Arkadiusz Szynaka Opowie�� Przedwigilijna "Beek!" - odbi�o si� Oskarowi prosto w szklank� piwa z sokiem malinowym. Skrzywi� si� w p�u�miechu czuj�c �askocz�ce w nosie b�belki gazu. Odstawi� naczynie na okr�g�y, restauracyjny stolik w stylu wiejskiej poczekalni dworcowej, z drewnianym blatem i wygi�tymi, a�urowo - �eliwnymi nogami. Odnalaz� wzrokiem m�odego kelnera przebranego za konduktora i sprawdzi� gestem d�oni, czy ch�opak zna International Language of Communication. Zna�, wi�c po minucie zamiast nad pustym, poobiednim talerzem z resztkami frytek, buraczk�w i devolaj'a w kokosowej panierce, siedzia� zapatrzony w mro�ny, zimowy widok za oknem, z fili�ank� expresso w d�oni. Poprawi� si� wygodniej na ci�kiej, drewnianej, jednoosobowej �awie, wyci�gn�� pod sto�em nogi wzd�u� starych, pod�ogowych klepek i przebija� wzrokiem firank� wydziergan� w kszta�ty t�ustych, podskakuj�cych kr�wek. Na ulicach pada� �nieg. Zreszt� od kilkunastu dni. Odczucia na temat tej sytuacji by�y podzielone. Dzieciaki szala�y z rado�ci. Nic dziwnego, za dwa dni wigilia i �wi�ta, a p�ki co, wszystko wskazywa�o na to, �e tym razem, pogodowo, b�dzie tradycyjnie - ze �nie�kami, �lizgawkami, soplami i ba�wanami, a nie z kwitn�c� traw�, jak ostatnio. Sprzedawcy szufli do �niegu, mini p�ug�w, zimowych ubra� i wszelkiego sezonowego sprz�tu sportowego byli w niebo wzi�ci. S�u�by komunalne tradycyjnie udawa�y, �e w zasadzie, to nic takiego si� nie dzieje. Szpitale przyjmowa�y ochotnik�w do dodatkowej pracy na ortopedii. Agencje ubezpieczeniowe goni�y ostatkiem zapas�w got�wki, tak jak z�omowiska ostatkiem wolnych miejsc na swoich placach. Iv by�a nieszcz�liwa, bo nie lubi�a je�dzi� w takich warunkach autem, a ekshibicjonist�w w og�le nie zachwyca� mr�z. Ciekawe dlaczego? Jaka� lokalna aberracja? Kiedy w fili�ance wida� ju� by�o dno, Oskar przywo�a� kelnera ze skanerem kart bankowych. M�ody ch�opak poda� mu us�u�nie rodzaj p�askiej ksi��eczki w stylowej ok�adce z drewnianych deseczek wypalanych w rozk�ad jazdy wymy�lonych poci�g�w. Wewn�trz ukryta by� szczelina czytnika, klawiatura i wy�wietlacz pokazuj�cy warto�� p�aconego rachunku z wyszczeg�lnieniem pozycji. Oskar wsun�� kart� do szczeliny, wybra� na klawiaturze sw�j pin - kod, a kiedy skaner po��czy� si� z bankiem, potwierdzi� polecenie przelewu zap�aty na rachunek restauracji. Z kieszeni ciep�ej, sk�rzanej kamizelki wy�owi� napiwek dla kelnera - kilka z ostatnich monet b�d�cych ci�gle w obiegu - i zabieraj�c d�ugi, we�niany p�aszcz ze wsp�lnego wieszaka w rogu sali, wyszed� na ulic�. Min�a czternasta, wi�c jak to o tej porze roku, niebo zaczyna�o ju� powoli szarze�. Ale �wie�y �nieg na chodnikach nadal b�yszcza� od snop�w �wiat�a. Wystawy sklep�w i knajp uczciwie dawa�y zarobi� miejskiej elektrowni. Spadaj�ce p�atki rozb�yska�y prze�wietlane ulicznymi lampami. I jeszcze auta, pracowicie rozgniataj�ce ko�ami uliczne pryzmy, iluminowa�y si� nawzajem, perwersyjnie celuj�c mi�dzy czerwone reflektory na ty�ach swoich poprzednik�w. Oskar poprawi� czapk� na g�owie, wcisn�� r�ce w kieszenie p�aszcza i ruszy� w kierunku handlowego deptaka w centrum, niedaleko parku, trzy przecznice w g��b miasta. Min�� grup� student�w wracaj�cych z zaj�� na pobliskim uniwersytecie, kilku urz�dnik�w przebija�o si� przez drobinki �niegu �piesz�c si� ze sp�nionego lunchu z powrotem do biurowc�w city, wyprzedzi� jakie� dzieciaki, kt�re nios�c na plecach buty z �y�wami sz�y na lodowisko w parku i w�a�nie przechodzi� ko�o du�ego Murzyna w przebraniu Miko�aja, kiedy poczu� dr�enie kom�rki w kieszeni na piersi. Stan�� przy ogromnej wystawie sklepu ze sprz�tem gospodarstwa domowego, na kt�rej dekorator poustawia� lod�wki, pralki, kuchenki i grzejniki olejowe w kszta�t uliczek miasta z �elazkami, kuchennymi mikserami, wywietrznikami i innymi mniejszymi urz�dzeniami w roli samochod�w. Wyci�gn�� z pod po�y p�aszcza co� o wygl�dzie p�askiej, srebrnej papiero�nicy, wy�wiczonym gestem palc�w jednej d�oni rozchyli� jej klapki i przy�o�y� telefon do ucha, wsuwaj�c go pod czapk�. - Tak? - spyta� podejrzliwie. - Pan Oskar? - odpowiedzia�o pytaniem w s�uchawce. Nagle w powietrzu zacz�o co� dzwoni�. Jakby szkolno - ko�cielno. - Zgadza si�, s�ucham. - Witam pana, biuro burmistrza, Julia Larmont, czy mo�emy porozmawia�? Dzwonienie sta�o si� tak g�o�ne i wibruj�ce, �e prawie zag�uszy�o ostatnie s�owa. - Oczywi�cie, prosz� tylko chwilk� zaczeka�. Zdezorientowany ha�asem, marszcz�c si� i mru��c oczy zacz�� rozpaczliwie patrze� dooko�a, szukaj�c �r�d�a co raz przera�liwszych brzd�k�w i kiedy zerkn�� za siebie Murzyn Miko�aj szczerz�c si� w u�miechu zamacha� wielkim, z�ocistym dzwonkiem tu� przed jego twarz�, rycz�c rado�nie: "Weso�ych �wi�t z grzejnikami ElectroSun! Kupujcie je w promocji!". W dzwonku nie by�o serca, tylko cyfrowy megafon du�ej mocy, odtwarzaj�cy w systemie virtual sourrand nagrany wcze�niej d�wi�k. Murzyn b�ysn�� z�bami bielszymi od spranej, szarawej brody Miko�aja i odwr�ci� si� dzwoni�c w drug� stron�. Z lekka g�uszony Oskar, prze�amuj�c zniewalaj�ce uczucie mistycznego widzenia przeszed� dwie wystawy dalej nim zn�w przy�o�y� telefon do ucha. - Ju� s�ucham, o co chodzi? - spyta� uprzejmie. - Panie Oskarze, rozumiem, �e jest pan w�a�cicielem firmy "Last Consultant"? - upewni� si� g�os w s�uchawce. Brzmia� uroczo. Mia� w sobie co� ciep�ego. - Dok�adnie. - Burmistrzowi ogromnie zale�y na mo�liwie jak najszybszym, bardzo dyskretnym, spotkaniu z panem - opr�cz ciep�a w g�osie by�o te� co�, hm, mi�kkiego. - Rozumiem. A w jakim celu? - Chcieliby�my om�wi� pewn� mo�liwo�� wsp�pracy. - My? - No, burmistrz, paru wybranych doradc�w. Wie pan, takie w�skie grono zaufanych wsp�pracownik�w. - Aha, to interesuj�ce. I kiedy mo�na by pa�stwa odwiedzi� w tej sprawie? - Nawet natychmiast, albo prosz� poda� sw�j najbli�szy wolny termin. - Tak szybko? Robi si� co raz ciekawiej. Dobrze, mog� by� w Ratuszu powiedzmy za jaki� kwadrans. W kt�rym pokoju pani� znajd�? - 714, si�dme pi�tro, winda z g��wnego holu. Ale mo�e pan wjecha� bezpo�rednio do gabinetu burmistrza s�u�bow� wind� z g��wnego sekretariatu w sali mieszka�c�w, z parteru budynku. - Nie, je�li ma to by� dyskretne. Pracowa�em kiedy� w Ratuszu i wiem, jak operatywnym �r�d�em informacji s� sekretarki. Wol� przyj�� do pani, a z burmistrzem spotka� si� w jednej z jego ma�ych sal konferencyjnych. "Poza tym chcia�bym ci� zobaczy�, Julio z mi�ym g�osem." - pomy�la�. - Jak pan woli. W takim razie czekam. - �wietnie, do zobaczenia. Us�ysza� w s�uchawce buczenie sygna�u roz��czonej rozmowy. Schowa� telefon do p�aszcza i ruszy� dalej w kierunku centrum, rozgl�daj�c si� po ulicy za woln� taks�wk�. Wypatrzy� skr�caj�cy powoli zza rogu przecznicy stary typ wielkiego, ci�kiego Mercedesa w ��tych barwach taryfy z oznakowaniem opancerzenia. W kabinie nie by�o pasa�er�w. Stan�� przy kraw�niku, wyci�gn�� r�k� i gwizdn�� a� zabrz�cza�o mu w uszach. Kierowca - drobny, �niady Hindus w ogromnym turbanie i fioletowej bluzce ze z�otymi obszywkami - te� zna� International Language of Communication, bo zatrzyma� si� przy nim i odblokowa� tylne drzwi. Oskar wsiad� do �rodka, drzwi zamkn�y si� za nim z cichym sykiem, kontrolka przy klamce zmieni�a barw� z zieleni na czerwie� i samoch�d ruszy� ostro�nie na prz�d. Hindus niedbale odwracaj�c g�ow� za prawe rami� spojrza� na pasa�era przez hermetyczn� przegrod� z kuloodporn� szyb� dziel�c� w�z na dwie cz�ci. - Dok�d pan sobie �yczy? - spyta� nienaturalnie wysokim g�osem przez wewn�trzny g�o�nik. - Prosz� do Ratusza. W miar� szybko. - Si� robi. Ale za szybko nie da rady. Pan widzi jakie zaspy na ulicach. - O.K., bez szar�y. Taks�wka przejecha�a ca�a tras� w kilkana�cie minut. Sun�a mi�dzy innymi wozami - autami buksuj�cymi w koleinach �niegu, oci�a�ymi autobusami i prze�adowanymi tramwajami - spokojnie, jednostajnie niczym miejski czo�g, kt�rym w rzeczywisto�ci by�a. Stan�li ko�o Ratusza, Oskar wsun�� kart� bankow� w szczelin� czytnika ukryt� w oparciu przednich foteli i zap�aci� za kurs. Drzwi auta odblokowa�y si�, wysiad� i po chwili przechodzi� przez bramki wykrywaczy metalu w holu Ratusza. Tradycyjnie zaliczy� wykrywacz dwa razy, bo g�upie czujniki nie akceptowa�y jego kom�rki i archaicznych, �elaznych kluczy od domu. Zni�s� to spokojnie. I tak dobrze, �e nikt nie czepia� si� klamry przy pasku, oku� w butach, czy metalowych ko�c�wek sznurowade� jak to maj� w zwyczaju na lotniskach. Min�� szerokie, �ukowate wej�cie do sali mieszka�c�w i tkwi�c� na �rodku holu ogromn� choink�, ubran� w girlandy r�owych kokardek - na znak solidarno�ci z mniejszo�ciami seksualnymi hrabstwa. Pod drzewkiem zamiast symbolicznych podark�w, poustawiano fluorescencyjne tablice z prowyborczo modnymi has�ami typu: "Wyzw�l si� - Bzykaj inaczej - B�d� pszcz�k�". To ostatnie by�o szczeg�lnie lotne. Do wiosennej elekcji brakowa�o ju� tylko trzech miesi�cy, a zim� ruchy spo�eczne jako� tak popada�y w naturalny marazm. Poniewa� jednak cz�� kandydat�w na nowe stanowiska administracyjne w�a�nie w �wi�ta zaczyna�o swoje kampanie, wi�c tym bardziej chwytano si� wszelkich, nawet desperackich sposob�w walki o g�osy poparcia wszystkich grup przysz�ych wyborc�w, r�wnie� takich dziwak�w jak ekofil�w. Ale Oskara nic to nie wzrusza�o, a bo to jedyna aberracja w Ratuszu? Zignorowa� rampy ruchomych schod�w, podszed� do wind i wsiad� do jednej z tradycyjnych, nie panoramicznych kabin jad�cych z podziemi budynku. W �rodku dwie praktykantki Studium Administracji Pa�stwowej opiera�y si� o �ciany objuczonymi kilkoma segregatorami. "Pewnie przerabiaj� archiwistyk�" - pomy�la� patrz�c na zakurzone tomy kwit�w. Mimo klimatyzacji czu� w powietrzu zapach p...
Poszukiwany