7449.txt

(686 KB) Pobierz
     Lois McMaster Bujold
   
   
   
   Barrayar
   
        
       Cykl: Barrayar   tom 2
        
        
        Przełożyła Paulina Braitner
        
         Data wydania oryginalnego – 1991
         Data wydania polskiego – 1996
        
Dla
        Anne i Paula
        
Synopsis
         
        
        Podczas misji zwiadowczej na nowo odkrytej planecie grupa badawcza komandor Cordelii Naismith została zaatakowana przez oddział barrayarskich wojsk. Cordelia, schwytana przez osamotnionego dowódcę Barrayarczyków, kapitana Arala Vorkosigana, musiała zgodzić się na współpracę, aby ocalić ciężko rannego podporucznika Dubauera. Podczas wędrówki do barrayarskiego magazynu wojskowego dawni wrogowie zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że ostatecznie Cordelia pomogła Vorkosiganowi odzyskać dowództwo nad zbuntowaną załogą. Widząc rozmiary ukrytego magazynu domyśliła się, że Barrayarczycy zamierzają zająć dziewiczą dotąd planetę. Już na pokładzie ich statku Vorkosigan oświadczył się jej, jednak zważywszy możliwe polityczne konsekwencje planowanego przez Barrayar ataku na Escobar, najbliższego sojusznika Kolonii Beta, oboje uznali, że należy zaczekać.
        Załoga Cordelii, zamiast - zgodnie z jej rozkazem - uciec, wróciła, pomagając gromadce buntowników opanować statek Vorkosigana, “Generała Vorkrafta”; w wyniku ich działań jeden z oficerów, podporucznik Koudelka, został ciężko ranny. Spłacając dług honorowy, Cordelia przed ucieczką podstępnie obezwładniła napastników.
        Niedługo potem Cordelia Naismith, awansowawszy do stopnia kapitana, wypełniając tajną misję wojskową, znalazła się w przestrzeni nie opodal Escobaru. Schwytana przez Barrayarczyków, trafiła w ręce sadystycznego admirała Vorrutyera, który próbował ją zgwałcić, lecz w ostatniej chwili sierżant Bothari poderżnął mu gardło. Ukrywając się w kabinie Vorkosigana Cordelia była świadkiem całkowitej klęski Barrayarczyków i śmierci następcy tronu, księcia Serga. Dopiero po rozmowie z Vorkosiganem, odkrywszy, iż cały czas wiedział on o przemyconej przez nią tajnej broni, która przesądziła losy wojny, Cordelia pojęła, że inwazja na Escobar była tylko przykrywką - prawdziwy cel wojny, zaplanowanej osobiście przez cesarza Ezara Vorbarrę, stanowiło pozbycie się księcia Serga i całego stronnictwa wojennego.
        Odesłana wraz z jeszcze jedną więźniarką, poprzednią ofiarą Vorrutyera, do obozu jenieckiego, Cordelia mimo swych protestów została uznana za bohaterkę. Wkrótce potem na planecie pojawił się Vorkosigan, przygotowując obóz do kapitulacji. Po rozmowie z nim Cordelia postanowiła przed podjęciem ostatecznej decyzji wrócić do domu, na Kolonię Beta. Tymczasem Escobarczycy, odebrawszy pierwszą partię więźniarek, odesłali Vorkosiganowi szesnaście symulatorów macicznych, w których zamknięto płody, noszone przez ofiary barrayarskich gwałcicieli, w tym sierżanta Bothariego. Vorkosigan zobowiązał się, że dopilnuje, by wszystkie dzieci bezpiecznie przyszły na świat.
        Po powrocie na Kolonię Beta, witana jak przystało na bohaterkę Cordelia wpadła w depresję. Zdumieni jej zachowaniem przełożeni uznali, iż najprawdopodobniej została poddana praniu mózgu przez Barrayarczyków i odesłana do domu jako szpieg. Odkrywszy to, Cordelia obezwładniła przesłuchującą ją lekarkę i wykorzystując swoją nowo zdobytą sławę uciekła na Barrayar. Już jako małżeństwo lord i lady Vorkosigan asystowali w Cesarskim Szpitalu Wojskowym przy narodzinach córeczki Bothariego, Eleny. Wezwani do Pałacu Cesarskiego, złożyli wizytę umierającemu cesarzowi, który zmusił Vorkosigana, by ten przyjął po jego śmierci stanowisko regenta Barrayaru.
        
Rozdział pierwszy
         
         
        Boję się.
        Cordelia odsunęła zasłony w oknie salonu na trzecim piętrze Pałacu Vorkosiganów i wyjrzała na zalane promieniami słońca ulice. Długi srebrny pojazd skręcał właśnie w półkolisty podjazd przed budynkiem, mijając najeżone szpikulcami ogrodzenie oraz importowane z Ziemi krzewy. Po chwili zahamował. To był pojazd rządowy. Tylne drzwi otwarły się i ujrzała mężczyznę w zielonym mundurze. Mimo dość kiepskiego kąta widzenia Cordelia natychmiast rozpoznała brązową głowę komandora Illyana, jak zawsze bez czapki. Po sekundzie oficer zniknął jej z oczu, zasłonięty wystającym portykiem. Przypuszczam, że nie muszę się martwić, póki cesarska służba bezpieczeństwa nie zjawi się tu w środku nocy. Jednakże w ustach wciąż jeszcze czuła smak strachu. Czemu w ogóle przyjechałam tu, na Barrayar? Co zrobiłam ze sobą, ze swoim życiem?
        Na korytarzu rozległy się ciężkie kroki i drzwi salonu uchyliły się ze skrzypnięciem. Sierżant Bothari wsunął głowę do środka. Na widok Cordelii mruknął z zadowoleniem:
        - Milady, czas na nas.
        - Dziękuję, sierżancie.
        Puściła zasłonę i odwróciła się, aby po raz ostatni sprawdzić swoje odbicie w lustrze wiszącym ponad archaicznym kominkiem. Trudno uwierzyć, że miejscowi ludzie wciąż jeszcze palą szczątki roślinne po to, by uwolnić zmagazynowane w nich chemicznie ciepło.
        Uniosła podbródek nad sztywnym kołnierzem z białej koronki, poprawiła rękawy żakietu i z roztargnieniem poruszyła długą szeroką spódnicą, przynależną kobietom z klasy Vorów. Kasztanowej barwy tkanina idealnie odpowiadała odcieniowi żakietu. Kolor ten dodał Cordelii otuchy - bardzo przypominał jasny brąz jej starego kombinezonu Betańskiego Zwiadu Astronomicznego. Przygładziła dłonią rude włosy, rozdzielone na środku i podtrzymywane parą emaliowanych grzebieni, i odrzuciła je do tyłu. Kaskada loków opadła jej do połowy pleców. Z bladej twarzy w lustrze spoglądały na nią szare oczy. Nos odrobinę zbyt kościsty, podbródek nieco za długi, w sumie jednak to dobra twarz, porządna, praktyczna.
        Cóż, jeśli pragnęła wyglądać delikatnie i filigranowo, wystarczyło jedynie stanąć obok sierżanta Bothariego. Jego ciężka dwumetrowa postać wznosiła się nad nią, rzucając żałobny cień. Cordelia uważała się za dość wysoką kobietę, jednakże czubek jej głowy sięgał zaledwie do ramienia sierżanta. Bothari miał twarz kamiennego gargulca, nieodgadnioną, czujną, z wielkim sterczącym nosem. Krótko po wojskowemu obcięte włosy podkreślały kanciastość jego rysów, nadając mu wygląd kryminalisty. Nawet elegancka liberia księcia Vorkosigana - ciemnobrązowa, ozdobiona srebrnymi symbolami rodu - nie była w stanie złagodzić zdumiewającej brzydoty Bothariego. Niemniej to dobra twarz, jak najbardziej praktyczna.
        Służący w liberii. Cóż za dziwaczny koncept. Czemu właściwie służył? Co powiesz na nasze życie, fortunę i święty honor? A to dopiero początek. Pozdrowiła go serdecznym skinieniem głowy w lustrze, po czym odwróciła się i ruszyła w ślad za sierżantem przez labirynt korytarzy Pałacu Vorkosiganów.
        Musi jak najszybciej nauczyć się rozkładu pomieszczeń. To bardzo kłopotliwe zgubić się we własnym domu i prosić strażnika czy służącego, by wskazał jej drogę, szczególnie w środku nocy, gdy była owinięta jedynie w ręcznik. Kiedyś dowodziłam statkiem kosmicznym. Naprawdę. Jeśli potrafiła poradzić sobie z pięcioma wymiarami wisząc głową w dół, z pewnością zdoła opanować zaledwie trójwymiarową przestrzeń w normalnej pozycji.
        Dotarli do szczytu szerokich kręconych schodów, opadających wdzięcznie trzema biegami w dół, ku wyłożonemu czarno-białymi kamiennymi płytkami holowi. Cordelia podążała lekko w ślad za ciężko stąpającym Botharim. Szeroka spódnica sprawiała, że sama Cordelia miała wrażenie, jakby unosiła się w powietrzu, opadając nieubłaganie w dół spirali.
        Na dźwięk ich kroków czekający w holu wysoki młodzieniec z laską uniósł wzrok. Twarz porucznika Koudelki była równie przystojna i symetryczna, jak Bothariego wąska i nieprzyjazna. Młodzieniec uśmiechnął się ciepło do Cordelii. Nawet drobne linie bólu w kącikach oczu i ust nie zdołały go postarzyć. Miał na sobie polowy mundur imperialny, różniący się jedynie insygniami od uniformu komandora Illyana. Długie rękawy i wysoki kołnierz kryły sieć cienkich czerwonych blizn, oplatających połowę jego ciała, lecz Cordelia ujrzała ją wyraźnie oczami duszy. Nagi, Koudelka mógł służyć za model poglądowy na wykładzie o budowie ludzkiego systemu nerwowego, bowiem każda blizna oznaczała martwy nerw, zastąpiony sztuczną srebrną nicią. Porucznik Koudelka nie przywykł jeszcze do swojego nowego systemu nerwowego. Mów prawdę. Tutejsi chirurdzy to tępi, niezdarni rzeźnicy. Ich dzieło z pewnością nie dorównywało osiągnięciom medycyny betańskiej. Cordelia nie pozwoliła jednak, aby te myśli znalazły odbicie na jej twarzy.
        Porucznik odwrócił się niezręcznie i pozdrowił Bothariego skinieniem głowy.
        - Witaj, sierżancie. Dzień dobry, lady Vorkosigan.
        Nowe nazwisko nadal brzmiało dziwnie w jej uszach. Miała wrażenie, że do niej nie pasuje. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
        - Dzień dobry, Kou. Gdzie jest Aral?
        - Razem z komandorem Illyanem poszedł do biblioteki, aby ustalić najlepsze miejsce do zamontowania nowej zabezpieczonej konsoli komunikacyjnej. Zaraz powinni wrócić. O, właśnie nadchodzą - dodał, słysząc kroki w korytarzu.
        Cordelia powiodła wzrokiem za ruchem jego głowy. Illyan, szczupły, miły i uprzejmy, zdawał się jeszcze drobniejszy - wręcz nikł - w cieniu mężczyzny w sile wieku odzianego we wspaniały galowy mundur Imperium. Oto powód, dla którego przybyła na Barrayar.
        Admirał lord Aral Vorkosigan, w stanie spoczynku. Ściślej biorąc, to ostatnie było prawdziwe do wczoraj. Wczoraj ich życie nagle stanęło na głowie. Założę się jednak, że z czasem wylądujemy na czterech łapach. W krępej postaci Vorkosigana kryła się moc, jego ciemne włosy były przyprószone siwizną. Ciężką szczękę znaczyła stara blizna w kształcie litery L. Poruszał się ze stłumioną energią, jego szare oczy spoglądały czujnie wo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin