10736.txt

(5 KB) Pobierz
Natalia Garczy�ska
Idealny
 
 
Wymy�li�am go w ch�odn�, listopadow� noc. Jedn� z tych, kiedy deszcz ci�ko zacina o szyby, 
aby mi�kko wyl�dowa� w stosie zesch�ych li�ci. Melancholia wisia�a w powietrzu. Wspomnienia 
nieudanych zwi�zk�w budzi�y si� w zakamarkach pami�ci, bole�nie przypominaj�c o nieu�o�onym 
�yciu osobistym i nieub�aganym up�ywie czasu.
Zrodzi� si� z mojej t�sknoty za szcz�ciem i pogoni za idea�em. Wysoki, dobrze zbudowany, 
brunet o niebieskich oczach i nienagannych manierach angielskiego d�entelmena. Inteligentny, 
oczytany, dowcipny, czu�y, opieku�czy... � lista zalet wyd�u�a�a si� szybko � hojny, szlachetny, 
dobry... Pod przymkni�tymi powiekami jego wizerunek stawa� si� coraz wyra�niejszy. Ju� 
dostrzega�am lekkie drgni�cie prawego k�cika ust, �wiadcz�ce o zadowoleniu, i na po�y 
lekcewa��ce machni�cie r�k� na rzeczy, kt�re uwa�a� za niegodne uwagi. Szczeg�lnie podoba� mi 
si� spos�b, w jaki si� porusza�. Gdy szed�, wypr�ony niczym struna, czu�o si� emanuj�c� wok� 
si��.
Chcia�am zatrzyma� go na d�u�ej, a aura mi sprzyja�a. Listopad, wyj�tkowo brzydki w tym 
roku, zach�ca� do sp�dzania d�ugich godzin z nosem przyklejonym do szyby, gdy wpatrzona 
w ciemno�� sk�ada�am w doskona�� ca�o�� moje pragnienia.
Kiedy by� ju� prawie got�w, przekona�am si�, �e za bardzo przypomina wsp�czesnych 
m�czyzn, od kt�rych pragn�am uciec, umie�ci�am go wi�c w nieistniej�cej krainie, 
w nieprawdziwym zamku i w nierzeczywistym czasie. Na koniec nada�am mu imi�. Gotard. 
Brzmia�o pot�nie. Za ka�dym razem, gdy je wymawia�am, pojawia� mi si� przed oczyma rycerz, 
przemierzaj�cy pewnym krokiem zamkowe korytarze, i czu�am na twarzy ten sam podmuch wiatru, 
kt�ry igra� z jego p�aszczem.
�wiat, w kt�rym istnia� Gotard, by� doskona�y w swojej samowystarczalno�ci. Ten wybieg 
pozwoli� mi unikn�� tworzenia innych mieszka�c�w, na co moje zaborcze ego nie wyra�a�o zgody. 
Gotard �y� wi�c samotnie, zupe�nie nie zdaj�c sobie z tego sprawy. By� wspania�y. Karmi�am go 
swoj� wyobra�ni�, a on stawa� si� coraz bardziej fizyczny i prawdziwy.
Listopad powoli zbli�a� si� ku ko�cowi, a moja melancholia tylko si� pog��bia�a. Powr�t do 
realnego �wiata, kt�rego tak nienawidzi�am, przychodzi� mi z coraz wi�kszym trudem. Pr�dzej czy 
p�niej popad�abym w ob��d, gdyby nie podarunek od losu...
Niewa�ne, kim by�a i sk�d si� wzi�a. Do��, �e zaproponowa�a mi mo�liwo�� przeniesienia si� 
do stworzonego przeze mnie �wiata. Warunek by� jeden, ale dla mnie nie mia� najmniejszego 
znaczenia: by�a to droga bez powrotu. Nie musia�am d�ugo si� zastanawia� � ucieczka w ramiona 
ukochanego, w wy�nione miejsce, by�a oczywistym wyborem. Wreszcie moje �ycie mia�o nabra� 
sensu. Zgodnie ze wskaz�wkami przymkn�am powieki i wyobrazi�am sobie Gotarda. Gdy 
otworzy�am oczy, ujrza�am przed sob� morze b��kitu. Jego oczy by�y jeszcze pi�kniejsze ni� w mej 
wyobra�ni. Malowa�o si� w nich zdumienie, ale jak na idealnego m�czyzn� przysta�o, opanowa� 
si� natychmiast. Nie pyta�, sk�d si� wzi�am, ani po co przybywam � po prostu zaakceptowa� moj� 
nieoczekiwan� obecno��.
Z ka�dym dniem poznawa�am go lepiej i widzia�am, �e rzeczywi�cie posiada� wszystkie 
przymioty, w jakie wyposa�y�a go moja wyobra�nia. Szala�am ze szcz�cia i b�ogos�awi�am los, 
kt�ry mnie tu przywi�d�. Jedynie jego ma�om�wno�� nieco mi wadzi�a, ale pretensje 
o niedoskona�o�� listy zalet, jakimi go obdarzy�am, mog�am mie� tylko do siebie.
M�j pobyt na zamku trwa� ju� kilka miesi�cy, gdy uzna�am, �e sympatia, jak� Gotard mi 
okazuje, to zbyt ma�o. Wiedzia�am oczywi�cie, �e jest cz�owiekiem szlachetnym i wra�liwym. 
S�dzi�am, �e szacunek wobec mojej osoby, a tak�e niepewno�� wzajemno�ci powstrzymuje go 
przed gor�tsz� manifestacj� uczu�. Pewnego dnia postanowi�am poruszy� ten temat po kolacji.
Tego dnia Gotard by� jeszcze bardziej milcz�cy ni� zwykle, a i ja si� nie odzywa�am, uk�adaj�c 
w my�lach to, co mu powiem. Po sko�czonym posi�ku wsta� i dwornie sk�oni� si� przede mn�.
� Pani � przerwa� nieoczekiwanie cisz� w chwili, w kt�rej mia�am rozpocz�� rozmow�. � 
Chcia�em ci podzi�kowa� za twoje zacne towarzystwo, kt�re przez kilka ostatnich miesi�cy 
umila�o mi moj� samotno��. Nigdy nie zapomn� tego, co dla mnie uczyni�a� � pozwoli�a� mi 
bowiem zrozumie� me pragnienia. Twoja obecno�� otworzy�a mi oczy na to, czym jest kobieta. To 
dzi�ki tobie stworzy�em w marzeniach istot� doskona��, utkan� z najdelikatniejszej materii, jak� 
jest t�sknota i nadzieja. Zanim przyby�a�, mieszka�em sam w tym odludnym zamku i nawet mi si� 
nie �ni�o, �e poza mn� mo�e istnie� kto� inny! Ale teraz jest jeszcze ona. Jest pi�kna. I m�dra. 
Dobra, czu�a i wyrozumia�a. M�g�bym mno�y� jej zalety w niesko�czono��, ale to donik�d nie 
prowadzi. Najwa�niejsze, �e pozwolono mi przenie�� si� do zamieszka�ej przez ni� krainy, 
tworzonej tak misternie przeze mnie w ci�gu ostatnich miesi�cy... Widzimy si� wi�c po raz ostatni 
i chcia�bym, aby� przyj�a ode mnie wyrazy najszczerszej wdzi�czno�ci. A teraz pozw�l, �e...
� Nie! � krzykn�am przera�liwie, widz�c, jak moje marzenia obracaj� si� w nico��. � Prosz�, 
nie odchod�! Nie zamykaj oczu!
Lecz jego nie by�o ju� w komnacie.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin