ROBERT HOWARD CONAN I INNI ANTOLOGIA CZ. 4 L. Sprague de Camp Lin Carter CZARNE �ZY Black Tears Pom�g�szy kr�lowej Taramis odzyska� tron Conan udaje si� ze swymi Zuagirami na wsch�d grabi� tura�skie miasteczka i karawany. Cymmerianin ma trzydzie�ci jeden lat i jest w szczytowej formie. Ju� drugi rok sp�dza w�r�d syn�w pustyni � najpierw jako zast�pca Olgierda, a p�niej jako ich w�dz. Jednak okrutny i energiczny kr�l Yezdigerd szybko reaguje na wyczyny Conana; wysy�a silny kt�ry ma go z�apa� w pu�apk�. 1 W POTRZASKU Bezlitosne s�o�ce pra�y�o z rozpalonego do bia�o�ci nieba. Nagie, wyschni�te piaski Shan�e�Sorkh, Czerwonego Pustkowia, k�pa�y si� w tym buchaj�cym jak z pieca �arze. Nic nie porusza�o si� w nieruchomym powietrzu; nieliczne kolczaste krzaki porastaj�ce niskie, obsypane piachem pag�rki wznosz�ce si� murem na skraju Pustkowia nawet nie drgn�y. Tak samo, jak ukryci za nimi �o�nierze, kt�rzy czujnie obserwowali szlak. W tym miejscu jaki� pradawny konflikt si� natury pozostawi� g��bok� szczelin� w skarpie. Wieki erozji poszerzy�y j�, lecz wci�� by� to w�ski par�w � idealne miejsce na zasadzk�. Przez ca�y d�ugi, upalny ranek na szczytach pag�rk�w kry� si� oddzia� tura�skich �o�nierzy. Omdlewaj�c z gor�ca w swoich d�ugich kolczugach i �uskowych pancerzach, czekali z obola�ymi kolanami i po�ladkami. Ich kapitan, emir Boghra Chan, kln�c pod nosem znosi� niewygody d�ugiego oczekiwania razem ze swoimi podkomendnymi. Gard�o mia� wyschni�te jak stary rzemie� i piek� si� w swojej zbroi niczym jagni� na ro�nie. W tej przekl�tej krainie �mierci i pal�cego s�o�ca cz�owiek nawet nie m�g� si� porz�dnie spoci� � suche powietrze pustyni chciwie wypija�o ka�d� kropl� wilgoci, pozostawiaj�c cia�o wyschni�te jak pomarszczony j�zyk stygijskiej mumii. Emir zamruga� i potar�szy powieki zmru�y� oczy przed blaskiem, wypatruj�c kr�tkich b�ysk�w �wiat�a. To ukryty za wydm� zwiadowca lustrem przekazywa� sygna�y oczekuj�cemu na szczycie pag�rka dow�dcy. Niebawem mo�na ju� by�o dostrzec chmur� py�u. Oty�y, czarnobrody szlachcic tura�ski u�miechn�� si� i zapomnia� o niewygodach. Zdrajca�informator chyba rzeczywi�cie zas�u�y� na te ogromne pieni�dze, kt�re mu wyp�acono! Wkr�tce Boghra Chan m�g� ju� rozr�ni� poszczeg�lnych wojownik�w, jad�cych rz�dem na drobnych, pustynnych konikach. Kiedy banda odzianych w powiewne, bia�e cha�aty Zuagir�w wy�oni�a si� z chmury py�u wzbijanego przez kopyta wierzchowc�w, tura�ski oficer m�g� dojrze� nawet ich ciemne, wychud�e twarze o orlich rysach � tak przejrzyste by�o powietrze pustyni i tak jasno �wieci�o s�o�ce. Tura�czyk upaja� si� tym widokiem niczym czerwonym, aghrapurskim winem z prywatnych zapas�w m�odego kr�la Yezdigerda. Ta banda rabusi�w od lat grasowa�a na pograniczu Turanu, pl�druj�c miasta, sk�ady handlowe i podr�uj�ce t�dy karawany kupieckie � najpierw pod wodz� zatwardzia�ego zaporoskijskiego zb�ja, Olgierda W�adys�awa, p�niej, od przesz�o roku, dowodzona przez jego godnego nast�pc� � Conana. W ko�cu tura�skim szpiegom wys�anym do wiosek przyja�nie nastawionych do rabusi�w uda�o si� znale�� przekupnego cz�onka bandy � niejakiego Vardanesa, nie Zuagira, lecz Zamoranina. Vardanesa ��czy�o przymierze krwi z obalonym przez Conana Olgierdem; nie tylko pa�a� ��dz� zemsty, ale tak�e chcia� pozby� si� cudzoziemca, kt�ry przej�� w�adz� nad band�. Boghra Chan w zadumie g�adzi� d�ug� brod�. Zamora�ski zdrajca by� u�miechni�tym, weso�ym zb�jem, drogim sercu Tura�czyka. Ma�y, chudy, zwinny i przystojny Vardanes, che�pliwy i zuchwa�y jak m�ody b�g, by� mi�ym kompanem do bitki i wypitki, chocia� wyrachowanym i zdradliwym jak grzechotnik. Zuagirowie wje�d�ali ju� do w�wozu. Na czele stra�y przedniej jecha� Vardanes, dosiadaj�cy pi�knej, karej klaczy. Boghra Chan podni�s� r�k�, stawiaj�c swoich ludzi w pogotowiu. Chcia�, �eby jak najwi�cej Zuagir�w wjecha�o do parowu, zanim zatrza�nie szcz�ki pu�apki. Tylko Vardanes zdo�a wyjecha� z w�wozu. Kiedy je�dziec na czarnym koniu wy�oni� si� spo�r�d blok�w piaskowca, Boghra gwa�townym ruchem opu�ci� d�o�. � Bi� ps�w! � zagrzmia�, wstaj�c. Grad strza� spad� na Zuagir�w jak �mierciono�ny deszcz. W jednej chwili r�wna kawalkada je�d�c�w zmieni�a si� w k��bowisko wrzeszcz�cych ludzi i wierzgaj�cych koni. Chmary strza� opada�y na nich raz po raz. Synowie pustyni walili si� na ziemi�, kurczowo szarpi�c pierzaste be�ty, kt�re jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki wyrasta�y z ich cia�. Konie r�a�y przera�liwie, gdy ostre groty rozcina�y ich boki. Ob�ok d�awi�cego py�u uni�s� si� w g�r� spowijaj�c par�w. By� tak g�sty, �e Boghra Chan kaza� swoim �ucznikom zaprzesta� na chwil�, strzelania, aby nie marnowali strza�. Ten nag�y przyp�yw sk�pstwa zgubi� go. W�r�d zgie�ku da� si� s�ysze� dono�ny, d�wi�czny g�os, kt�ry opanowa� zamieszanie: � Na zbocza! Na nich! G�os nale�a� do Conana. W chwil� p�niej gigantyczna posta� Cymerianina pojawi�a si� na stromym stoku. Barbarzy�ca gna� jak szalony w g�r� na swoim olbrzymim, dzikim rumaku. Kto� m�g�by s�dzi�, �e tylko g�upiec lub wariat mo�e szar�owa� pod g�r� na stromym zboczu pokrytym sypkim piaskiem i od�amkami zwietrza�ej ska�y, ale Conan nie by� ani jednym, ani drugim. Istotnie, ogarn�a go szalona ��dza odwetu, lecz ta ponura, pociemnia�a od s�o�ca twarz i oczy p�on�ce pod zmarszczonymi brwiami jak dwa b��kitne p�omienie nale�a�y do zahartowanego w bojach, do�wiadczonego wojownika. Wiedzia�, �e cz�sto jedynym wyj�ciem z zasadzki jest zaskoczenie przeciwnika jakim� niespodziewanym ruchem. Zdumieni wojownicy tura�scy na moment zapomnieli o swych hakach. Z chmury py�u wypad�a na nich wyj�ca horda rozw�cieczonych Zuagir�w, kt�rzy pieszo lub konno zdo�ali si� wdrapa� na szczyt pag�rka. W jednej chwili pustynni wojownicy � liczniejsi, ni� si� emir spodziewa� � run�li z wrzaskiem na tura�skich �o�nierzy; kln�c i wydaj�c bojowe okrzyki siekli zakrzywionymi szablami. Olbrzymi Cymmerianin jecha� na czele atakuj�cych. Strza�y porwa�y mu bia�y cha�at ods�aniaj�c czarno b�yszcz�c� zbroj�, kt�ra okrywa�a imponuj�co umi�niony tors. Spod stalowego he�mu sp�ywa�a zmierzwiona grzywa nie przyci�tych w�os�w, powiewaj�c za nim jak poszarpany proporzec; przypadkowa strza�a zerwa�a mu zaw�j. Wpad� na rozszala�ym ogierze mi�dzy �o�nierzy Yezdigerda niczym jaki� ba�niowy olbrzym lub demon. Zamiast typowej, zuagirskiej szabli dzier�y� wielki, dwusieczny miecz � najulubie�sz� spo�r�d licznych rodzaj�w broni, jakimi mistrzowsko w�ada�. W jego poznaczonej bliznami d�oni ta d�uga, jasna jak lustro stal wycina�a krwaw� wyrw� w szeregach Tura�czyk�w. Ostrze wznosi�o si� i opada�o ze �wistem, siej�c �mier� i zniszczenie. Ka�dy cios przecina� zbroje, cia�a i ko�ci, rozr�buj�c czaszki, odcinaj�c ko�czyny lub rzucaj�c ofiary na ziemi� z po�amanymi �ebrami. Nim min�o p� godziny by�o ju� po wszystkim. �aden Tura�czyk nie uszed� z �yciem opr�cz kilku, kt�rzy wcze�niej wzi�li nogi z pas � i ich dow�dcy. P�nagiego, utykaj�cego i rozczochranego emira przyprowadzono przed Conana, kt�ry siedzia� na zziajanym wierzchowcu, ocieraj�c zbroczony miecz po�� cha�ata zerwanego z trupa. Cymmerianin przywita� zgn�bionego oficera gro�nym spojrzeniem, nie pozbawionym domieszki sardonicznego humoru. � No co�, Boghra, zn�w si� spotykamy! � mrukn��. Emir podni�s� zakrwawion� twarz i zamruga�, nie wierz�c w�asnym oczom. � To ty! � szepn��. Conan zachichota�. Dziesi�� lat wcze�niej, jako m�ody, w�drowny wagabunda, Cymmerianin s�u�y� w tura�skiej armii. Opu�ci� jej szeregi do�� pospiesznie � chodzi�o zdaje si� o kochank� zwierzchnika � tak pospiesznie, �e zapomnia� uregulowa� d�ug: nie odda� przegranej w ko�ci temu samemu emirowi, kt�ry teraz spogl�da� na niego ze zdumieniem. W tamtych czasach Conan i m�ody potomek szlacheckiego rodu, Boghra Chan, byli kompanami zar�wno przy stole gry, jak i w winiarni czy domu uciech. Teraz, kilka lat p�niej, Boghra wytrzeszcza� oczy, pokonany w bitwie przez dawnego kompana, kt�rego imienia jako� nigdy nie ��czy� ze straszliwym przyw�dc� syn�w pustyni. Conan zmierzy� go zw�onymi oczyma. � Czekali�cie tu na nas, prawda? � mrukn��. Emir oklap�. Nie mia� zamiaru udziela� �adnych informacji przyw�dcy rabusi�w, nawet je�eli by� nim dawny kompan od kielicha. Jednak s�ysza� a� nazbyt wiele ponurych opowie�ci o sposobach, jakimi Zuagirowie zmuszaj� je�c�w do zezna�. T�usty i zniewie�cia�y w wyniku d�ugich lat ksi���cego �ycia, tura�ski oficer obawia� si�, �e nie wytrzyma przes�uchania. Nieoczekiwanie okaza�o si�, �e by�o ono zb�dne. Conan zauwa�y� wcze�niej Vardanesa � kt�ry zadziwi� go tego ranka prosz�c o przydzielenie komendy nad stra�� przedni� � podrywaj�cego konia do galopu i wyje�d�aj�cego z w�wozu tu� przed niespodziewanym atakiem. � Ile zap�acili�cie Vardanesowi? � spyta� nagle. � Dwie�cie szekli srebra� � wymamrota� Tura�czyk i urwa�, zdumiony w�asn� niedyskrecj�. Cymmerianin roze�mia� si�. � Kr�lewska zap�ata, co? Ten u�miechni�ty �otr jak ka�dy Zamoranim kry� zdrad� na dnie swego pod�ego serca! Nigdy nie wybaczy� mi tego, �e wysadzi�em z siod�a Olgierda! � Conan zamilk� i zmierzy� kpi�cym spojrzeniem stoj�cego ze spuszczon� g�ow� emira. � Nie, nie martw si�, Boghra. Nie zdradzi�e� �adnych tajemnic wojskowych; wydoby�em je z ciebie podst�pem. Mo�esz wraca� do Aghrapuru bez uszczerbku na swoim �o�nierskim honorze. Boghra Chan spojrza� na� z niedowierzaniem. � Chcesz darowa� mi �ycie? � wychrypia�. Conan skin�� g�ow�. � Czemu by nie? Wci�� jestem ci winien ten worek z�ota, wi�c pozw�l mi w ten spos�b uregulowa� d�ug. Jednak na drugi raz uwa�aj, kiedy zastawiasz pu�apk� na wilki. Czasem wpada w ni� tygrys. 2 KRAINA DUCH�W Dwa dni ostrej jazdy przez czerwone piaski Shan�e�Sorkh nie doprowadzi�y do...
marszalek1