ILIA WARSZAWSKI NIE MA NIEPOKOJ�CYCH OBJAW�W - Nie podobaj� mi si� jego nerki - powiedzia� Kreps. Leroix zerkn�� na ekran. - Nerki jak nerki. Bywaj� gorsze. Te by�y chyba regenerowane. Co z nimi robiono ostatnim razem? - Zaraz sprawdz� - Kreps wykr�ci� numer na tarczy automatu. Leroix odchyli� si� na oparcie krzes�a i mamrota� przez z�by. - Co pan powiedzia�? - zapyta� Kreps. - Sz�sta. Czas przerwa� narkoz�. - A co zrobimy z nerkami? - Ma pan ju� informacj�? - Mam. Oto ona. Ca�kowite odtworzenie miedniczek nerkowych. - Niech pan j� da. Kreps wiedz�c, �e szef ma zwyczaj nie spieszy� si� z odpowiedzi�, cierpliwie czeka�. Leroix od�o�y� ta�m� i skrzywi� si�. - Trzeba b�dzie regenerowa�. Niech pan da tak�e program. poprawki genetycznej. - My�li pan, �e... ? - Bezwarunkowo. Inaczej po pi��dziesi�ciu latach nie by�yby w takim stanie. Kreps usiad� przy perforatorze. Leroix milcza�, postukuj�c o��wkiem o brzeg sto�u. - Temperatura wanny wzros�a o trzy dziesi�te stopnia powiedzia�a siostra. - G��bokie och�odzenie do... - Leroix zaci�� si�. Chwileczk�. No, co tam z programem - zwr�ci� si� do Krepsa. - Wariant kontrolny na maszynie. Prawdopodobie�stwo dziewi��dziesi�t trzy procenty. - Dobra, zaryzykujemy. G��bokie och�odzenie przez dwadzie�cia minut. Zrozumia�a mnie pani? G��bokie och�odzenie przez dwadzie�cia minut. Gradient - p� stopnia na minut�. - Zrozumia�am - powiedzia�a siostra. - Nie lubi� mie� do czynienia z dziedziczno�ci� powiedzia� Leroix. - Cz�owiek nigdy nie wie, czym si� to wszystko sko�czy. - A wed�ug mnie to wszystko jest ohydne. Szczeg�lnie inwersja pami�ci. Ja nigdy bym si� na to nie zgodzi� powiedzia� Kreps do szefa. - Nie musi pan. Nikt nigdy panu tego nie zaproponuje! - Tylko tego mi brakowa�o! Stworzy� pan kast� nie�miertelnych i ta�czy pan wok� nich na tylnych �apach. Leroix zamkn�� oczy. - Stanowi pan dla mnie zagadk�, Kreps. Czasami boj� si� pana. - A c� we mnie takiego strasznego? - Ograniczono��. - Dzi�kuj� Panu. - Minus sze�� - powiedzia�a siostra. - Wystarczy. Prosz� prze��czy� na regeneracj�. Na suficie sali operacyjnej eksplodowa�y fioletowe plamy �wiat�a. - Prosz� da� sprz�enie zwrotne na matryc� kontrolnego wariantu programu. - Dobrze - odpowiedzia� Kreps. - Dziedziczna podatno�� na chorob� - powiedzia� Leroix. - Nie lubi� mie� do czynienia z takimi rzeczami. - Ja r�wnie� - doda� Kreps. - Zreszt� w og�le nie podoba mi si� to wszystko. Komu to potrzebne? - Niech pan powie, Kreps, czy znany jest panu taki termin, jak walka o istnienie? - Owszem. Uczy�em si� o tym w dzieci�stwie. - Nie to mia�em na my�li - przerwa� mu Leroix. - Ja m�wi� o walce o istnienie ca�ego biologicznego gatunku nazwanego w przesz�o�ci Homo sapiens. - I dlatego trzeba restaurowa� stuletnie monstra? - Ale� pan jest t�py, Kreps? Ile ma pan lat? - Trzydzie�ci. - A ile lat pracuje pan jako fizjolog? - Pi��. - A przedtem? Kreps wzruszy� ramionami. - Wie pan nie gorzej ode mnie. - Uczy� si� pan? - Uczy�em si�. - Czyli dwadzie�cia pi�� lat wzi�o w �eb. A przecie�, by sob� co� przedstawia�, musi pan jeszcze zosta� matematykiem, cybernetykiem, biochemikiem, biofizykiem kr�tko m�wi�c - uko�czy� jeszcze cztery wydzia�y uniwersytetu. Niech pan policzy, ile b�dzie mia� pan wtedy lat. A ile lat p�jdzie na zdobycie tego, co skromnie nazywa si� do�wiadczeniem, a co w istocie jest sprawdzon� przez �ycie umiej�tno�ci� prawdziwego naukowego my�lenia? Twarz Krepsa pokry�a si� czerwonymi plamami. - A wi�c uwa�a pan?... - Nic nie uwa�am. Jako pomocnik zupe�nie mnie pan urz�dza, ale pomocnik jako taki niewiele jest wart. Nauce potrzebni s� kierownicy; wykonawcy zawsze si� znajd�. Zmieniaj� si� warunki. lin dalej, tym wi�cej problem�w, problem�w subtelnych, nie cierpi�cych zw�oki, problem�w, od kt�rych, by� mo�e, zale�y samo istnienie ludzkiego . gatunku. A �ycie nie czeka. Przez ca�y czas nas pogania pracuj, pracuj, z ka�dym rokiem pracuj coraz wi�cej, coraz intensywniej, coraz produktywniej, gdy� inaczej zast�j, inaczej degradacja, a degradacja to �mier�. - Boi si� pan, �e przegra ten wy�cig? - zapyta� Kreps. Ironiczny u�miech musn�� w�skie usta Leroixa. - Chyba nie my�li pan, Kreps, �e niepokoi mnie, kt�ry z system�w zatriumfuje na tym najlepszym ze �wiat�w? Ja znam swoj� cen�. Zap�aci j� ka�dy, u kogo zgodz� si� pracowa�. - Uczony-lancknecht? - A dlaczego� by nie? Jak ka�dy honorowy najemnik jestem wierny sztandarom, pod kt�rymi s�u��. - W takim razie niech pan m�wi o losie Donomagi, a nie ca�ej ludzko�ci, i przyzna si�, �e... - Wystarczy, Kreps! Nie chc� wys�uchiwa� wy�wiechtanych sentencji. Lepiej niech pan powie, dlaczego kiedy odtwarzamy cz�owiekowi mi�sie� sercowy, regenerujemy w�trob�, odm�adzamy organizm, to wszyscy s� zachwyceni; to ludzkie, to humanitarne, to najwi�ksze zwyci�stwo rozumu nad si�ami przyrody. Ale wystarczy, �eby�my si�gn�li ciut g��biej, a typy takie jak pan zaraz podnosz� krzyk: Och! Uczonemu zinwersowano pami��. Ach! Blu�niercze operacje! Ach!... Niech pan nie zapomina, �e nasze do�wiadczenia kosztuj� kup� pieni�dzy. Powinni�my wypuszcza� st�d naprawd� zdolnych do pracy uczonych, a nie odm�odzonych staruszk�w, kt�rzy zniedo��nieli umys�owo. - Dobrze - powiedzia� Kreps - mo�e i ma pan racj�. Nie taki diabe� straszny... - Szczeg�lnie kiedy mo�na mu da� m�zg anio�a u�miechn�� si� Leroix. Rozleg� si� dzwonek zegara. - Dwadzie�cia minut - powiedzia�a beznami�tnie siostra. Kreps podszed� do maszyny. - Na matrycy kontrolnego programu - zera. - Wspaniale! Prosz� wy��czy� generatory. Podnosimy temperatur� - o stopie� na minut�. Czas usun�� narkoz�. Ogromny �askawy �wiat zn�w wy�ania� si� z otch�ani niebytu. By� on we wszystkim : w przyjemnie ch�odz�cym cia�o regeneracyjnym roztworze, w cichym �piewie transformator�w, w gor�cej pulsacji krwi, w zapachu ozonu, W matowym �wietle lamp. Otaczaj�cy �wiat zaborczo wkrada� si� w budz�ce si� cia�o, wspania�y, zwyk�y i wiecznie nowy �wiat. Klarens podni�s� g�ow�. Dwie czarne sylwetki w d�ugich do pi�t fartuchach pochyli�y si� nad wann�. - No i jak tam, Klarens? - zapyta� Leroix. Klarens przeci�gn�� si�. - Wspaniale! Czuj� si� tak, jakbym powt�rnie si� narodzi�. - Bo tak te� jest - wymamrota� Kreps. Leroix u�miechn�� si�. - Chcia�oby si� poskaka�, co? - Jaki ogromny przyp�yw si�! Got�w jestem przewraca� g�ry. - Jeszcze pan zd��y - twarz Leroixa zrobi�a si� powa�na. - A teraz pod prysznic i na inwersj�. ... Kto powiedzia�, �e zdrowy cz�owiek nie czuje swego cia�a? Bzdura. Nie ma wi�kszej przyjemno�ci od czucia rytmu w�asnego serca, dr�enia przepony, powietrza w nozdrzach przy ka�dym wdechu. Odpierania, ot tak sobie, ka�d� kom�rk� m�odej elastycznej sk�ry uderze� wylatuj�cej z prysznica wody i poprychiwania jak silnik pracuj�cy na ja�owym biegu, silnik, w kt�rym tkwi� ogromne nie wykorzystane rezerwy mocy. Do diab�a, ale� to przyjemne! A jednak w przeci�gu pi��dziesi�ciu lat technika dokona�a ogromnego kroku naprz�d. Czy� mo�na por�wna� poprzedni� regeneracj� z t�? Wtedy po prostu go pod�atano, a teraz... Ach, jak dobrze! To, co zrobili z Elz�, to wprost cud. Szkoda tylko, �e nie zgodzi�a si� na inwersj�. Kobiety zawsze �yj� przesz�o�ci�, przechowuj� wspomnienia jak pami�tki. Po c� taszczy� ze sob� ten niepotrzebny balast? Ca�e �ycie to przysz�o��. Kasta nie�miertelnych, nie�le pomy�lane! Ciekawe, co b�dzie po inwersji? M�wi�c szczerze ostatnimi czasy m�zg pracowa� marnie, ani jednego artyku�u w tym roku. Sto lat to nie �arty. To nic, jeszcze si� przekonaj�, na co sta� starego Klarensa. To by� doskona�y pomys�, by zjawi� si� przed Elz� w dniu ich siedemdziesi�tej pi�tej rocznicy odm�odzonym nie tylko fizycznie, ale i duchowo... - Wystarczy, Klarens. Leroix czeka na pana w gabinecie inwersji. Prosz� si� ubiera�! - Kreps poda� Klarensowi gruby w�ochaty szlafrok. W prz�d - w ty�, w prz�d - w ty� - pulsuje pr�d w obwodzie rezonuj�cym. Strunie� elektron�w zrywa si� z powierzchni roz�arzonej nici i mknie w pr�ni rozp�dzony polem elektrycznym. Stop! Na siatk� zosta� podany ujemny potencja�. Niewyobra�alnie kr�tka przerwa i zn�w ku anodzie rwie niecierpliwy r�j. Zosta� nadany rytm, rodz�cy w krysztale kwarcu niedost�pne dla ucha d�wi�kowe wibracje, dziesi�tki razy cie�sze od pisku komara. Po srebrnym druciku biegn� nieme fale ultrad�wi�ku i metalowy kleszcz wpija si� w sk�r�, przechodzi przez czaszk�. Dalej, dalej, w najwi�ksz� �wi�to��, w najwi�kszy cud przyrody zwany m�zgiem. Oto ona - tajemnicza szara masa, lustro �wiata, siedlisko goryczy i rado�ci, nadziei i rozczarowa�, genialnych pomys��w i b��d�w. Le��cy cz�owiek patrzy w okno. Lustrzane szyby odbijaj� ekran z gigantycznym obrazem jego m�zgu. Widzi �wiec�ce trasy mikroskopijnych elektrod i r�ce Leroixa na pulpicie. Spokojne, pewne r�ce uczonego. Dalej, dalej, rozkazuj� te r�ce. Jeszcze pi�� milimetr�w. Ostro�nie! Tu jest naczynie krwiono�ne, lepiej je obej��. Klarensowi zdr�twia�a noga: Porusza si�, aby zmieni� pozycj�. - Spokojnie, Klarens - g�os Leroixa jest przyg�uszony. Prosz� si� nie rusza� jeszcze przez kilka minut. Mam nadziej�, �e nie odczuwa pan b�lu? - Nie. - Jaki b�l, skoro wie, �e ta szara masa, analizator wszystkich rodzaj�w b�lu, pozbawiony jest czucia. - Zaraz zaczniemy - m�wi Leroix. - Ostatnia elektroda. Teraz zaczyna si� najwa�niejsze. Dwie�cie elektrod zosta�o pod��czonych do urz�dzenia rozstrzygaj�cego. Odt�d cz�owiek i maszyna tworz� jedn� ca�o��. - Napi�cie! - rozkazuje Leroix. - Niech si� pan u�o�y jak najwygodniej, Klarens. Inwersja pami�ci. Aby, tego dokona�, maszyna powinna spenetrowa� wszystkie zakamarki ludzkiego m�zgu, uszeregowa� niesko�czon� liczb� wspomnie�, poj�� to, co tkwi w pod�wiadomo�ci, i zadecydowa�, co usun��, a co pozostawi�. Na pulpicie zapa...
Poszukiwany