3758.txt

(8 KB) Pobierz
Autor: Cyprian Norwid
Tytul: Menego. Wyj�tek z pami�tnika



  Bajki wam nios�, pos�uchajcie, dzieci!
  Krasicki




  By�o to 1843 wiosny na Riva degli Schiavoni, albo, jak jeszcze jeden nie
zatarty napis si� wyra�a, na Riva degli Slavi; na tym d�ugim wr�bie
granitowym, zielonymi poprzerywanym kana�ami i bia�ymi mostami pospajanym,
gdzie kilka tysi�cy okr�t�w przysta� miewa. Tam, o jutrzni we mg�ach, odp�ywaj
� ma�e statki rybackie z tr�jk�tnymi �aglami laty�skimi, na kt�rych z bizanck�
surowo�ci� nakre�lony bywa Marek �wi�ty, albo Piotr, albo Pawe�, albo inny
aposto�, i czyni wra�enie, �e zszed� z rivy i odchodzi po falach... Tam, o
po�udniowym �wietle, widzisz tajemnice kolor�w Veronesa, Tintoretta,
Tycjana... Turcy, Grecy, Ormianie i S�owianie r�ni, w strojach r�nych, z
r�nym si� akcentem przechadzaj�, na okr�ty swe patrz�c. Tam, o blasku
ksi�yca, znikaj� okr�ty w taroku wielkim, a gdzie �wiat�o miesi�czne
wysrebrzy�o fal�, l�ni�cy top�r, u gondoli dzioba przytwierdzony, profilem
z�batym si� okre�la, potem wio�larz p�nagi we frygijskiej czapce, potem budka
kirem kryta z szyb� kryszta�ow�, a potem zn�w drugi kszta�t wio�larza, a potem
blask fali, skrzel� wios�a odepchni�tej w �wiat�o�� ksi�ycow�... i tak tam
gondole przep�ywaj�.

  Tam to w 1843 roku przechadza� si� B. ze mn�, o Pa�acu Do��w i o sztuki w
nim z�o�onych skarbach rozmawiaj�c; w�tpi�, aby Ganimed w Jowiszowych szponach
uniesiony by� utworem Fidiasza, i zra�a� s�uszno��... Potem, gdy�my schodzili
z ostatniego ju� mostku ku Piazzetta, zwr�ci� moj� uwag� na bogactwo inwencji
kapitel�w, kt�re podpieraj� Pa�ac Do��w, i j�li�my wszystkie po kolei
szczeg�owo ogl�da�... Co mo�e by� ta posta� z wi�dniej�cych li�ci wychylona,
kt�rej profil ��tawy na sklepienia ciemno�� tak wybiega ?... albo owa w
he�mie ?.. . albo tamta, kibici wygi�ciem nie bez trudu wypowijaj�ca si� z
kamienia... Mia��eby architekt je wykre�la�, albo rze�biarz sam tworzy� co
dzie�, wedle natchnienia: tam o niebie my�l�c, tam o ziemi, tam o obywatelu w
Rzeczypospolitej znanym, owdzie o Adamie i Ewie, a owdzie o patronie swoim i
�ony swojej, lub o wielkim kupcu, co przyjecha� z dalekiego Wschodu na okr�cie
pe�nym drzewa wonnego i drzewa farbiarskiego, i drogich kamieni na piecz�cie
dla senatu Rzeczypospolitej, i zielonych papug dla panienek...

  - Ja te� to podobnie� bym rozumia� - B. mi na to odpowie - zw�aszcza i�
dawniejsi architekci nie kre�lili tak plan�w szczeg�owych; czego przyk�ad
widzimy w z�amkach plan�w rzymskich w Kapitolu, powmurowywanych dzisiaj w
�cian�. Te plany s� prostsze od najprostszych figur geometrycznych.

  - T� nieumiej�tno�� - odpowiedzia�em na to - usprawiedliwia poniek�d
Panteon, Koloseum, Fortuna Virilis, Vesta, �wi�tynia Pokoju itd.


  B. u�miechn�� si� smutnie. I m�wi�em dalej:

  - Gdyby kiedy� znaleziono te plany pokolorowane elegancko, kt�rych dzisiaj
pe�no na wystawach, trzeba by stu nowych Witruwiusz�w i sto razy �mielszych w
przypuszczaniu, a�eby wsp�czesnym da� poj�cie, jakich to pomnik�w �ladu nawet
nie zosta�o na ziemi! Tylko, widzisz, nic tu nie zgin�o, co prawdziwie
pi�kne, bo to ma w sobie nie�miertelno�ci iskr�, mi�o��! Trzeba gmachu
pi�knego, a�eby m�g� pi�kn� by� ruin�. Trzeba pi�knej ruiny, a�eby dotrwa�a a�
do ko�ca, a� do posad budowy i pierwszego planu roz�o�enia, a� do g�azu
pierwszego, na kt�rym legendy siada� b�d� w ci�kich wie�cach bluszczowych, a�
do g��bi pod g�azem, gdzie medale stare w wazach le�� i pargamin ��ty z
opisaniem pierwotnego pomys�u! Roma, quanta fuit, ipsa ruina docet.

  - Wi�c nic, my�lisz, nie ginie ?

  - Nic, co jest w mi�o�ci pocz�tego.

  B. u�miechn�� si� znowu. Tu wchodzili�my na plac, a by� zmierzch, i doko�a
pod obiegaj�cym czworobok placu korytarzem zaczyna�o by� gwarno i
poroz�wieca�y si� kawiarnie, i czekano muzyki przez wojskow� kapel�, z Czech�w
zwykle z�o�on�, wykonywanej tu w wiecz�r. B. mi wskaza� kawiarni�, do kt�rej
zachodzi� ju� przywykn��, jakby Wenecjaninem si� urodzi�.

  Tam weszli�my. Kilka by�o os�b, bo kawiarnia podrz�dna. Grek w kaftanie
czerwonym i �yd, zda si�, wschodni, w szachy grali; Wenecjanin list pisa�...

  - Ten ch�opiec zna mnie, przyjdzie zaraz, nazywa si� Dominik - i tu zawo�a�
B.: "Menego!" (co w weneckim skr�ceniu ma niby oznacza� Domenico).

  Przynesiono nam kawy i z�ych cygar weneckich.


  B. mia� oko�o lat sze��dziesi�t. By� naprz�d w drezde�skiej akademii, gdzie
z niewielkim geniuszem, lecz z mi�o�ci� sztuki szczeg�lniejsz�, wielkie zrobi�
post�py w stosunku do tego, co m�g� zrobi� i co mu okoliczno�ci pozwala�y. Tam
wykona� on obraz przedstawiaj�cy Czary staro�ytnych germa�skich wieszczek, i
rysunk�w wiele r�nej tre�ci. Potem w Monachium pracowa�; wsz�dzie z trudem
wielkim, i po dziesi�tku lat, i w walce z przeciwno�ciami zab�jczymi...
Wsz�dzie, co artyst�w naszych wad�, albo raczej win�, wsz�dzie �atwo
miejscowym tradycjom si� poddawa�, z pos�usze�stwem s�owia�skim szkole ka�dej.
By� to wz�r cierpliwo�ci, zaparcia si�, pokory-wykonywanej sprawiedliwiej
ani�eli poj�tej. W�a�nie o tym my�la�em, kiedy mi B. przerwa�:

  - To rzecz dziwna! nie mog� tu jeszcze doj�� �adu z wyrozumieniem tych
arcydzie� starej szko�y weneckiej. Zaniedbanie rysunku, kt�rego by Cornelius
nie przebaczy�, dowolno�� w grze �wiat�a szczeg�lniejsza, kompozycja jakby z
ulic brana, a jednak�e wielkie to s� rzeczy! i niejeden Cornelius, ba! i
zarozumia�y sam Kaulbach, uczy� by si� z tego dobrze mogli. Kto wie? - doda� w
nast�pstwie - mo�e nas na P�nocy ucz� jako� inaczej. Przypominam sobie, �e w
ko�ciele �wi�tego Ludwika (w Monachium), kiedy S�d ostateczny przy Corneliusie
malowa�em, i w�a�nie si� grup� t� robi�o, gdzie wyobra�enie jest Heroda (gdy
wyr�ni�te dzieci prosz� za nim), imperator moskiewski otoczony �wit� wszed� do
gmachu, bo pod�wczas bawi� w mie�cie onym i ogl�da� czasem dzie�a sztuki. Wi�c
nam wszystkim potem my�l przebieg�a o tych starych malarzach, co to prosto z
�ycia wzory brali, i co to si� zwykle o tym czyta jakby jakie legendy... A
teraz tu widz�, �e podobno wszystkie stare obrazy to tak s� o �ycie
zaczepione...
  - I nad czym�e pracujesz pod te czasy?

  - Ba! - pomrukn�� B. smutno - gram ot czasem na skrzypcach... i przyjd�
kiedy, zagram ci wieczorem... zdaje mi si�, �em co� skomponowa�.

  Jako� rzeczywi�cie B, na skrzypcach gra� z bieg�o�ci� szczeg�ln�.

  - Albo nie - przerwa� nagle - bo nie sam tu jestem. Mnie tu pa�stwo Hr. do
W�och zabrali. Zacz��em te� tak�e ma�y obraz, gdzie rybaka chc� zrobi� z
dzie�mi swymi, i chc�, �eby by� wiecz�r, i �eby by�o wida�, i� pracowa� dzie�
ca�y, i chc�, aby rybak w r�ku trzyma� u�owion� rzecz jedn�... muszl� pust�! I
chc�, aby z t� muszl�, wyci�gaj�c r�k�, �ebra� sobie. Taki obraz robi�, i ju�
bliski, bliski swego sko�czenia.

  Tu si� B. z krzes�a podni�s� i zawo�a�: "Menego!" - ale �e nie weneckim
iloczasem, lecz po polsku me-nego przed�u�aj�c, wi�c podchwyci� ch�opiec: "Jak
to, panie? jak to, topisz si�, panie... (bo me nego - "topi� si�" w weneckim
znaczy dialekcie), jak to? - jeszcze powt�rzy� - a wszak�e dzi� gondole po
ko�ciele �wi�tego Marka nie p�ywa�y i suchutko w kawiarni."

  - Buffone - odrzek� B. - Buffone! - i wyszli�my z kawiarni...

  Na drugi dzie� wieczorem taki list mi z miasta przyniesiono:


  Pa�stwo Hrab. zamiary odmienili; wkr�tce mamy wyje�d�a�, jutro mo�e
wieczorem; nie wiem pewno, ale mo�e by� jutro. Wszystko te� ju� zwiedzilem (!)
pr�cz tej wyspy d�ugiej od po�udnia, kt�r� to tak z okna Twego wida�, i o
kt�rej to m�wisz, �e tam lord Byron konno je�d��c opisywal Mazep�, bo nie
wiem, jak wyspa si� nazywa. Je�li czasu mi zb�dzie, to gondolk� sobie tam
dop�yn�. Chcialbym te� Ci� po�egna�, wst�pi� mo�e; a nie, to na wysp� cz�sto
robisz wycieczki: czemu nie mia�by� jutro, ni�li s�o�ce zapiecze, tam
pop�yn��? �egnam...

  Byczkowski

  NB. Pakuj�c si� chustk� te� znalazlem, kt�r� w pierwszych czasach emigracji
w Dre�nie wielki nasz lord Byron mi darowa�. To jest jedno, co mog� na
pami�tk� zostawi�. �aluj�, �em nie gra� Ci na skrzypcach...

  Ni�li s�o�ce zapiek�o, pop�yn��em na Lido dnia wt�rego. Lido jest to d�ugie
pasmo ziemi, o kt�re si� p�asko z jednej strony pe�ne morze rozbija; z drugiej
sztuczne wybrze�e z ciosanego kamienia odpiera mniej silne fale lagun. A�eby
do brzegu doj�� morskiego, a zw�aszcza tam, gdzie zwykle cudzoziemcy ogl�da�
widok id�, trzeba pierwej przez ��k� przej�� zielon�, kt�ra, kiedy� sm�tarzem
mo�nych kupc�w �ydowskich za Rzeczypospolitej jeszcze b�d�c, do dzi� �wieci
gdzieniegdzie pozacieranymi kamieniami. Po nich �cie�ka si� �amie, albo je
wymija, w trawie naprz�d, a potem w nadmorskian �wirze gin�c. Tam doszed�szy,
spotka�em gondoliera; sta� nad garstk� bielizny; przy nim s�uga z policji i
dwie damy Angielki z albumami. B., zap�aciwszy gondoliera, powiedzia� mu, �e
u�y� chce k�pieli... ale za g��boko w fale zaszed�.

  Gr�b jego jest na Lido.



Zgłoś jeśli naruszono regulamin