Prawdziwość chrystianizmu.PDF

(153 KB) Pobierz
PRAWDZIWOŚĆ CHRYSTIANIZMU
PRAWDZIWOŚĆ CHRYSTIANIZMU
Zasadniczym celem tego artykułu jest wykazanie, że dzieło Jezusa Chrystusa jest dziełem Bożym,
że jest ono rzeczywiście takim, jakim je przedstawiają Ewangelie i cały Nowy Testament.
Ponieważ zaś problem ten łączy się z problemem autentyczności Ewangelii oraz z problemem
samej historyczności Chrystusa, a nawet obie te rzeczy zakłada - wypada więc również te
problemy przynajmniej pokrótce tutaj omówić.
EWANGELIE MÓWIĄ PRAWDĘ
Na początku wypada wyjaśnić samo pojęcie autentyczności Ewangelii. Otóż zawiera ono w
sobie dwa aspekty. Z jednej strony chodzi tu o autentyczność co do czasu powstania Ewangelii:
czy rzeczywiście wszystkie cztery Ewangelie powstały w pierwszym wieku, jak to podaje
tradycja chrześcijańska? Z drugiej zaś strony chodzi tu o autentyczność co do nienaruszalności
samego tekstu: czy dzisiejszy tekst Ewangelii nie jest przypadkiem przeróbką tekstu
pierwotnego, czy jest tym samym tekstem, który wyszedł spod pióra Mateusza, Marka, Łukasza i
Jana?
Jakie mamy dowody na to, że Ewangelie są autentyczne? Zacznijmy od dowodów najbardziej
przekonywających, które z samej swojej natury oddalają jako nieprawdziwe wszelkie hipotezy o
późnym pochodzeniu Ewangelii. Dowody te polegają po prostu na tym, że znamy rękopisy
Ewangelii, pochodzące z III, a nawet II wieku. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na papirusy
Chester Beatty'ego, Rylandsa oraz tzw. papirus Bodmer II.
Najnowsza historia papirusów Chester Beatty'ego zaczęła się w r.1931. W tym roku dwunastoma
papirusowymi kodeksami, będącymi w posiadaniu bogatego kwakra Chester Beatty'ego zajął się
dawny dyrektor British Museum Fr. Kenyon. Okazało się, że w liczbie tych kodeksów znalazły
się trzy z tekstami Nowego Testamentu. Pierwszy z nich zawierał wszystkie cztery Ewangelie i
Dzieje Apostolskie, drugi - dziesięć listów Pawłowych z listem do Hebrajczyków, ale bez listów
pasterskich (są to: oba listy do Tymoteusza, jeden do Tytusa i do Filemona), wreszcie trzeci
kodeks zawierał Apokalipsę.
Rewelacyjnym okazał się wiek owych papirusów: pochodziły z III wieku, i to z pierwszej jego
połowy, a więc od powstania pism Nowego Testamentu dzielił je okres zaledwie ok. 150 lat
(chodzi o przeciętną, bo faktycznie od Ewangelii Mateusza dzielił je okres 170-180 lat, a od
Ewangelii Jana 120-130 lat).
O ile jednak już sam wiek tych papirusów był rewelacyjny, to jeszcze bardziej rewelacyjną
okazała się ich zawartość. Przed opublikowaniem papirusów, niektórzy uczeni racjonalistyczni
1
spodziewali się znaleźć w nich dowody na poparcie swoich twierdzeń o ewolucji tekstu
Ewangelii. Tymczasem okazało się, że tekst papirusów Chester Beatty'ego nie tylko w swej
istocie, ale nawet w drobnych szczegółach nie różni się od tekstu przekazanego nam przez
kodeksy późniejsze i znane nam dzisiaj. Prawie wyłącznymi, zresztą bardzo drobnymi,
różnicami z tekstem dzisiejszym są pewne błędy, popełnione przez kopistów, ale błędy tego
rodzaju są prawie nieuniknione przy przepisywaniu i zawierają je wszystkie rękopisy, również
rękopisy o tysiąc lat późniejsze.
Jeszcze donioślejszą wagę niż papirus Chester Beatty'ego ma dla stwierdzenia autentyczności
Ewangelii tzw. papirus Rylandsa (p5ţ). Został on opublikowany przez angielskiego uczonego
Robertsa w r.1935. Jest to właściwie tylko mały skrawek papirusu, zawierający z obu stron część
tekstu Ewangelii św. Jana. Bezcenna dla nauki wartość tego papirusu polega na tym, że pochodzi
on z czasów panowania cesarza Hadriana (117-138), a niektórzy paleografowie, np. Schubert,
datę powstania tego rękopisu przesuwają nawet poniżej r. 117.
Wartość tego papirusu została już od pierwszej chwili wysoko oceniona przez uczonych. Papirus
bowiem jest młodszy od autografu Janowej Ewangelii o zaledwie mniej więcej dwadzieścia lat.
A co jest w tym wszystkim najważniejsze: tekst, który przekazuje papirus Rylandsa, jest
zupełnie identyczny - słowo w słowo - z tym tekstem, jaki zawierają dwudziestowieczne greckie
wydania Ewangelii: bez żadnych uzupełnień i bez żadnych skreśleń.
Nawiasem warto wspomnieć, że papirus Rylandsa nie tylko jest dowodem-faktem na
autentyczność Ewangelii św. Jana. Pochodzi on z Egiptu, a więc dwadzieścia lat od czasu swego
powstania Ewangelia św. Jana znalazła się już o 1000 kilometrów od Efezu, miejsca swego
powstania! Fakt ten - wziąwszy pod uwagę ówczesne środki wymiany myśli - bardzo wiele
mówi o natychmiastowym i zdecydowanym przyjęciu czwartej Ewangelii za księgę świętą przez
wszystkich chrześcijan, również przez chrześcijan egipskich.
Trzecim wreszcie najważniejszym dla badań Nowego Testamentu papirusowym odkryciem XX
wieku był opublikowany w r. 1956 tzw. papirus Bodmer II. Aby się nie rozpisywać, ograniczę
się tylko do zasygnalizowania, że zawiera on prawie w całości pierwsze czternaście rozdziałów
Ewangelii św. Jana, których tekst jest zgodny z tekstem znanym nam obecnie, Papirus pochodzi
z końca II wieku, a więc dzieli go niecałe sto lat od daty powstania Ewangelii.
Nietrudno zauważyć, że najważniejsze ostatnie odkrycia papirusowe na temat autentyczności
Ewangelii odnoszą się zwłaszcza do Ewangelii św. Jana. Jest w tym coś prawie intrygującego:
bo podczas gdy przeciw autentyczności pierwszych trzech Ewangelii nie w suwano na ogół
większych zarzutów, to autentyczność Ewangelii Janowej była przedmiotem największych
ataków. Jeszcze w r. 1933 - najwybitniejszy w owym czasie racjonalistyczny biblista - Loisy
wywodził, że czwarta Ewangelia została napisana w latach 135-140 i że w dodatku w latach 150-
160 została przerobiona. Teza ta wyjątkowo nie miała szczęścia: nawet najsubtelniejsze
argumenty na jej korzyść musiały ustąpić wobec opublikowanego o dwa lata później papirusu
Rylandsa.
*
Czy oprócz "dowodów papirusowych" są jakieś inne dowody na autentyczność Ewangelii?
Owszem, są i jest ich nawet wiele. Bardzo ciekawe są na przykład tzw. dowody wewnętrzne.
Ogólnie biorąc dowody wewnętrzne polegają na analizie samego tekstu, w naszym wypadku
oczywiście tekstu Ewangelii. Chodzi o to, że autentyczność co do daty powstania tekstu jest dla
specjalistów wykrywalna z samego tekstu.
W czasach starożytnych, a również w średniowieczu, dość częste były wypadki, iż autor
przypisywał swoje dzieło jakiemuś znanemu człowiekowi, żyjącemu w przeszłości. Aby zaś mu
uwierzono, nadawał swemu dziełu odpowiednie pozory historyczne, geograficzne, personalne
2
itp. Nie robiono zresztą tego z jakiejś perwersji: najczęściej takim "podrabiaczom" chodziło o
nadanie głoszonym przez siebie ideom większego autorytetu.
Rzecz jednak w tym, że tego rodzaju podrabianie jest rzeczą niezwykle trudną i prawie
niemożliwe jest uniknąć przy tym pewnych potknięć. Różne to mogą być potknięcia: Czasem
"podrabiaczom" wymknie się jakaś aluzja do wypadków późniejszych, których nie mógł znać
podsunięty przez niego autor, czasem będą to błędy chronologiczne, nieścisłości co do osób z
otoczenia domniemanego autora, niekiedy "podrabiacz" użyje takiego słowa, które jeszcze nie
było znane za czasów owego autora itd. itd.
Otóż odpowiednio przygotowani do tego specjaliści wychwytują te często niezauważalne dla
zwykłego laika potknięcia i wykazują w ten sposób nieautentyczność tekstu, oznaczają w
przybliżeniu czas jego powstania, a niekiedy nawet - coś wręcz nieprawdopodobnego znajdują
osobę "podrabiacza".
Tymczasem jeśli chodzi o Ewangelie, jakkolwiek były one poddane najczęstszym i
najdokładniejszym analizom krytycznym, to jednak nie znaleziono w nich żadnych poszlak,
które by mogły świadczyć o ich późniejszym powstaniu czy choćby tylko późniejszej przeróbce.
Świadczy to oczywiście o autentyczności Ewangelii - zarówno co do daty powstania, jak i co do
tekstu.
Nie znaczy to oczywiście, że tego rodzaju potknięć nie usiłowano się gdzieś w Ewangeliach
dopatrzyć. Głośne swojego czasu były dwa teksty z Ewangelii Janowej, do których przeciwnicy
autentyczności tej Ewangelii przywiązywali dużą wagę. W pierwszym z nich (18,13) św. Jan
pisze o Kajfaszu, że "był najwyższym kapłanem roku tego". Tymczasem - wywodzono - funkcja
najwyższego kapłana u Żydów była funkcją dożywotnią, jak na to wskazują księgi Starego
Testamentu. Dlatego owa wzmianka miała wskazywać, że autorem czwartej Ewangelii nie był
Jan Apostoł, który przecież na pewno by wiedział o dożywotności funkcji arcykapłana, ale jakiś
żyjący o kilka wieków później, semityzujący Grek z Azji Mniejszej.
Jednak i bez odkryć papirusowych argument ten nie wytrzymywał krytyki. Bo cała rzecz w tym,
że chociaż teoretycznie funkcja arcykapłana była rzeczywiście dożywotnia, to jednak w czasach
Chrystusa praktycznie było zupełnie inaczej: rzadko zdarzało się, by jakiś arcykapłan umarł na
swoim urzędzie. Na podstawie źródeł historycznych, zwłaszcza historyka żydowskiego Józefa
Flawiusza i Talmudu, wiadomo, że w okresie od początku panowania Heroda do śmierci Pana
Jezusa było około piętnastu arcykapłanów, a niektórzy, jak na przykład trzej bezpośredni
poprzednicy Kajfasza: Izmael, Eleazar i Szymon, nie pełnili urzędu dłużej niż po jednym roku.
Bardziej jeszcze niefortunnym okazał się argument przeciw autentyczności czwartej Ewangelii
na podstawie wzmianki, jaka się w niej zawiera, że obok pałacu Piłata znajdował się litostrotos,
czyli rodzaj kamiennego podwórca (19,13). Otóż niektórzy uczeni wywiedli, że
pierwszowieczna architektura palestyńska nie znała jeszcze litostrotosów i że wobec tego
odnośna wzmianka Ewangelii Janowej dowodzi, iż cała Ewangelia jest pochodzenia
późniejszego.
Cały problem definitywnie rozstrzygnęły badania archeologiczne, prowadzone w latach 1930-
1945 pod kierunkiem dominikanina Vincenta na terenie twierdzy Antonia. Definitywnie - bo
odkopano wówczas olbrzymie {37 x 52 m) podwórze wyłożone kamiennymi płytami, którego
wiek określono na ok. 30 r. p.n.e. Było ono używane do r. 70 n.e., tj. do zburzenia Jerozolimy. A
więc są to czasy Chrystusa Pana, a samo podwórze, to ten sam litostrotos, o którym wspomina
Jan w swojej Ewangelii.
Nie dlatego przytoczyłem tutaj oba te zarzuty, aby je odpierać. Zarzuty te należą już dzisiaj do
historii. Przytoczyłem je w innym celu: wskazują one bowiem, jak bardzo wewnętrzna krytyka
tekstu potwierdza autentyczność Ewangelii. Ewangelie tak mocno "siedzą" w pierwszym wieku
3
naszej ery, że nawet najbardziej wnikliwa analiza wewnętrzna nie jest w stanie wyszukać
żadnych rzeczowych argumentów, które by świadczyły o ich późniejszym pochodzeniu.
Jeśli już mowa o dowodach wewnętrznych, chciałbym przynajmniej zasygnalizować, że nie
ograniczają się one tylko do tej swojej postaci, jaka była omówiona wyżej. W oparciu o
wewnętrzną analizę tekstu Ewangelii można wykazać również rzeczy bardziej pozytywne.
Można w ten sposób dowiedzieć się wiele np. o autorach czy też o okolicznościach powstania
poszczególnych Ewangelii. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że tego rodzaju dane
zdobyte z analizy tekstu pokrywają się z tymi, jakie przekazuje starożytna tradycja
chrześcijańska.
Wspomnę jeszcze o licznych specjalistycznych studiach stwierdzających fantastyczną wprost
niekiedy dokładność wszystkich dwudziestu siedmiu ksiąg Nowego Testamentu w odniesieniu
do znajdujących się w nich danych geograficznych, osób, obrzędów, zwyczajów, praw, podziału
administracyjnego itp. Dokładność ta wyklucza całkowicie hipotezę o nieautentyczności
Ewangelii.
*
Krytyka wewnętrzna tekstu stwierdza autentyczność Ewangelii niezależnie od odkryć
papirusowych. Ale zarówno pierwsze, jak i drugie - to osiągnięcia czasów dopiero najnowszych.
Powstaje więc pytanie, czy nie znamy innych, dawniejszych dowodów na autentyczność
Ewangelii. Wiadomo przecież, że zwłaszcza w wieku XIX autentyczność ta była często
kwestionowana przez różnych uczonych. Na ile więc owych uczonych można by usprawiedliwić
brakiem tych danych, które obecnie są nam już znane?
Postaram się wskazać pewne fakty, które świadczą, że również w XIX w. nauka była w stanie
wykazać autentyczność Ewangelii.
- Już od roku 1740 znano pochodzący z ok.180 r. dokument (tzw. fragment Muratoriego), który
zawiera niemal kompletny spis ksiąg Nowego Testamentu. Dokument ten wykazuje również
cztery Ewangelie, przy czym autorów Ewangelii trzeciej i czwartej wymienia imiennie jako
lekarza Łukasza i Jana Apostoła (ta część dokumentu, w której były wymienione imiona dwóch
pierwszych Ewangelistów, niestety nie zachowała się).
Znano jednak - dzięki "Historii Kościoła" Euzebiusza z Cezarei - jeszcze starszy dokument, bo
pochodzący już z r.130, którego autorem był, pamiętający jeszcze czasy Apostołów, Papiasz.
Papiasz również informuje o czterech Ewangeliach, podaje imiona ich autorów oraz pewne dane
o nich. Informacje Papiasza najzupełniej się pokrywają z tradycyjną nauką Kościoła na ten
temat, co ma oczywiście wielkie znaczenie naukowe.
Dziewiętnasty wiek znał również wypowiedź św. Ireneusza, żyjącego w drugiej połowie II w.,
którą ze względu na jej wagę i zwięzłość pozwolę sobie przytoczyć w całości: "Otóż Mateusz dla
Hebrajczyków napisał i wydał Ewangelię w ich języku ojczystym, podczas gdy Piotr i Paweł w
Rzymie Ewangelię opowiadali i zakładali Kościół. Po ich odejściu Marek, uczeń i tłumacz
Piotrowy, przekazał nam również na piśmie to, co Piotr głosił, Łukasz zaś, towarzysz Pawła, w
księdze swej złożył Ewangelię, jak ją ten Apostoł rozszerzał. Następnie Jan, uczeń Pański, który
spoczywał na piersi Jego, także wydał Ewangelię za swego pobytu w Efezie" (Adv. haer. III,
1,1).
Warto nadmienić, że św. Ireneusz był bardzo ściśle powiązany z czasami apostolskimi.
Mianowicie jego mistrz, św. Polikarp, był bezpośrednim uczniem św. Jana Apostoła.
Te trzy wymienione wyżej to może najważniejsze, ale bynajmniej nie jedyne, znane w XIX w.
dokumenty, które mogły coś powiedzieć na temat autentyczności Ewangelii co do czasu
powstania.
Dla tych zaś superkrytyków, którzy mogliby mieć jakieś wątpliwości, czy pierwotny tekst
Ewangelii nie był przypadkowo później przerabiany, była do dyspozycji bogata literatura
4
patrystyczna z II i III wieku, z której można było w sposób zupełnie pewny przekonać się, że
Ewangelie, którymi posługiwano się w owym czasie, były identyczne z tymi, które znamy
dzisiaj. To prawda, że była to droga trudniejsza, niż proste stwierdzenie na odkrytym papirusie
nieskażoności tekstu, ale nauka nie cofała się i nie cofa przed trudnościami.
Na tym może zakończę ten krótki - bardziej sygnalizujący niż wyjaśniający - przegląd dowodów
na autentyczność Ewangelii. Starałem się pokazać trzy najbardziej znane, a niezależne od siebie
drogi, na których można tę autentyczność stwierdzić: 1) na podstawie odkryć papirusowych
tekstów Ewangelii, 2) na drodze krytyki wewnętrznej tekstu, 3) poprzez badania licznych
cytatów i wzmianek o Ewangeliach, znajdujących się we wczesnych dziełach patrystycznych
oraz innych dokumentach z I-III w.
Rozdział ten wypada tylko zakończyć stwierdzeniem, że dowody te, zwłaszcza razem wzięte, są
takiej wagi, że stwierdzają autentyczność Ewangelii jako coś naukowo pewnego i nie
podlegającego dyskusji. Jest to stwierdzenie większości zajmujących się tym problemem
uczonych.
CHRYSTUS JEST OSOBĄ HISTORYCZNĄ
Jak się przedstawia kwestia historyczności Chrystusa? Wiadomo przecież, że swojego czasu
istniały różne teorie o mityczności osoby Chrystusa.
Mamy więc prawo pytać, czy Chrystus istniał rzeczywiście, czy mamy na to jakieś dowody, czy
też może Chrystus rzeczywiście jest tylko postacią mityczną.
Przed przystąpieniem do właściwych argumentów warto zastanowić się chwilę nad naturą mitu.
Czym charakteryzuje się mit? Otóż mit:
- odnosi się do jakichś odległych, ściśle niesprecyzowanych czasów (można tu porównać choćby
np. mity greckie);
- charakteryzuje się długim na ogół procesem powstawania; niekiedy trzeba aż kilku pokoleń,
żeby mit się ostatecznie uformował;
- przedstawia swego bohatera w sposób bardzo ogólny, a poszczególne relacje o tym bohaterze
nierzadko
między
sobą
sprzeczne;
- mało się przejmuje prawdopodobieństwem historycznym.
A jak jest w wypadku Pana Jezusa? ţw. Łukasz zaczynając relacje o jego publicznej działalności,
poprzedzonej przez wystąpienie Jana Chrzciciela, notuje znamienne słowa:
"Roku piętnastego panowania Tyberiusza cesarza, gdy Piłat Poncjusz zarządzał Judeą i Herod
był tetrarchą Galilei, a Filip, brat jego, tetrarchą Iturei i krainy Trachonickiej, gdy Lizaniasz był
tetrarchą Abileny, za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza..." (Łk 3,1-2).
Stojąc przed tego rodzaju aparaturą historyczną, można by się zapytać już nie o ilość mitów, ale
o ilość dzieł historycznych, które by z taką skrupulatną dokładnością notowały czas
opisywanych przez siebie wydarzeń. A trzeba dodać, że dane - wymienione w cytowanym
tekście Łukasza - zostały potwierdzone przez badania historyczne.
Ale chodzi tu nie tylko o to dokładne, typowo "niemityczne" określenie czasu działalności Pana
Jezusa. Jeszcze ciekawsze jest to, że Ewangelie były napisane i rozpowszechniane w czasie tak
bardzo bliskim od opisywanych wydarzeń. Czy w takiej sytuacji w ogóle istniała możliwość
powstania mitu? Tutaj nie trzeba wielkich argumentów, odpowiedź wskazuje sam zdrowy
rozsądek, zwłaszcza gdy weźmie pod uwagę, że 1) chodziłoby tutaj o stworzenie mitycznej
postaci przez to samo pokolenie, do którego miałaby należeć owa nie istniejąca osoba, 2) przy
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin