Andrić Ivo - Most na Drinie.doc

(1883 KB) Pobierz

Ivo Andrić

Most na Drinie

 

Przekład Halina Kalita

DZIEŁA NAJWYBITNIEJSZYCH NOBLISTÓW

Tytuł oryginału: Na Drini ćuprija

Koordynacja projektu: Maciej Lipski (Axel Springer Polska),

Michał Bauer, Waldemar Kontrym,

Małgorzata Trzeciak (Planeta Marketing)

Projekt graficzny: Anita Pilewska (TMM Polska)

Zdjęcia na okładce: AFP/East News, Corbis

Skład i łamanie: MUZA SA, TMM Polska

Wydanie specjalne TMM Polska/Planeta Marketing

dla Axel Springer Polska

ISBN serii 978-83-60717-59-2

ISBN 978-83-60717-80-6

(c) The Ivo Andrić Foundation, Beograd

(c) for the Polish translation by Halina Kalita, 1956

(c) for this edition by

PLANETA MARKETING INSTITUCIONAL S.A., 2007

Prawa z licencji na publikację tego tomu pozyskano we współpracy

z Biurem Marketingowym Piotr Dobrołęcki

Wydawca: TMM Polska/Planeta Marketing

www.tmm.pl

www.planetamarketing.com

Brakujący tom kolekcji możesz zamówić na stronie www.dziennik.pl

lub dzwoniąc pod numer infolinii 0-801 800 085

 

Rzeka Drina na znacznej przestrzeni swego biegu

przedziera się przez ciasne wąwozy pośród stromych gór lub

głębokimi jarami wrzyna się w prostopadłe brzegi. Zaledwie

w kilku miejscach rozwierają się one w doliny tworzące po

jednej lub po obu stronach skąpane w słońcu bądź równe,

bądź faliste, dogodne pod uprawę i na osiedla obszary. Takie

rozwarcie powstaje tu - koło Wyszegradu - w miejscu, gdzie

Drina wypada zza ostrego zakrętu z przepastnej, wąskiej gardzieli Butkowych Turni i Gór Uzawnickich. Przełom Driny

jest tu niezmiernie gwałtowny, a skały na obu brzegach tak

spiętrzone i urwiste, że zda się jest to lity masyw, z którego

wnętrza wytryska rzeka, jakby prosto z szarej ściany. Ale góry

rozstępują się z nagła na kształt niesymetrycznego amfiteatru

o średnicy w najszerszym miejscu nieprzekraczającej piętnastu kilometrów w linii prostej.

Tu więc, gdzie Drina wypada całym ogromem swych spienionych zielonych wód z pozornie litej ściany czarnych stromych gór, stoi duży, misternie w kamieniu wykuty most o jedenastu szeroko rozpiętych przęsłach. Od tego mostu jakby

od podstawy wachlarzowato otwiera się pofałdowana dolina

z wyszegradzką kasabą1 i jej okolicą, wtulonymi między wzgórza przysiółkami, pokryta szachownicą pól i łąk, pełna śliwowych sadów, miedzami i opłotkami pocięta, a nakrapiana plamami zagajników i rzadkimi kępami świerków. Patrzącemu

z przeciwległej strony zda się, że spod rozłożystych łuków

białego mostu wypływa i rozlewa się nie tylko szmaragdowa

toń rzeki, ale i cała ta rozsłoneczniona, zaciszna przestrzeń

z kopułą południowego nieba i ze wszystkim, co na sobie

dźwiga.

Na prawym brzegu tuż przy moście rozsiadła się już to

w dolinie, już to na stokach wzgórz lwia część kasaby wraz

z czarsziją2. Po drugiej stronie mostu, na lewym brzegu,

rozciąga się wzdłuż sarajewskiego traktu przedmieście Maluhowe Pole. Tak więc most, wiążąc oba końce traktu, łączy

kasabę z przedmieściem.

Właściwie gdy mówi się: łączy, pojęcie to jest tak samo

słuszne jak wtedy, gdy mówi się: słońce wschodzi rano, abyśmy my, ludzie, mogli widzieć, co się dokoła nas dzieje,

i załatwiać niezbędne sprawy, a zachodzi o zmierzchu, abyśmy

mogli kłaść się do snu, na spoczynek po całodziennym trudzie. Ten wielki kamienny most, wyjątkowo piękna, bezcenna budowla, jaką nie mogą się poszczycić nawet znacznie bogatsze i ruchliwsze miasta ("Jeno dwa takie są w całym

Imperium" - mawiano w dawniejszych czasach), jest jedynym

stałym i niezawodnym przejściem przez Drinę w całym jej

średnim i górnym biegu i niezbędną klamrą traktu, który łączy

Bośnię z Serbią, a poprzez Serbię z pozostałymi prowincjami

państwa otomańskiego, hen aż po Stambuł. Kasaba i jej przedmieścia są zwykłymi osadami, jakie zawsze powstają przy węzłowych punktach komunikacyjnych, po obu stronach dużych,

ważnych mostów.

Kasaba - miasteczko.

Czarszija - dzielnica handlowa.

Tak więc i tutaj z czasem wyroiły się domy i namnożyły

osady. Kasaba żyła, czerpiąc soki żywotne z mostu jak ze swego niezniszczalnego korzenia.

(Aby mieć jasny obraz kasaby i w pełni rozumieć jej stosunek do mostu, trzeba wiedzieć, że w mieście jest jeszcze jeden

most, tak samo jak jest jeszcze jedna rzeka. To Rzaw ze swoim

drewnianym mostem. Na skraju miasta Rzaw wpada do Driny, tak że centrum kasaby i jednocześnie jej główna część

znajdują się na piaszczystym cyplu między obu rzekami, dużą

i małą, które w tym miejscu się spotykają, rozproszone przedmieścia zaś ciągną się po drugiej stronie mostów, na lewym

brzegu Driny i prawym Rzawu. Miasto na wodzie. Chociaż

istnieje jeszcze jedna rzeka i jeszcze jeden most, słowa "na

moście" nigdy nie oznaczają tego rzawskiego, prostej, drewnianej kładki bez piękna, bez przeszłości, bez innego znaczenia prócz tego, że służy mieszkańcom i ich bydłu do przechodzenia, lecz zawsze i wyłącznie kamienny most na Drinie).

Długość tego mostu wynosi około dwieście pięćdziesiąt

kroków, a szerokość prawie dziesięć, z tym że pośrodku, gdzie

rozszerzają go dwa jednakowe tarasy po obu stronach, osiąga

podwójną szerokość. Ta część mostu zwie się kapija1, tu bowiem na środkowym, u góry rozszerzonym filarze wsparte są

po lewej i prawej stronie jezdni dwa wykusze, dwa balkony

śmiało i wdzięcznie wychylające się z prostej linii mostu

w przepaść nad spienionymi zielonymi wodami. Balkony te

- otwarte i nienakryte - mają około pięciu kroków długości

i tyleż szerokości, a ogrodzone są kamienną balustradą podobnie jak i cały most. Balkon po lewej ręce, gdy idzie się z miasta, zwie się sofą. Znajduje się ona na podwyższeniu, wiodą do

niej dwa stopnie, a okala ława, której oparcie jest jednocześnie

balustradą; zarówno stopnie, jak ława i ogrodzenie są jakby

wykute z jednego bloku kamienia. Prawy taras po przeciwnej

Kapija - dosł.: brama; tu: wnęka, wykusz.

stronie niczym się nie różni od sofy, tyle tylko, że jest pusty, bez

siedzenia. Pośrodku ogrodzenia mur jest wyższy od człowieka;

u góry znajduje się wmurowana tablica z białego marmuru, a na

niej wyryty bogaty napis turecki - tarih - z chronogramem,

który w trzynastu wierszach sławi imię tego, co własnym sumptem wzniósł most, oraz głosi datę powstania tej budowli. U dołu

zaś wąski strumyczek wody sączy się z paszczy kamiennego

smoka. Na tym balkonie rozgościł się sprzedawca kawy ze

swymi dżezwami1, filiżankami, wiecznie rozżarzonymi manga-

lami2 i chłopcem, który zanosi kawę rozpartym na sofie po

przeciwnej stronie gościom. Taka jest ta kapija.

Na moście i na jego kapii, dokoła niego lub w związku

z nim, jak to zobaczymy, pędzą życie mieszkańcy kasaby. We

wszystkich gawędach o osobistych, rodzinnych czy ogólnych

sprawach zawsze powtarzają się słowa "na moście". Bo rzeczywiście każde dziecko stawia pierwsze kroki na drińskim moście

i tu spędza czas na chłopięcych zabawach. Dzieci chrześcijańskie zrodzone w lewobrzeżnej kasabie, w zaraniu życia przechodzą most, gdyż zaraz w pierwszym tygodniu zanosi się je do

cerkwi na chrzest. Ale wszystkie dzieci, zarówno te z prawego

brzegu, jak i muzułmańskie, których w ogóle się nie chrzci,

spędzają niemal całe dzieciństwo w cieniu mostu, podobnie jak

niegdyś ich ojcowie i dziadowie. Łowią w pobliżu ryby albo

łapią gołębie pod jego łukami. Od najwcześniejszych lat oczy

ich przywykały do smukłej sylwetki tej wspaniałej budowli

z jasnego, porowatego, równiutko i nienagannie ciosanego

kamienia. Znały wszystkie misternej roboty wgłębienia i wypukłości, a także wszystkie opowiadania i legendy związane z powstaniem i budową mostu, w którym przedziwnie się splata

i miesza fantazja i rzeczywistość, sen i jawa. Znały je od dawna,

podświadomie, jakby je ze sobą przyniosły na świat, podobnie

Dżezwa - mosiężne lub blaszane naczynie do gotowania kawy.

Mangal - rodzaj piecyka.

jak zna się modlitwy, nie pomnąc, od kogo się ich nauczyło ani

kiedy się je po raz pierwszy zasłyszało.

Dzieci wiedziały, że most kazał wznieść wielki wezyr Mehmedpasza, którego wioska rodzinna Sokolowici leży ot tam, za

jedną z tych gór, wieńcem otaczających most i kasabę. Jedynie

wezyr był mocen dać wszystko, co było potrzebne na utrwalenie

w kamieniu tego cudu. (Wezyr zaś to w pojęciu chłopców coś

wspaniałego, potężnego, strasznego i niepojętego zarazem.)

Budował go Rade-Neimar1, który musiał żyć chyba kilkaset lat,

skoro zdołał wznieść na serbskich ziemiach wszystko, co piękne

i trwałe; legendarny, a właściwie bezimienny budowniczy, którego każdy naród wyobraża sobie i chce mieć, gdyż nie lubi zbyt

wiele pamiętać ani dla zbyt wielu choćby we wspomnieniu

chować wdzięczność. Wiedziały też dzieci, że w budowie przeszkadzała (z dawien dawna zawsze i wszędzie ktoś przeszkadza

każdemu przedsięwzięciu) wiła brodarica2, która w nocy burzyła to, co zbudowano za dnia. Aż "coś" przemówiło z toni

i doradziło Radzie-Neimarowi, żeby wyszukał dwoje maleńkich

dzieci, parkę bliźniąt, brata i siostrę imieniem Stoja i Ostoja

i zamurował w środkowych filarach mostu. Natychmiast zabrano się do poszukiwań po całej Bośni. Wyznaczono nagrodę dla

tego, kto znajdzie je i sprowadzi.

W końcu sejmeni3 znaleźli w jakiejś odległej wsi bliźnięta

jeszcze przy piersi i uprowadzili je na mocy rozkazu wezyra;

ale gdy je zabierali, matka nie chciała porzucić dzieci, lecz

zawodząc i lamentując, nieczuła na przekleństwa i razy powlokła się za nimi do Wyszegradu. Tu udało jej się dostać

przed oblicze Neimara.

Dzieci zamurowano, cóż, nie było innej rady, ale Budowniczy, jak wieść niesie, ulitował się nad nieszczęsną matką

i zostawił w murze otwory, tak że mogła karmić niemowlęta.

Wiła Brodarica - w mitologii Słowian południowych nimfa wodna.

Sejmen - strażnik, dozorca.

W owych dołkach okrągłych, szerokich i głębokich jak

pokaźne misy, długo po deszczu stoi woda niby w kamiennych

czarach. Jamki te, wypełnione letnią deszczówką, chłopcy nazywają studniami i tak jedni, jak i drudzy, bez względu na

wyznanie, trzymają w nich złowione na wędki drobne rybki,

brzany i płocie.

Na lewym brzegu tuż nad traktem, na uboczu, znajduje się

znacznych rozmiarów mogiła usypana z twardej, szarej i skamieniałej ziemi. Nic na niej nie rośnie ani nie kwitnie, prócz

drobnej trawy ostrej i kłującej jak drut ze stali.

Kopiec ten jest metą i na nim kończą się wszelkie zabawy

dzieci dokoła mostu. Miejsce to z dawna zwano kurhanem

Radisawa. Jak wieść niesie, miał to być jakiś serbski przywód-

ca, mocarny człek. Gdy wezyr Mehmedpasza postanowił

wznieść most na Drinie i posłał swych łudzi, wszyscy ulegli

jego woli i odrabiali pańszczyznę, jedynie ów Radisaw zbun-

tował się i podburzył naród, żądając od wezyra, aby poniechał

tego przedsięwzięcia, bo - żarty na bok - mostu nie wzniesie.

Wezyr miał sporo kłopotów, zanim pokonał Radisawa, gdyż

był to zuch nie lada, kule ni miecz nie imały go się ani nie było

postronka ni łańcucha, z których można by mu nałożyć pęta;

zrywał wszystko jak nici. Jakiś talizman miał przy sobie. Kto

wie, co by się stało i czy wezyr zdołałby wybudować most,

gdyby się nie znalazł pośród jego ludzi mądry i chytry człowiek, który przekupił i pociągnął za język pachołka Radisawa.

Tak więc znienacka zaszli Radisawa we śnie i udusili, związa-

wszy jedwabnym sznurem, gdyż tylko wobec jedwabiu amulet

traci swą moc. Nasze kobiety wierzą, że jest taka noc w roku,

kiedy można zobaczyć spływającą prosto z nieba jasność na

tę mogiłę. Zwykle jakoś na jesieni, koło świąt Matki Boskiej.

Ale chłopcom, którzy wierząc i nie dowierzając, czuwali przy

okienkach wychodzących na grób Radisawa, nigdy nie udało

się dostrzec ognia niebieskiego, bo jeszcze przed północą morzył ich zazwyczaj sen. Za to wracający nocą do kasaby podróżni, którym nie zależało na tym, widywali jakiś silny blask

na kopcu powyżej mostu.

Turcy z kasaby natomiast opowiadają, że w niepamiętnych

czasach na tym miejscu poległ śmiercią męczeńską pewien

derwisz, imieniem szeh-Turhanija, wielki bohater, który tu

bronił przed jakimś giaurskim wojskiem przeprawy na Drinie.

A to, że na tej mogile nie ma niszanu1 ani pomnika, zgodne

jest z jego ostatnią wolą, gdyż chciał być pochowany bez śladu

i znaku, aby nikt nie znał miejsca jego wiecznego spoczynku.

Bo gdy kiedyś znów uderzą wojska niewiernych, on wstanie

spod wzgórka i powstrzyma je, podobnie jak ongiś to uczynił,

tak że nie przekroczą mostu wyszegradzkiego. Dlatego niekiedy mogiłę jego niebo oświetla swym blaskiem.

Tak więc życie chłopców kasaby upływa pod mostem i dokoła niego na czczych zabawach lub na dziecinnych rojeniach.

Z nadejściem lat męskich przenosi się na most, właściwie na

kapiję, gdzie wyobraźnia młodzieńcza znajduje inne pragnie-

nia i tęsknoty, ale gdzie zaczynają się już życiowe sprawy,

troski i zmagania.

Kapija i jej najbliższe otoczenie to miejsce pierwszych marzeń miłosnych, pierwszych spojrzeń przelotnych, zaczepek

i szeptów. Jest to miejsce pierwszych interesów i zakupów,

sporów i porozumień, spotkań i wyczekiwań. Tu na parapecie

mostu przekupnie wystawiają na sprzedaż pierwsze czereśnie

i arbuzy, poranny salep2 i gorące symity3. Tutaj ściągają żebracy, kalecy i trędowaci, a także młodzi i zdrowi, którzy sami

chcą się pokazać lub innych zobaczyć, wreszcie ci wszyscy, co

mają do zaprezentowania jakieś szczególne owoce, ubiory lub

broń. Przesiadują tu często starsi, poważni ludzie, gwarzący

o sprawach publicznych i wspólnych troskach, częściej jednak

młódź, której tylko śpiewki i figle w głowie. Czasu wielkich

Niszan - znak.

Salep - gorący, słodki napój sprzedawany na ulicach miast i miasteczek Serbii.

Symit - rodzaj bułki.

wydarzeń i przemian dziejowych rozlepia się tutaj proklamacje

i odezwy (na owym wyniosłym murze pod marmurową płytą

z tureckim napisem, a nad kurkiem), tutaj także aż po rok

1878 wieszano i wbijano na pal głowy tych, których z jakichkolwiek powodów skazano na śmierć, a kara śmierci w tej

pogranicznej kasabie, zwłaszcza w niespokojnych czasach, była rzeczą częstą, niekiedy nawet, jak to zobaczymy, codzienną.

Nie było wesela ani pogrzebu, żeby idąc przez most, nie

zatrzymały się na kapii. Tu zwykle swatowie szykują się i usta-

wiają w orszak przed wejściem do czarszii. Jeśli lata są spokojne,

beztroskie, uraczą się wódką, zaśpiewają, koło1 zatańczą i spędzą tu nieraz więcej czasu, niż zamierzali. A podczas pogrzebu

niosący nieboszczyka położą go na chwilę dla zaczerpnięcia

oddechu, zazwyczaj na kapii, gdzie i tak spędził znaczną część

swego żywota.

Kapija jest najważniejszym punktem mostu, podobnie jak

most jest najważniejszą częścią miasta. Pewien turecki podróżnik, gościnnie podejmowany w Wyszegradzie, powiada w swym

dziele: "Kapija ich jest sercem mostu, a most jest sercem tej

kasaby, która musi każdemu wryć się głęboko w serce". Kapija

ta jest dowodem, że dawni budowniczowie, o których opowieści

mówią, że zmagali się z wilami i wszelkimi dziwami i musieli

żywcem zamurowywać niemowlęta, umieli nie tylko wznieść

trwałe i piękne budowle, ale pamiętali też o ich użyteczności

oraz wygodzie przyszłych, nawet najdalszych pokoleń. Gdy

pozna się tutejszy żywot, po dłuższej chwili zastanowienia musi

się dojść do wniosku, że doprawdy niewielu ludziom w Bośni

dane jest mieć taką wygodę i tyle zaznać przyjemności na kapii,

co każdemu, nawet najlichszemu mieszkańcowi kasaby.

Oczywista nie liczy się zimy, gdyż wtedy przechodzi przez

most tylko kto musi, a i ten, zwiesiwszy głowę, porządnie

wyciąga nogi, smagany mroźnym wichrem wiecznie hulającym

Kolo - serbski taniec ludowy.

nad rzeką. Wtedy, rzecz jasna, nie ma mowy o zatrzymywaniu

się na otwartych tarasach. Ale kiedy indziej kapija jest istnym

dobrodziejstwem dla młodych i starych. Wówczas niejeden

tubylec może o każdej porze dnia i nocy wyjść na kapiję

i spocząć na sofie albo przystanąć opodal na pogawędkę czy dla

załatwienia jakiegoś interesu. Wychylona, zawieszona na wyso-

kości kilkunastu metrów nad zieloną, rozhukaną rzeką ta sofa

z kamienia sterczy nad wodą okoloną z trzech stron ciemnozielonymi szczytami, z kopułą nieba, chmurami lub gwiazdami

nad sobą i z otwartym widokiem w dół rzeki jakby na mały

amfiteatr, który w głębi zamyka pasmo sinych gór.

Iluż jest na świecie wezyrów czy bogaczy, którzy mogliby

swą radość lub swój kaprys lub zabawę przenieść na takie

miejsce? Niewielu, doprawdy niewielu. A ilu naszych ludzi

w ciągu stuleci z pokolenia na pokolenie, przesiedziało tu

akszam' lub nocne godziny aż do świtu, kiedy niepostrzeżenie

przesuwa się nad głową cały gwiaździsty strop! Wielu, jakże

wielu z nas tu dumało, wsparłszy się o ciosany, gładki kamień;

wpatrując się w odwieczną grę świateł na szczytach i obłoków na

niebie usiłowało rozwikłać wiecznie te same, a zawsze jakoś

inaczej zagmatwane losy naszej kasaby. Dawno temu ktoś

powiedział (co prawda był to przybysz i żartowniś), że kapija ta

wywarła wpływ na kasabę i na charakter jej mieszkańców.

W tym wiecznym przesiadywaniu - utrzymywał obcy - należy

dopatrywać się skłonności do kontemplacji i marzeń, a także

jednej z głównych przyczyn owej melancholijnej beztroski,

z której słyną mieszkańcy kasaby.

W każdym razie trzeba przyznać, że wyszegradzianie z dawien dawna - w porównaniu z mieszkańcami innych miejscowości - uchodzili za ludzi lekkomyślnych, rozrzutnych i skłonnych

do używania życia. Miasto leży w dogodnym miejscu, bogate są

okoliczne wsie i urodzajne pola, toteż prawdę powiedziawszy,

Akszam - wieczór; czwarta modlitwa wieczorna u muzułmanów.

pieniądz płynie obfitą strugą przez Wyszegrad, ale długo

w nim miejsca nie zagrzeje. Jeśli nawet znajdzie się pozbawiony

namiętności, oszczędny i zapobiegliwy gospodarz, zazwyczaj

jest to jakiś przybysz; ale wyszegradzka woda i powietrze mają

to do siebie, że już jego dzieci przychodzą na świat z szerokim

gestem i ulegają powszechnej zarazie rozrzutności i beztroski,

a przyświeca im dewiza: "Inny dzień, a więc inne też wydatki".

Fama głosi, że Starina Nowak, gdy zaniemógł i wypadło

mu porzucić rzemiosło hajducze i Romanie, tak pouczał swego następcę, Dziecinę Grujicę:

- Gdy czatujesz w zasadzce, pilnie przyjrzyj się nadciągającemu podróżnemu. Jeśli zoczysz, że dumnie trzyma się w siodle, czerwony na nim serdak, srebrne guzy i białe skarpety, ani

chybi z Foczy jest rodem. Bij zabij, bo ten ma i na sobie,

i w biesagach. A gdy ujrzysz nędznie odzianego wędrowca, ze

zwieszoną głową, zgiętego w kabłąk na koniu, jakby się wybrał

po prośbie, śmiało nań uderz, bo ten jest z Rogatnicy. Obaj

jednacy: sknery i kutwy, a pieniędzy mają w bród. Ale gdy

spostrzeżesz jakiegoś dziwaka siedzącego na siodle ze skrzyżowanymi nogami, brzdąkającego na szargii1 i głośno się wydzierającego, daj spokój, nie warto rąk kalać, przepuść ladaco, to

wyszegradzianin, a ten ci jest goły jak święty turecki, pieniądz

go się nie trzyma.

To wszystko potwierdzałoby tylko opinię owego przybysza. A jednak trudno powiedzieć, co w tym zdaniu jest słuszne, a co nie. Podobnie jak w tylu innych rzeczach, tak samo

i tutaj niełatwo dociec, co jest przyczyną, a co skutkiem. Czy

to kapija zrobiła mieszkańców kasaby tym, czym są, czy też na

odwrót - została pomyślana w duchu ich pojęć i wzniesiona

podług ich upodobań, potrzeb i nawyków. Zbędne i daremne

pytanie. Nie ma bowiem przypadkowych budowli, nieodpowiadających ludzkiej społeczności, wśród której powstały, jej

Szargija - instrument strunowy, przypominający mandolinę.

potrzebom, tęsknotom i pojęciom, tak samo jak nie ma dowolnych linii i nieusprawiedliwionych kształtów w architekturze.

A powstanie i istnienie każdej monumentalnej, pięknej, pożytecznej budowli, tak samo jak i jej stosunek do osiedla, w którym została wzniesiona, często kryją w sobie skomplikowane

i tajemnicze dramaty i dzieje. W każdym razie jedno jest

pewne: istnieje głęboka więź pomiędzy tym mostem a życiem

mieszkańców kasaby. Losy ich tak się splatają, że oddzielnie

nie sposób ich sobie ani wyobrazić, ani opisać. Dlatego też

opowieść o powstaniu i losach mostu na Drinie jest jednocześnie opowieścią o życiu kasaby i całych pokoleń jej mieszkańców, podobnie jak w każdej gawędzie o kasabie przewija się

sylwetka kamiennego mostu o jedenastu przęsłach z kapiją

niby koroną pośrodku.

II

A teraz wypada nam cofnąć się w owe odległe czasy,

kiedy nie powstała nawet myśl o moście w tym miejscu,

zwłaszcza o takim jak ten.

Może zresztą już i w owych zamierzchłych czasach niejeden

strudzony i przemoczony do nitki wędrowiec pragnął, przechodząc tędy, by jakimś cudem przerzucono most nad szeroką,

huczącą rzeką, co ułatwiłoby szybsze dotarcie do celu. Niewątpliwie ludzie, podróżując tędy i pokonując w drodze przeszkody,

od dawna zastanawiali się, jakby tu uprzystępnić przeprawę,

podobnie jak wszyscy podróżni zawsze marzą o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin