14351.txt

(781 KB) Pobierz
Danuta Mostwin: Szmaragdowa zjawa.

Copyright by Danuta Mostwin, Warszawa 1988
	Opracowanie graficzneJoanna Chmielewska
	Redaktor
	Józef Szczypka
	Redaktor techniczny
	Ewa Dębnicka
	KorektorHanna Dyszkiewicz
	40B58
	ISBN 83-211-0955-1
	INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 19B8
	Wydanie I.
Nakład20000-350 egz.
Ark. wyd.
23,3.
Ark.
druk.
24,25/16.
Papier offset.
kl. III, 70 g, 82x104.
Oddano do składania w grudniu1987 r.
Podpisanodo druku wpaździerniku 1988 r.
Druk ukończono w listopadzie 1988 r.
Żarn.
1655.
L'-56.
	prlnted In Poland byZakłady Graficznew Toruniuul.
Katarzyny4
	fówc
	Młodości moich rodziców.

Sam siebie celebruję
	I co ja przyjmę, ty przyjmiesz,
	Gdyżkażda drobina dobra, należąca do mnie, i.
do ciebienależy.
	Uwalniam i zapraszam moją duszę,
	Pochylamsię leniwie i spokoju pełen.
obserwującźdźbło letniej trawy.
	We wszystkich ludziach widzę siebie,
	Ani więcej, ani o ziarno jęczmienia mniej
	I to, co dobrego i złegomówię o sobie, o nich powiem.
	Językmój, każdy atom mojej krwiz te; ziemi
	I tego powietrza, ukształtowany nimi.
	Tu urodzony, ze zrodzonych tu rodziców i ich z tej ziemi przodków,
	Ja, teraz trzydziestosiedmioletni, zdrowy, zaczynam,
	Lecz myślę, że nie skończę aż do śmierci.
	Słyszałem, co opowiadali opoczątku i końcu,
	Ale ja anio początku, ani o końcu nie mówię.
	Nigdy nie było tyle sprawrozpoczętych, co teraz,
	Ani więcej młodościczy wieku dojrzałego niż teraz,
	I nigdy nie będzie więcej doskonałości niż teraz,
	Ani więcej nieba czy piekła niż teraz.
	Ogromne wrota stodoły rozwarte na oścież igotowe,Sucha trawa czasu zbiorów zapełnia wolno sunący wóz,Czystość światła drży i wiąże brąz, szarość i zieloność odcieni.
	Naręczawrzucane do przepełnionychsąsieków,
	Jestem tu, pomagam, przyjechałem rozciągnięty na kopiesiana,
	Z jedną nogą wspartą o drugą czułem łagodne kolebanie.
	Skaczę z poprzecznejbelki, zaplątuję się w koniczynę i tymotkę i opadam
	Głową w dół, potargany, z włosami pełnymi siana.
	Samotnyw dziczy poluję,
	Błądzę, oczarowany własnąlekkością i rozradowany,
	Późnym popołudniemwybieram bezpieczne miejsce na nocleg,
	Rozniecam ogień i piekę świeżo ubitą zwierzynę,
	Usypiam na stosieliści,pies mój i strzelba u boku.

Jankeski kliper o żaglach podniebnych odbił, płynie.
Oczy moje wychwytują ląd,wychylam sięPoprzezdziób albo z pokładu krzyczę radośnie.
	We mnie ukochanie życia i gdziekolwiek ono, tam się zwracam,Przed zapadłymi i nędznymi zakątkami pochylony, klęczę.
Ani człowieka, ani rzeczynie opuszczę,Wszystko w siebie i dla pieśni tej przejmuję.
	WaltWhilm!
m,Źiatray, 1855
	Główne postacie powieści
	Irena Żuławska ("Grubcia")Tadeusz Żuławski, jej mąż
	Boga,córka Ireny i Tadeusza
	Paulina SkorczycaDominik Skorczyca, jej mąż
	Irena, Wacława ("Gryknia"), Emilka (Michasia),
	Oleńka("Kogdzia"),
	Tereska, Mańcia córki Pauliny i Dominika.
Bolek iHeniek synowie.
	Felicja i Józef rodzice Tadeusza Żuławskiego.
Mikołaj("Lutek")Polko przyjacielTadeusza
	Jadwiga, żona Mikołaja
	Lilka i Wojtek ich dzieci.
	Konstanty, bratPauliny
	Stefan, brat Pauliny, Władka, jego żona,Halina, ich córka
	tA...

