Zdzitowiecka W Lesie.txt

(108 KB) Pobierz
Hanna Zdzitowiecka

W lesie

Od redakcji Hanna Zdzitowiecka (1909-1973) 
debiutowa�a w roku 1947 na �amach czasopism dzieci�cych i m�odzie�owych. Wyda�a 
dla dzieci oko�o dwudziestu ksi��ek, g��wnie o tematyce przyrodniczej. 
Najbardziej znane jej prace to "W lesie" i "Nad wod�" - ksi��ki sk�adaj�ce si� z 
opowiada� o �yciu zwierz�t w obu tych �rodowiskach; "W norach i jamkach" - 
opowiadania o zwierz�tach mieszkaj�cych w ziemi; "T�cza w kropli wody" - zbi�r 
prostych, �atwych tekst�w, omawiaj�cych podstawowe zjawiska przyrody 
nieo�ywionej; "Kosmatek ze starej wierzby" - opowie�� o przygodach le�nego 
ludka, zaprzyja�nionego z r�nymi zwierz�tami, obserwuj�cego przemiany w 
przyrodzie zwi�zane z porami roku; "W�r�d niewidzialnych wrog�w i przyjaci�" - 
ksi��ka w atrakcyjnej, zbeletryzowanej formie uprzyst�pniaj�ca czytelnikowi 
skomplikowane zagadnienia �wiata drobnoustroj�w; "Od wiosny do wiosny" - utw�r 
napisany wsp�lnie ze Stefani� Szuchow� - zapoznaje czytelnika z typowymi 
zjawiskami �wiata zwierz�t i ro�lin na tle czterech p�r roku. Tw�rczo�� Hanny 
Zdzitowieckiej, wprowadzaj�ca dzieci w przebogaty �wiat przyrody, nie tylko 
przekazuje im w interesuj�cej formie wiele wiadomo�ci, ale jednocze�nie uczy 
rozumienia ojczystej przyrody, szacunku dla niej i w�a�ciwego z ni� wsp�ycia. 
Wiosna Czy ju� idzie wiosna? Stary gil siedzia� na drzewie i pogwizdywa� z 
cicha. Pi�rka nastroszy�, jedn� n�k� ukry� w ciep�ym puchu na brzuszku, a drug� 
obj�� mocno ga��zk�. S�o�ce �wieci�o na czystym niebie i powoli topi�o zimowe 
�niegi. Nagle rozleg�y si� o�ywione �wiergoty i stadko pstrych czeczotek 
otoczy�o zamy�lonego gila. Gilu, gilu, na tej so�nie, co na skraju lasu ro�nie, 
ju� �niegowy ko�uch bia�y wisi mokry, w strz�pach ca�y. Powiedz, gilu, czy to 
wiosna? Czy do domu wraca� czas? Gil podni�s� g��wk� do g�ry, rozejrza� si� 
dooko�a i odpowiedzia�: - Jeszcze u nas �niegi nie topniej�, jeszcze nie czas 
powraca�... Odlecia�y zmartwione czeczotki, ale nazajutrz powr�ci�y z nowin�. 
Gilu, gilu, pod krzakami, gdzie bieleje �niegu szmat, ju� zielone stercz� listki 
i od �niegu bielszy kwiat. Powiedz, gilu, czy ju� wiosna? Czy do domu wraca� 
czas? Gil po�kn�� nasionko, kt�re trzyma� w grubym dziobie, i odpowiedzia�: - To 
�nie�yczka wiosn� nam blisk� obiecuje, ale jeszcze nie czas powraca�... Ledwie 
sko�czy� m�wi�, gdy znowu nadlecia�o kilka czeczotek. Gilu, gilu, na leszczynie 
ju� sto bazi si� rozwija i z�ociste py�ku puchy wiatr roznosi swym podmuchem. 
Powiedz, gilu, czy to wiosna? Czy do domu wraca� czas? Ale gil pokr�ci� tylko 
�ebkiem i przefrun�� na inny krzak, gdzie zosta�o jeszcze troch� zesz�orocznych 
jag�dek. Min�o kilka dni. S�o�ce grza�o coraz mocniej. �niegi stopnia�y doko�a 
i z ziemi wychyli�y si� pierwsze, cieniutkie igie�ki m�odej trawy. Gil nie 
stroszy� ju� pi�rek z obawy przed zimnem. Czesa� je w�a�nie uwa�nie dziobkiem, 
kiedy nadlecia�y weso�e czeczotki. Gilu, gilu, wczesnym rankiem rozwin�y si� 
sasanki, ju� i blade z�ocie kwitn�, i przylaszczki si� b��kitni�. Powiedz, gilu, 
czy ju� wiosna? Czy do domu wraca� czas? Gil ju� otwiera� dzi�b, �eby co� 
odpowiedzie�, kiedy tu� obok rozleg� si� gwizd, jakby drugi gil usiad� na 
s�siednim drzewie. Obejrza� si� gil, obejrza�y si� zaciekawione czeczotki. Na 
ga��zce siedzia� z przekrzywion� g��wk� szpak i gwizda�, do z�udzenia na�laduj�c 
g�os gila. Kiedy go zobaczy�y czeczotki, zakrzykn�y wszystkie naraz: Spojrzyj, 
gilu, ju� do lasu powracaj� ptaki z wczas�w! W polu �piewa ju� skowronek, czas w 
rodzinne wraca� strony! Zagwizda� gil weso�o, rozg�o�nie. Rozpostar� skrzyde�ka, 
zatrzepota� nimi i zawo�a�: Teraz widz�, �e ju� wiosna! Czas na p�noc wraca�, 
czas! I odlecia�, a z nim wszystkie �niegu�y, jemio�uszki, czeczotki i gile, 
kt�re przebywa�y u nas przez zim�, Dzi�cio�owa ku�nia Joasia dobrze pami�ta t� 
sosn� przy le�nej drodze. Jeszcze w zimie znalaz�a pod ni� mn�stwo po�upanych 
szyszek. I w�a�nie kiedy je ogl�da�a... b�c! - co� trafi�o j� prosto w g�ow�. - 
Co za g�upie pomys�y! - krzykn�a. Odpowiedzia� jej przera�liwy, g�o�ny �miech. 
- Krzysiu! Dlaczego mnie straszysz? Gdzie ty jeste�? Na pr�no rozgl�da�a si� 
doko�a. W pobli�u nie by�o nikogo. Do domu wr�ci�a obra�ona. Gdy nast�pnego dnia 
Krzy� zaproponowa� p�j�cie do lasu, wybuchn�a: - Tak, i znowu b�dziesz we mnie 
rzuca� szyszkami, a potem wy�miewa� si� i przedrze�nia�! - Ja? Kiedy to robi�em? 
- Krzy� mia� tak zdumion� min�, �e Joasia zawaha�a si� w swych podejrzeniach. - 
No, dobrze, p�jd�, ale pami�taj... - Nie wiem, o co ci chodzi. Chcia�em ci 
pokaza� co� ciekawego. Weszli do lasu. Joasia ju� z daleka wskaza�a sosn� przy 
drodze. - To tu - powiedzia�a. - Sk�d wiesz? - Jak to: sk�d wiem? Przecie� pod 
t� sosn� rzuci�e� we mnie szyszk�. Trafi�e� mnie w g�ow�. W tej chwili Krzy� 
zacz�� si� �mia� tak serdecznie, �e a� przystan��. - Z czego si� �miejesz? - 
spyta�a ura�ona Joasia. - Ze mnie? To mog� wr�ci� do domu... - Nie z ciebie! Ale 
teraz ju� wszystko rozumiem! - Krzy� �mia� si� dalej. - Ale ja nic nie rozumiem. 
- Ju� wiem, kto ci� uderzy�. - Kto? - Zaczekaj. Nic nie m�w. Podejdziemy 
cicho... Joasia wiedzia�a, �e jak Krzy� ka�e by� cicho, to na pewno w pobli�u 
jest co� ciekawego. Sz�a za ch�opcem ostro�nie, spokojnie. Od sosny dobieg�o 
pukanie dzi�cio�a. - Patrz... tam... Zielony dzi�cio� siedzia� na pniu i wali� 
dziobem w zatkni�t� w drzewie szyszk�. Po chwili str�ci� j� na ziemi� i z 
g�o�nym �miechem odlecia�. - To on tak si� �mia�? Przecie� to ten sam g�os - 
wykrztusi�a Joasia. - Uhm - mrukn�� Krzy�. - Tylko tym razem nie trafi� ci� w 
g�ow�. Zanim Joasia zd��y�a odpowiedzie�, dzi�cio� ju� wraca� z now� szyszk� w 
dziobie. Wetkn�� j� w wykut� przedtem szpar� i zabra� si� do roz�upywania �usek. 
- Teraz ju� i ja wiem, kto mnie tak nastraszy� - Joasia pogrozi�a ptakowi 
palcem. Dzi�cio� przerwa� swe zaj�cie i zerkn�� w d�. Na widok dzieci schowa� 
si� za drzewo, ale nie odlecia�. Co chwila wygl�da� z jednej lub z drugiej 
strony pnia, jakby chcia� powiedzie�: "Wyno�cie si� st�d! Przeszkadzacie mi w 
obiedzie!" - Chod�my, zostawmy go w spokoju - powiedzia� Krzy�. - Chcia�em ci 
tylko pokaza� t� jego ku�ni�. Nie wiedzia�em, �e ju� tu by�a�, i dlatego 
zdziwi�em si�, kiedy wskaza�a� na t� w�a�nie sosn�. - By�am, ale jestem gapa, bo 
nie spojrza�am w g�r� - t�umaczy�a si� Joasia. - B�dziemy tu zagl�da� czasem. 
Ale wkr�tce zacz�y si� wiosenne deszcze i roztopy. Trzeba by�o przerwa� 
wycieczki do lasu. Dopiero gdy ociepli�o si� troch�, Joasia przypomnia�a sobie o 
ku�ni na so�nie. - Chod�my zobaczy�, co robi nasz dzi�cio�. Dzi�cio�owa ku�nia 
opustosza�a. Pod sosn� le�a�y tylko stare, gnij�ce ju� szyszki. - Mo�e mu si� 
co� sta�o? - martwi�a si� Joasia. Wtem rozleg� si� �opot skrzyde� i mi�dzy 
drzewami przelecia� du�y, czarny ptak. - Kruk! - zawo�a�a Joasia. - Nie - 
odpowiedzia� Krzy� z przej�ciem.- To by� czarny dzi�cio�! Mia� przecie� czerwon� 
plam� na g�owie! Pierwszy raz widzia�em takiego dzi�cio�a! - Trrrrrrrrrrr... - 
dolecia� z dala odg�os, jakby kto� lask� przesuwa� po sztachetach p�otu. - Kto 
tak ha�asuje w lesie? - oburzy�a si� Joasia. - Trrrrrrrrr... - odpowiedzia� kto� 
bli�ej. - Krzysiu, to ch�opcy p�osz� ptaki! Jak mo�na... Ale Krzy� wcale nie by� 
rozgniewany tymi ha�asami. U�miecha� si� i czego� wypatrywa� po drzewach. Bez 
s�owa poprowadzi� Joasi� ku staremu d�bowi. B�bnienie powt�rzy�o si� ju� 
zupe�nie blisko. G�os szed� z g�ry. Joasia spojrza�a i stan�a. Na uschni�tym 
konarze siedzia� czarny dzi�cio� i wali� dziobem raz po raz w martw� ga���. 
Ruchy mia� tak szybkie, �e czerwona plama na g�owie tylko miga�a dzieciom w 
oczach. Rozedrgane drewno oddawa�o g�os i odpowiada�o miarowym b�bnieniem: 
trrrrrrrrrrr... - Le�ny dobosz - szepn�� Krzy�. Dzi�cio� tak by� przej�ty, �e 
nie zwr�ci� na nich uwagi. Musia� przecie� t� swoj� muzyk� wypowiedzie� rado�� z 
tego, �e ju� jest wiosna, �e s�o�ce coraz mocniej przygrzewa, �e w drzewach 
p�yn� �wie�e soki, �e czas zabra� si� do wykucia nowej, czystej dziupli dla 
przysz�ych piskl�t. Niech wi�c echo roznosi po lesie to dzi�cio�owe granie. Na 
toki... - Wstawaj, ju� czas! Krzy� zerwa� si� z ��ka, pr�dko narzuci� ubranie i 
po chwili by� ju� przed domem. Wygl�daj�cy zza drzew ksi�yc rozja�nia� troch� 
ciemno�� nocy i rzuca� d�ugie cienie. - Id� za mn� - powiedzia� gajowy, pan 
Marcin - tylko cicho. I pami�taj, jak dam znak, to �eby� nawet nie drgn��, bo go 
sp�oszysz. - Dobrze, dobrze - powtarza� Krzy� dr��c troch� z ch�odu i 
niewyspania, a jeszcze wi�cej z przej�cia. - Czy na pewno jest? - Jest, jest - 
uspokaja� gajowy. - Widzia�em wieczorem, jak zapad� w g�szczu i odezwa� si� par� 
razy. Szli w zupe�nym milczeniu. Dooko�a panowa�a cisza. W pewnej chwili 
przemkn�a im nad g�owami sowa. Czasem zaszele�ci�o co� w krzakach, sun�c po 
zesz�orocznych li�ciach. To zn�w z wysoka, spod nieba, dolecia� klangor 
powracaj�cych �urawi. Wtem gajowy stan�� i da� znak r�k�. Krzy� znieruchomia�. Z 
daleka dochodzi� ledwie s�yszalny, chropowaty g�os. - Te, tete, tete, tete, 
tetetetete, theuk! - a zaraz potem jakby kto� ostrzy� kos� na ose�ce. - Gra - 
szepn�� jak najciszej gajowy. - Pami�tasz? Krzy� skin�� g�ow�. "Ruszy� z miejsca 
mo�na tylko podczas szlifowania - powtarza� w my�li przestrogi pana Marcina. - 
Tylko wtedy �piewak jest og�uszony czy mo�e zas�uchany w sw� pie��..." Dalej 
posuwali si� ju� tylko skokami, w chwilach gdy pie�� ko�czy�a si� dziwnym, 
przypominaj�cym ostrzenie kosy d�wi�kiem. Gajowy w ci�gu tych paru sekund robi� 
jeden miarowy skok... Nie maj�cy wprawy Krzy� zastyga� coraz to w innej, 
nieprawdopodobnej pozie. Jeszcze ostatni skok i drzewa przerzedzi�y si�. W 
s�abej po�wiacie bledn�cego ju� ksi�yca majaczy� stary d�b z wystaj�cym 
konarem, a na nim... - To on! G�uszec! Krzy� omal nie krzykn�� z rado�ci. 
Wielkie, czarne ptaszysko rysowa�o si� coraz wyra�n...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin