16601.txt

(298 KB) Pobierz
Jo Leigh

Grzeczna dziewczynka i zły chłopak

Toronto ˇ Nowy Jork ˇ Londyn Amsterdam ˇ Ateny ˇ Budapeszt ˇ Hamburg Madryt ˇ Mediolan ˇ Paryż Sydney ˇ Sztokholm ˇ Tokio ˇ Warszawa
Rozdział pierwszy
Co wisiało w powietrzu. To nie był żaden zapach, a drzwi kawiarenki internetowej nie były otwarte, więc to nie mógł być też przecišg. Poczuła to wyranie, jak wyładowanie elektryczne na chwilę przed uderzeniem pioruna. Amelia Edwards zerknęła ukradkiem w prawo. David, który chodził wraz z niš na zajęcia z nauk politycznych na New York University, także to poczuł. Wyprostował ramiona i przejechał nerwowo rękš po niesfornych ciemnych włosach. Amelia przeniosła wzrok na dziewczynę, którš widziała tutaj już kilka razy przedtem. Również studentka, jeżeli plecak mógł być jakim znakiem rozpoznawczym. Blondynka. Naprawdę ładna. Przygryzajšc dolnš wargę, patrzyła w stronę drzwi. A więc wszyscy to poczuli. Nie tylko Amelia. Zbliżał się. Nazywał się Jay Wagner i był włacicielem sklepu
6 Jo Leigh
z harleyami mieszczšcego się tuż przy kawiarence. Nieco starszy od niej ­ mógł mieć jakie dwadziecia szeć ­ siedem lat. Wysoki, z ciemnymi, falujšcymi włosami, które były odrobinę za długie, i najbardziej intensywnie bršzowymi oczami, jakie widziała w swoim życiu. Amelia utkwiła wzrok w drzwiach na kilka chwil przed tym, jak się otworzyły. Odruchowo poprawiła włosy. Szybko zwilżyła wargi koniuszkiem języka i przygładziła spódnicę. Kiedy wszedł do rodka, wszystko inne zblakło. Czas zwolnił bieg... Miał na sobie swojš czarnš skórzanš kurtkę, do tego czarne dżinsy, biały podkoszulek i czarne kowbojki, a także okulary przeciwsłoneczne, które całkowicie zasłaniały jego oczy. Wyglšdał bardzo tajemniczo. Musiał mieć nieco ponad metr osiemdziesišt pięć. Był szczupły, ale silny. Tym, co przykuwało uwagę, były jego dłonie o eleganckich palcach i napiętych cięgnach. Pozwolił, by drzwi zamknęły się za nim, po czym skierował się w stronę baru. Nadal w okularach, szedł, nie rozglšdajšc się na boki, ale Amelia wiedziała, że to dopiero pierwsza częć gry. Prawdziwa zabawa rozpocznie się, gdy dojdzie do jej stolika. Jej stanowisko było w kšcie, z dala od ciekawskich spojrzeń, za każdym razem jednak przechodził tuż obok. Jak zwykle, kiedy znajdował się jakie półtora metra od niej, zdjšł okulary i schował je do kieszeni. I wtedy zwrócił wzrok prosto na niš. Starała się nie patrzeć na niego, ale wiedziała, że to daremny trud. On nie odejdzie, dopóki na niego nie spojrzy. Dlaczego? Dlaczego to robił? Czy nie zdawał sobie sprawy, że jš zawstydza?
Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 7
Czuła, że znowu się czerwieni. Dlaczego, na miły Bóg, bez przerwy tu przychodził? I dlaczego serce jej zamierało, kiedy się nie pojawiał? Jeszcze jedna krótka próba oporu i skapitulowała. Popatrzyła najpierw na jego pier. Potem powoli przeniosła wzrok na szyję i kwadratowš szczękę. Wypuciła powietrze, choć wczeniej nawet nie zauważyła, że wstrzymuje oddech. Pochwycił jej spojrzenie. Uniósł brwi z lekko drwišcym rozbawieniem, jakby była kim osobliwym, jakby była dzieckiem. Jego wargi rozszerzyły się w leciutkim umiechu. Ale to jego wyzywajšce spojrzenie sprawiło, że cisnęło jš w dołku. Nigdy nie zamienili ze sobš ani słowa. Nigdy nie zdobyła się na odwagę, żeby go zagadnšć. Od tygodni grał z niš w tę grę. Wyzywał jš. Zachęcał. Jaka jej czšstka chciała podjšć to wyzwanie: zerwać się i pocałować go, włanie tu, porodku kawiarenki z głonš muzykš i zapachem mocnej kawy unoszšcym się w powietrzu. Starłaby mu pocałunkiem z twarzy ten drwišcy umieszek. To byłoby wspaniałe. Niestety, była tchórzem. Wielkim, tłustym, mierdzšcym tchórzem. Policzki jeszcze bardziej jej poczerwieniały i wbiła wzrok w monitor. Wygrał. Znowu wygrał. Westchnęła, kiedy zachichotał. Tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Patrzyła na ekran. Słowa, które napisała chwilę temu, wydały jej się obce i chaotyczne, choć za cztery dni mijał termin oddania tej pracy. Zapisała dokument na dysku, a potem trzęsšcymi się palcami wystukała adres internetowy ,,Prawdziwych Zwierzeń''. Znajoma
8 Jo Leigh
strona pojawiła się przed jej oczami, gdy zalogowała się, używajšc swojego internetowego pseudonimu: Grzeczna Dziewczynka. Skrzywiła się. Wszystko przez tę niepowstrzymanš skłonnoć do mówienia prawdy, nawet jeli ta prawda była nudna jak flaki z olejem. Bo przecież naprawdę była grzecznš dziewczynkš, jak na dwudziestoczterolatkę kończšcš studia ­ wręcz nienormalnie grzecznš. Była chodzšcym reliktem przeszłoci, z czasów gdy dziewczęta robiły ,,te rzeczy'' jedynie z wybrankami swego serca. Tylko że w jej życiu nie było nikogo, kogo mogłaby nazwać ,,wybrankiem swego serca''. Wyrwana z zamylenia, podniosła nagle głowę i zobaczyła, że Jay wcišż stoi po jej prawej stronie. Był teraz bliżej. Zawsze odchodził, kiedy powracała wzrokiem do ekranu lub klawiatury. Tym razem jednak pozostał, patrzšc na niš, a jego wzrok był tak intensywny, że zaczęła się wiercić. Twarz zaczęła jš piec, gdy uwiadomiła sobie swój błšd. Zrobił krok w jej stronę. Serce zaczęło jej mocniej bić. Kiedy zrobił jeszcze jeden, zapomniała, jak się oddycha. O Boże! Dalej szedł, jego buty stukały lekko o drewnianš podłogę. Doszedł do stołu. Wszystko w niej mówiło, żeby uciekać, ukryć się, a przynajmniej odsunšć. Ale dalej siedziała całkowicie nieruchomo, z głowš odrzuconš do tyłu, patrzšc na najpiękniejszego mężczyznę, jakiego widziała w całym swoim życiu. Umiechnšł się. Nie był to szeroki umiech. Właciwie samo podniesienie kšcików ust. Potem uniósł rękę i Amelia prawie umarła. Zamierzał jej dotknšć. Potrzeć
Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 9
jej policzek Zatrzymał się jednak kilka centymetrów od niego, po czym cofnšł dłoń. Zarumieniła się ze wstydu, pewna, że jeszcze chwila, a zajmie się płomieniem, a on zamiał się cicho. Być może zdajšc sobie sprawę, że dziewczyna jest bliska omdlenia, przeniósł wzrok na monitor komputera. Wykorzystała sytuację i zaczerpnęła powietrza. ­ Grzeczna dziewczynka ­ wyszeptał. Otworzyła usta. Nic jednak nie powiedziała. Raz jeszcze zamiał się, głęboko i zmysłowo, po czym miłosiernie odszedł, zmierzajšc do swojego kumpla Briana stojšcego za barem. Zamknęła oczy, starajšc się uspokoić łomotanie serca i szybki oddech. Odezwał się do niej! O Boże! Zazwyczaj czuła się niewidzialna i chyba nawet przez większoć czasu była niewidzialna: na wykładach, ze swoimi wspaniałymi współlokatorkami, wród kolegów z roku. Ludzie bez przerwy potykali się o niš. Po prostu jej nie zauważali. A on do niej przemówił. Amelia zerknęła szybko na dziewczynę po drugiej stronie sali. Tak jak się spodziewała, wyglšdała na zdenerwowanš. Była zazdrosna. O NIĽ. Przecież nie chciała jej robić przykroci... No dobrze, niech będzie, chciała. Odwróciła się z powrotem do komputera. Zapłaciła za dwie godziny. Zostało jej jeszcze tylko piętnacie minut. Zaczęła szybko pisać, próbujšc wyrazić to wszystko, co czuła. Tę chwilę, podniecenie, jego szept, zapach skórzanej kurtki. Wylało się to z niej i nie była w stanie nawet poprawić błędów ortograficznych.
10 Jo Leigh
I w tym momencie bańka pękła. No dobrze, zwrócił na niš uwagę. I co z tego? Przesiadywała tu na okršgło. I czerwieniła się tak mocno, że mogłaby wstrzymać ruch na skrzyżowaniu. On nie traktował jej poważnie. Po prostu sobie żartował. Jakie to przykre! Ciotka Grace twierdziła wprawdzie, że jeszcze nikt nie umarł ze wstydu, ale Amelia wcale nie była tego taka pewna, skoro ludzie umierali z osamotnienia. Albo z tęsknoty... Prawda była taka, że ta Amelia w rodku nie miała nic wspólnego z tš Ameliš na zewnštrz. Ubierała się skromniej niż nakazywała to moda; jej spódnice były zbyt długie, bluzki zbyt lune. Włosy miała zaczesane do tyłu, przez większoć czasu zebrane w kok. A były one jej największym powodem do dumy. Dorastała, starajšc się nie zwracać na siebie uwagi. Tak było łatwiej. Nikt nie spodziewał się po niej zbyt wiele. Tylko że... Zatrzymała się. Westchnęła, po czym napisała: Kobieta, którš jestem w rodku, nie jest niemiała. Jest bezwstydna i zmysłowa, nosi seksowne ciuchy i czuje się piękna. Zamknęła oczy, pozwalajšc palcom na klawiaturze pisać. Gdyby tylko kto wiedział, jak bardzo pragnę dotyku. Jak bardzo pragnę pocałunku, który rozgrzeje mnie do czerwonoci. Gdyby tylko on wiedział, jak o nim marzę. Jak tęsknię za tym, żeby doprowadził mnie do szczytu rozkoszy. Och, to mało powiedziane. Chcę się z nim kochać, aż oboje umrzemy z głodu. Chcę, żeby zrobił wszystko. Chcę doprowadzić go do szaleństwa i sama oszaleć ­ z nim.
Grzeczna dziewczynka i zły chłopak 11
Brzęczyk przy komputerze Amelii zadzwonił. Nie miała czasu ani pieniędzy, żeby pozostać tu dłużej. Zachowała zapis w swoim dzienniku, po czym wylogowała się ze strony ,,Zwierzeń''. Poruszajšc się tak spokojnie i sprawnie, jak tylko mogła, zebrała swoje rzeczy, wstała i wypadła na dwór, nawet nie odwracajšc się za siebie, by sprawdzić, czy Jay zauważył jej wyjcie ­ ale cały czas się rumienišc. Jay czekał, aż Brian naleje kawy klientowi ­ jeszcze jednemu studentowi. Kawiarenka nie była zbyt duża ani elegancka, nie było w niej nawet krzeseł Starbucks ani jakiego nadzwyczajnego ekspresu do parzenia kawy. Było za to szeć stanowisk komputerowych i szybkie łšcze internetowe T1, co oznaczało stały i natychmiastowy dostęp do materiałów naukowych. I pornografii. Wystrój wnętrza miał więcej wspólnego z rockiem lat szećdziesištych niż z dobrym smakiem. Na cianie wisiały plakaty Hendrixa, Janis Joplin i The Grateful Dead, a pismo ,,Rolling Stone'' było zawsze w zasięgu ręki. Brian, który był kiedy hippisem, puszczał aktualne przeboje tylko dlatego, że musiał. Dziwne, że otworzył taki nowoczesny interes. Ale Jay musiał mu oddać sprawiedliwoć: ta kawiarenka była strzałem w dziesištkę. Trzydziestodwuletni Brian robił niezłš kawę i potrafił włamać się do każdego niemal k...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin