. Niemal zazdroszczę jej wybrankowi. Niezwykła
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin