KORNEL MAKUSZY�SKI ROMANTYCZNE I DZIWNE OPOWIE�CI Spis tre�ci Dwie przygody najmilszego ze z�odziei 3 Przykre po�o�enie 18 Dwaj samob�jcy 28 Muzyk 37 Biedny cz�owiek 49 Strach oczu 61 Zawsze cz�owiek 72 Bezczelna figura 87 DWIE PRZYGODY NAJMILSZEGO ZE Z�ODZIEI I Rzecz jest godna zastanowienia, �e pan J�zef Karczoch zosta� wreszcie z�odziejem: a dlatego "wreszcie", albowiem mi�e to z wielu wzgl�d�w indywiduum stara�o si� przez wiele lat przystosowa� do jakiego� zawodu, a �ci�lej m�wi�c, stara�o si� zaw�d przystosowa� do siebie; jednak ka�dy zaw�d przynosi� mu niewiele, bo tylko - zaw�d. Pan Karczoch mia� tedy wiele powod�w do melancholii; nic mu si� nie wiod�o. W m�odych swoich leciech ukrad� po raz pierwszy kilka ksi��ek szkolnych kolegom, a poniewa� Ellen Key by�a niemowl�ciem dopiero, nie mog�a go przeto uchroni� przed wpojeniem, cokolwiek gwa�townym, kilku grubszych zasad katechizmowych. - I za co - za zwyczajn� kradzie� literack� - m�wi� pan J�zef Karczoch - ukrad�em bowiem cudz� ksi��k� tylko... Zra�ony do �ycia, kt�re na niego patrzy�o do�� niech�tnie, mniej wi�cej jak policyjny komisarz na przyniesionego do biura podrzutka, pan Karczoch sta� si� zasadniczo smutny. I to by�a jego jedyna zasada, chocia� i j� p�niej utraci�, co si� objawi�o dosadnie weso�ym poj�ciem za ma��onk� by�ej panny, z jednego zawodu praczki, z drugiego za� kobiety w ca�ym tego s�owa znaczeniu - wolnej. Poniewa� jednak J�zef Karczoch wszed� wreszcie w siebie (w braku gorszej spelunki wchodzi� w siebie) i ujrza�, �e mu po prometejsku zmniejsza si� w�troba, wyjadana mu przez �on�, zbuntowa� si� i zerwa� p�ta. Okrad� tedy ma��onk� swoj�, a pozostawiwszy jej cze�� i dobre imi�, zabra� jej wszystko poza tym, oskar�y� j� - w komisariacie o kradzie�, co mia�o by� znakomitym wybiegiem w stylu Conan Doyla, i wyjecha�. J�zef Karczoch bywa� w Pary�u (J. d'Artichaut, bez bli�szego adresu), by� w Ameryce, by� w Australii. Przez czas jaki� by� matadorem w Sewilli, sprzedawa� szkaplerze w Lourdes, szuka� z�ota w St. Francisco, by� "je�d�com wy�szej szko�y" w cyrku w Chicago, by� braciszkiem w gminie "ludzi natury". Ach! by� jeszcze w�drownym kaznodziej�, chocia� 'nie mi�d mu z ust sp�ywa�, lecz w�dka, i gra� kt�rego� z aposto��w na scenie w Oberamergau. Wtedy to ukrad� chlamid� swojemu koledze aposto�owi Szymonowi Judzie. A potem tragedi� historyczn� napisa� J�zef Karczoch, w wielu aktach i w wielu obrazach, pomin�wszy to, �e pisa� wiersze. Pisa� wiersze sm�tne, bardzo nastrojowe, bardzo czu�e. O mi�o�ci pisa�. J�zef Karczoch mia� serce mi�kkie, mia� sentyment du�y i bardzo by� nieszcz�liwy. Mia� zreszt� to wszystko, o czym si� pisze w krytyce o nowym zbiorze poezji, "kt�ry w powodzi tomik�w tym si� odznacza, �e itd... i na p�kach ksi�garskich wybitne zajmuje miejsce"... Od takiego wolnego zawodu, jak literatura, jeden krok do drugiego wolnego zawodu. J�zef Karczoch s�dzi� tak przynajmniej, t�umacz�c si� wymownie przed tak� �ajdack� figur�, jak sumienie, kiedy wy�ama� pierwszy w �yciu zamek. Karczoch t�umaczy� to sobie nieposkromion� ��dz� przyg�d; zauwa�y� jednak nale�y, �e mimo tego rycerskiego patosu J�zef Karczoch wcale przyg�d nie szuka� i stara� si� st�pa� jak najciszej. Jednak poezja w nim by�a. Kiedy, w�amawszy si� do mahoniowego biurka, znalaz� paczk� list�w zwi�zanych r�ow� wst��eczk�, zabra� je wraz z dwoma srebrnymi lichtarzami i ca�� noc, do bia�ego rana, czyta� listy i - p�aka�. J�zef Karczoch p�aka�... Kiedy czyta� ust�p: ...bo nie zostanie mi wtedy tylko trucizna i ona mi da rozkosz �mierci, kt�ra �askawsza b�dzie, ni�li Ty by�a� dla mnie..., Karczoch otar� �z� r�kawem i szepta�: - straszne! straszne!... A kiedy przeczyta�: dzi� przespa�em noc na rewolwerze, czy ty rozumiesz, okrutna, na re-wol-we-rze!... Karczoch j�kn��: - Ten cz�owiek cierpia� prawdziwie! - Ca�y dzie� potem by� smutny i oba przepi� lichtarze. Czy� nie godzien sympatii cz�owiek ten? G�ow� mia� bardzo dumn�, zawsze powa�n�, twarz nieco dramatycznie ponur�; bujne w�osy rozmierzwione, jak przysta�o na poet�; oczy troch� nerwowo niespokojne, jak przysta�o na z�odzieja; na palcu ukradziony gdzie� sygnet, jak przysta�o na cz�owieka nie byle jakiego pochodzenia. Zawsze chodzi� w tu�urku, kt�rego ko�nierz podnosi�, albowiem, jako by�y cz�owiek natury, nie u�ywa� ko�nierzyk�w, i zawsze mia� lakierowane kamasze, chocia�by doprowadzone do tego stanu b�yszcz�cej �wietno�ci z ��tych but�w, polakierowanych czym� �wiec�cym, byle czarnym. U�ywa� te� cylindra sposobem ludzi powa�nych: szewc�w, poet�w i profesor�w uniwersytetu, radc�w miejskich i przedsi�biorc�w pogrzebowych. A oto ujrzymy Karczocha w dziele jego. Wiecz�r ju� jest bowiem i pachn� bzy, g�szcz bz�w kryj�cych ustronn�, samotn� will�, w kt�rej jedno okno tylko o�wiecone patrzy z g�upia w zmrok wieczorny. Karczoch kr��y doko�a jak zadumany, samotny w��cz�ga, kt�ry przyszed� s�ucha� s�owik�w. Rozanieli� go cichy wiecz�r wiosenny. Karczoch zdj�� sw�j cylinder, przystan�� i dysza�; zdaje si�, �e nie obchodzi�o go nic na �wiecie, pr�cz bz�w i chrab�szcz�w. Bodaj, czy w tej chwili nie szuka� rym�w, bo zamy�li� si� bardzo, zupe�nie machinalnie splun�� na cylinder i machinalnie pocz�� go g�adzi� r�kawem; w ten spos�b przybywa�o mu blasku, co Karczoch ceni� nadzwyczajnie. Cicho by�o i coraz ciszej; Karczoch powl�k� si� ostro�nie w cie�, obejrza� si� i czeka�. Coraz ciszej; wille w oddali zacz�y do siebie gada� roz�wietlonymi oknami jak oczyma. Potem im oczy �lep�y, ciemno�� by�a doko�a, tylko w samotnej willi okno mdla�o �wiat�em. Karczoch ostro�nie posun�� si� ku ogrodzeniu i pilnie patrzy�; sylwetka kobieca mign�a 'kilka razy na szybie. - Samotne biedactwo! - pomy�la� Karczoch - m�� ba�wan gdzie� pije... Karczoch by� z gruntu poczciwy. Obejrza� si� jeszcze kilka razy, bardzo poza tym spokojnie, i zacz�� mozolnie prze�azi� sztachety. - Jak Napoleon przez Alpy - szepn��, wydostawszy si� na terytorium, hipotecznie nie na niego zapisane. Przystan�� i nas�uchiwa�. Nic... Cisza... Karczoch zrobi� g�b� gro�n�, jak wypada�o z chwili, i zacz�� si� ostro�nie posuwa� ku domowi. Omija� kwiaty, aby ich nie depta�. Bardzo mi�y z�odziej... Wszed� na schody. Cicho... Drzwi otwarte. Karczoch wytar� nogi o rog�k� i wsun�� si� przez drzwi tym piruetem w�owym, jakim wchodzi z�odziej do cudzego mieszkania, �ydowin z wekslem, poeta pocz�tkuj�cy do gabinetu literackiego referenta, petent do ministra, aktor do dyrektora, m�� wracaj�cy p�n� noc�. W przedpokoju - jako �ywo! - Karczoch zdj�� z g�owy cylinder. - Kobieta jest w tym lokalu - pomy�la� - trzeba by� z uszanowaniem. W tej chwili tr�ci� nog� jakowe� wieszad�o i pot mu wyszed� na czo�o. - Kataklizm! - pomy�la�. - Apokalipsa! - albowiem Karczoch nawet w chwilach niebezpiecznych u�ywa� wyra�e� tragicznych, z domieszk� patosu. Ukry� si� za czym� tam i czeka�. W przyleg�ym pokoju kto� si� ruszy� i bieg� ku drzwiom. Niewiasta pi�kna wyjrza�a przez drzwi i zaszczebiota�a: - "To� ty?" - Nic. Cisza. Karczochowi serce poderwa�o si� w piersi; niewiasta zamkn�a drzwi i posz�a. - Ucisz si� serce! - szepn�� Karczoch - to by�a rusa�ka. Potem st�pa� dalej. Otworzy� jakie� drzwi, potem drugie. Pad�a na� blada struga �wiat�a z oddalonego pokoju, w kt�rym si� �wieci�o. Karczoch zmru�y� oczy, potem patrzy�. Niewiasta czyta�a, czy co� takiego. (Co mo�e robi� niewiasta?) Bardzo by�a niespokojna i ci�gle spogl�da�a w stron� drzwi, wiod�cych do przedpokoju. Karczoch spojrza� na ni� z zadowoleniem. - Nie do twarzy jej tylko w bia�ym - pomy�la� - zreszt� owszem, owszem... Rozpatrywa� teren dzia�ania; by� w salonie czy czym� takim; podszed� do kominka, na kt�rym sta�y dwa biusty niewie�cie. Z lekka stukn�� palcem w jeden. - Br�z! - szepn�� - bardzo s�usznie. Coraz mniej na �wiecie br�z�w. Dywany tak�e niezgorsze... Rozejrza� si� po pokoju z min� znawcy, jakby galeri� ogl�da�. Zauwa�y�, �e okno do ogrodu otwarte, co go nape�ni�o zadowoleniem. Zdj�� tedy po cichutku oba biusty z kominka i z�o�y� je w pobli�u okna. Potem drobiazgi wybiera� ze znajomo�ci� rzeczy; zachowywa� si�, jednym s�owem, jak dyrektor muzeum. - A to co? - szepn�� nagle. Skrzypn�y w oddali drzwi, kto� przyszed�. Karczoch spojrza� ostro�nie; niewiasta zerwa�a si� z krzes�a i zawis�a komu� na szyi. (C� mo�e innego robi� niewiasta?) Karczoch sta� niezdecydowany; do�� niebezpiecznie by�o czeka�. Ukry� si�? Nie ma gdzie... Wi�c patrzy�. Niewiasta okrywa�a m�odego jakowego� gentelmana poca�unkami. - To nie m��... - rzek� sobie bardzo s�usznie g��boki znawca �ycia, J�zef Karczoch. I nie wiadomo dlaczego, uradowa� si�. Kombinowa� bardzo rozumnie: - To nie m��, z ca�� pewno�ci�, a je�eli nie m��, w takim razie on si� wi�cej boi ode mnie, chocia� ja si� w�a�ciwie nie boj�. Bo mnie tylko zamkn�, a jego nabij�... Lecz sta�a si� rzecz przykra, albowiem pi�kna pani i pi�kny pan zdradzili wyra�n� ochot� przej�cia w miejsce operacji Karczocha. - Moi chlebodawcy tu id�... Do diab�a! To mo�e by� moje Waterloo! - j�kn�� J�zef Karczoch i da� susa drog� kochank�w, ksi�yca i z�odziei przez okno. - Ha!... - J�kn�� w tej�e chwili g��boko... Przewr�ci� kogo� i zosta� uj�ty za nog�. Ten kto� porwa� si� z ziemi i zdradza� ochot�, zgo�a barbarzy�sk�, zaduszenia ozdoby z�odziei, wykwintnego poety w wolnych chwilach, J�zefa Karczocha, autora historycznej tragedii. - Kto to? - rycza� (cicho wprawdzie bardzo, lecz rycza�) cz�owiek niewykwintny, do kt�rego Karczoch ju� od pierwszej chwili poznania czu� gwa�town� i wcale nie ukrywan� niech��. Karczoch podni�s� si� z trudem i rzek� z niesmakiem: - Z�odziej, do us�ug... Zaznaczy� jednak nale�y, �e wcale nie pochyli� g�owy. - �ajdaku! Karczoch spojrza� powa�nie, mo�na nawet rzec, tragicznie: - Nie mam przyjemno�ci zna� pana... By�a w tym duma cz�owieka, nad kt�rym ci��...
Poszukiwany