http://wyborcza.pl/1,75248,8297715,Za_duzo_Kosciola_w_naszym_zyciu.html
9 sierpnia 2010, Warszawa, Krakowskie Przedmieście. Nocna manifestacja przeciwników krzyża spod Pałacu Prezydenckiego, która przyciągnęła głównie młodzież
Wojciech Olkuśnik/AG
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Katarzyna Wiśniewska
ZOBACZ TAKŻE
· Śledztwo przeciwko Dodzie. Czy można obrazić uczucia religijne? (27-08-10, 17:00)
· Co zmienić w konkordacie? (27-08-10, 17:00)
· Kościół zderzył się z państwem (26-08-10, 17:18)
· Popżałobę zaprowadzili (20-08-10, 15:00)
· Ksiądz nie może odrzucać od Kościoła (18-08-10, 17:00)
· Nie rozumiem (10-08-10, 15:00)
· Nocny happening pod krzyżem (10-08-10, 01:46)
Sondaże pokazują, że przeciętny Polak katolik nie zgadza się z nauką Kościoła w licznych kwestiach obyczajowych (antykoncepcja, in vitro), co nieraz idzie w parze z rosnącym dystansem wobec pobożności zinstytucjonalizowanej. Tyle że próba badawcza na ogół nie obejmuje najmłodszego pokolenia. I o religijności nastolatków, stopniu ich przywiązania do Kościoła nie wiadomo wiele. Co prawda niedawno Katolicka Agencja Informacyjna ogłosiła optymistyczne dla naszego Kościoła badania International Civic and Citizenship Education Study. Wynika z nich, że polscy gimnazjaliści są bardziej religijni niż ich rówieśnicy z kilkudziesięciu krajów świata. Gromadnie - w 97 proc. - zadeklarowali przynależność do jakiegoś wyznania, podobnie jak Grecy, Cypryjczycy, Maltańczycy. Na ich tle młodzi Czesi czy Anglicy wypadli blado.Tylko czy faktycznie jest tak różowo? Do myślenia mogą dawać sporadyczne wybuchy antyklerykalizmu wśród młodzieży - czy raczej sprzeciwu wobec obecności Kościoła w przestrzeni publicznej: casus klasy z XIV LO we Wrocławiu, która chciała usunięcia krzyża z sali lekcyjnej. Kościół w oczach nastolatków nie jest już jak kiedyś najwyższą instancją - kwestionują nie tylko jego nauczanie moralne, ale także nadmierny ich zdaniem wpływ na życie społeczne i publiczne. Dobrze pokazują to badania poznańskiego socjologa prof. Józefa Baniaka opublikowane w książce "Między buntem a potrzebą akceptacji i zrozumienia"*. Prof. Baniak zapytał 955 uczniów gimnazjów miejskich i wiejskich o ich stosunek do Kościoła, praktyki religijne, badał także ich poziom wiedzy religijnej. Ankiety, w których znalazło się prawie 90 pytań (otwartych i zamkniętych), były anonimowe. Na podstawie wyników trudno byłoby pisać pochwałę pobożności gimnazjalistów.
Księża w kółko o seksiePozornie nie ma powodów, by bić na alarm. Frekwencja na mszach nie jest najgorsza. Co niedzielę do kościoła chodzi nieco ponad połowa badanych.Obiegowa opinia o pobożnej wsi i mocniej zlaicyzowanym mieście znajduje tu potwierdzenie: w szkołach wiejskich regularnie na mszach bywa o 10 pkt procentowych więcej niż w miastach.Ale stosunek do sakramentów wedle Baniaka dowodzi raczej słabego zaangażowania religijnego gimnazjalistów i - jak zauważa - "odbiega dość znacząco od oczekiwań Kościoła". Do spowiedzi wielkanocnej - zgodnie z przykazaniem kościelnym to obowiązek każdego katolika - przystępuje ok. 34 proc. gimnazjalistów. Co ciekawe, dwie piąte badanych w ogóle nie zdaje sobie sprawy z takiego obowiązku. Ich komentarze są wymowne. Niespowiadający się tłumaczą, że spowiedź "nie robi na nich większego wrażenia". Inni nie zamierzają "podporządkowywać się automatycznie" nakazom Kościoła.Można oczywiście tłumaczyć to "trudnym wiekiem", buntowniczą naturą nastolatków. Albo w przyczynach, dla których niektórzy gimnazjaliści omijają konfesjonał, zobaczyć światło ostrzegawcze dla Kościoła. "Nie przystępuję do spowiedzi w ogóle, także na Wielkanoc, bo mam uraz do księży. Oni podczas spowiedzi interesują się tylko seksem i erotyką, pytają, czy już spałam z chłopakiem, a jeśli tak, to jak często to robię, i czy stosuję środki antykoncepcyjne" - twierdzi 16-latka.Takie wyznanie skłania do pytania o jakość duszpasterstwa. Drażliwe kwestie etyki seksualnej pochłaniają wielu duchownych bez reszty. Widać to chociażby po in vitro, które w ciągu ostatnich lat - sądząc po kazaniach i listach pasterskich Episkopatu - awansowało do czołowego problemu polskiego Kościoła, spychając w cień nawet antykoncepcję i aborcję. Ludziom, zwłaszcza młodym, którzy w kazaniu szukają duchowej strawy, taka dyżurna moralistyka nie wystarczy. Trafnie ujął to w wywiadzie dla KAI prymas Józef Kowalczyk: "Skarżył mi się pewien lekarz, który w Dzień Zaduszny przyszedł na sprawowaną na cmentarzu mszę, aby pomodlić się za dusze najbliższych, w tym swojej żony, a tymczasem usłyszał płomienne kazanie o złu aborcji... Jeżeli o tym wspominam, to nie po to, by krytykować księdza, którego nie znam, ale zachęcić do tego, byśmy panowali nad swoimi emocjami, byśmy znali hierarchię wartości, w tym rangę świąt, które celebrujemy, po to by nie stanowiły one okazji do wyładowywania emocji, niezwiązanych z istotą danej uroczystości".Duchownym może dać do myślenia, że nauka Kościoła o moralności - głoszona przy każdej okazji - coraz częściej trafia w próżnię. Środki antykoncepcyjne akceptuje aż 83 proc. nastolatków pytanych przez prof. Baniaka. Zaledwie 8 proc. odrzuca je, bo "są katolikami i szanują wskazania Kościoła dotyczące antykoncepcji i odpowiedzialnego rodzicielstwa".Ma rację prof. Baniak, pisząc, że Kościołowi brakuje wspólnego języka z młodymi ludźmi, że "dyktat" jedynie słusznych rozwiązań budzi raczej sprzeciw niż posłuch.Kilkakrotnie słyszałam z ust biskupów, że jeśli nauka Kościoła "będzie wyraźniej głoszona", społeczeństwo przekona się o jej słuszności. Jako żelazny argument podawano słabnącą na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat akceptację aborcji. Hierarchowie wierzą, że podobnie będzie z in vitro, antykoncepcją. Badania pokazują, że to tylko pobożne życzenie.Grzech politycznyMłodzi ludzie czują się nie tylko pouczani, ale niezrozumiani. Aż jedna trzecia gimnazjalistów skarżyła się, że Kościół nie interesuje się ich problemami, a jedynie "usiłuje na różne sposoby zdominować młodzież, narzucić jej własną doktrynę i model religijności".Gimnazjaliści odczuwają tę presję także wtedy, gdy kazania zmieniają się w mowy rodem z wieców wyborczych. Mocno przeszkadza im rozpolitykowanie duchowieństwa. Uwadze nastolatków nie uszła chęć instruowania wiernych przed wyborami. 66 proc. jest zdania, że księża starają się wpłynąć w tej kwestii na katolików na różne sposoby: przede wszystkim w kazaniach i listach pasterskich, ale także są też tacy, którzy skarżą się, że księża na lekcjach religii wskazują na "najlepszych kandydatów", prosząc w dodatku aby ich sugestie przekazać rodzinie. Opinia 17-letniego chłopaka - pisana za czasów rządów PiS - brzmi jak komentarz do wydarzeń ostatnich tygodni: "Nasz proboszcz to nie przepuści żadnemu politykowi z PO i innej partii z opozycji, a tylko wychwala polityków i program PiS. Słyszmy to niemal w każdą niedzielę. A podczas wyborów to niemal szalał pod tym względem. Ludzie nie chcą chodzić na mszę do naszego kościoła, a idą do innych parafii, w których księża nie politykują na kazaniach".Większość nastolatków - ponad 74 proc. - uznała Kościół za aktywnego uczestnika życia politycznego, zarówno na najwyższych szczeblach, jak i w polityce samorządowej. Z tego ponad 36 proc. nazywa udział Kościoła w życiu państwa "przesadnym" (w gimnazjach miejskich nastolatków, którzy tak sądzą, jest prawie 40 proc., w wiejskich o 9 pkt proc. mniej).Ponadto niemal połowa badanych uważa, że głos Kościoła nie pada w próżnię, ale ma realny wpływ na decyzje polityczne.Pytani przez Baniaka gimnazjaliści (ponad 77 proc.) domagają się, by ksiądz był apolityczny, skupiony na sprawach wiary. 16-latka tłumaczy: "Polityka to nie zadanie dla księży, ale dla świeckich fachowców. Księża są biegli w sprawach religijnych i na nich powinni poprzestać. Ludzie widzą, że księża coraz częściej angażują się w politykę i przestają się modlić, a raczej modlą się tylko za pieniądze, gdy ktoś zamówi u nich taką posługę" .Wyniki ankiety prof. Baniaka dowodzą, że angażowanie się Kościoła w politykę osłabia go, bo podkopuje autorytet duchownych. Stąd pełne zaufanie do Kościoła zadeklarowało ok. 41 proc. gimnazjalistów, a więcej - 44 proc. - ma zaufanie "ograniczone". Wśród przyczyn wymieniają najczęściej właśnie upolitycznienie Kościoła, a także nadmiernie wyśrubowane wymagania wobec wiernych w kwestiach etyki seksualnej. Niektórzy nie ufają Kościołowi, zarzucając księżom podwójną moralność.Gimnazjaliści, także ci głęboko wierzący, postulują całkowity rozdział Kościoła od państwa. "Bo inaczej biskupi i księża zastępowaliby urzędników świeckich i wpływali na ich decyzje i postępowanie, a tak nie powinno być w normalnym kraju" - pisze jeden z nastolatków.Ankietę przeprowadzono grubo przed kampanią prezydencką, kiedy w wielu kościołach zapanowała wyjątkowa mobilizacja wyborcza. Księża posuwali się do ostrzeżeń, że głosowanie na Bronisława Komorowskiego to grzech. Można łatwo przewidzieć, że ten osobliwy "katechizm" jest szczególnie trudny do przyswojenia właśnie dla ludzi młodych. Wchodząc w polityczne rozgrywki, to ich utratę ryzykuje Kościół najbardziej.Papież w Trójcy ŚwiętejTakże lekcje religii w szkołach są przez wielu gimnazjalistów odbierane jako oznaka władzy Kościoła - uważa tak 62 proc. z nich. Padają komentarze o "siłowym wprowadzeniu religii do wszystkich szkół" czy "nadużywaniu władzy" i "przesadnej swobodzie Kościoła w państwie".Jeśli takie podejście do religii dominuje wśród młodzieży, trudno się dziwić, że poziom religijnej edukacji może przyprawić o śmiech - chociaż dla katechetów i biskupów to raczej powód do załamania rąk. Problemów przysporzyło gimnazjalistom ustalenie składu Trójcy Świętej. Niektórzy dokooptowali do niej Matkę Boską (26 proc.). Dalsze miejsca zajęli św. Józef, św. Piotr, a nawet papież.Kuleje też wiedza nastolatków o Chrystusie - tylko 47 proc. odpowiedziało w ankiecie poprawnie - że jest Bogiem i człowiekiem. Prawie 22 proc. nie zna liczby sakramentów i tylko jedna czwarta nastolatków wie, że ewangelistów było czterech. Skąd ta ignorancja? Niektórzy tłumaczyli ją częstą nieobecnością na religii. Inni narzekali na katechetów i sposób prowadzenia lekcji. Uczniowie często nie mają też pojęcia kto tworzy Episkopat Polski, a trzy piąte respondentów - co ciekawe przeważała to młodzież wiejska - nigdy nie widziało na oczy ordynariusza swojej diecezji. Nie wydaje się, żeby wprowadzanie religii do średniej ocen, o co tak mocno zabiegał Kościół, było cudownym lekarstwem. Niedawno w wywiadzie dla "Gazety" Cezary Gawryś, były redaktor naczelny katolickiej "Więzi", nazwał dyskusję o średniej czy maturze z religii "zastępczą". "Prowadzenie lekcji jest nieraz drogą krzyżową dla młodego księdza czy katechety niedostatecznie przygotowanego lub bez charyzmy. To powinien być przedmiot troski dla biskupów" - mówił. Z badań prof. Baniaka jasno widać, że ma rację: krytykowanie nieuctwa nastolatków sprawy nie załatwi. Według hierarchów średnia z religią miała ten przedmiot dowartościować. Problem w tym, że skoro sama obecność religii w szkole bywa przez gimnazjalistów postrzegana jako "panoszenie się" Kościoła, to podobnie może być odbierana walka -wygrana - o średnią. Dlatego strategia Kościoła oparta na zdobywaniu kolejnych przyczółków, osiąganiu prestiżowych - z punktu widzenia hierarchii - rozwiązań także w systemie edukacji, może okazać się strzałem w stopę.<i>* Józef Baniak, „Między buntem a potrzebą akceptacji i zrozumienia. Świadomość religijna i moralna a kryzys tożsamości osobowej młodzieży gimnazjalnej. Studium socjologiczne”, wyd. homini, Kraków 2009 r.</i>
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,8297715,Za_duzo_Kosciola_w_naszym_zyciu.html#ixzz0y6kgLZuW
Templum