Juliusz Słowacki
Beniowski
Poema
PIEŚŃ PIERWSZA 2
PIEŚŃ DRUGA 26
PIEŚŃ TRZECIA 48
PIEŚŃ CZWARTA 71
PIEŚŃ PIĄTA 88
Plan pierwotny pieśni VI-XII: 105
Redakcja pierwsza pieśni kolejnych 106
Pieśń VI 106
Pieśń VII 110
Pieśń VIII 118
Pieśń IX 130
Pieśń X 142
Pieśń XI(?) 154
Pieśń XII (?) 159
Pieśń XIII(?) 161
Pieśń XIV(?) 163
Przekreślony fragment początku p. VII 167
Ważniejsze warjanty pieśni VI-XIV 168
Plan pieśni X-XV: 175
Próby uzupełnienia lub przetworzenia redakcji pierwszej w duchu towianizmu: 175
I. Strofa luźna ks. Marka 175
II. Fragmenty o ks. Marku, łączące się z pieśnią VI 176
III. Odmienne opracowanie historji Wernyhory 176
IV. Ustęp przekreślony odmiennego opracowania historji Wernyhory 179
Pieśń VII B 180
Pieśń VIII B 185
Fragmenty redakcji pierwszej (Może pieśni XII?) łączące się z treścią pieśni VII B i VIII B. 189
Ważniejsze warjanty pieśni VII B i VIII B 190
Urywki późniejsze o Sawie i Swentynie 191
Redakcja trzecia: 192
Pieśń VI C 192
Pieśń VII C 198
Pieśń VIII C (Część II "Beniowskiego") 204
Fragment o Kazimierzu Pułaskim łączący się z treścią pieśni VIII C. 208
Przekreślony wstęp do Części II "Beniowskiego" 208
Zawiązek pieśni VII C z r. 1841 210
Ważniejsze fragmenty pieśni VI C-VIII C 210
Próby zespolenia "Beniowskiego" z "Królem-Duchem" 214
Fragment I (Wiążący się z pieśnią VI C) 214
Fragment II (Pieśń XXIV) 217
Fragment III 218
Fragment IV 219
Fragment V 219
Ważniejsze warjanty Fragmentu I 219
Dodatek: 220
"Ksiądz Marek", fragment poematu 220
Uzupełnienia: Szkice jednej z dalszych pieśni (XII?) 222
Inne wersje i fragmenty 223
Pieśń VI. 223
Pieśń VII C 235
Pieśń VIII B 239
Pieśń XI 243
Pieśń VIII C 259
Pieśń XIV 265
Pożegnanie Swentyny z Beniowskim 273
O Księdzu Marku 275
O Pannie Anieli 278
Początek pieśni XXIV 282
Za panowania króla Stanisława
Mieszkał ubogi szlachcic na Podolu;
Wysoko potém go wyniosła sława;
Szczęścia miał mało w życiu, więcéj bolu;
Albowiem była to epoka krwawa
I kraj był cały na rumaku, w polu;
Łany, ogrody leżały odłogiem,
Zaraza stała u domu za progiem.
Maurycy Kaźmierz Zbigniew miał z ochrzczenia
Imiona; rodne nazwisko Beniowski.
Tajemniczą miał gwiazdę przeznaczenia,
Co go broniła jako częstochowski
Szkaplerz - od dżumy, głodu, od płomienia
I od wszystkich plag - prócz śmierci i troski;
Bo w życiu swoim namartwił się bardzo,
A umarł, choć był z tych, co śmiercią gardzą.
Młodość miał bardzo piękną, niespokojną.
Ach! taką tylko młodość nazwać piękną,
Która zaburzy pierś jeszcze niezbrojną,
Od któréj nerwy w człowieku nie zmiękną,
Ale się staną niby harfą strojną
I bite pieśnią zapału, nie pękną.
Przez całą młodość pan Beniowski bujnie
Za trzech ludzi czuł - a więc żył potrójnie.
Wioseczkę małą miał - ale dziedziczną,
Dwadzieścia miał lat - był u siebie panem.
Spraszał do domu szlachtę okoliczną,
Fortunka jego ciągle ciekła dzbanem.
Miał nadto proces i sprawę graniczną;
A prędzéj sprawę wygrałby z szatanem
Niż z ową psiarnią wtenczas palestrantów:
Słowem, że przyszło do długów i fantów.
Pozbył się naprzód klinów i futorów.
Potém i konie wyprzedał z uprzężą -
Nie znano wtedy jeszcze w Polsce szorów,
O które żony dziś mężów ciemiężą
Pozbył się potém swoich białozorów,
Regentowi dał charty, w rękę księżą
Ostatnie grosze dwa za ojca duszę
I na ornaty dwa ojca kontusze.
Z tych majątkowych ostatnich konwulsji
Nie zyskał, jedno wyrok przeciw sobie;
Wyrok, w którym rzecz była o ekspulsji.
Mało o to dbał (tracąc na chudobie,
Dzisiaj są ludzie młodzi stokroć czulsi),
Lecz pan Beniowski rzekł: "Ja sam zarobię
Na drugą wioskę et si non mi noces,
Fortuna - z wioską nabędę i proces.
"I znowu mój syn będzie miał przyjemność
Z palestrą jadać i być Akteonem,
I na przyjaciół wzdychać niewzajemność,
I stać, tak jak ja, pod ciemnym jesionem,
Który mój ojciec sadził... O nikczemność!..."
Tu pan Kazimierz jęknął harfy tonem
I na szumiący jesion łzawo spojrzał.
W téj chwili zyskał trochę - trochę dojrzał.
Trochę skorzystał w sobie jako prawnik,
Trochę skorzystał jak człowiek odarty,
Na którego sam pan sędzia, zastawnik
I regent - niby trzy głodne lamparty
Lub jako muły puszczone na trawnik,
Lub jak na duszę rozsierdzone czarty
Wpadli, ogryźli i na pocieszenie
Rzecz zostawili słodką - doświadczenie.
O doświadczenie! ty jesteś pancerzem
Dla piersi, w któréj serce nie uderza;
Jesteś latarnią nad morskim wybrzeżem,
Do któréj człowiek w dzień pochmurny zmierza;
O doświadczenie! jesteś ciepłym pierzem
Dla samolubów; tyś gwiazdą rycerza,
Bawełną w uszach od ludzkiego jęku;
Dla mnie, śród ciemnéj nocy - świecą w ręku.
Lecz pan Beniowski liczył lat dwadzieścia,
O doświadczenie jak o grosz złamany
Nie dbał - wolałby mieć wioskę i teścia,
To jest ślubem być dozgonnym związany
Z panną Anielą. - Téj sztuka niewieścia
Sprawiła, że był srodze zakochany;
Na gitarze grał i rym śpiewał włoski,
I wszystko dobrze szło - dopóki wioski
Nie stracił... wtenczas po włosku: addio!
Po polsku: pisuj do mnie na Berdyczów.
Okropne słowa! jeśli nie zabiją,
To serce schłoszczą tysiącami biczów.
Panna Aniela, dziewczę z białą szyją,
Była z rodziny dostatniéj A...wiczów...
Kochała wiernie - wierność była w modzie
Lecz ojciec - ten stał jak mur na przeszkodzie.
Mimo to jednak Aniela, jak róże,
Co nad wysoki mur liściem wybiegną
Patrzeć na słońce - oczy miała duże,
Czarne - jak róże, co się nad mur przegną
I mimo czujne ogrodowe stróże
Zerwaniu chłopiąt i dziewcząt ulegną,
A potém gorzki los tych niewiniątek
Więdnąć na włosach i sercach dziewczątek;
Aniela - mimo ojcowskie czuwanie -
Widywała się ze swoim Zbigniewem.
Kronika milczy, czy to widywanie
Odbywało się pod jaworu drzewem,
W godzinę, kiedy słychać psów szczekanie,
Kiedy słowiki wywołują śpiewem
Księżyc spod ziemi; lecz pozwól, asindziéj,
Że się nie mogli widywać gdzie indziéj...
Zwłaszcza o innéj porze... Ojciec srogi,
Do tego wielki oryginał, splennik;
Diabeł wie, jakiéj wiary: w rzymskie bogi
Wierzył i wierzył w proroctwa i w sennik,
Chrystusa także krwią oblane nogi
Całował; zwał się cesarzów plemiennik...
Słowem, była to dziwna meskolancja
Świętości, złota, folgi - jak monstrancja.
To porównanie pojąłbyś od razu,
Gdybyś go widział w złocistym szlafroku,
Z łbem łysym, gdzie jak z Rembrandta obrazu
Odstrzeliwało słońce; kiedy w mroku
Adamaszkowych purpur stał jak z głazu
Kłaniającym się ludziom na widoku
I stał jak martwy, niczym się nie wzruszył,
Lecz widać było, że żył - bo się puszył.
Zamek jego stał nad rzeczką Ladawą,
Na skale, a pod skałą staw był wielki.
W tym stawie widać było twarz jaskrawą
Słońca i białe łabędzie Anielki;
Grobelka z młyńską u końca zastawą,
Za groblą kościół Panny Zbawicielki
Z trzema wieżami baniastymi w złocie
I chat okienka niby oczy kocie.
Wszystko to było dziwnie piękne, cudne!
Zwłaszcza że szlachcic, wielki oryginał,
Góry uczynił do przebycia trudne,
Wężowe w skałach ścieżki powycinał
I między róże, co rosły odludne,
Postawiał golce rzymskie: ten puginał
W ręku swym trzymał i twarz miał brodatą -
Skąd łatwo było poznać, że to Kato;
Apollo w morzu zostawił koszulę
I na Starosty górach stał bez listka;
Daléj w egipskich katakombach... ule;
Daléj posągi, którym koniec świstka
Wyłaził z gęby i przemawiał czule
Do pana zamku jak do Antychrystka...
Albowiem wszystkie te pomysły pańskie
Nie katolickie były - lecz pogańskie.
W ogrodzie stała jakaś larwa niema,
Czarna, ogromna, rozrosła szeroko;
Był to krzesany dąb na Polifema.
Jedno w koronie miał wybite oko,
A tyle widział nieba, co obiema,
I nad sadzawką coś dumał głęboko,
Patrząc tym jednym okiem w ciemną wodę:
Na deszcz miał czarny wzrok, jasny w pogodę.
Naprzeciw była bardzo ciemna grota;
Przed nią się nieraz siwy rybak skłoni,
Gdy go na stawie ogarnie ciemnota,
A sieci pluszczą śród spokojnych toni;
Albowiem w grocie Matka Boska złota,
Z wieńcem różanych lamp na jasnéj skroni,
Jako Dyjana o poranku biała,
Na staw z różanéj tęczy wyzierała...
Słowem, było to istne głupstwa wzgórze,
Zwierciadło czyste cnego antenata,
Na którym meszty świeciły papuże,
Rzymska, purpurą bramowana szata,
Przy ucztach często na łysinie - róże,
A w ręku czara ze śmiercią Sokrata,
Tak dobrze, wiernie wykowana rylcem -
Że kto pił, zdał się mędrcem - nie opilcem.
Z tego wszystkiego pan Kazimierz śmiał się.
Lecz zakochany w cudownéj Anieli,
Wyjawić szczerze swoich myśli bał się;
Polubił nawet te posągi w bieli,
Te groty od lamp różane - i stał się
Nabożnym bardzo w każdéj skalnéj celi;
W każdéj albowiem była jego droga
I w każdéj po niéj została część B...
entlik