Marek Nowakowski Silna gor�czka KOCIO� To �mieszne o tym pisa�, tylko wstyd. To zaczyna si� przewa�nie od takich zajob�w�kot��w w �rodku, te �elazne szcz�ki, kt�re trzymaj� cz�owieka w spokojnym nastroju, rozlu�niaj� si� i zaczyna si� ko�owanina, ca�y ci�g spraw wy- �azi ze spodu natr�tnie, wszystkie dra�skie i m�cz�ce. I to jest szpas, nie mo�na sobie z tym da� rady. Albo jeszcze inaczej � jest ze mn� kto�, dziewczyna, licz� na ni�, m�j �wiat to r�wnie� ona, du�y kawa� mojego �wiata, pozby� si� jej � to znaczy wyrwa� co� z siebie, co� straci� � cholernie bola�oby to. Wi�c na pocz�tku s� lekkie jakie� niepokoje w �rodku, idziesz do swojej dziewczyny, liczysz na B�g wie jak� jej wszystkowiedz� albo tak� m�dr�, przenikliw� samicz� intuicj�, przychodzisz do niej sztywny jak drut, taki szklisty, ostry, ws�uchany w swoje drgania i winy cholerne i czekasz na t� jej wszystkowiedz�, z ogromnym napi�ciem czekasz... Napi�cie jest tak dra�skie, �e nigdy, cho�by ju� dziewczyna dochodzi�a powoli, po omacku do twego b�lu � �e nigdy nie przyjdzie wtedy spok�j, to Co� jadowite, kt�re siedzi w tobie przyczajone, dopiero zaczyna wierzga�, odpychasz wszelk� pomoc, ona, my�lisz wtedy jak w transie, ona jest w �wietnym nastroju, ona nie mo�e pom�c, ona jest obca, ona nic nie rozumie, ona jest przeciw tobie ten �a�cuch nie ko�czy si�. To dra�skie Co�, kt�re zniszczy ci� na d�ugie tygodnie, ju� si� zacz�o... Najgorzej, �e nie wiadomo, kiedy wyskoczy to z ciebie. Bo wtedy by�o zupe�nie dobrze i nic nie wskazywa�o na to, �e zacznie si� wielki klops. Wsta�em raniutko, pogwizdywa�em nawet, ogoli�em si�, zjad�em �niadanie i pr�bowa�em zabra� si� do roboty, ale nic mi nie wychodzi�o, sprawa raczej prosta, ostatnio przez tydzie� nad t� robot� siedzia�em, wi�c jestem wypluty i na razie nic z siebie nie wydusz�. Poszed�em do pracowni galanterii plastykowej. Do tego �adnego Wsp�czesnego. On tam pracowa�, w�a�ciciel tego interesu te� m�ody, w og�le wszyscy tam m�odzi, modni, tacy �yciowi ch�opcy, co po studiach postanowili nie bid� klepa�, ale fors� zarabia�. Tego �adnego Wsp�czesnego pozna�em niedawno, fajny facet, ostrzy�ony kr�tko, jakby ameryka�ski ch�opak, a przy tym nie krzykliwy, nie g�upio pewny wszystkiego jak ci inni modni wsp�cze�ni, co to takie rozr�by niby�bitnikowskie robi�, niby zbuntowani, niby strace�cy, a w ciuchy drogie si� ubieraj� i od starych niema�o waluty dostaj� (bo kupa w�r�d nich jedynak�w z zamo�nych, solidnych dom�w � wi�c te ich bitnikostwo g�wniarskie i �enuj�ce). Ten m�j znajomek, �adny Wsp�czesny, te� w d�insach niebieskich, kr�tki w�os na bok i ch�d taki typowy mia�, koci, przeginany, taki deanowski ch�d. Ale polubi�em go, bo on bez tego wrzasku frajerskiego, uwa�ny, bystry i bardzo na �ycie ciekawy, bardzo na �ycie zach�anny, i wyczu�em go, �e nie tch�rz, ryzykant raczej w odr�nieniu od tych wszystkich w d�insach, co to nigdy w niczym dupy nie umocz�. A przy tym by� dla mnie symbolem tych wsp�czesnych ch�opak�w, i czu�em si� przy nim troch� jak m�drzec, stary i do�wiadczeniem wy�adowany, stary ju� cho�by dlatego, my�la�em czekaj�c a� sko�czy wykrawa� na maszynie du�e, r�owe damskie torby z plastyku, wi�c stary dlatego cho�by, �e bezz�bny (ta g�rna, pusta szcz�ka) i bronchit chroniczny, typowy dla palaczy mam, maszyna do szycia tych torebek terkota�a sucho, do pracowni wpad�y dwie furkocz�ce halkami dziewczyny, �adne i pogardliwe, szczebiota�y zalotnie z tym moim znajomkiem, on gada� z nimi niedbale, przymila�y si� do niego, on z t� swoj� tak� jakby ameryka�sk� urod� powodzenie u dziewczyn mia�, imponowa�o mi to, bo za �mia�y nie jestem. �mieszna ta nasza znajomo��, my�la�em, i to, �e ja tak jak starzec, m�drzec czuj� si� wobec niego, ale co� z prawdy w tym by�o, najwa�niejsze ju� to, �e on zawsze trzyma� z r�wie�nikami, czy to w domu, czy na studiach, czy teraz w tej plastykowej robocie, on ci�gle w�r�d tych ch�opak�w ros�ych, dobrze ubranych, kocio chodz�cych; a ja mia�em zawsze do starszych sk�onno�ci, w dzieci�stwie jeszcze do tego si� rwa�em, ci starsi jak tytany dla mnie, i odt�d tak mi si� uk�ada�o, �e ze starszymi ci�gle � a chocia�by ci w�glarze albo ci z wi�zienia, te cwaniaki, zakapiory, pomarszczone, siwe ch�opy, i ja z nimi, na r�wni przez nich traktowany, taki m�drek ma�oletni, wi�csi�� rzeczy mam w sobie co� starczego, co� od nich, nie zapalam si� byle czym, ma�o m�wi� i nie przepadam za efektownym pozerstwem, szumem, ca�� t� fanfaronad� m�odych. Wreszcie sko�czy� szy� te w gu�cie Chmielnej torebki i wyszli�my z pracowni. Cieszy� si�, �e go odwiedzi�em, on chyba te� mnie lubi, mo�e bawi� go jako okaz nie znanego mu sortu, siedzimy przy kawie, on m�wi, co tam kawa, wypijemy co�, I zaszli�my do knajpy. Chlupn�li�my po dwie po�pieszne. Poczu�em si� w niebie. To moje niebo to takie o�ywienie, spr�ysto�� wi�ksza, gadam ch�tniej, a jak mam fajnych ludzi ko�o siebie, to troch� b�aznuj�, tak� mow� na b�ysk mam, ten spos�b na b�ysk zwi�zany jest z moimi prze�yciami, kt�re po w�dce mocniej ci���, w�a�ciwie czystego aktorstwa w tym ma�o, mo�e to by� ch�� pokazania si� ludziom ma�o mnie znaj�cym � dok�adniej, barwniej, w og�le jest to te� jaka� rekompensata za stan przed w�dk�, bo wtedy nastroszony jestem, skryty, szary, nie�mia�y te�, ust�puj� ch�tnie i daj� si� za nos jak wiejski Jasio wodzi�. A wi�c gadka przy gorzale to pokazywanie takich b�yskotek, kolorowych pi�rek, odgrzewanie wszystkiego, co ju� dla mnie kolor straci�o. On, �adny Wsp�czesny, pi�knie s�ucha�, te oczy jego wch�aniaj�ce moje miny, coraz taki dziwny ruch d�oni�, takie zaci�ni�cie d�oni w p�pi��. Zreszt� niekt�re moje gadki... Na przyk�ad ta, jak w celi kapusia noc� w koc owijaj� i robi� mu podrzut � do g�ry i na beton, �up, �up, albo to rozprawiczanie ma�oletnich frajerk�w, te ohydne, pe�ne wspomnie� o dziwkach rozmowy starych wyrokowc�w i to ich lubie�ne spojrzenie na upatrzonych, i to, jak tych upatrzonych dokarmiaj�, dolewka, kawa�ek chleba, wi�cej t�uszczyku, no we�, masz, popal se, i ca�y czas przy tym takie po��danie g�ste, niecierpliwe... Wi�c te niekt�re moje gadki, z dobrze wymierzonym szczeg�em, gwar� wi�zienn� nieco szpikowane � nie�le nadaj� si� do s�uchania. A on s�ucha� pi�knie. Chlupn�li�my jeszcze po wi�kszej. Potem zacz�o si� tempo. Do kumpli moich, postanowi�em; do tych, co po�wiadcz� sob� moje opowie�ci, no, jasne, do nich. Taka trasa cyrkowa, taki obch�d mena�erii (i w tym jestem �mierdz�cy b�azen, bo przecie� sam m�g�bym tam...) Pocz�tek przy dworcu, tam pod rozk�adem jazdy w�zek z czesk� bi�uteri�, przy tym w�zku baba z g�b� jak sagan, taka warszawska Mamu�cia, cwaniara jak licho, o oczkach okrutnych, chytrych, co to w niedziel� popielice, wk�ada i dwadzie�cia deka z�ota na �apy, przy Mamu�ci krz�ta si� Genek �apka, czarniawy, o �ydowskiej twarzy, taki z�odziej�emeryt, kochanek Mamu�ci, jej pokorny pomagier i pochlebca. To etap pierwszy. Lubimy si� z Genkiem, siedzieli�my kiedy� razem � wi�c wypijamy teraz �wiartk� w bramie. Mamu�cia przykazuje surowo, tylko �wier� i ani �yka wi�cej, Mietek, te� niez�y aktorek, rozpozna� w tym moim �adnym Wsp�czesnym wdzi�cznego s�uchacza i od razu b�yskotki swoje wyci�gn��, gada kmin�, wspomina wi�zienne pierepa�ki, wspomina siebie z czynnego �ycia, by� wtedy z niego niez�y z�odziejski fachowiec, rozstajemy si� wreszcie, bo Mamu�cia pokrzykuje niecierpliwie, �adny Wsp�czesny chce �egna� si� z Mietkiem, lecz ten cofa sw� d�o�, m�wi z namaszczeniem, lepiej si� wita� ni� �egna�, odchodzimy, �adny Wsp�czesny oszo�omiony, t�umacz� mu z zadowoleniem, to taki zwyczaj fatalistyczny urk�w, bo �egna� si� pachnie wpadk�... Zmierzamy teraz do budki z piwem, ten punkt niedaleko Mamu�ci, trasa doskonale zorganizowana. Ta budka w dobrym miejscu, zawsze przy niej jakie� okazy. Teraz na beczce przegni�ej siedzi Adolf J�ka�a, taki staruch, co noc� handluje kwiatami, pijany jak b�k, gada z trampem, zbieraczem �mietnikowym, obaj fioletowi, brodaci, Adolf pomachuje nar�czem kluczy do wind, kluczami handluje w dzie�, a noc� wtyka rozbawionym parom p�czki fio�k�w i r�e pod kawiarni�. Wchodzimy do kiosku od ty�u, to tylne wej�cie tylko dla zaprzyja�nionych, znam doskonale tego w kiosku; facet jak g�ra, z w�sikiem male�kim, zupe�nie jak szynkarz z powie�ciowej speluny, wizerunek klasyczny, bo i brzuch baloniasty, i fartuch brudny, i �apy jak kloce, poro�ni�te rudawym w�osem. Przyja�nimy si� od dawna, popijamy porter, fajnie siedzie� w kiosku i spogl�da� na korowody ludzi zdmuchuj�cych pian�, wypijaj�cych zach�annie t� najta�sz� zaprawk� � du�e jasne. Adolf krzyczy cienko: � Nie mmam, nnie...Ten zbieracz �mietnikowy zr�cznie podwija mu nogawk�, na nodze Adolfa suchej, ze smugami brudu, kilka banknot�w dwudziestoz�otowych przyci�ni�tych podwi�zk�. � ... bo ttto to mnie � zaperza si� Adolf � ttto na czarn� gggodzin�... � Widzisz � m�wi� do �adnego Wsp�czesnego � jakie smutne, wariackie �ycie. On patrzy ze skupieniem, zamy�lony i powa�ny jaki�. My�l�: �Du�y cyrk robi�, taki pokaz grat�w, ale program dzi� dobry, bo i komplet, i du�o us�yszy ten �adny Wsp�czesny�. Jestem ju� troch� zaprawiony, postanawiam, na D� pojedziemy; do tych cwaniaczk�w�szakali, co zbieraj� si� tam przy rogu Czerniakowskiej i �niegockiej. Tak, na D�. �adny Wsp�czesny ca�y przenikni�ty ju� gotowo�ci� do tej egzotyki nieznanej, w�dka pot�guje jeszcze jego ch�onno��, jak pr�dem wy�adowany t� gotowo�ci�. M�wi� do niego z powag�, skanduj� s�owa jak kamienie: � Tam zbieraj� si� same kozaczki, rozumiesz, fajnie tam, speluny z w�d�, tylko � cmokam z frasunkiem � troch� wygl�d masz taki podpadaj�cy, te farmerki niebieskie, to uczesanie i but nosaty, ten sweter moherowy... �adny Wsp�czesny zastanawia si�, m�wi powoli, no tak, oni nie lubi�...
Poszukiwany