2666.txt

(670 KB) Pobierz
Feliks W. Kres




Piek�o i szpada

Niezwyk�e lecz prawdziwe opowie�ci spod znaku
PIEK�A I SZPAD Y
czyli
tajemnicze a niesamowite historie zebrane zar�wno w dalekich Ksi�stwach
Hostenne i Saywanee, jak te� w s�awnych Kr�lestwach
Arelay i Nordii,
a wreszcie na samych ziemiach Zjednoczonych Kr�lestw Nolandii, Werwalu i Henestii, spisane w Roku Pa�skim 1694
przez cz�owieka,
co otar�szy si� o wszelkie magie i religie, zapragn�� da� wyraz swemu podziwowi
dla zdradzonych �wiat�w trwaj�cych za Bo�ym przyzwoleniem,
a wbrew piek�u i wszystkim ciemnym mocom.



"Zrodzeni w nocy, z kamienia i grzechu kobiety" - tak brzmi napis, wyryty w g�azie, od wiek�w le��cym przy Rozstajnych Drogach w Carhon-Ree. Jak wie�� g�osi, s�owa te dotycz� niezwyk�ego, okrutnego plemienia kot�w-olbrzym�w, z pogranicznych las�w Hostenne i Saywanee. Mordercy b�d� Zab�jcy - tak si� zwali i jedno w swym j�zyku dla obu tych s��w mieli imi�...
"Mroki" - opowie�� o wydarzeniach sprzed wiek�w



S�RGETHERGEFT

W samym sercu Saywanee, kilka mil ledwie od p�nocnych skraj�w Puszczy Jod�owej, le�y do�� wysokie, strome wzg�rze, uwie�czone koron� ruin. Ponure to miejsce i ciesz�ce si� bardzo z�� s�aw�. Niegdy� ruiny by�y zamkiem, czarn�, barczyst� budowl� z kamienia. M�wi si�, �e jej lochy widzia�y wiele �mierci i niezawinionych cierpie�, s�ysza�y wiele skarg. Pozosta�y ruiny. Lecz z�a s�awa miejsca nie zgin�a. Nikt tam nie zagl�da, cho� podobno pod gruzami le�� wielkie skarby. Ale chodz� s�uchy, �e strze�e ich duch z�ej w�adczyni, ksi�nej Morany, pani Zamku Ahar. Przekl�tej kobiety, kt�r� zgubi�a - niesamowita i ohydna, jak ca�e jej �ycie - mi�o�� do kota-Mordercy.
Czarne Wieki dawno przemin�y, z�o dawno straci�o w�adz� nad �wiatem. Wystarczy jednak ujrze� Wzg�rze Ahar, jego drapie�ny stok, �ysiny ska� po�r�d zgni�ozielonej trawy, wreszcie owe czarne ruiny, by da� wiar� �e - cho� pokonane - z�o nie przepad�o bez reszty. �e drzemie gdzie�, cho�by w le�nych ost�pach... cho�by w owych gruzach... �e powr�ci, a wraz z nim jego s�udzy.
Niewielka zrazu wioska, le��ca opodal Ahar, rozros�a si� znacznie, powsta� ko�ci� drewniany, p�niej zbudowano drugi - ju� z ceg�y. Linon �wiat�y, ksi��� Saywanee, poj�� za �on� c�rk� swego stryja, w�adcy o�ciennej Hostenne. Hostenne o�ywi�a handel z Nordi�, bo najprostszy i najkr�tszy szlak wi�d� przez Saywanee. Zaniedbana droga, szerokim �ukiem obchodz�ca Wzg�rze Ahar, zosta�a naprawiona. Ayonna, wie� z dwoma ko�cio�ami, uzyska�a prawa miejskie, a z czasem prawo sk�adu. Karawany kupieckie p�yn�y z zachodu na wsch�d i ze wschodu na zach�d. W Ayonnie pojawi�y si� dwie nowe ober�e, obok dw�ch ju� istniej�cych. Posterunek stra�y miejskiej wzmocniono, potem przyby�a do miasta p�kompania muszkieter�w ksi���cych. Raz po raz bawi�y przejazdem znaczniejsze osobisto�ci: a to mo�ny szlachcic ze sw� s�u�b�, to zn�w ksi���cy urz�dnik, a ca�kiem niedawno - nawet biskup. Niewielkie, ale ju� bogate miasto, t�tni�o �yciem.
Ponure wzg�rze patrzy�o na� wy�upiastymi �lepiami g�az�w, kt�rych nie chcia�a pokry� gleba, kt�re omija�a trawa. Tylko korona ruin straci�a sw� pierwotn� czer� - omsza�a, pokry�a si� zieleni� coraz wy�szych chwast�w.
I ci�gle nie by�o odwa�nych, gotowych wydrze� zamkowi dawne skarby. Dziwna rzecz: niejeden zuchowaty m�odzian-zawadiaka, drwi�c z bajek, wy�miewaj�c legendy i za nic maj�c ponur� przesz�o�� miejsca, zapewnia� przyjaci� przy winie, �e ju� jutro - co to jutro?! dzi�, zaraz! - wyruszy po bogactwo i odkryje sekrety warowni. Ten i �w pojecha� nawet ku wzg�rzu...
Wszyscy zawr�cili.
Dziwna moc strzeg�a tego pomnika i grobowca zarazem; pomnika-grobowca cieni, �mierci i zbrodni.

I


By� parny, letni wiecz�r. Zanosi�o si� na burz�, ale tu, pod dachem obszernego zajazdu, mo�na by�o kpi� sobie z b�yskawic i ulewy. Tote� kupcy (o kt�rych wielce si� w ober�y starano) nie kryli zadowolenia. Mo�e mniej powod�w do szcz�cia mieli pilnuj�cy cennych woz�w pomocnicy kupieccy, z kijami w gar�ci przechadzaj�cy si� po majdanie. Lecz c� zgodnie z prawem sk�adu, towar mia� by� nast�pnego dnia wystawiony na sprzeda�; nale�a�o pilnowa�, by w nocy wozy nie sta�y si� l�ejsze.
Niez�e wino dobywane wprost z ch�odnej piwnicy, a tak�e obfity posi�ek, sprawi�y, �e rozmowa przy d�ugim, solidnie zbitym stole toczy�a si� coraz �wawiej. Gwar wywabi� z izb noclegowych paru innych go�ci; pora nie by�a jeszcze bardzo p�na, a kupcy, jako bywalcy wielu stron �wiata, zawsze mieli ciekawe wie�ci w zanadrzu.
Ober�ysta, cz�ek nie w ciemi� bity i wybornie znaj�cy sw�j fach; wiedzia� z do�wiadczenia, �e takie w�a�nie wieczorne pogaw�dki, je�li tylko zaraz nie zgasn�, przeci�gaj� si� �atwo do p�nej nocy. Ca�onocna biesiada za� znaczy�a dla gospody akurat tyle co pieni�dz: go�cie jedli i pili, a popiwszy, tym ch�tniej sypali groszem. Gospodarz skwapliwie donosi� wi�c coraz to nowe butelki, s�ucha� wywod�w, czasem - niby przypadkiem - wtr�ca� jakie� s��wko lub dwa, by zaogni� rozmow�, udawa� g�upiego, dziwi�c si� rzeczom oczywistym, co jak wiadomo - jest najlepsze, by rozwi�za� j�zyk i da� m�wcy sposobno�� do poucze�. Wreszcie, widz�c dobry skutek swych zabieg�w, usun�� si� w cie� i baczy� tylko, by nie zabrak�o wina.
Jeden wszak�e go�� nie bardzo si� obrotnemu karczmarzowi podoba�. By� szlachcicem, i to chyba zamo�nym. Pi� jednak wstrzemi�liwie, jad� niewiele, nie op�aci� noclegu. Zdawa�o si�, �e czeka na kogo�. Mo�e jednak by�o inaczej, bo czas p�yn��, a szlachcic wci�� samotnie trwa� w swoim k�cie, nie przejawiaj�c nawet �ladu irytacji czy zniecierpliwienia.
Mniej wi�cej godzin� po p�nocy wprawne ucho gospodarza pochwyci�o stukot ko�skich kopyt na majdanie. Zaspanego pacho�ka si�� bez ma�a trzeba by�o wygania� z k�ta, w kt�rym drzema�.
- Nu�e, obwiesiu! - ponagla� roze�lony pryncypa�. - C� to, darmo chlebem gard�o napychasz? Nu�e, go�� zajecha�!
Nim jednak pacho� pobieg�, by pokaza� drog� do izby i zaj�� si� koniem przyby�ego, drzwi otwar�y si�, wpuszczaj�c ch�odn� noc i porywy wiatru, nios�cego pierwsze krople wzbieraj�cej ulewy. Podr�ny zatrzyma� si� na progu, wzrokiem ogarniaj�c rozochoconych biesiadnik�w, potem spiesz�cego ku niemu wyrostka i ober�yst�.
Drzwi pozosta�y otwarte, kilka g��w zwr�ci�o si� ku nim; snad� niekt�rzy chcieli wo�a�, �e zimno... Zamiast tego g�osy milk�y kolejno.
M�czyzna - by� to-szlachcic ogromnego wzrostu i barczysty, odziany w szkar�at i czer� - przytrzymywa� lekko kapelusz z bia�ym pi�ropuszem, drug� r�k� za� opu�ci� na gard� rapieru. Twarz zdradza�a lat najwy�ej czterdzie�ci, jednak w�sy i niewielka br�dka by�y g�sto przetykane siwizn�. Oczy, skryte pod namarszczonymi brwiami, spogl�da�y uwa�nie, badawczo ale i - by nie rzec - wrogo...
Pacho�ek, przewiercony tym spojrzeniem, wystraszy� si� wyra�nie, bo stan��, popatruj�c to na go�cia, to na ober�yst�.
Cisza trwa�a przez par� d�ugich chwil.
- Szukam kogo� - rzek� szlachcic, bez s�owa powitania i najwyra�niej nie zamierzaj�c post�pi� dalej w g��b izby. Wymawia� wyrazy z cudzoziemska, trudno jednak powiedzie�, jaki by� jego ojczysty j�zyk.
Zaraz potem przenikliwe spojrzenie pobieg�o ku mrocznemu zak�tkowi izby. Siedz�cy tam od wielu godzin szlachcic wsta� i, skin�wszy g�ow�, uczyni� dwa kroki w stron� szkar�atnego olbrzyma.
- Czekam na kogo� - odrzek� r�wnie zwi�le, spogl�daj�c z uwag�.
Cz�owiek ten m�g� mie� lat tyle samo co przyby�y. Ust�powa� mu wzrostem, nosi� si� jednak r�wnie dumnie i godnie. Odziany by� w barwy zielone, br�zowe i czarne, podkre�lone bia�ymi koronkami.
Obaj m�czy�ni przez chwil� oceniali si� wzrokiem, po czym wymienili uk�ony. Przybysz usun�� si� cokolwiek, by da� tamtemu przej�cie przez drzwi.
- Wielmo�ni panowie - zagada� ober�ysta, odzyskuj�c g�os po nocy... w tak� noc...
M�czyzna w szkar�acie cisn�� co� do g�ry; oczy wszystkich pod��y�y za z�otym migotaniem. Karczmarz chwyci� monet� i ze zdumieniem patrzy� na dukata z ksi���cej mennicy, wartego wi�cej, ni� dwaj ludzie mogli przeje�� i przepi� w trzy dni. Gdy. uni�s� wzrok, by dzi�kowa�, szlachcic�w ju� nie by�o.

II


Grube, ci�kie krople coraz g�ciej pada�y na go�ciniec. W oddali grzmia�o. W czerni nocy niewyra�nie majaczy�y sylwetki dw�ch je�d�c�w. Konie sz�y drobnym k�usem. Dziwnie g�ucho ni�s� si� odg�os uderzaj�cych o ziemi� kopyt.
U zbiegu dw�ch dr�g prowadz�cy m�czyzna wstrzyma� wierzchowca. Szarza�y w mroku pi�ra przy kapeluszu.
- Tu poczekamy - powiedzia�.
- Czemu w�a�nie tu?
- Moi ludzie - pad�o kr�tkie wyja�nienie. - Wyjecha�em naprz�d sam. Po c� ci�ga� do miasta zbrojne s�ugi?
- Chcesz, kawalerze, strzela� do upior�w z muszkiet�w?
- Upior�w! Mo�ci hrabio, nie wierz� w upiory.
- A w co wierzysz, kawalerze? - W nic.
- Nawet w Boga? W magi�, w przeznaczenie? - pyta� m�czyzna w koronkach.
- Ja jestem przeznaczeniem, panie hrabio. Przeznaczeniem ka�dego, kogo przeznaczeniem by� zechc�.
Dziwna rozmowa urwa�a si�. M�czy�ni nieruchomo tkwili w siod�ach, spogl�daj�c wyczekuj�co w stron� bocznej drogi. Nas�uchiwali, ale szmer deszczu i nadchodz�ce pomruki burzy g�uszy�y wszelkie inne d�wi�ki. Za to b�yskawice s�u�y�y dobrym �wiat�em - coraz jaskrawsze, coraz bli�sze.
- Jad�.
Bia�oz�ote p�kni�cie zal�ni�o na niebie, wy�awiaj�c z ciemno�ci szkar�atn� szat� m�wi�cego. Hrabia pochwyci� spojrzeniem trzech zd��aj�cych ku nim konnych, po czym zapyta�:
- I c� waszmo�� poczniesz z tym wojskiem?
Olbrzym, zdaje si�, nie dos�ysza� kpiny w g�osie swego towarzysza, bo odpar� spokojnie:
- Mo�ci hrabio, naj��e� mnie pan za ogromne pieni�dze. Jestem wart swojej ceny. Wiem, co czynie. Ci ludzie mog� si� przyda�.
Po czym dorzuci� jeszcze:
- Natomiast pan jeste� ca�kiem zb�dny, panie hrabio. Na co przyda si� pa�ska szpada w tych ruinach, skoro ju� moja tam b�dzie?
- Kawalerze - rzek� z pewn� wy�szo�ci� wezwany - zwa� prosz�, �e nie tylko szpad� tam nios�. Nios� tak�e g�ow�.
"By zostawi�..." - powiedzia� sobie najemnik.
Trzej je�d�cy dotarli do zbiegu dr�g. Pad�o kr�tkie pytanie, olbrzym opowiedzia� si�, niepotrzebnie, bo w�a�nie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin