Griffin Kate - Matthew Swift 01 - Szaleństwo Aniołów.pdf

(1919 KB) Pobierz
Microsoft Word - Griffin Kate - Matthew Swift 01 - Szalenstwo Aniolow _PERN_
682950551.001.png
K ATE G RIFFIN
SZALEŃSTWO
ANIOŁÓW
A Madness of Angels
Przełożył Michał Januszewski
Wydawnictwo MAG
Warszawa 2011
682950551.002.png
Spis treści
Wstęp - Kłopoty z telefonami
w którym przywołanie jest prawie (ale nie do końca) idealne,
zdobywa się nowych przyjaciół i przypominają się dawni wrogowie / 4
Część 1 - Polowanie na San Khana
w której pojawiają się początki planu, knuje się zemstę,
a mnóstwo szczurów decyduje się zgromadzić / 82
Część 2 - Sojusznicy z Kingsway Tunnels
w której znajduje się sojuszników, demaskuje wrogów,
wsiada późną nocą do pociągów i sugeruje niezwykły sposób wykorzystania farby / 145
Pierwsze interludium - Cień czarnoksiężnika
w którym wspomina się pewne chwile, o których lepiej byłoby zapomnieć / 171
Część 3 - Szaleństwo aniołów
w której pewne rzeczy muszą się skończyć / 285
Drugie interludium - Uczennica czarnoksiężnika
w którym wspomina się koszty czarów przy rybie z frytkami na wynos / 369
Epilog - Krótki akt życia
w którym, choć wszystko się skończyło,
wszystko nadal trwa w zasadzie niezmienione,
wbrew zasadom prawdopodobieńst wa / 437
Magia to życie. Tam gdzie jest magia, znajdziemy również życie. Nie można ich od
siebie oddzielić. Stanowią wzajemne cienie własnej natury, odbicia własnych twarzy,
ośrodków i nastrojów. Echa wykrzyczanego w gniewie słowa, ciepło pozostałe po dotyku
skóry, ślady oddechu, wszystko to są elementy zjawiska, które można w przybliżeniu nazwać
„magią”. A w dzisiejszych czasach magia nie kryje się już w pnączach i drzewach. Skupia się
tam, gdzie można znaleźć większą część życia, jarzącą się obecnie neonowym blaskiem.
R. J. Bakker „Zmieniające się pojęcie magii” -
Urban Magic, vol. 3 marzec 1994
Myśmy są światło, myśmy są życie, myśmy są ogień!
Wyśpiewujemy elektryczny płomień, dudnimy z podziemnym wiatrem, tańczymy niebo!
Stań się nami i bądź wolny!
Myśmy są błękitne elektryczne anioły.
Anonimowy spam, źródło nieznane
Wstęp
Kłopoty z telefonami
w którym
przywołanie jest prawie (ale nie do końca) idealne,
zdobywa się nowych przyjaciół
i przypominają się dawni wrogowie
Nie tak to miało wyglądać.
Przebudzenie trwało za długo. Ciepła podłoga pod moimi palcami, gruby, gryzący
dywan, mrowienie na skórze, szybko przeradzające się w gwałtowne pieczenie, jakby mrówki
wgryzały się w ciało. Zbyt długo nic nie czułem. Kończyny miałem słabe jak u niemowlęcia.
Powiedziałem „poruszcie się” i palce moich stóp mnie posłuchały. Reszta ciała zadrżała z
wysiłku. Rzekłem „mrugnijcie” i moje oczy upodobniły się do dwóch częściowo przeżutych
cukierków toffi, szorstkich, lepkich i nieustępliwych. Moje powieki walczyły z ich oporem,
jakbym próbował łączyć podnoszenie ciężarów z biegiem maratońskim.
Odnosiłem jednak wrażenie, że to wszystko minie. Błękitny szok towarzyszący
mojemu przebudzeniu, jeśli to jest właściwe słowo, odszedł, maleńkie elektryczne robaki
wryły się w podłogę albo odpełzły na sufit, wracając do linii telefonicznych. Gorący koc ich
osłony opadł z mojego ciała. Zimno wżarło się niczym wielka, głodna bestia we wszystkie
stawy i w każdy cal skóry. Moje kości stały się za długie dla ciała, a mięśnie nagle rozluźniły
się tak bardzo, jakby nigdy już nie miały się napiąć. Wszystkie części ciała zaczęły drżeć, gdy
wróciło czucie.
Leżałem na podłodze nagi jak wąż, który zrzucił skórę. Rozważyliśmy swoją sytuację.
UciekajuciekajuciekajuciekajuciekajUCIEKĄJUCIEKAJUCIE-KAJUCIEKAJ! -
wysyczał spanikowany głos w moim wnętrzu, ten sam, który postrzegał odległe o cal od nosa
nogi łóżka jako stopy olbrzyma, w szumie ruchu ulicznego przebijającym się niekiedy przez
Zgłoś jeśli naruszono regulamin