Lew Trocki, Bankructwo terroru i jego partii.docx

(33 KB) Pobierz

Lew Trocki

Bankructwo terroru i jego partii

 

Terror jednostkowy, jako metoda rewolucji politycznej, jest naszą "narodową" własnością rosyjską. Co prawda zabójstwo "tyranów" jest równie prawie stare, jak sama instytucja "tyranów" i poeci wszystkich wieków wyśpiewali niemało hymnów na cześć zbawczego sztyletu. Lecz terror planowy, stawiający sobie za cel usuwanie satrapy za satrapą, ministra za ministrem, monarchy za monarchą - "Saszki za Saszką!" jak poufale formułował program terroru pewien narodowolec z lat osiemdziesiątych-ten terror, przystosowujący się do biurokratycznej hierarchji absolutyzmu i stwarzający własną biurokrację rewolucyjną, jest produktem samoistnej twórczości inteligiencji rosyjskiej. Oczywiście musi to mieć swoje głębokie przyczyny - i szukać ich trzeba: po pierwsze w naturze rosyjskiego samowładztwa, po drugie w naturze inteligiencji rosyjskiej.

Aby sama myśl mechanicznego zniszczenia absolutyzmu zyskać mogła popularność, trzeba było, aby aparat państwowy miał pozór czysto zewnętrznej organizacji przymusowej, nie posiadającej żadnych korzeni w organizacji społeczeństwa. A takim właśnie był absolutyzm w oczach inteligiencji rosyjskiej. Złudzenie to miało swoje podstawy historyczne. Carat kształtował się pod naciskiem bardziej kulturalnych państw Zachodu. Aby ostać się w zapasach z niemi, musiał bezlitośnie wyzyskiwać masy ludowe i w ten sposób wyrywać grunt ekonomiczny z pod nóg stanów uprzywilejowanych. To też nie zdołały one wznieść się do takiej wysokości, jak na Zachodzie. W XIX zaś wieku przyłączyło się do tego potężne parcie giełdy europejskiej. Im większe sumy giełda ta pożyczała caratowi, tym bardziej uniezależniał się on od warunków ekonomicznych własnego kraju. W europejską technikę wojenną uzbroił się za fundusze europejskie i w ten sposób wyrósł na organizację odrębną, będącą celem dla samej siebie, wznoszącą się ponad wszystkie klasy społeczeństwa. Stąd naturalną drogą mogła się zrodzić myśl wysadzenia w powietrze tej pasorzytniczej nadbudowy zapomocą dynamitu.

Do wykonania takiego dzieła uczuła się powołaną inteligiencja. Podobnie jak państwo, rozwijała się ona pod bezpośrednim naciskiem Zachodu; wraz ze swym wrogiem-państwem wyprzedzała rozwój ekonomiczny kraju: państwo - pod względem technicznym, inteligiencja - pod względem ideowym.

W czasie, gdy w starszych społeczeństwach burżuazyjnych Europy idee rewolucyjne rozwijały się mniej więcej równolegle do rozwoju szerokich sił rewolucyjnych, w Rosji inteligiencja, która zaczerpnęła z gotowych idei kulturalnych i politycznych Zachodu, zrewolucjonizowała się duchowo wcześniej, nim rozwój ekonomiczny kraju zrodził poważne klasy rewolucyjne, na których mogłaby się oprzeć. W tych warunkach pozostawało jej tylko pomnożyć swój entuzjazm rewolucyjny przez siłę wybuchową nitrogliceryny. W ten sposób zrodził się teroryzm klasyków- narodowolców. W ciągu 2-3 lat dobiegł on swego zenitu i potym szybko spadł do zera, spaliwszy w ogniu swoim ten zasób sił bojowych, który wysunąć mogła słaba liczebnie inteligiencja.

Teror socjalistów - rewolucjonistów naogół zawdzięcza swe powstanie tym samym przyczynom historycznym: istniejącemu dla siebie samego despotyzmowi państwowości rosyjskiej z jednej strony, z drugiej zaś - takiej samej rewolucyjności inteligiencji rosyjskiej. Lecz dwa dziesięciolecia nie przeszły nadaremnie i teroryści drugiej formacji występują już jako epigoni, nacechowani piętnem opóźnienia historycznego. Epoka kapitalistycznego "Sturm und Drang" lat 80-tych i 90-tych stworzyła i spoiła liczny proletarjat przemysłowy, wybiła ogromne wyłomy w odosobnieniu ekonomicznym wsi i związała ściślej wieś z fabryką i z miastem. Narodowolcy rzeczywiście nie mieli poza sobą żadnej klasy rewolucyjnej; socjaliści-rewo-lucjoniści tylko nie chcieli widzieć rewolucyjnego proletarjatu, a przynajmniej nie umieli go ocenić w całym jego znaczeniu dziejowym. Coprawda z literatury socjalistów-rewolucjonistów można bez trudu wyłowić tuzin lub dwa cytat, twierdzących, że stawiają oni teror nie zamiast walki mas lecz razem z walką mas. Lecz cytaty te świadczą tylko o walce, którą toczyć musieli ideologowie teroru z marksistami-teoretykami walki masowej. Sprawy to wszakże nie zmienia. Z samej swej istoty działalność terorystyczna wymaga takiego skupienia energji na "wielkiej chwili", takiego przecenienia doniosłości osobistego bohaterstwa, wreszcie tak "hermetycznej" konspiracji, które, jeśli nie logicznie, to psychologicznie, zupełnie wykluczają działalność organizacyjną i agitacyjną wśród mas. Na całym polu politycznym dla terorysty istnieją tylko dwa świecące punkty: rząd i - organizacja bojowa. "Rząd gotów jest pogodzić się na jakiś czas z istnieniem wszystkich innych prądów, - pisał Gerszuni do swych towarzyszy, oczekując stracenia, - lecz postanowił skierować wszystkie swe ciosy na zniszczenie partji socjalistów-rewolucjonistów". - "Mam silną nadzieję, - pisał w podobnej chwili Kalajew - że nasze pokolenie z Organizacją Bojową na czele skończy z samo władztwem". Wszystko poza terorem jest tylko środowiskiem walki, w najlepszym razie tylko   śródkiem pomocniczym. W olśniewającym płomieniu rzucanych bomb znikają bez śladu zarysy stronnictw politycznych i przegrody walki klas. I oto słyszymy, że najwybitniejszy romantyk i najlepszy praktyk nowego teroryzmu, Gerszuni, żąda od towarzyszy, aby "nie rozłączać nie tylko rewolucyjnych, lecz nawet opozycyjnych szeregów".

"Nie zamiast masy, lecz razem z masą . Jednakże teroryzm jest zbyt "bezwzględną" formą walki, aby się miał zadowolić względną i podrzędną rolą w partji. Zrodzony przez brak klasy rewolucyjnej, odrodzony potym wskutek nieufności nawet rewolucyjnej masy, teroryzm może byt swój podtrzymywać tylko wykorzystywaniem słabości i niezorganizowania mas, niedoceniając ich zdobyczy, przeceniając ich porażki. "Widzą oni, - rzekł o tero-rystach adwokat Żdanow w procesie Kalajewa - że niepodobna, aby przy współczesnym uzbrojeniu masy ludowe z widłami i kłonicami, tą odwieczną bronią ludową, zburzyły współczesne Bastylje. Po 22-gim stycznia wiedzą już, do czego to prowadzi, więc działom maszynowym i karabinom szybkostrzelnym przeciwstawili rewolwery i bomby, te barykady XX-go wieku". Rewolwery pojedynczych bohaterów zamiast kłonic i wideł ludu, bomby zamiast barykad - oto prawdziwa forma terom. I jakkolwiek podrzędny kącik wyznaczą mu "syntetyczni" teoretycy partji, zajmie on zawsze poczesne miejsce, a Organizacja Bojowa, którą urzędowa hierarchja partyjna stawia pod Centralnym Komitetem, okaże się niechybnie nad nim, nad partją i całą jej pracą, dopóki okrutny los nie postawi jej - pod Departamentem Policji. I właśnie dlatego konspiracyjno-organizacyjny krach organizacji bojowej będzie niechybnie oznaczał i polityczny krach partji.

II.

Epigoni przy całej czci dla klasyków nigdy ich nie powtórzą, bo żyją w innych czasach i do czasów tych muszą się przystosowywać. Eklektyzm jest duszą epigonizmu, a formą jego - kompilacja.

Nietylko romantycznego imienia Narodnej Woli - na rzecz miana bardziej europejskiego - musieli się zrzec socjaliści-rewo-lucjoniści i nietylko święte litery B. O. - oddać pod kontrolę polityczną C. K. Cała pięcio czy sześcioletnia historja partji S. R. jest procesem przystosowania zdumiewającej swą giętkością rewolucyjnej inteligiencji - przystosowania najpierw do walki klasoowej proletarjatu, potym do żywiołowych ruchów włościaństwa. Inteligiencja zachowała dla siebie teror, jako swoją własną metodę, jako gwarancję swego bytu politycznego i opierając się praktycznie na sile organizacji terorystycznej, a ideowo na "metodzie subjektywnej", na filozofji inicjatywy osobistej, spróbowała adoptować (względnie podporządkować sobie) ruch proletarjatu i włościaństwa. Inteligiencja plus teror, proletarjat plus "subjektywnie" uszlachetniona walka klasowa, włościaństwo plus socjalizacja ziemi - oto do jakiej   trójcy    sprowadziła    się   eklektyczna    kompilacja  s. r. owców, która im się wydawała najwyższą syntezą polityczną. A jednak ta kompilacja, podobnie jak i s. r.-owskie poglądy na "pozaklasową" naturę absolutyzmu, mają pod sobą pewne podłoże historyczne. W gruncie rzeczy s. r.-owcy chcieli tylko w "subjektywnym" żargonie rewolucyjnej inteligiencji, usiłującej obronić swą samodzielność, sformułować historycznie uwarunkowaną potrzebę rewolucyjnego współdziałania proletarjatu z włościaństwem. Znana formuła bolszewików: "demokratyczna dyktatura proletarjatu i włościaństwa" jest drugim wyrażeniem tej samej potrzeby dziejowej, wyzwolonej od zwierzchniej kontroli terorystycznej inteligiencji. Jest to niewątpliwie krok naprzód od pychy inteligienckiej, lecz i ten krok nie wyprowadza nas poza granice wulgarnego demokra-tyzmu. Odpowiedź marksistowską dać można tylko po postawieniu samej kwestji pod klasowo-proletarjackim kątem widzenia - i przy-tym w perspektywie międzynarodowego rozwoju socjalno-rewolucyjnego...

Dyktatura inteligiencji nad proletarjatem i włościaństwem - nie przez Azefa oczywiście zbankrutowała. Wypadki rewolucji i kontrrewolucji, napełniające wiele formuł algiebraicznych żywą treścią polityczną, rozdarły we wszystkich szwach syntetyczną kompilację s. r.-owców. Zaraz przy pierwszych brzaskach parlamentaryzmu odszczepiła się od nich rozgałęziona grupa inteligientów, czujących się daleko lepiej na trybunie adwokackiej, katedrze profesorskiej, lub za stołem redakcyjnym, niż w laboratorjum terorysty (tak zwani socjaliści ludowi). Na drugim skrzydle oderwała się od nich grupa maksymalistów, która spodziewała się złamać nietylko polityczny opór caratu, lecz i ekonomiczny opór kontrrewolucji zapomocą powiększonej dozy dynamitu.

Przedstawiciele włościaństwa, trudowicy pierwszych dwuch Dum, wchłonęli w siebie prawie bez śladu parlamentarnych s. r.-owców, a i to nie oddaliło ich od bezkształtności politycznej, pod której wpływem wahali się w każdej kwestji pomiędzy kadetami a socjaldemokratami. W ten sposób podłoże społeczne partji s. r.-owskiej okazało się w chwili próby nader chwiejnym, wewnętrzne siły odśrodkowe rozdzierały partję na kawały, gdy zaś na ten grunt rozprzężenia i niepewności spadły niespodziewane w swej konieczności logicznej rewelacje o Azefie, w obozie s. r.-owców zapanował popłoch, a szczersi z nich ujrzeli się zmuszonemi do oświadczenia: "partja socjalistów-rewolucjonistów, jako organizacja, nie istnieje". (Rewolucj onnaja Mysi', Nr. 4).

Teroryzm w Rosji skonał. I Bąkaj - ten rewolucyjno-policyjno-terorystyczny anabaptysta, który w Warszawie pomagał zmieniać terorystów w trupy, a teraz wraz ze swym ojcem chrzestnym Bur-cewem usiłuje zgalwanizować trupa teroryzmu - jeśli nawet potrafi stworzyć możność nowej azefjady, to w najlepszym razie na dziesięć razy mniejszą skalę, niż pierwsza. Teror rewolucyjny przesunął się daleko na wschód - do Pendżabu i Bengalu. Tam powolne budzenie się polityczne 400 miljonowego narodu stwarza dlań przychylną atmosferę. Tam ustrój państwowy wydaje się  bardziej jeszcze absolutnym w swym nadspołecznym despotyzmie, bardziej jeszcze przypadkowym i obcym: bo aparat wojskowo-policyjny Indji Wschodnich importowano z Anglji razem z perkalem i księgami biurowemi. Dlatego też inteligiencja hinduska, od ławy szkolnej przejmująca się ideami Lockego, Benthama, Milla i wyprzedzająca w swej ewolucji ideowej rozwój polityczny kraju, ma naturalne usposobienia do szukania siły, której jej, brak, na dnie retorty alchemicznej. Może i w innych krajach Wschodu teroryzm ma jeszcze przed sobą epokę rozkwitu. W Rosji jednak należy on już do historji.

Partja nasza zawsze była nieprzejednana w stosunku do s. r.-owców. To stanowisko było zawsze tymbardziej nieuniknione i bezwzględne, że i sama Socjaldemokracja w swych wyższych, kierowniczych warstwach składa się z tejże rewolucyjnej inteli-giencji - mającej tylko światopogląd marksistowski. Walcząc z te-roryzmem, Socjaldemokracja broniła tylko swego prawa lub obowiązku - nie chciała wychodzić z dzielnic robotniczych dla czynienia podkopów pod pałacami wielkich książąt i carów. Walcząc z wszechogarniającym programem i organizacyjną "syntezą", inteligiencja marksistowska broniła się przed grożącym jej rozczynie-niem w ogólnodemokratycznym chaosie. Dalszy rozwój wypadków przyznał jej słuszność, a w czasie, gdy zaczęła masowo uciekać ze stworzonej przez siebie partji, znalazła zastępców w postaci socjalistów-robotników... Teraz jednak idzie nam już nie o ideowe "odgraniczenie się" od socjalistów-rewolucjonistów, lecz o wcielenie polityczne żywiołów proletarjackich tej partji. Do pierwszego celu służyła przeważnie polemika teoretyczna; do drugiego przyczyniać się powinna głównie rozumna polityka organizacyjna.

Istotę partji określa nie program, a tymbardziej nie pisma teoretyków i publicystów partyjnych. Skład społeczny partji - oto co stanowi o jej ciężarze gatunkowym i wykreśla jej orbitę polityczną. Gdyby s. r.-owcy byli ze swego składu wyłącznie lub przeważnie partją proletarjacką, zadanie nasze od samego początku musiałoby nie na tym polegać, aby wbijać jak najgłębiej kliny różnic teoretycznych pomiędzy nami a niemi, lecz na tym, by przeciwnie szukać dróg do zbliżenia w praktyce politycznej - dróg, które pomogłyby robotnikom s. r.-owców w sposób najbardziej bez-bolesny zlikwidować swe przesądy teoretyczne. Lecz o to właśnie idzie głównie, że zarysy klasowe tej partji były zawsze nadzwyczaj mętne i trudno było z pewnością powiedzieć, czy idzie o zjednoczenie robotników, "pracujących" włościan-posiadaczy, czy lekarzy ziemskich i literatów prowincjonalnych. W stosunku do różnych grup klasowych partji jeden i ten sam program nabierał bardzo różnorodnej treści. Gdy przedstawiciele inteligiencji ziemskiej i s. r-owcy od pługa wyrażali w formułach mglisto-klasowego socjalizmu swoje niejasne i pełne sprzeczności interesy drobnomieszczań-skie, s. r.-owcy od warsztatu fabrycznego przeciwnie wlewali swe określone interesy proletariackie w formuły drobnomieszczańskiego utopizmu. W strejkach powszechnych, w Radach Delegatów, w związkach zawodowych robotnicy s. r.-owcy szli ręka w rękę z robot-nikami-socjaldemokratami. O tym nie powinniśmy ani przez chwilę zapominać. Teraz, gdy inteligiencja s. r.-owska wpadła w zupełną prostrację, robotnicy s. r.-owcy, jak się dowiadujemy z doniesień, wytrwale trzymają się dalej z tą szlachetną zaciętością organizacyjną, która wogóle cechuje robotników. Stosowanie dawnych metod nieprzejednanej walki w stosunku do tych grup proletarjackich by-byłoby niedorzecznym anachronizmem. Takie doktrynerstwo mogłoby tylko pchnąć ich na drogę anarchizmu- Tymczasem rozumna polityka organizacyjna może zapewnić ich połączenie z naszą partją w najkrótszym czasie.

III.

Głębokie zróżniczkowanie burżuazyjnego "narodu" w epoce rewolucji - w atmosferze potężnego rozwoju międzynarodowego ruchu robotniczego - odrzuciło lewe skrzydło rosyjskiej inteligiencji burżuazyjnej do obozu socjalizmu. Ale im bardziej terorystyczna grupa tej inteligiencji broniła swej niezależności ideowej od klasowego, proletarjackiego socjalizmu, tym mniej mogła obronić swą niezależność polityczną od burżuazyjnego liberalizmu. Od chwili swego powstania partja S. R. okazywała naturalne ciążenie ku przemianie w bojową drużynę przy legalnej opozycji - i objektywnie i sub-jektywnie (patrz wyżej cytatę z listu Gerszuniego). Liberali rozumieli to wybornie. Nie taili oni bynajmniej swych sympatji dla teroru i okazywali je w najwłaściwszy sobie sposób: zapomocą pieniężnego popierania Organizacji Bojowej. "Śmierć Sipiagina - pisał w Oswobożdienji jeden   z petersburskich korespondentów tego pisma - wywołuje   zadziwiająco   jednomyślną   radość"...    Sam  redaktor   sztutgarckiego  organu,  pan   Struwe   uznawał bez   ogródek "popularność zabójstwa politycznego w Rosji" (Nr. 2 z dnia 15 lipca 1902 r.). "Politycznie  i psychologicznie zabójstwo to było nieuniknione",   pisał   tenże   pan Struwe w dwa z górą lata później z powodu   zabójstwa   Plehwego, - i z większą  jeszcze   stanowczością apelował do tej "ogólnej atmosfery oburzenia i rozgoryczenia, która rodzi   z  łona   społeczeństwa  rosyjskiego   jednego mściciela za drugim" (Nr. 52 z 1 sierpnia 1904 r.). "Bądźmy szczerzy, panowie, - pisał w tymże numerze jeden   ze  współpracowników - complicite morale (solidarność duchowa)   pomiędzy   fizyczną  osobą,  której ręka przecięła występne życie wszechmocnego ministra, a miljonami lub   przynajmniej...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin