Montgomery Lucy - Dzban ciotki Becky.pdf
(
1197 KB
)
Pobierz
6819143 UNPDF
L
UCY
M
AUD
M
ONTGOMERY
D
ZBAN CIOTKI
B
ECKY
P
RZEŁO
ś
YŁA
E
WA
F
ISZER
T
YTUŁ ORYGINAŁU ANGIELSKIEGO
:
A
T
ANGLED
W
EB
B
ANKIET CIOTKI
B
ECKY
I
O dzbanie Darków kr
ąŜ
y sto legend. Oto prawdziwa historia.
W rodzinie Darków i Penhallowów wiele si
ę
z powodu tego dzbana wydarzyło, a za to nie
doszło do kilku przewidywanych ewenementów. Jak utrzymuje wuj Pyszniak, tak wida
ć
chciała Opatrzno
ść
, cho
ć
nie mo
Ŝ
na wykluczy
ć
,
Ŝ
e wtr
ą
ciły si
ę
piekielne moce.
W ka
Ŝ
dym razie, gdyby nie ten dzban, Piotr Penhallow samotnie fotografowałby obecnie
lwy w afryka
ń
skim buszu, natomiast Du
Ŝ
y Sam Dark nie nauczyłby si
ę
docenia
ć
pi
ę
kna
nagiego ciała kobiety. .A Dandys Dark i Pty
ś
Dark do tej pory gratuluj
ą
sobie,
Ŝ
e udało im si
ę
wyj
ść
cało z opresji.
Dzban stanowił prawn
ą
własno
ść
ciotki Becky Dark, która urodziła si
ę
jako Rebeka
Penhallow. Wi
ę
kszo
ść
pa
ń
Dark była z domu Penhallow, a panie
ń
skie nazwisko wi
ę
kszo
ś
ci
pa
ń
Penhallow brzmiało Dark. Solidn
ą
mniejszo
ść
stanowiły Penhallowówny, które wyszły
za Penhallowów, i Darkówny, które wyszły za Darków. St
ą
d zawikłane stosunki
pokrewie
ń
stwa, w których orientował si
ę
jeden jedyny wuj Pyszniak.
Bo rzeczywi
ś
cie, z kim mógłby si
ę
o
Ŝ
eni
ć
Dark, je
ś
li nie z Penhallowówn
ą
, i z kim
Penhallow, je
ś
li nie z Darkówn
ą
? Kiedy
ś
nie chcieli pono
ć
patrze
ć
na panny z innych rodzin.
A obecnie nie zechciałaby ich
Ŝ
adna panna spoza klanu. Tak przynajmniej utrzymywał wuj
Pyszniak.
Wujowi Pyszniakowi nie nale
Ŝ
y jednak wierzy
ć
. Penhallowowie i Darkowie nie stali si
ę
jeszcze degeneratami. Przeciwnie, m
ęŜ
czy
ź
ni s
ą
nadal pełni godno
ś
ci i energiczni i cho
ć
wewn
ą
trz klanu cz
ę
sto dochodziło do star
ć
, wobec
ś
wiata wszyscy wyst
ę
powali zwartym
frontem.
W pewnym sensie głow
ą
klanu była ciotka Becky. Mógłby to jednak zakwestionowa
ć
ze
wzgl
ę
du na swoje starsze
ń
stwo Crosby Penhallow licz
ą
cy sobie osiemdziesi
ą
t siedem lat.
Ciotka Becky miała zaledwie osiemdziesi
ą
t pi
ęć
. Ale Crosby’emu na tym nie zale
Ŝ
ało.. Miał
inn
ą
pasj
ę
. Dopóki b
ę
dzie mógł co wieczór spotyka
ć
si
ę
ze swoim starym kumplem,
Erazmem Darkiem, i gra
ć
z nim w duecie — flet i skrzypce — niech ciotka Becky, je
ś
li jej na
tym zale
Ŝ
y, dzier
Ŝ
y spokojnie berło klanu.
Trzeba szczerze wyzna
ć
,
Ŝ
e ciotka Becky nie cieszyła si
ę
nadmiern
ą
sympati
ą
swej
rodziny. Zbyt ch
ę
tnie mówiła ka
Ŝ
demu prawd
ę
w oczy. A jak słusznie powtarzał wuj
Pyszniak, szczero
ść
ma swoje zalety, ale prawd
ą
nie nale
Ŝ
y zbytnio szafowa
ć
. Tymczasem
nie da si
ę
ukry
ć
,
Ŝ
e ciotka Becky nie wiedziała, co to takt i dyskrecja, nie mówi
ą
c ju
Ŝ
o
dyplomacji i szacunku dla ludzkich uczu
ć
. Mówiła wszystko, co jej akurat przyszło na my
ś
l.
Tote
Ŝ
nikt nigdy nie nudził si
ę
w jej towarzystwie. Człowiek znosił własne przykro
ś
ci i
upokorzenia, rozkoszuj
ą
c si
ę
obserwowaniem, jak m
ę
cz
ą
si
ę
inni. Ciotka Becky znała od A
do Z przeszło
ść
wszystkich członków klanu, jej strzały przeszywały ka
Ŝ
dy pancerz. Mały wuj
Pyszniak powiadał,
Ŝ
e nie opu
ś
ciłby
Ŝ
adnego bankietu ciotki Becky nawet dla walki byków.
— Tak, ciotka Becky to jest kto
ś
— o
ś
wiadczył protekcjonalnym tonem doktor Harry
Penhallow przyjechawszy na który
ś
z rodzinnych pogrzebów.
— Ona jest stukni
ę
ta — mrukn
ą
ł Jan Topielec Penhallow, który b
ę
d
ą
c Sam stukni
ę
ty, nie
znosił
Ŝ
adnych rywali.
— To jedno i to samo — zachichotał wuj Pyszniak. — Wszyscy si
ę
jej boicie, bo zbyt
wiele o was wie. Ale powiadam wam, chłopcy,
Ŝ
e tylko dzi
ę
ki takim osobom jak ciotka
Becky udało nam si
ę
jeszcze nie zmursze
ć
.
Od dwudziestu lat ciotka Becky była dla wszystkich ciotk
ą
Becky. Kiedy
ś
na poczt
ę
w
India
ń
skim Potoku nadszedł list do pani Teodorowej Dark i nowy poczmistrz odesłał go z
adnotacj
ą
„Adresat nieznany”, cho
ć
tak wła
ś
nie nazywała si
ę
ciotka Becky. Miała niegdy
ś
m
ęŜ
a i dwoje dzieci. Zmarli tak dawno temu,
Ŝ
e nawet sama ciotka Becky zd
ąŜ
yła ju
Ŝ
o nich
zapomnie
ć
. Od lat mieszkała w wynaj
ę
tych dwóch pokojach w Sosnówce, nale
Ŝą
cej do jej
starej przyjaciółki Kamilli Jackson, na skraju India
ń
skiego Potoku. Wiele domów Darków i
Penhallowów stan
ę
łoby przed ni
ą
otworem, gdy
Ŝ
klan wysoko cenił sobie zobowi
ą
zania
rodzinne, ale ciotka Becky nie chciała o tym nawet słysze
ć
. Miała niewielk
ą
rent
ę
, a Kamilli,
która nie była ani Darkówn
ą
ani Penhallowówn
ą
, mogła łatwo je
ź
dzi
ć
po głowie.
— Zamierzam urz
ą
dzi
ć
bankiet — oznajmiła ciotka Becky wujowi Pyszniakowi, który
przyszedł j
ą
odwiedzi
ć
. Słyszał,
Ŝ
e
ź
le si
ę
czuje. Ale siedziała na łó
Ŝ
ku, wsparta o poduszki,
równie
Ŝ
ywotna jak zawsze, a na jej szerokiej rumianej twarzy malował si
ę
wyraz zwykłej
zło
ś
liwo
ś
ci. Wuj Pyszniak pomy
ś
lał,
Ŝ
e wida
ć
nic jej nie jest. Ciotka Becky ju
Ŝ
parokrotnie
kładła si
ę
do łó
Ŝ
ka, gdy uwa
Ŝ
ała,
Ŝ
e klan j
ą
zaniedbuje.
Ciotka Becky od chwili gdy zamieszkała w Sosnówce, urz
ą
dzała co jaki
ś
czas przyj
ę
cia,
które zwała bankietami. Ogłaszała w miejscowej gazecie,
Ŝ
e pani Rebeka Dark w takie to a
takie popołudnie oczekuje swych przyjaciół. I wszyscy członkowie klanu stawiali si
ę
punktualnie, nieobecno
ść
usprawiedliwiało jedynie jakie
ś
powa
Ŝ
ne zrz
ą
dzenie losu. Sp
ę
dzano
długie godziny opowiadaj
ą
c rodzinne plotki, którym dodawały pikanterii zło
ś
liwe uwagi
ciotki Becky. Ka
Ŝ
dy dostawał fili
Ŝ
ank
ę
herbaty, kanapki i ciasto. Potem wszyscy wracali do
domu i wylizywali si
ę
z ran.
— Wspaniale — ucieszył si
ę
wuj Pyszniak. — Od dawna w naszej rodzinie nie zdarzyło
si
ę
nic interesuj
ą
cego.
— Ale si
ę
zdarzy — o
ś
wiadczyła ciotka Becky. — Zamierzam wyjawi
ć
wam, jakie mam
plany w zwi
ą
zku z dzbanem Darków. Nie, nie powiem wszystkiego, ale wystarczaj
ą
co du
Ŝ
o,
Ŝ
eby was zaintrygowa
ć
.
— Ojej! — Wuj Pyszniak ju
Ŝ
był
zaintrygowany, nie zapomniał jednak o dobrych
manierach. — Ale czemu ju
Ŝ
teraz? Przecie
Ŝ
do
Ŝ
yjesz setki.
— Nie, nie do
Ŝ
yj
ę
— zaprzeczyła ciotka Becky. — Roger powiedział dzi
ś
rano Kamilli,
Ŝ
e
nie do
Ŝ
yj
ę
ko
ń
ca roku. Te
Ŝ
pomysł,
Ŝ
eby nie
poinformowa
ć
o tym mnie, osoby najbardziej zainteresowanej! Ale udało mi si
ę
wzi
ąć
Kamill
ę
na spytki.
Wuj Pyszniak doznał takiego szoku,
Ŝ
e na chwil
ę
zamilkł. Od trzech dni dzwoniło mu w
uszach na pogrzeb, ale nie przypuszczał nawet,
Ŝ
e mo
Ŝ
e tu chodzi
ć
o ciotk
ę
Becky. Nikomu
nigdy nie przyszło do głowy,
Ŝ
e ciotka Becky mo
Ŝ
e umrze
ć
. Zdawało si
ę
,
Ŝ
e zapomniało o
niej nie tylko
Ŝ
ycie, ale tak
Ŝ
e i
ś
mier
ć
. Nie wiedział, co powiedzie
ć
.
— Doktorzy cz
ę
sto si
ę
myl
ą
— wyj
ą
kał wreszcie.
— Ale nie Roger — ponuro stwierdziła ciotka Becky. — Wi
ę
c pewnie b
ę
d
ę
musiała
umrze
ć
. Zreszt
ą
czas umiera
ć
. Nikogo ju
Ŝ
nic nie obchodz
ę
.
— Co ty mówisz, Becky! A ja? — spytała Kamilla bliska łez.
— Nie, ciebie ju
Ŝ
te
Ŝ
nie obchodz
ę
. Jeste
ś
za stara. Obie jeste
ś
my za stare,
Ŝ
eby si
ę
kim
ś
albo czym
ś
przejmowa
ć
.
Ś
wietnie wiem,
Ŝ
e w gł
ę
bi serca my
ś
lisz sobie: „Po jej
ś
mierci b
ę
d
ę
sobie mogła nareszcie parzy
ć
mocn
ą
herbat
ę
”. Trzeba spojrze
ć
prawdzie w oczy. Prze
Ŝ
yłam
ju
Ŝ
wszystkich moich przyjaciół.
— No, na, a ja? — zaprotestował wuj Pyszniak.
Ciotka Becky potrz
ą
sn
ę
ła siwiutk
ą
głow
ą
.
—
Ty!
— zabrzmiało to wr
ę
cz pogardliwie. — Ty masz zaledwie sze
ść
dziesi
ą
t cztery lata.
Wyszłam za m
ąŜ
jeszcze przed twoimi narodzinami. W gruncie rzeczy jeste
ś
tylko
znajomym. Wprawdzie nazywasz si
ę
Penhallow i twoja matka przysi
ę
gała,
Ŝ
e jeste
ś
synem
Neda Penhallowa, ale wszyscy mieli na ten temat powa
Ŝ
ne w
ą
tpliwo
ś
ci.
Wuj Pyszniak uznał,
Ŝ
e po tak potwornym nietakcie nie musi ju
Ŝ
dalej zapewnia
ć
ciotki
Becky o swych uczuciach.
— Kamillo — napomniała ostro ciotka Becky. — Przesta
ń
wysila
ć
si
ę
na łzy. Przykro na
ciebie patrze
ć
. Musiałam ju
Ŝ
wyprosi
ć
z domu Ambro
Ŝ
yn
ę
, bo nie mogłam znie
ść
jej
skomlenia. Ambro
Ŝ
yna opłakuje wszystko, od nieudanego deseru po czyj
ąś
ś
mier
ć
. Ale
jej
mo
Ŝ
na to wybaczy
ć
. Nie ma innych przyjemno
ś
ci. Ja jestem gotowa umrze
ć
. Prze
Ŝ
yłam
niemal wszystko, co człowiek mo
Ŝ
e prze
Ŝ
y
ć
, i mam do
ść
. Ale zamierzam umrze
ć
w pełnej
gali, uporz
ą
dkowawszy przedtem wszystkie moje sprawy. I chc
ę
urz
ą
dzi
ć
ostatni rodzinny
sp
ę
d. Dat
ę
podam w gazecie. Je
Ŝ
eli jednak mieliby
ś
cie ochot
ę
co
ś
zie
ść
, musicie to przynie
ść
z sob
ą
. Nie b
ę
d
ę
sobie na ło
Ŝ
u
ś
mierci zawraca
ć
głowy karmieniem całej rodziny.
Wuj Pyszniak poczuł si
ę
wielce rozczarowany. Jako wdowiec prowadził kawalerskie
gospodarstwo i ka
Ŝ
dy posiłek w domu przyjaciół był prawdziwym darem nieba. A tu ciotka
Becky zamierza zaprosi
ć
rodzin
ę
i niczym jej nie cz
ę
stowa
ć
. Potworny brak go
ś
cinno
ś
ci.
Wszyscy b
ę
d
ą
jej to mieli za złe, ale wszyscy przyjd
ą
. Wuj Pyszniak dobrze znał Darków i
Penhallowów. Ka
Ŝ
dy Dark i ka
Ŝ
dy Penhallow b
ę
dzie chciał si
ę
dowiedzie
ć
, kto odziedziczy
stary dzban Darków. Darkowie zawsze uwa
Ŝ
ali,
Ŝ
e dzban ten nieprawnie znajduje si
ę
w
posiadaniu ciotki Becky. Ostatecznie była tylko Penhallowówn
ą
. Dzban powinien nale
Ŝ
e
ć
do
kogo
ś
, kto urodził si
ę
Darkiem. Ale stary Teodor Dark zapisał go swojej ukochanej
Ŝ
onie i nie
było na to
Ŝ
adnej rady. Teraz dzban nale
Ŝ
ał do niej i mo
Ŝ
e go zostawi
ć
, komu zechce. A w
ci
ą
gu całych osiemdziesi
ę
ciu pi
ę
ciu lat nikt nie potrafił nigdy przewidzie
ć
, co zrobi ciotka
Becky.
Wuj Pyszniak wdrapał si
ę
na dwukółk
ę
, któr
ą
nazywał swoim „gigiem”, i skierował
leniwego siwka na boczn
ą
rdzaw
ą
drog
ę
, która prowadziła z India
ń
skiego Potoku do Srebrnej
Zatoki. Na jego okr
ą
głej twarzy dziwnie przypominaj
ą
cej pomarszczone jabłuszko pojawił si
ę
u
ś
miech zachwytu, a zadziwiaj
ą
co młode bł
ę
kitne oczy a
Ŝ
błyszczały. Wuj Pyszniak
obiecywał sobie
ś
wietn
ą
zabaw
ę
, gdy b
ę
dzie patrzył, co wyprawia klan. Jego to nie dotyczyło,
wiedział,
Ŝ
e nie ma szansy na odziedziczenie dzbanu, mógł by
ć
bezstronnym obserwatorem.
Nawet je
ś
li nieprawd
ą
było to, co si
ę
mówiło o jego pochodzeniu, z ciotk
ą
Becky ł
ą
czyło go
bardzo dalekie pokrewie
ń
stwo.
— Mam wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e starszej pani uda si
ę
rozp
ę
ta
ć
niezł
ą
awantur
ę
— oznajmił swej siwej
szkapie.
II
Mimo
Ŝ
e nie mo
Ŝ
na było liczy
ć
na pocz
ę
stunek, wszyscy Darkowie i Penhallowowie
przybyli na „bankiet” ciotki Becky. Nawet stara zreumatyzowana Krystyna Penhallow, która
od lat nie opuszczała domu, zmusiła zi
ę
cia, by j
ą
zawiózł przez las na wózku, który normalnie
słu
Ŝ
ył do wo
Ŝ
enia baniek z mlekiem. Rozsuni
ę
to drzwi mi
ę
dzy dwoma pokojami ciotki
Becky, w bawialni ustawiono mnóstwo krzeseł, ciotka Becky siedziała za
ś
w wielkim
orzechowym ło
Ŝ
u pod baldachimem, gotowa na przyj
ę
cie go
ś
ci, a oczy błyszczały jej jak
kotu. Ciotka Becky od chwili wyj
ś
cia za m
ąŜ
sypiała w tym ło
Ŝ
u i zamierzała w nim umrze
ć
.
Wiele pa
ń
z klanu patrzyło na to łó
Ŝ
ko po
Ŝą
dliwie, ka
Ŝ
da z nich ch
ę
tnie by je odziedziczyła,
dzi
ś
jednak wszyscy my
ś
leli tylko o dzbanie.
Ciotce Becky nie chciało si
ę
ubra
ć
na przyj
ę
cie go
ś
ci. O
ś
wiadczyła Kamilli,
Ŝ
e nie s
ą
tego
warci. Przyj
ę
ła ich w wypłowiałym czerwonym swetrze, siwe włosy miała upi
ę
te w kukiełk
ę
na czubku głowy, ale wło
Ŝ
yła pier
ś
cionek z brylantem i zmusiła zgorszon
ą
Ambro
Ŝ
yn
ę
,
Ŝ
eby
jej uró
Ŝ
owała policzki.
— W pani wieku to nie przystoi — protestowała Ambro
Ŝ
yna.
— Nudno jest robi
ć
to, co przystoi — odpowiedziała ciotka Becky.
— Dawno z tym sko
ń
czyłam. Ty, Ambro
Ŝ
yno Winkworth, masz robi
ć
, co ci ka
Ŝę
, i
zostaniesz za to wynagrodzona. Nie mam ochoty usłysze
ć
, jak wuj Pyszniak szepcze,
Ŝ
e „ta
stara była kiedy
ś
rumiana jak jabłuszko”. Nie
Ŝ
ałuj ró
Ŝ
u, Ambro
Ŝ
yno. Jak by mnie zobaczyli
wybladł
ą
i zn
ę
kan
ą
, uznaliby,
Ŝ
e mi mog
ą
wle
źć
na głow
ę
. Ach, Ambro
Ŝ
yno, bardzo si
ę
ciesz
ę
na dzisiejsze popołudnie. To b
ę
dzie moja ostatnia rozrywka po tej stronie wieczno
ś
ci i
mam zamiar doskonale si
ę
zabawi
ć
. Wszyscy ci moi krewni to harpie, które pojawi
ą
si
ę
tutaj,
Ŝ
eby zdoby
ć
jaki
ś
ochłap, ale ja im poka
Ŝę
!
Darkowie i Penhallowowie
ś
wietnie o tym wiedzieli i ka
Ŝ
dy podchodz
ą
c do orzechowego
ło
Ŝ
a dr
Ŝ
ał, przekonany,
Ŝ
e ciotka Becky zada mu najbardziej obel
Ŝ
ywe pytanie, jakie jej
przyjdzie na my
ś
l. Wuj Pyszniak przyszedł bardzo wcze
ś
nie, zaopatrzywszy si
ę
w kilka
opakowa
ń
gumy do
Ŝ
ucia, i zasiadł na krze
ś
le tu
Ŝ
koło rozsuni
ę
tych drzwi; był to
ś
wietny
punkt obserwacyjny, mógł st
ą
d wszystkich widzie
ć
i słysze
ć
ka
Ŝ
de słowo wypowiedziane
przez ciotk
ę
Becky.
— A, to ty jeste
ś
tym człowiekiem, który spalił własn
ą
Ŝ
on
ę
!
— wykrzykn
ę
ła ciotka Becky na widok Stantona Grundy’ego, wysokiego chudego
m
ęŜ
czyzny, który u
ś
miechał si
ę
sardonicznie. Był on człowiekiem spoza klanu — dawno,
dawno temu po
ś
lubił Robin
ę
Dark, a kiedy zmarła, kazał spali
ć
jej ciało w krematorium.
Darkowie nigdy mu tego nie wybaczyli, czym Stanton Grundy bynajmniej si
ę
nie przejmował
i teraz te
Ŝ
u
ś
miechn
ą
ł si
ę
tylko, uznaj
ą
c,
Ŝ
e ciotka Becky chciała sobie za
Ŝ
artowa
ć
.
— Tyle zamieszania o dzban warty zaledwie par
ę
dolarów — zauwa
Ŝ
ył wzgardliwie,
siadaj
ą
c obok wuja Pyszniaka.
Wuj Pyszniak wsun
ą
ł gum
ę
do
Ŝ
ucia pod j
ę
zyk i szybko skłamał, gdy
Ŝ
tego wymagała
klanowa solidarno
ść
.
— Cztery lata temu jaki
ś
kolekcjoner ofiarował ciotce Becky sto dolarów — o
ś
wiadczył.
Na Stantonie Grundym zrobiło to du
Ŝ
e wra
Ŝ
enie, ale pragn
ą
ł to ukry
ć
i zauwa
Ŝ
ył,
Ŝ
e
on
nie
dałby nawet dziesi
ę
ciu.
— To po co tu przyszedłe
ś
? — spytał wuj.
—
ś
eby si
ę
zabawi
ć
— odparł spokojnie pan Grundy. — Z powodu tego dzbana wszyscy
zaczn
ą
si
ę
na pewno wodzi
ć
za łby.
Wuj Pyszniak był tak oburzony,
Ŝ
e o mały włos połkn
ą
łby gum
ę
. Jakim prawem ten facet
spoza klanu, którego w dodatku podejrzewano,
Ŝ
e jest wyznawc
ą
Swedenborga, o
ś
miela si
ę
bawi
ć
kosztem Penhallowów i Darków? On, Pyszniak Penhallow, ochrzczony kiedy
ś
Plik z chomika:
bajkaloni
Inne pliki z tego folderu:
SWLDD.rar
(3879 KB)
Shreve Anita - Historia pewnego lata.pdf
(1169 KB)
De Witt Marie - Oszustwo.pdf
(659 KB)
Picoult Jodi - Dziesiąty krąg(1).doc
(5073 KB)
Montgomery Lucy - Dzban ciotki Becky.pdf
(1197 KB)
Inne foldery tego chomika:
coś do nauki
dla ducha
Dla Kobiety
Dla Mężczyzny
Dla rodziców
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin