Sałata.rtf

(10 KB) Pobierz

Gorąco!
Z trudem wyciągnęłam spod brzucha prawą rękę i pomacałam nią przestrzeń wokół siebie - nic. Podobnie z lewą stroną. Zaczęłam popadać w irytację.
„Spokojnie, Bello. To łóżko jest ogromne. Może on siedzi gdzieś na jego krańcu i wpatruje się w ciebie niczym w telewizor. Zupełnie jakbyś była tą plazmą z salonu”- zachichotał Głos Z Mojej Głowy.
Stwierdziwszy, że Głos może mieć rację, postanowiłam wielkodusznie zignorować to porównanie do telewizora. Edward rzeczywiście ma jakąś iście psychopatyczną tendencję do przyglądania mi się, kiedy śpię. Ja rozumiem, że dla kogoś, kto nie zasnął od dziewięćdziesięciu lat, może to być ciekawe zjawisko, ale bez przesady! Odkąd się poznaliśmy prawie co noc tkwi przy moim łóżku albo w nim. Wyjątkiem są tylko noce, które spędza na polowaniach oraz okres, kiedy „usiłował mnie chronić przed samym sobą”. Gdybyśmy chociaż robili wówczas coś ciekawego… Ale nie, za nic. On nawet całować się wtedy zbytnio ze mną nie chce! Przypuszczam jednak, że powiedzenie swojemu chłopakowi, który przypadkiem jest wampirem, iż zachowuje się jak jakiś psychopata, nie jest najrozsądniejszym posunięciem.
Wznowiłam poszukiwania. Tym razem zaczęłam przesuwać po materacu nogami, ale i tak nie natknęłam się na chłopaka. Mocno zirytowana przekręciłam się na plecy i, odrzuciwszy kołdrę, otworzyłam oczy. W pokoju nie było nikogo.
Cholerny wampir! Znów gdzieś polazł!
No dobra, niech sobie chodzi, nie mam nic przeciwko, przecież nie mogę go trzymać cały czas przy sobie. Ale zanim następnym razem ucieknie mi z łóżka, mógłby zamontować tu klimatyzację, gdyż w wiecznie deszczowym Forks nastała fala upałów. Słońce oczywiście nie świeci, ale poziom rtęci w termometrze utrzymuje się powyżej liczby trzydzieści. Przecież to nie do pomyślenia!
Ciekawe, gdzie on tak znika?
Ostatnimi czasy często nocuję u Cullenów, a Alice za każdym razem wymyśla dla Charliego nowe kłamstwo. Swoją drogą… ma dziewczyna wyobraźnię, oj ma. No, ale wróćmy do głównego tematu moich rozważań.
Prawie za każdym razem, kiedy nocowałam u swojej wampirzej rodziny i budziłam się w nocy, Edwarda nie było przy mnie. Z reguły pojawiał się tuż po tym, kiedy zauważyłam jego nieobecność, ale nie dziś.
Nagle gdzieś z góry dobiegło mnie jakieś szurnięcie. Odruchowo spojrzałam w tamtym kierunku, ale zobaczyłam jedynie baldachim łóżka.
„ To pewnie jakiś ptak kręci się po dachu”- zasugerował Głos Z Mojej Głowy. Ale ledwo zdecydowałam przyznać mu rację, hałas powtórzył się. I zdecydowanie nie brzmiało to jak ptak.
Niewiele myśląc i zapominając o swoich problemach z koordynacją ruchową, wyskoczyłam z łóżka. O dziwo, udało mi się zrobić to dość cicho i bez uszczerbku na zdrowiu. Czyżby stałe obcowanie z wampirami czegoś mnie nauczyło?
Na palcach, jakby to miało pomóc, wyszłam z pokoju i o mało co nie walnęłam w schody.
„ Zaraz. Wróć! Przecież tam nie ma schodów.”
Nie było- odpowiedziałam zaskoczonemu Głosowi, mimo że sama byłam mocno zdziwiona ich obecnością. A ponoć tylko Edward słyszy głosy w głowie…
W czasie, gdy usiłowałam wytłumaczyć Głosowi, że wcale nie zwariowałam, ani nie mam omamów, znów usłyszałam hałas. Tym razem był nieco głośniejszy i najwyraźniej dobiegał z dziury w suficie, z której wychodziły schody. Zdecydowana odnaleźć źródło hałasu i dowiedzieć się, co jest na górze, rozpoczęłam wspinaczkę.
Szuranie, które usłyszałam u końca swojej drogi, upewniło mnie, że idę w dobrym kierunku.
Okazało się, że te schody prowadzą do… czegoś dziwnego. I choćby grożono mi wstrzyknięciem wampirzego jadu do układu krwionośnego, nie powiedziałabym, co to jest, bo nie miałam zielonego pojęcia.
„ Bello, idiotko, przecież ty CHCESZ zostać wampirem.”
Ups… Sorry!
Głos przewrócił oczami, ale litościwie zignorował moją wpadkę.
Dobra, podejście drugie: I choćby grożono mi nożem w ciemnym zaułku…
Głos znowu mi przerwał:
„ Edward znalazłby się tam w ciągu pół minuty i przegonił albo zabił typów, którzy ośmieliliby się tobie grozić. O ile w ogóle dopuściłby do sytuacji, w której znalazłabyś się sama w ciemnym zaułku, co jest bardzo wątpliwe.”
Fakt. Cholera, nawet solidnego porównania nie mogę wymyślić przez niego.
Głos Z Mojej Głowy ewidentnie był dzisiaj w dobrym humorze, bo postanowił być miły i zaproponował mi pewne porównanie.
„A więc: Choćbym miała spędzić cały dzień z krwawiącą raną w pomieszczeniu pełnym krwawiących osób…”
Krwawiącą?! Krwawiących?! Krew?! – pisnęłam w myślach.- Nie ma mowy!
Nagle wróciła mi zdolność myślenia i szybko wpadłam na pomysł, do czego podobne jest owo pomieszczenie.
Okazało się, że schody prowadzą do czegoś w rodzaju szklarni, niewidocznej z zewnątrz domu. Jakież było moje zdumienie, gdy ujrzałam tam Edwarda! Pochylał się nad czymś i mamrotał pod nosem coś, czego nie mogłam dosłyszeć z powodu odległości i w dodatku był tym tak pochłonięty, że nie zauważył mojej obecności.
Po cichutku przesunęłam się tak, by mieć lepszy widok na chłopaka. Mogłam wręcz usłyszeć, jak w mojej głowie uruchamia się cała skomplikowana maszyneria odpowiedzialna za myślenie.
Co on, do diabła, robi?
Nagle spłynęło na mnie olśnienie. Czyli jednak moje podejrzenia były słuszne! Ale dlaczego Edward mi o tym nie powiedział? Bał się? Przypuszczał, że tego już nie zniosę? Przyjęłam spokojnie wiadomość o istnieniu wampirów i wilkołaków oraz to, że wszystkie legendy mają w sobie choć odrobinę prawdy. Przeżyłam atak wampirów i wizytę u Volturi. Czy mogło być coś, co mnie jeszcze zaskoczy lub przerazi?
Gwałtownie i hałaśliwie pokonałam ostatnie schodki i rozpoczęłam dziki taniec radości, wydając przy tym z siebie dziwne okrzyki. Dopiero to zwróciło uwagę Edwarda, który teraz zasłaniał plecami to, nad czym się wcześniej pochylał i przyglądał mi się z niepokojem o stan mojego zdrowia psychicznego wypisanym na twarzy.
- Ha! Wiedziałam! Wiedziałam! Ha, ja zawsze mam rację!
- Co takiego wiedziałaś, Bello? – zaczął ostrożnie mój ukochany.
- Nie udawaj. Nie wyprzesz się teraz. Mam dowody, przyłapałam cię!
- Na czym, kochanie? Bello, nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Udawał wyluzowanego, ale ja wiedziałam lepiej. Znam cię już zbyt dobrze mój drogi! Nie ze mną takie numery.
Wydęłam pogardliwie wargi.
- Czy ty myślisz, że ja jestem taka głupia?
- Ależ skąd, najdroższa! – oburzył się Edward. - Wiesz przecież, że uważam cię za jedną z najbardziej inteligentnych i spostrzegawczych osób.
- Ale liczyłeś na to, że się nie domyślę?
- O czym ty mówisz, skarbie?
Roześmiałam się krótko i tryumfująco.
- O tym, że uprawiasz magię!- powiedziałam to dobitnie i z dużą pewnością siebie. Zaskoczyłam go.
- Ależ ja nie uprawiam magii!
Gwałtownie przerwałam swój dziki taniec radości, na który składało się głównie wymachiwanie rękami w sposób stanowiący zagrożenie dla innych i podskakiwanie w różnym tempie. Zbił mnie z tropu.
- Jak to? To co ty niby uprawiasz?!
Edward zawahał się, ale w końcu doszedł do wniosku, że się nie wymiga. Zacisnął usta i rzuciwszy mi spojrzenie, w którym kryła się mieszanka wściekłości, urażenia i, nie wiedzieć czemu, odrobina zażenowania, odsunął się na bok.
- Sałatę…

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin