SZYMON ZIMOROWIC – ROKSOLANKI – TRZECI CHÓR, PANIEŃSKI
Dlaczego przede mną stronisz, dziecię kochane?
Czemu ode mnie odwracasz usta różane?
Dokąd nogi i skrzydła gotujesz płoche?
Nie odchodź, aż żalów mych posłuchasz trochę.
Wszakoż pierwsza miłość ciebie z mym młodym duchem
W dzieciństwie jeszcze związała złotym łańcuchem,
A teraz rozrywając kochanie moje,
Jedyne serce nasze dzielisz na dwoje.
Aniołeczku mój upieszczony, jeśli mię lubisz,
Nie odstępujże ode mnie, bo mię zagubisz.
Cóż za korzyść odniesiesz, gdy przez twą winę,
Nadawniejszy twój towarzysz, marnie zaginę?
Jakoś dobry, dziel się ze mną lotnymi pióry,
Aza wylecę zarówno z tobą do góry.
Ja za taką uczynność, próżna kłopota,
Użyczęć lepszą cząstkę mego żywota.
A jeżeli umyśliłeś w dalekie strony
Odbieżeć mię, przyjacielu mój upieszczony,
Pewnie wziąwszy za rękę mego Kupida,
Pospołu z tobą pójdzie twoja Cypryda.
Bierz-że ode mnie na drogę piękne wdzięczności,
Bierz uciechy, bierz rozkoszy, weźmi miłości.
A kiedy te dostatki weźmiesz ode mnie,
Chociajże chcesz, nie pójdziesz przecię beze mnie.
"Serce nieszczęsne, o serce moje,
Czemu się w gorzkie rozpływasz zdroje?
Czemu krotochwile
Cieszące cię mile,
Opuściły cię przez niemałą chwilę?"
"Ach, mnie, niestetyż, ach, połowicę
Ubyło, na to miejsce tesknice
Ciężkie nastąpiły,
Frasunek niemiły
Swe jadowite wywarł na mnie siły".
"Oczy mizerne i opłakane,
Czemu toczycie łzy z krwią zmieszane?
Kędy wasz wzrok złoty,
Kędy są pieszczoty?
Gdzie was odległy wesołe przymioty?"
"Słońce ucieszne nocą nam zaszło,
Światło przyjemne nam z nim zagasło,
A ćmy nieprzyjemne
I chmury nikczemne
Rozpostarły w nich zasłony swe ciemne".
"Rozraduj się już, serce troskliwe,
Pojźrzycie jasno, oczy płaczliwe!
Abowiem w zamianę
Trosk waszych kochane
Pociechy słońce przywróci wam rane".
Widzisz, jako z ucieszną wiosną przyszły czasy,
Jako zielonym listem okryły się lasy,
Łąka uciechy kwieciem sfarbowana daje,
Ptaszymi roźlicznemi skargami brzmią gaje:
Słowik, wznowiwszy w sobie żal swój nieszczęśliwy,
Zaczyna wielkim głosem lament przeraźliwy.
Pola się uśmiechają, rzeki cichym pędem
Mkną po gładkich kamieniach, leśne nimfy rzędem,
Ująwszy się za ręce, różne stroją tany,
Gdy satyrowie dzicy grają im w organy.
Owo zgoła pociechy zewsząd wynikają,
Zewsząd do nas radości nowe przybywają.
A ciebie, [Da]mijanie, frasunek żałosny
Nie chce opuścić podczas ulubionej wiosny,
W tobie melancholiją gęste troski rodzą,
Lubo zorze znikają złote, lubo wschodzą.
Tak-żeś jest napełniony niezbytym kłopotem,
Że cię ani czas swoim łagodnym obrotem,
Ani sen poratować nie może swobodny,
Ani trunek biesiadny, ani głos łagodny?
Ma rada: jeśli w sobie chcesz ukoić stare
Troski, nie dawaj się im umacniać nad miarę,
Bo je czas potym zleczy; kto w nich trwa statecznie,
Żal jego obróci się w dobrą myśl koniecznie.
Słońce zagasło, ciemna noc wstaje,
Ze mną kochany mój się rozstaje.
Świadczę wami, gwiazdy,
Żem ja na czas każdy
Przyjacielem mu byłam zawżdy.
Wieczór nastąpił, Hesper wychodzi;
Ode mnie smutny miły odchodzi.
Pohamuj twej drogi,
Przyjacielu drogi!
Nie odstępuj mnie, dziewki ubogiéj.
Miesiąc roztoczył promień różany,
A mnie opuszcza mój ukochany.
Zostań na godzinę,
Powiedz mi przyczynę,
Czemu odchodzisz biedną dziewczynę.
Blisko północy, już słyszeć dzwony,
Mnie rękę daje mój ulubiony.
Potrwaj, proszę, mało,
Jeszcze nie świtało,
Pójdziesz wnet, gdzieć się będzie podobało.
Jutrzenka zeszła, moje jedyne
Serce w daleką spieszy gościnę.
Poczekaj na chwilę,
Niechaj krotochwile
Zażyję z tobą, gadając mile.
Już na pół zbladły rumiane zorze,
Przyjaciel wyszedł mój na podworze.
Postój, me kochanie,
Skoro słońce wstanie,
Odjedziesz, kędy będzie twe zdanie.
Dzień świat ogarnął, chmury rozegnał,
Mój namilejszy mnie też pożegnał.
Proszę, moje chęci
Miej w dobrej pamięci,
Wszak nie uznałeś w nich żadnej niechęci.
Na którykolwiek kraj pójdziesz świata,
Niechaj Bóg szczęści młode twe lata,
Niechaj i kłopoty
Przemieni w wiek złoty,
Nie zapominaj mnie też, sieroty.
Więc kiedy lata rane upłyną,
Uciechy pierwsze rady tam giną;
Jednak ty statecznie
Kochaj we mnie wiecznie.
Jeżeli zechcesz, jam twą koniecznie.
Piękna dziewico,
Moja siestrzyco,
W twoim ogrodzie
Gdy ja do roże
Palce przyłożę,
Ciernie mię bodzie.
Dla tego strachu
Nie chcę zapachu
Więcej zakuszać,
Nie chcę i kwiata
Przez wszytkie lata
Ślicznego ruszać.
Wenery synie,
Cny Kupidynie,
Rozkoszne dziecię,
Gdy z swego łuku
Czasem bez huku
Strzelasz po świecie,
Sztuczny kozaku,
Co masz w sajdaku,
Puszczasz znienagła.
Alić zarazem
Za słodkim razem
Śmierć idzie nagła.
Dobranoc, trzykroć ukochany,
Dobranoc, wianeczku różany
Z kwiatków woniących nadobnie uwity
I sromieźliwą liliją podwity!
Dla ciebie, nie folgując spaniu,
Powstawszy rano po świtaniu,
Gdym po różańcu rozkwitłym chodziła,
Bieluchne-m nóżki rosą umoczyła.
Dla ciebie kwiateczki nadobne
Zrywając, paluszki me drobne
Niemiłosierne ciernie poraniło,
Tak że się dobrze krwie mojej napiło.
A przecię-m tak cierpliwą była,
Ażem cię do końca uwiła;
Uwiwszy, twoją pozorną koroną
Przyozdobiłam kosę uplecioną.
Cóż po tym, gdy słońce gorące
W południe róże w nim pachniące
Wniwecz spaliło, że wszytkie powiędły,
A koralowe goździki pobledły.
Dobranoc tedy, ukochany,
Dobranoc, wianeczku różany!
Żegnam się z tobą, żegnam ostatecznie,
Dobranoc miewaj, dobranoc miej wiecznie.
Posłuchajcie skargi mojej, następne lata,
W jakim teraz utrapieniu żyję u świata!
Fortuna mię omyliła krom słusznej winy:
Oto, w którym jeszcze mała
Serdecznie-m zawsze kochała,
Opuścił mię mój przyjaciel wdzięczny jedyny.
Przyjacielu mój, z tutecznej wszytkiej korony
Sam szczególnie mnie wybrany, sam ulubiony,
Czemu gardzisz usługami szczerej dziewczyny,
Które-m ci oddawszy cale,
W przedsięwzięciu trwałam stale?
Czemu mię przenosisz okiem twym bez przyczyny?
Wspomni sobie, jakom cię ja lubiła ściśle,
Jakom cię skrycie taiła w moim umyśle:
Tobie chęci serca mego jawnie wylałam,
A inszych młodzianów dary,
Polecania i ofiary
Tobie gwoli, niewdzięczniku, w tył odrzucałam.
Nie dbałam ja na wysokie panięce stany,
Nie dałam wprzód na dostatnie i wielkie pany,
Nie patrzałam na purpury ani bisiory,
Fraszka u mnie były szaty,
Złotogłowy i bławaty,
Za nic-em ja poczytała bogate zbiory.
Na ostatek, co płeć białą marnie uwodzi,
Nie korzystałam w lubości pieszczonej młodzi,
Nie starałam się o złoto i nowe stroje.
Tobiem się tylko myśliła
Upodobać, tobiem żyła,
Chcąc co dzień lepiej zarobić na łaskę twoję.
Prawda, często dawałeś mi słóweczka cudne,
Pokrywając słodką mową serce obłudne.
Jam ufała, źwierząteczkiem będąc ułomnym,
I czyniłam głośne śluby,
Żem ja tobie, ty mnie luby,
Nie rozumiejąc, żeś się miał zstać wiarołomnym.
Ale, widzę, nie pomogły moje starania
Ani życzliwe ukłony, ani wzdychania:
Barziej ci się spodobała insza, nieboże,
Która mi nie zrówna w rodzie
Ani w udatnej urodzie,
Ani w domowych dostatkach zdołać mi może.
Źle mi nagradzasz me chęci, niebaczny panie,
Za usługi oddajesz mi ciężkie karanie!
Ale i tobie, zmienniku, twymże przykładem
Pomsty pokarnej wyroki
Nieuchronne bez odwłoki
Zgubę za zdradę gotują z wiecznym upadem.
Nieszczęśliwa godzina była,
W którąmem cię, pani matko ma, opuściła:
Skosztowałam omylnego przyjaciela.
Nie takem ja rozumiała,
Nie tegom się spodziewała
Wesela.
Kędy teraz słówka łagodne,
Kędy teraz obietnice wiary niegodne?
Wniwecz poszły, ach niestetyż, jako dym prawie,
A ja, nieszczęsna, u wszytkich
Zostałam w obmówkach brzydkich
I sławie.
Wszyscy się mi urągają,
Matki mię na przykład swoim córeczkom dają.
Cóż mam czynić? Trudno takiej wetować szkody.
Przeto ja zażyję świata,
Póki mi nie wezmą lata
Urody.
Ogrodzie, ogrodzie ulubiony,
Kwiatkami roźlicznymi natkniony!
Ciebie piękna Lubomiła
Rękami swemi sadziła.
Dla ciebie wiosna idzie zuchwała,
Dla ciebie słońce cały dzień pała,
Tobie Zefir wiatry grzeje,
Tobie Hesper rosę leje.
Ty nimfy, z nimi kwietne boginie
Za goście masz i za gospodynie,
Ciebie Pallas i Pafija
Osobą swoją nie mija.
Cokolwiek przedniej roszańskiej młodzi
Może być, cieszyć się z tobą chodzi;
Ciebie panny, choć się wstydzą,
Często barzo rady widzą.
Ty w sobie wszytkich dziewek pieszczoty
Zamykasz, ty młodzieńskie zaloty
W miękkie rymy uwinione
Przez brzmiącą głosisz bardonę.
Ty pieśni w dzień przejmujesz dziewicze,
Ty przez noc skargi słyszysz słowicze;
Ty w oczach różne smaki
I zapach masz wieloraki.
Ogrodzie, chlubo moja, z tak wiela
Twych kwiatków użycz mi tyle ziela,
Żebym wianeczek uwiła
I miłego nim poczciła.
Nie weźmie wieńca tego nikt iny,
Tylko mój namilejszy jedyny,
Którego z nami dwie lecie
Nie dostaje na tym świecie.
Ty w martwym odpoczywasz grobie,
Ja przecię kwiatki niosę tobie.
Przyjmiże wieniec różany
Ode mnie, mój ukochany.
A jako róże są odmienne,
Ułomne, słabe, jednodzienne,
Jako niehamowna rzeka
Do morza cwałem ucieka,
Tak prędko wiek nasz krótki upływa,
Tak co dzień żywota nam ubywa,
Że ani godziny wiemy,
Kiedy się w proch rozsypiemy.
Patrzaj, jak ogniem niebieskim dotknione
Przemi[en]iają się śniegi w rzeki wrone;
Kędy po lodzie wóz przejechał brzegi,
Naładowane pływają komięgi.
Dąbrowa nocnej napojona rosy
Ogołocone z drzew rozwija włosy,
Słowik w selinach, gdy zorza zakwita,
Gardłeczkiem ranym młodą wiosnę wita;
Już i zezula w głośnym gaju huka,
Z radości skóra na drzewach się puka.
Same fijołki głowy wynarzają
Z ziemie, a na dni piękne poglądają.
A któż podobny do martwych kamieni
Kłopotów w piękną radość nie odmieni,
Zwłaszcza tej chwili, gdy same godziny
Niosą wdzięcznego wesela przyczyny?
A tak przybywaj co prędzej, mój luby,
Bowiem dla ciebie samego me śluby
Chowam gotowe, oprócz ciebie zasię
Nie mam wesela w naweselszym czasie.
Sercu smutnemu, które mię ciężko boli,
Z płaczem żałosnym zaśpiewam w tej niewoli,
W której ja frasobliwa
Będę trwać, pókim żywa,
Gdyżem na nię, nieszczęśliwa, ślubowała.
Fortuno moja, cóżem ci przewiniła,
Żeś mię kłopotu wiecznego nabawiła?
Niestetyż, ten mię dzierży,
Który mą duszę mierzi,
W którym ja, jako żywa, nie korzystała.
O, jako wiele zewsząd kwitnącej młodzi
...
pastorinni