Klucze
	Prolog
	Świat, ten cień duszy albo drugie ja, rozpostartyszeroko wokół mnie.
	Uroki jegoto klucze otwierające moje myśli,wprowadzającena drogę samopoznania.
Przepełniony entuzjazmem, biegnę w ten porywającyzgiełk.
	Ralph Waldo Emerson
	Parowiec dobija do portu.
Poranna, ciepła mgła.
Daleko iskrzącesię ulice Manhattanu.
Jest to dzień Wielkich Narodzin.
Wigilia.
A teraz, w roku 1,951 jest to dzień narodzin naszych w nowymświecie.
Stoję wtłumie oczekujących.
Wspinając sięna palce,powiewam amerykańską chorągiewką, a w drugiej ręce wiązankakwiatów.
Witam więc ich podwójnie.
Przyczepiłam nawet do guzikamego płaszcza kolorowe baloniki, aby było jeszcze bardziej po amerykańsku, ale w kieszeni szukam przygotowanego na tę okazję zawi' niątka z chlebem i solą.
Jest to bowiem przejście progu nieznanychizb innego życia.
Z obszernej mojej torby,w której tyle nagromadziłosię rzeczyi spraw, wydobywam klucz iuroczyście otwieram nim czasprzeszły.
Robię to z ogromną, tkliwą ostrożnością, aby nie skruszyćczasu delikatnego jakskrzydła zasuszonego motyla, w którychschwytana tęcza, barwy fiołkowego irysa i wiosennych żonkili.
Kluczem otwierającymczas jest umiejętnośći decyzja rozdzielenia,przyznania,że jest we mnie więcej osób o tym samym imieniu itemperamencie.
Ustępują sobie miejsca.
Chronologia czasu wyznacza im kwatery i nakazuje milczenie.
Ale dotknięte kluczem zrywają
	MoltazEmilyDickinson,Ralphaw.
EmersonaiWaltaWhiimana, zamieszczonev tej powieści, przełożyła autorka.
	10
	^r'
	S^, starają się ustawićjak najbliżej w zasięgu mojej wyobraźni;'t,pamięci.
Domagają się prawa głosu.
Słyszę ich wymówkii płaczliwe'Zwoływania.
Jestemnieugięta, zatykam uszy i wypuszczam nawolliośc tylko tę jedną, obiecując, że być może powołam jew przyszłości.
^.: Stoję na pokładzie, mam dwadzieścia dziewięć lat iten dzień
	^wigilijny rozpoczyna moje nowe życie.
Podnieca mnie przygoda, ale
	Wgłębi drżę z przerażenia.
Zawsze bałamsię wszystkiego, anajwięcejniepewnego jutra.
Ale przybicie do nowojorskiego portu odurzamnie: ruch, wyczucie musującego życia.
Wydaje mi się, jakby toWszystko należało już do mnie, a ja wstępując na ziemię amerykańską, natychmiast stawałam się jej częścią, związana, połączonaz nią
	,- oddechem.
Oczekując na samą siebie, upominam pobłażliwie stojącąna'pokładzie parowca: jesteś skazana na rozdwojenie.
Od początku,zrazunieświadomie, a potem z corazwiększą, coraz bardziej pogłębiającąsię świadomością balansować będziesz na kładce,pod którądwie w przeciwne strony rwące rzeki: polska i amerykańska.
Nieutrzymasz balansu.
Raz jedna, raz druga rzeka porwie cię i pogruchotana okamieniste dno,znów nawracać będziesz do swego porno"stu.
Nigdy na zawsze tu, nigdy na zawsze tam.
Odpychana i przyciągana, odrzucająca i powracająca.
Szukać będziesz daremniewłasnego miejsca, znajdując Je Jedynie wtrzecim wymiarze.
	jest nas tu, spoglądających z wysokości pokładu na nowyświat,pięcioro.
Staś matrzydzieści trzy lata.
Jegomłodość i odwaga,satysfakcja z pokonywaniaprzeciwieństw, lśnią jak pancerz.
A jegoprzymierze z bogiem wojny,Marsem, pod którego znakiem przyszedł na świat, daje mu miecz,który przypasuje sobie do boku.
Idącna spotkaniez amerykańską puszczą.
	Uprzedzam: dżunglanowego świata ogarnie cię inaczej.
S^ tuzarosłe wysoką trawą trzęsawiska,aligatory kryją się pod zielonąrzęsą uroczych lagoons, zatrute bluszcze oplątują się wokoło nóg, amałe jadowite wężewypełzają znienacka.
Ale Staś czuje tylko rękojeść miecza i wydaje mu się,że jest to broń wypróbowana i niezawodna.
Jacek madwa i pół roku.
Chociaż jeszcze podniecony Christmasparty, naktórej przy szalonych, rozdzwonionychJingleBells obdarowano go kolorową katarynką-karuzelą, drży i popłaBajorka (ang.
)' Przyjęcie Bożonarodzeniowe (ang.
)
	Popularna amerykańska piosenka Bożonarodzeniowa (pozbawiona jednak akcentów religijnych).
Jej pierwsze słowa brzmią: Dżiaiyzą dzwonki, dźwięczą dzwonki,aswifcztf cala drogę.
	^...

kuje.
Przecież nie z zimna.
Opatulony w wełniane rajtuzy, swetryi szale odczuwa szok wyrwania.
Jego polskie dziedzictwo byłotylkow nas.
Ciążyło nad nim.
Urodzony w Londynie, nieczuł się nigdyzwiązany ze swoim brytyjskim rodowodem.
Odjeżdżaliśmy z Angliibez żalu, raczej rozżaleni odepchnięciem, przypominaniem, żejesteśmy zawadzającymi cudzoziemcami.
Jacek więc tracił Anglię,kraj, o którymógł się zaczepić, nieznana Ameryka przerażała go, anieznana Polska szła za nim, doganiając, przypominając, a nie ofiarowując nic oprócz niejasnego, męczącego poczucia powinności.
	Patrząc na nich stojących na pokładzie, chcę zawołać ostrzegawczo:dajcie mu większy zastrzyk Ameryki!
Ostrożniez polskąwitaminą!
Przekazujecie dziecku waszeobciążenie i na zawsze zostanie ono zawieszone w próżni!
Głos mój ginie w wielkiej pustce czasu.
Napieram falą historii i zmian politycznych, trzymając się kurczowowartości wpajanych nam w dzieciństwie, przekazywaliśmy Jackowi,tak Jak tysiące rodzinemigracyjnych, tragediękompleksu nieukorzenienia.
Przyglądam się mojej matce, Irenie.
Ma lat pięćdziesiąt.
Jest pełna animuszu i właściwego jej zawsze ducha pionierskiegopodboju.
Trzyma Jacka na lejcach, ale odczasu do czasu spoglądawyczekująco na mego ojca.
Ustępuje mu prawa pierwszeństwa w decyzjach.
Od chwili przyjazdu z Polski, gdzie podczas wojny i okupacji musiałasama decydować osobie,straciła niecodawną samodzielność.
Spotkaniez ojcem poprzeszło pięciu latach rozłąki, zamiastwzmocnić, osłabiło jej przedsiębiorczość.
Ojciec mój, Tadeusz,niewiele starszy od mojej matki, zdemobilizowany w randze majoraz wojska polskiego w Anglii, źle się czuje w ubraniucywilnym.
Z trudem daje sobie radę, przybierając ton szorstki iwyzywający.
Patrzy na wszystkich z góry.
Zapewniasam siebie,żeze wszystkimtutaj, wAmeryce, poradzi.
W jaki sposób?
JestemEuropejczykiem ogłasza.
Wiem, że nie dopuszcza zwątpień i obaw do swojejświadomości.
Ale głęboko w nim kłębi się niepewność.
Niechciałjechać do Ameryki.
Nie chciał nigdzieruszać się z Europy.
A skorozdecydował się, że doPolski nie wróci, trzeba było zostać w Anglii.
	Spoglądam na nich obojeze smutkiem.
Z mego punktu obserwacyjnego chcę ich ostrzec: czy nie widzicie,cowas tu czeka?
Lepszabyłaby spokojna, konserwatywna Anglia.
Albo powrót do Kraju.
Słowamoje zagłusza czasi przestrzeń.
Tylko przeszłość jak światłosłońca oświetla ich, rzucając cień na przyszłość.
	Opowieść moja, chociaż o bliskiej mi rodzinie, a więc najbardziejdostępnej obserwacji,jest jednak opowieścią o tych wszystkich,któ
	12
	rzy we wczesnych latach pięćdziesiątych napływali z Anglii i NieBiiec do Stanów Zjednoczonych.
W nich wszystkich w ciągu lat
	/ maerykańs...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin