Graham Masterton SZARA MADONNA Zawsze wiedzia�, �e musi wr�ci� do Brugii. Tym razem wybra� jednak zim�, kiedy powietrze by�o mgliste, kana�y przybra�y barw� zaparowanej cyny, a na w�skich, �redniowiecznych uliczkach by�o znacznie mniej wlok�cych si� oci�ale turyst�w. Od trzech lat stara� si� nie my�le� o tym mie�cie. Ale zapomnie� o nim, tak naprawd� zapomnie�, nie potrafi�. Wynajdywa� rozmaite sposoby, �eby odwraca� od niego uwag�, nie rozmy�la� o Brugii. Telefonowa� wi�c do przyjaci�, w��cza� telewizor lub te� wyje�d�a� samochodem na spacer, nastawia� aparatur� d�wi�kow� na najwi�ksz� g�o�no�� i osi�ga� stan nirwany. Wszystko, byle tylko nie sta� zn�w na drewnianym molo, naprzeciwko wystaj�cych okap�w i przystani XIV�wiecznego szpitala zaka�nego, czekaj�c, a� belgijscy p�etwonurkowie policyjni znajd� cia�o Karen. Tyle razy, w tylu ju� snach sta� tam � oszo�omiony, przyrumieniony s�o�cem turysta ameryka�ski z torb� na ramieniu i kamer� wideo � podczas gdy chorowicie niemrawe szpaki przysiada�y na stromych, falistych dach�wkach ponad nim, a ni�ej przelewa�a si� i bulgota�a woda w kanale. Byle tylko nie przygl�da� si� lekarce w �wie�ym bia�ym uniformie, ze splecionymi blond w�osami: nie patrze�, jak rozpina suwak czarnego, poliwinylowego worka na trupy i jak pojawia si� twarz Karen, nie bia�a, lecz prawie zielona. � Nie cierpia�a d�ugo � us�ysza� gard�owy, wydobywaj�cy si� z g��bi krtani, flamandzki akcent. � Szyja zosta�a z�amana prawie natychmiast. � Czym? � Cienkim sznurkiem o �rednicy oko�o o�miu milimetr�w. Mamy pr�bki dla s�du, pobrane z jej sk�ry. To by�y albo konopie, albo splecione w�osy. Inspektor policji, Ben de Buy, k�ad�c mu na ramieniu poplamion� nikotyn� d�o�, powiedzia�: � Jeden z doro�karzy twierdzi, �e widzia�, jak pa�ska �ona rozmawia�a z zakonnic�. To by�o mniej wi�cej dziesi�� minut wcze�niej, nim przewo�nik zobaczy� jej cia�o p�ywaj�ce w kanale. � W kt�rym miejscu? � Na Hoogstraat, przy mo�cie. Potem zakonnica skr�ci�a na rogu Minderbroederstraat i wo�nica straci� j� z oczu. Nie widzia� ju� pa�skiej �ony. � Dlaczego mia�by w og�le zapami�ta� moj� �on�? � Poniewa� by�a atrakcyjna, panie Wallace. Wo�nice maj� oko na przystojne kobiety. � To wszystko? Rozmawia�a z zakonnic�? Czemu mia�aby rozmawia� z zakonnic�? Nie jest katoliczk�� � Przerwa�, a potem poprawi� si�: � Nie by�a katoliczk�. Inspektor de Buy zapali� cuchn�cego papierosa Ernte 23 i wydmuchn�� dym przez nos. � Mo�e pyta�a o drog�. Nie wiemy jeszcze � powiedzia�. � Odnalezienie zakonnicy nie powinno by� trudne. Nosi�a jasnoszary habit, co jest do�� niezwyk�e. Dean zosta� w Belgii jeszcze przez tydzie�. Policja nie zdoby�a �adnego nowego materia�u dowodowego; nie by�o nowych �wiadk�w. Opublikowano zdj�cie Karen w gazetach i skontaktowano si� z wszystkimi zakonami w Belgii, po�udniowej Holandii i p�nocnej Francji. Ale nie znaleziono �adnego �ladu. Nikt nie widzia�, w jaki spos�b umar�a Karen. I nie by�o takiego klasztoru, w kt�rym zakonnice nosi�yby szary str�j; a zw�aszcza jasnoszary, o jakim m�wi� doro�karz. Inspektor de Buy oznajmi�: � Czemu nie zabierze pan �ony z powrotem do Ameryki, panie Wallace? Tu, w Brugii, niczego wi�cej pan nie uzyska. Gdyby nast�pi� prze�om w sprawie, wy�l� panu faks, dobrze? Teraz Karen le�a�a na cmentarzu episkopalnym w Milford, w stanie Connecticut, pod purpurow� warstw� klonowych li�ci, a Dean przyby� ponownie do Brugii. By� zimny flandryjski poranek, a on czu� si� zm�czony i otumaniony po d�ugim locie odrzutowcem, i bardziej samotny ni� kiedykolwiek. Przeszed� rozleg�y pusty plac, nazywany �t Zand, na kt�rym tryska�y fontanny, a we mgle majaczy�a rze�ba grupy cyklist�w. Prawdziwi cykli�ci dzwonili i peda�owali w�ciekle po kocich �bach. Przechodzi� ko�o kafejek z zaparowanymi, oszklonymi werandami, gdzie Belgowie o nalanych twarzach siedzieli, pij�c kaw�, pal�c i poch�aniaj�c ogromne krem�wki. �adna dziewczyna o d�ugich czarnych w�osach odprowadzi�a go wzrokiem, kiedy j� mija�; twarz mia�a bia�� jak aktorka kina europejskiego. W osobliwy spos�b przypomina�a mu twarz Karen tego dnia, kiedy spotka� j� po raz pierwszy. Z podniesionym z powodu ch�odu ko�nierzem i paruj�cym oddechem, przechodzi� ko�o sklep�w sprzedaj�cych koronki i czekoladki, poczt�wki i perfumy. Zgodnie ze star� flamandzk� tradycj� nad wej�ciem do ka�dego sklepu wisia�a flaga przyozdobiona herbami wszystkich ludzi zamieszkuj�cych dom w ci�gu wiek�w. Trzy groteskowe ryby p�ywaj�ce w srebrzystym morzu. M�czyzna, podobny do Adama, zrywaj�cy jab�ko z drzewa. Kobieta o bladej twarzy i dziwnym, dwuznacznym u�miechu. Doszed� do rozleg�ego, brukowanego rynku. Po przeciwleg�ej stronie dwadzie�cia lub trzydzie�ci zakonnic, wygl�daj�cych jak stado mew, w milczeniu drepta�o we mgle. Wysoko nad nim prze�witywa�a strzelista wie�a Dzwonnicy Brugijskiej � sze��set stopni stromo wznosz�cych si� na szczyt. Dean zna� te schody, poniewa� kiedy�, razem z Karen, pokonali wszystkie, dysz�c i �miej�c si� podczas wspinaczki. Obok dzwonnicy sta�y doro�ki furgonetki z lodami i kioski z par�wkami. W lecie tury�ci czekali w d�ugich kolejkach na zbiorowe wycieczki po mie�cie z przewodnikami. Ale nie dzisiaj. Trzy doro�ki sta�y obok siebie, podczas gdy wo�nice palili papierosy, a okryte kocami konie zanurza�y g�owy w workach z obrokiem. Dean podszed� do wo�nic�w i podni�s� r�k� w powitalnym ge�cie. � Trasa wycieczkowa, sir? � zapyta� m�ody, nie ogolony ciemnooki m�czyzna w przekrzywionym, s�omkowym kapeluszu. � Dzi�kuj�, nie dzisiaj. Szukam kogo�� jednego z waszych koleg�w. � Dean wyj�� z�o�ony wycinek z gazety. � Nazywa si� Jan de Keyser. � Kto go szuka? Czy on ma jakie� k�opoty? � Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Mo�e pan mi powiedzie�, gdzie on mieszka? Doro�karze popatrzyli po sobie. � Czy kto� wie, gdzie mieszka Jan de Keyser? Dean wyj�� portfel i wr�czy� im po sto frank�w. Zn�w popatrzyli po sobie, wi�c Dean da� im po jeszcze jednej setce. � Oostmeers, w po�owie ulicy, po lewej stronie � powiedzia� nie ogolony m�czyzna. � Nie znam numeru, ale jest tam ma�y sklep spo�ywczy, a jego domek jest nast�pny, ma br�zowe drzwi i br�zowe szklane wazy w oknie. � Zakaszla�, a potem spyta�: � Czy pr�cz tego chce pan pojecha� na wycieczk�? Dean potrz�sn�� g�ow�. � Nie, dzi�kuj�. My�l�, �e widzia�em w Brugii wszystko, co kiedykolwiek chcia�em zobaczy� a mo�e nawet wi�cej. Odwr�ci� si� i ruszy� z powrotem wzd�u� Oude Burg, a potem, pod nagimi lipami, szed� Simon Stevin Plein. Autor pomys�u wprowadzenia waluty w systemie dziesi�tnym tkwi� ponuro na swoim cokole, spogl�daj�c na sklep z czekolad� po drugiej stronie ulicy. Ranek by� tak zimny, �e Dean �a�owa�, i� nie przywi�z� pary r�kawiczek. Wielokrotnie przechodzi� z jednej strony kana�u na drug�.. Kana� by� cuchn�cy i pos�pn i nasuwa� mu my�l o �mierci. Pierwszym razem przyjechali do Brugii z dw�ch powod�w. Przede wszystkim po to, by sko�czy� z Charleyem. Charley nie m�wi�, nie spacerowa�, nie ujrza� nawet �wiat�a dziennego. Ale sonda d�wi�kowa powiedzia�a, �e je�eli si� urodzi, b�dzie na zawsze kalek� � przez ca�e swoje �ycie pozostanie za�linionym, kiwaj�cym si� ch�opcem w w�zku inwalidzkim. Dean i Karen siedzieli ca�y wiecz�r, p�acz�c i pij�c wino, i zdecydowali w ko�cu, �e Charley b�dzie szcz�liwszy, je�li pozostanie w sferze nadziei i pami�ci � b�yskiem rozja�niaj�cym przez sekund� ciemno�� � i umrze. Charley zosta� usuni�ty i teraz Dean nie mia� ju� nic, co przypomina�oby mu Karen. Jej zbi�r porcelany? Jej stroje? Jednego wieczoru otworzy� szuflad� z jej bielizn�, wyj�� par� majtek i trzymaj�c przy nosie, rozpaczliwie wci�ga� powietrze, maj�c nadziej� poczu� jej zapach. Ale majtki by�y wyprane, a Karen nie by�o � jak gdyby w og�le nie istnia�a. Przyjechali do Brugii tak�e dla sztuki: do Groeninge Museum, do jego XIV � wiecznych obraz�w religijnych i jego kolekcji mistrz�w wsp�czesnych; przyjechali dla Rubens�w, van Eyck�w i Magrittes�w. Dean by� weterynarzem, a jednocze�nie zapalonym malarzem amatorem, Karen za� projektantk� tapet. Spotkali si� po raz pierwszy blisko siedem lat temu, kiedy Karen przyprowadzi�a do jego gabinetu swego z�otawego psa my�liwskiego, �eby Dean zajrza� mu do uszu. Dean spodoba� jej si� od samego pocz�tku. Zawsze lubi�a wysokich, subtelnych, ciemnow�osych m�czyzn (�Wysz�abym za Clarka Kenta, gdyby Lois Lane mnie nie ubieg�a�). Ale tym, co najbardziej j� urzek�o, by�a czu�o�� i cierpliwo��, jak� Dean zajmowa� si� jej psem. Po �lubie �piewa�a mu cz�sto piosenk� Love Me, Love My Dog, akompaniuj�c sobie na starym banjo. Teraz Buffy tak�e ju� nie �y�. T�skni� za Karen tak rozpaczliwie, �e Dean w ko�cu go u�pi�. Oostmeers by�a w�sk� ulic�, sk�adaj�c� si� z ma�ych, schludnych, szeregowo stoj�cych domk�w; ka�dy z nich mia� wypucowane okno frontowe, �wie�o pomalowane drzwi i nieskazitelnie czyste koronkowe firanki. Dean �atwo odnalaz� sklepik spo�ywczy, poniewa� by� jedyny, nie licz�c sklepik�w handlarzy antykami. S�siedni domek by� bardziej odrapany ni� inne, a br�zowe szklane wazy w oknie pokrywa�a warstwa kurzu. Przycisn�� dzwonek i potar� d�onie, pr�buj�c je rozgrza�. Po d�ugiej chwili us�ysza�, jak kto� schodzi po schodach, potem kaszle a jeszcze p�niej drzwi frontowe uchyli�y si� nieco. Przez szpar� spogl�da� m�ody m�czyzna o twarzy koloru szarego myd�a. � Szukam Jana de Keysera. � To ja. Czego pan chce? Dean wyj�� wycinek z gazety i pokaza� mu. � Pan by� ostatni� osob�, kt�ra widzia�a moj� �on� �yw�. M�ody cz�owiek marszczy� twarz nad wycinkiem przez blisko p� minuty, jak gdyby niedowidzia�, a potem rzek�: � To by�o dawno temu, prosz� pana. Od tamtej pory choruj�. � Czy mimo to mog� z panem porozmawia�? �...
marszalek1