COLIN WILSON PASOŻYTY UMYSŁU (PRZEKŁAD: BEATA MODERSKA I TADEUSZ ZYSK) Augustowi Derleth - pomysłodawcy MUSZĘ, nim umrš, znaleć JAKI sposób wypowiedzenia tego co we mnie jest najistotniejsze, czego nigdy dotšd nie powiedziałem - a co nie jest ani miłociš, ani nienawiciš, ani litociš ani pogardš, ale prawdziwym tchnieniem życia, nieokiełznanym i pochodzšcym gdzie z głębi, a wnoszšcym w ludzkie życie bezkresnš przestrzeń i przeraliwš, beznamiętnš siłę będšcš czym ponadludzkim. Bertrand Russell list do Constance Malleson, cytowany w: My Philosophical Development, s. 263 Nota wstępna Faktem oczywistym i nie wymagajšcym żadnych uzasadnień jest, że III wolumin Cambridge History of the Nuclear Agę powięcamy w całoci nowemu wydaniu dokumentu, znanego pod nazwš Pasożyty umysłu autorstwa prof. Gilberta Austina. Pasożyty umysłu to oczywicie dokument będšcy kompilacjš wielu materiałów: pism, nagrań czy stenogramów rozmów z prof. Austinem. Wydanie pierwsze, obejmujšce ledwie połowę obecnie prezentowanego materiału, ukazało się krótko po tym, jak prof. Austin zniknšł w 2007 roku, ale jeszcze przed odnalezieniem przez kapitana Ramsaya Pallas". W skład wydania wchodziły głównie notatki czynione na probę pułkownika Spencera i nagrania skatalogowane pod numerem 12xm w Bibliotece Uniwersytetu Londyńskiego. Wydanie póniejsze, które ukazało się w 2012 roku, zawierało stenogram rozmowy przeprowadzonej przez Leslie Purvison 14 stycznia 2004 roku. Pomiędzy tymi materiałami umieszczono inny artykuł, wybrany sporód dwóch napisanych przez prof. Austina dla Historical Review, oraz jego przedmowy do Refleksji Historycznych autorstwa Karela Weissmana. Wydanie niniejsze zachowuje w całoci stary tekst i jest poszerzone dodatkowo o materiały zupełnie nowe, pochodzšce z tak zwanych Martinus File, będšcych przez wiele lat w posiadaniu Sylvii Austin i znajdujšcych się, obecnie w wiatowym Archiwum Historycznym. Wydawca wyjania za pomocš odnoników, z jakich ródeł pochodzš odpowiednie partie materiału, a także korzysta z dotšd nie opublikowanych Notatek Autobiograficznych, napisanych przez prof. Austina w 2001 roku. Żadne wydanie Pasożytów umysłu nie stanowi wersji ostatecznej. Staralimy się tak zredagować materiał, aby zachować cišgłoć narracji. W kilku miejscach, gdzie, jak sšdzilimy, było to szczególnie uzasadnione omawianš treciš, włšczono materiały z prac filozoficznych prof. Austina oraz jeden krótki rozdział ze wstępu do Homage to Edmund Husserl, wydanym przez Austina i Reicha. Opowieć, która się z tego wyłoni, zdaje się potwierdzać, według opinii wydawców, poglšdy przedstawione przez nich w New Light on the Pallas My stery. Należy jednak podkrelić z naciskiem, że nie to było ich celem. Usiłowali oni objšć całoć zwišzanych z tš sprawš materiałów wierzšc, że zasadnoć tego ujęcia zostanie w pełni potwierdzona, gdy Northwestern University zakończy pracę nad edycjš Complete Papers of Gilbert Austin. H.S. W.P. St. Henry's College, Combridge, 2014 rok. Niniejszy tekst jest zapisem nagrania, którego dr Austin dokonał na parę miesięcy przed zniknięciem. Został on opublikowany przez H.F. Spencera. Historia o tak wielkim zasięgu jak ta nie zaczyna się w jakim konkretnym punkcie; nie potrafię też zadoćuczynić probie pułkownika Spencera, aby zaczšć wszystko od poczštku i następnie dojć aż do końca", jako że historia ta ma w zwyczaju tworzyć meandry. Być może najlepszym rozwišzaniem będzie, jeli opowiem po prostu historię mojej bitwy z pasożytami umysłu, a całš resztę pozostawię historykom. Tak więc, moja opowieć rozpoczyna się 20 grudnia 1994 roku. Wówczas to wróciłem do domu z zebrania Middlesex Archaeological Society, na którym wygłosiłem wykład o starożytnych cywilizacjach zamieszkujšcych obszary Azji Mniejszej. Był to niezwykle stymulujšcy i ożywczy wieczór; trudno o większš satysfakcję niż ta, która płynie z głoszenia spraw bliskich sercu przed uważnymi słuchaczami. Powinienem do tego jeszcze dodać, że do kolacji po wykładzie podano znakomite czerwone wino rocznik 1980 - by stało się całkiem jasne, że kiedy wkładałem klucz w drzwi mego mieszkania w Covent Garden, byłem w radosnym i pełnym optymizmu nastroju. Gdy wchodziłem, zadzwonił videotelefon, ale ucichł, nim zdołałem do niego dobiec. Rzuciłem okiem na odtwarzacz, pokazywał numer abonenta z Hampstead; był to numer Karela Weissmana. Była za piętnacie dwunasta i chciało mi się spać, postanowiłem więc oddzwonić rano. Rozbierajšc się, czułem się jednak jako nieswojo. Bylimy przyjaciółmi od dawna i wiedziałem, że często dzwonił do mnie pónš nocš proszšc, bym mu co tam sprawdził w British Museum (gdzie spędzałem większš częć czasu przed południem). Tym razem jednak co trudnego do uchwycenia nie dawało mi spokoju; już w szlafroku podszedłem do videotelefonu i nacisnšłem jego numer. Długo nie było odpowiedzi. Już zamierzałem odłożyć słuchawkę, gdy na ekranie pojawiła się twarz jego sekretarza. - Słyszał pan już? - zapytał. - O czym? - Doktor Weissman nie żyje. Wiadomoć ta tak mnš wstrzšsnęła, że musiałem usišć. W końcu zdecydowałem się zapytać: - Skšd mogłem o tym wiedzieć? - Wieczorne gazety zamieciły wiadomoć. Odpowiedziałem mu, że dopiero co wróciłem do domu. - Ach tak - odparł. - Próbowałem się do Pana dodzwonić przez cały wieczór. Czy mógłby Pan zaraz tu przyjechać? - Ale dlaczego? W czym mógłbym pomóc? Czy pani Weissman czuje się dobrze? - Jest w szoku. - Jakš miał mierć? Baumgart udzielił mi odpowiedzi nie zmieniajšc wyrazu twarzy: - Popełnił samobójstwo. Pamiętam, że dłuższy czas gapiłem się na niego, nie wypowiadajšc żadnego słowa i dopiero póniej krzyknšłem: - O czym, do diabła, pan mówi? To jest niemożliwe. - Co do tego nie ma żadnych wštpliwoci. Proszę, niech Pan przyjedzie jak najszybciej. Zaczšł się rozłšczać, więc wrzasnšłem: - Czy chce pan, bym oszalał? Co się stało? - Otruł się. Nic więcej nie potrafię Panu powiedzieć. Ale w licie, jaki zostawił, prosi, abymy się jak najszybciej z panem skontaktowali. Tak więc proszę przyjechać. Wszyscy jestemy bardzo zmęczeni. Zamówiłem aerotaxi, a następnie w stanie jakiego odrętwienia zaczšłem się ubierać, powtarzajšc w kółko, że to niemożliwe. Znałem Karela Weissmana od trzydziestu lat, od czasu kiedy wspólnie studiowalimy w Uppsali. Był to pod każdym względem człowiek niezwykły: wybitnie inteligentny, wrażliwy, cierpliwy, a nade wszystko posiadajšcy ogromnš wewnętrznš energię. Nie, to było niemożliwe. Tacy ludzie jak on nigdy nie popełniajš samobójstw. Oczywicie wiedziałem, że przez ostatnie pół wieku liczba samobójstw wzrosła pięćdziesięciokrotnie i że czasami samobójstwa dokonujš osoby, o których sšdzimy, że nigdy by tego nie uczynili. Ale wiadomoć, że Karel Weissman popełnił samobójstwo znaczyła dla mnie tyle, co twierdzenie, że dwa plus dwa równa się pięć. Nic nie zapowiadało, by targnšł się na swoje życie. Pod każdym względem był jednš z najmniej neurotycznych i jednoczenie najbardziej zintegrowanych osób, jakie poznałem. Zastanawiałem się, czy to nie było morderstwo. Czy przypadkiem nie był to zamach której z grup terrorystycznych Central Asiatic Powers? Słyszałem już o sprawach nawet dziwniejszych. Wiedza o terrorze politycznym stała się w drugiej połowie lat osiemdziesištych solidnš naukš, a mierć Hammelmanna i Fullera nauczyły nas, że nawet naukowcy, otoczeni specjalnš opiekš, nie mogš się czuć w pełni bezpieczni. Ale Karel był przecież psychologiem i, o ile wiem, nie miał żadnych powišzań z projektami realizowanymi na zamówienia rzšdowe. Głównym ródłem jego dochodów było potężne towarzystwo przemysłowe, które płaciło mu za opracowywanie metod leczenia nerwic dynamicznych oraz, ogólnie rzecz bioršc, za zwiększanie efektywnoci funkcjonowania zawodowego pracowników. Baumgart czekał już na mnie, kiedy taksówka lšdowała na dachu. Gdy tylko zostalimy sami, zapytałem: - Czy to nie mogło być morderstwo? Odparł: - Nie można tego wykluczyć, ale nie ma też podstaw, aby tak sšdzić. O trzeciej po południu i profesor udał się do swego pokoju, by pisać; powiedział, że nie chce, aby mu przeszkadzano. Okno w jego pokoju było zamknięte, a ja sam siedziałem w holu przy biurku przez następne dwie godziny. O pištej jego żona przyniosła herbatę i... znalazła go martwego. Zostawił własnoręcznie napisany list, a truciznę popił wodš z toalety. Pół godziny póniej byłem już przekonany, że mój przyjaciel rzeczywicie popełnił samobójstwo. Jedynš możliwociš przeczšcš tej hipotezie mogło być założenie, że to Baumgart go zabił - w to jednak nie wierzyłem. Baumgart był po szwajcarsku opanowany i beznamiętny, ale czułem, że był głęboko wstrzšnięty, wręcz na granicy nerwowego załamania. Żaden człowiek nie byłby w stanie tak dobrze odegrać tego, co on przeżywał. Poza tym był jeszcze ten, własnoręcznie napisany przez Karela, list. Od czasu jak Pomercy wynalazł Elektroniczne Urzšdzenie Porównawcze, fałszerstwa dokumentów stały się najrzadszym z przestępstw. O drugiej nad ranem opuciłem ten pełen smutku dom, nie rozmawiajšc z nikim oprócz Baumgarta. Nie widziałem mego zmarłego przyjaciela; zresztš nie chciałem tego wiedzšc, że twarz człowieka umierajšcego po zażyciu cyjanku wyglšda strasznie. Tabletki, których użył, pochodziły od neurotycznego pacjenta i mogły być zabrane przez Karela jedynie tego samego dnia, rano. List sam w sobie był dziwny. Nie zawierał ani słowa żalu z powodu podjęcia próby samobójstwa. Mimo iż pismo było chwiejne, to jednak słownic...
irek412