Apetyt na bachory.doc

(208 KB) Pobierz
Apetyt na bachory

Apetyt na bachory

Jest takie miejsce pod samą granicą

z Ukrainą, gdzie bez obaw można molestować

młodziutkich chłopców. A jakby

komuś zależało na efektach specjalnych,

może też bachorowi bezkarnie przylać...

 

Czy obmacywanie młodych chłopców wbrew ich woli jest karalnym molestowaniem seksualnym?

Absolutnie nie, skoro sprawca – ksiądz katolicki – nie zechciał przyznać się dobrowolnie, że „ma zaburzone

preferencje seksualne”. A czy za fizyczne i psychiczne znęcanie się nad dziećmi można uznać miażdżenie

im przez tegoż księdza palców, bicie, obelżywe traktowanie oraz terroryzowanie zapowiedzią odebrania

rodzicom i umieszczenia w domu dziecka? Nie, pod żadnym pozorem, gdyż... „taki czyn nie zawiera znamion

czynu zabronionego ściganego z oskarżenia publicznego oraz brak interesu społecznego w kontynuowaniu

ścigania z urzędu”.

Prokuratura Rejonowa w Tomaszowie Lubelskim postanowieniem z 22 grudnia 2006 r. Umorzyła śledztwo (sygn. Ds. 320/06/S) w sprawie:

1. Dopuszczenia się „innej czynności seksualnej” wobec 13-letniego Cezarego J.;

2. Doprowadzenia przemocą 17-letniego Tomasza F. do poddania się „innej czynności seksualnej”;

3. Fizycznego i psychicznego znęcania się nad uczniami Szkoły Podstawowej w Machnowie Nowym

(woj. lubelskie, diecezja zamojsko- -lubaczowska).

O te wszystkie draństwa podejrzewano miejscowego księdza proboszcza Stanisława G. Zdaniem prokuratury – całkiem niesłusznie, bo po 14 miesiącach badania oskarżeń sprawę umorzono.

I choć osoby postronne mają absolutny szlaban na akta, znaleźliśmy podstawy do postawienia

pytania: czy śledztwu nie został aby ukręcony łeb przez panią prokurator Joannę Herdę?

 

Wyczyny ks. Stanisława już opisywaliśmy („Ciepło w majtkach”, „Czarne jest białe” – „FiM” 15, 38/2006), więc przypominamy w skrócie, że: pleban pozwolił sobie na „zachowanie apetytywne” wobec Cezarego J. – jak to określiła dr Maria Hascewicz-Rzecka (psychiatra-seksuolog, powołana przez prokuraturę w charakterze biegłego). Mówiąc prościej: próbując dzieciaka obmacywać, dawał do zrozumienia, że ma ochotę na seks i badał, czy adresat wysyłanych sygnałów też byłby skłonny...

„Po zorientowaniu się, że chłopiec ani ich [sygnałów] nie akceptuje, ani nie będzie dostatecznie uległy i podporządkowany, Stanisław G. nie dokonywał prób zachowań konsumacyjnych” – stwierdziła Hascewicz-

Rzecka, zauważając ponadto, że „zachowanie Stanisława G. nosiło znamiona »innej czynności seksualnej« w rozumieniu kodeksu karnego”; księdza uratował prof. Zbigniew Lew-Starowicz, który orzekł, że ręka wędrująca w stronę przyrodzenia Cezarego „może być wyrazem:

1) okazywania sympatii i czułości bez seksualnych motywów,

2) nieświadomych preferencji seksualnych, np. efebofilii, orientacji homoseksualnej,

3) świadomych ww. preferencji seksualnych i wiążących się z nimi zachowań apetytywnych”.

A że prokuratura nie zebrała żadnych innych – poza zeznaniami pokrzywdzonego – dowodów dotyczących preferencji seksualnych ks. Stanisława G., „nie ma podstaw do uznania przypisywanych mu zachowań jako innych czynności seksualnych” – ocenił Lew-Starowicz, co pozwoliło Joannie Herdzie umorzyć śledztwo w zakresie wątku obyczajowego.

 

Okazuje się, że profesor nie potrafił zająć jednoznacznego stanowiska, bo...

prokuratura nie pokazała mu wszystkiego! Nie widział m.in. protokołów zeznań:dwóch świadków, którzy

opowiedzieli śledczym o incydencie z lipca 2003 roku, kiedy to ksiądz G. Zaproponował wspomnianemu

wyżej – wówczas 17-letniemu – Tomaszowi F. Przejażdżkę śladem parafialnej pielgrzymki pieszej do Częstochowy i w samochodzie usiłował wciskać mu łapę w rozporek („Ksiądz na siłę próbował masować Tomka po kroczu” – mówili w prokuraturze);

Haliny F. (matka Tomka) – „Powiedziałam księdzu, że jest pedałem i powinien się leczyć. Odpowiedział

z uśmiechem »różne są choroby «. Zaproponował mi 1000 zł, które przyjęłam, bo musiałam jeździć z synem do lekarzy”;

Grzegorza G., który w nieodległej przeszłości – jako 16-latek – był obiektem nachalnej adoracji ze strony ks. Stanisława. „Często mnie obejmował, zarzucając rękę na szyję. Dało się zauważyć, że obściskiwanie

sprawiało mu wyraźną przyjemność.

Próbował pieścić moją szyję, gładził po policzku i bardzo się tym podniecał. Trwało to ponad rok. Dla mnie te zachowania były wyjątkowo nieprzyjemne, wręcz homoseksualne.

Wreszcie nie wytrzymałem i pewnego razu odepchnąłem jego rękę. Wtedy przyjaźń się skończyła i dokuczał mi przy każdej nadarzającej się okazji” – powiedział były uczeń księdza G.

Wyjaśnijmy, że Tomasz F., przesłuchany 25 października 2005 r. w charakterze świadka, nie złożył wniosku

o ściganie seksualnego agresora, choć – jak czytamy w protokole – pouczono go o takiej możliwości.

On sam twierdzi, że został wprowadzony w błąd, gdyż nikt mu nic nie mówił. No, ale kwit z podpisem w aktach jest, więc trudno kwestionować decyzję o umorzeniu śledztwa w zakresie wymienionego na wstępie punktu 2. Bo choć „przedmiotowe zdarzenie miało miejsce” – potwierdza prok. Herda – to wobec ukończenia przez pokrzywdzonego 17 lat nie mogła wszcząć śledztwa bez jego wyraźnie sformułowanego życzenia.

A co stanęło na przeszkodzie, żeby prof. Lew-Starowicz mógł obejrzeć wszystkie zebrane w sprawie dowody, a rodzice z Machnowa dowiedzieli się wreszcie, czy ksiądz G. okazuje ich pociechom tylko „sympatię i czułość”, czy raczej „zachowania apetytywne” efebofila lub zwykłego homoseksualisty?

 

W pierwszej fazie śledztwa wydawało się bezsporne, że z czego jak czego, ale ze znęcania pleban się nie wywinie:

Katarzyna W. zeznała o celowym przytrzaśnięciu palców synowi;

Irena Ch. opowiedziała o odgrywaniu się ks. Stanisława na jej dziecku (m.in. bicie książką po głowie) za to, że rodzice zbyt mało płacą na kościół;wyszło na jaw, że podczas lekcji katecheta bił Justynę K. Gazetą po twarzy;

wielu innych rodziców zgodnie potwierdzało do protokołu, że ich dzieci „są obrażane przez księdza, wyzywane od kłamczuchów i innymi obraźliwymi słowami, poniżane”, że „wielokrotnie doprowadzane były do płaczu (...). Ksiądz straszy dzieci, że pozbawi ich rodziców praw rodzicielskich, a one zostaną adoptowane.

Dzieci ze strachu nie chcą chodzić na religię, a niektóre (np. Ewa N.) nawet nie chcą przystąpić do I Komunii Świętej”; wprawdzie większość nauczycieli schowała głowę w piasek („nic nie widzieli, nic nie słyszeli”), ale

najodważniejsi – Anna T., Danuta B. i Marcin P. – wyłamali się ze zmowy milczenia i potwierdzili, że uczniowie bardzo często skarżyli się na krewkiego katechetę.

Podczas przesłuchań dzieci (49 zeznających), dało się zauważyć charakterystyczne zjawisko: pierwsza

grupa opowiadała bez żadnych zahamowań o zachowaniach sutannowego, a biegli psychologowie ani

na jotę nie kwestionowali prawdomówności maluchów. Jednak w późniejszych przesłuchaniach drugiej

grupy wiele dzieci („starających się mówić pozytywnie o księdzu, jak np. Dominika M., Patryk K., Dominik

G.– czytamy w aktach) kłamało pod ewidentnym – zdaniem biegłych – wpływem dorosłych lub „pośrednim,

mimowolnym wpływem opinii innych osób na temat zdarzeń w szkole”.

A był to – przypomnijmy – okres, gdy do kontrataku przystąpiły aktywistki parafialnego Legionu Maryi,

odgrażające się w kolportowanym po okolicy specjalnym memorandum, że „intryganci, którzy dla własnych – dziś niejasnych jeszcze – powodów czynią krzywdę, podobnie jak czynili to względem poprzednich proboszczów, odpowiedzą za tę haniebną działalność”.

 

Prokuratura nie podjęła ryzyka zmierzenia się z ciemnogrodem:

„Niewątpliwie zachowanie się Stanisława G. wobec uczniów Szkoły Podstawowej w Machnowie Nowym należy uznać za niezgodne z wymogami pedagogicznymi (...). Czyny te jednakże ścigane są z oskarżenia prywatnego,

brak jest interesu społecznego w kontynuowaniu ich ścigania z urzędu, zważywszy na okoliczność, że zdarzenia te miały charakter najczęściej jednorazowy, a także okoliczność, że większość rodziców nie czuje się pokrzywdzona postępowaniem Stanisława G.” – wyjaśniła prok. Herda w postanowieniu o umorzeniu śledztwa.

„Charakter jednorazowy”?

Udało nam się dotrzeć do pewnego dokumentu, dowodzącego czegoś całkiem innego.

 

 

Oto fragment pisma z 7 grudnia 2006 r. adresowanego do Prokuratury Rejonowej w Tomaszowie Lubelskim: „(...) kilkakrotnie młodzież informowała o konflikcie z księdzem [Stanisławem G.], jak również o próbach przemocy fizycznej przez wyżej wymienionego wobec uczniów. Dyrekcja przeprowadzała z księdzem rozmowy na temat

jego niewłaściwego zachowania. Informacje o takim zachowaniu były również przekazywane do księdza dziekana (...). Być może, mamy taką nadzieję, również to było powodem przeniesienia księdza do innej parafii– łudzi się Dariusz Szadowski, dyrektor Zespołu Szkół nr 3 w Hrubieszowie, gdzie w latach 1999–2003 ks. Stanisław nauczał religii.

Jeśli ten kwit przypadkowo wypiął się z prokuratorskich akt, chętnie udostępnimy kopię...

 

Dochodzą nas z Machnowa słuchy, że ksiądz proboszcz triumfuje i zamierza włóczyć po sądach rodziców

oskarżających go o bezeceństwa.

Prokuratura obiecuje im (usiłuje ratować twarz?), że jeśli tylko wniosą prywatne akty oskarżenia, chętnie przekaże sądowi wszystko, co ma na ks. Stanisława.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin