Silverberg Robert - Majipoor 02 - Kroniki Majipooru.pdf

(1007 KB) Pobierz
384870027 UNPDF
ROBERT SILVERBERG
Kroniki Majipooru
(Przełożył: Krzysztof Sokołowski)
KIRBY’emu,
którego wprawdzie mogło
doprowadzić to na dno rozpaczy,
lecz który z pewnością dotarł
przynajmniej do krawędzi
PROLOG
W czwartym roku po odzyskaniu władzy przez Koronala Lorda Valentine'a w sercu
pewnego chłopca imieniem Hissune, który był urzędnikiem w Domu Kronik w Labiryncie
Majipooru, zagnieździł się wielki niepokój. Przez ostatnie sześć miesięcy Hissune zajmował
się inwentaryzowaniem zachowanych sprawozdań poborców podatków. Przekopywał się
przez rosnące w zastraszającym tempie góry papierów, doskonale wiedząc, że z jego pracy
nikt nigdy nie skorzysta - a wyglądało na to, że może mu ona zająć jeszcze rok albo dwa,
może trzy. To było bezsensowne zajęcie, a przynajmniej on nie widział w nim najmniejszego
sensu. Kogo w ogóle obchodzić mogły raporty prowincjonalnych poborców podatków z
czasów Lorda Dekkereta, Lorda Calintane'a, a nawet z pradawnych czasów Lorda Stiamota?
W dokumentach panował bałagan; oczywiście nigdy ich nie przeglądano, bo i po co, a teraz
złośliwy los najwyraźniej wybrał Hissune^, by je uporządkował. Hissune nie widział w tym
żadnego sensu. No, może tylko podciągnie się w geografii, uświadomi sobie oszałamiającą
wielkość Majipooru. Tyle krain! Tyle miast! Trzy wielkie kontynenty podzielone na
prowincje, prowincje podzielone na regiony, a te z kolei na tysiące podregionów. Gdy
Hissune pochylał się
nad zakurzonymi dokumentami, w głowie wirowały mu nazwy: Pięćdziesiąt Miast
Zamkowej Góry, wielkie metropolie Zimroelu, tajemnicze pustynne osiedla Suvraelu, miasta,
miasta i jeszcze raz miasta, szaleńczy hołd złożony tysiącom lat płodności Majipooru:
Pidruid, Narabal, Ni-moya, Alaisor, Stoien, Piliplok, Pendiwane, Amblemorn, Minimool,
Thologhai, Kangheez, Natu Gorvinu... nazwy, nazwy i jeszcze raz nazwy. Miliony nazw!
Lecz młody, zaledwie czternastoletni chłopak jest w stanie znieść lekcje geografii
tylko do pewnego momentu, a potem tęskni za jakąś odmianą. Hissune pragnął więc odmiany.
Ciekawość, zawsze obecna, ukryta niezbyt głęboko pod powierzchnią jego natury, teraz
niepowstrzymanie wyrywała się na zewnątrz.
W pobliżu ciasnego, pokrytego kurzem Domu Kronik, w którym Hissune
przekopywał się przez góry raportów podatkowych, znajdowało się znacznie ciekawsze
miejsce: Rejestr Dusz, zamknięty dla wszystkich z wyjątkiem upoważnionych urzędników - a
upoważnionych było podobno bardzo niewielu. Hissune dobrze wiedział, czym jest Rejestr
Dusz. Znał dobrze Labirynt, nawet te miejsca, do których zwykli ludzie nie mają dostępu.
Właściwie to najlepiej znał te właśnie miejsca, czyż bowiem od ósmego roku życia nie
zarabiał na życie na ulicach tej wielkiej podziemnej stolicy, oprowadzając oszołomionych
turystów po labiryntach Labiryntu; czyż nie używał całego sprytu, by tu i tam zarobić koronę?
“To Rejestr Dusz - opowiadał turystom. -Jest tam sala, w której miliony obywateli Majipooru
pozostawiło nagrania swych przeżyć. Bierze się kapsułę, wkłada w czytnik i nagle jest tak,
jakby było się osobą, która pozostawiła nagranie i człowiek wydaje się, jakby żył za rządów
Lorda Confalume'a albo Lorda Siminave'a, albo jakby walczył z Metamorfami w czasach
Lorda Stłamota - ale oczywiście niewielu jest ludzi upoważnionych do korzystania z Rejestru
Dusz.” Oczywiście! Ale czy tak trudno byłoby mi - myślał Hissune - dostać się do
pomieszczenia z Rejestrem pod pretekstem, że potrzebuję danych do badań nad raportami
podatkowymi? A potem żyć życiem milionów ludzi w milionach różnych przeszłości, w
pełnych chwały, najwspanialszych okresach historii Majipooru...
Tak! Z pewnością łatwiej byłoby mu znieść pracę, gdyby od czasu do czasu mógł się
rozerwać, zaglądając do Rejestru Dusz.
Uświadomił to sobie i zaczął działać natychmiast. Przygotował wymagane przepustki
- wiedział, gdzie w Domu Kronik trzyma się właściwe stemple - i oto pewnego dnia, późnym
popołudniem, Hissune szedł jasno oświetlonymi, krętymi korytarzami, w gardle miał sucho,
czuł się niepewnie, cały aż drżał z podniecenia.
Dawno już nie był aż tak podniecony. Kiedy jeszcze żył na ulicy i wszystko
zawdzięczał wyłącznie sobie, czuł nieustanne podniecenie, ale już nie włóczył się po ulicach,
oni ucywilizowali go, dali mu pracę. Pracę! Oni! A kim są ci oni? Oni to sam Koronal, ni
mniej ni więcej! Ten zbieg okoliczności nadal go zdumiewał. Kiedy wygnany z Zamku,
pozbawiony ciała i tronu przez uzurpatora, Barjazida, Lord Valentine podczas wędrówki po
Majipoorze przybył do Labiryntu, to właśnie Hissune został jego przewodnikiem. Udało mu
się jakoś rozpoznać prawdę i to właśnie spowodowało jego upadek. Bowiem nim zdołał
pojąć, co się właściwie dzieje, Koronal ruszył już z Labiryntu na Zamkową Górę, by
odzyskać utraconą koronę, obalił uzurpatora, a potem Hissune otrzymał zaproszenie na
ponowną koronację. Jedna Bogini wie, dlaczego wezwano go na uroczystości w Zamku Lorda
Valentine'a! Jakież to było wspaniałe! Nigdy przedtem nie opuścił Labiryntu na dłużej, nie
widział dziennego światła, a oto podróżował w latającym ślizgaczu władcy doliną Glayge,
widział miasta, których nazwy powtarzał w snach, a przed nim wznosiła się Zamkowa Góra,
pięćdziesięciokilometrowy szczyt sterczący w Kosmos jak osobna planeta. Dotarł wreszcie na
Zamek, poważny, dziesięcioletni chłopiec, stał obok Koronala, żartował z nim - tak, było
wspaniale, ale zaskoczyło go to, co zdarzyło się potem. Koronal uznał, że Hissune to
obiecujący dzieciak! Koronal zażyczył sobie, by przygotowano go do pełnienia poważnych
obowiązków państwowych! Korona! podziwiał jego dowcip, energię i śmiałość! Świetnie!
Hissune został protegowanym Koronala! Świetnie, doskonale! A więc z powrotem do
Labiryntu... i do Domu Kronik! To już gorzej. Przez całe swe krótkie życie Hissune
nienawidził biurokratów, tych zamaskowanych durni ślęczących nad papierami w trzewiach
Labiryntu, a teraz, dzięki łasce samego Koronala, stał się jednym z nich. No cóż, nigdy nie
wątpił, że kiedyś w końcu musi zacząć jakoś zarabiać na życie, nie można zawsze
oprowadzać odwiedzających Labirynt, ale żeby tak! Raport poborcy podatków Jedenastego
Dystryktu prowincji Chorg, prefektura Bibiroon, jedenasty rok pontyfikatu Pontifexa
Kinnikena, Koronal Lord Ossier... - nie, tylko nie to. A to właśnie było to, i tak do końca
życia! Miesiąc, pół roku, rok spokojnej cichej pracy w spokojnym, cichym Domu Kronik -
powtarzał sobie, pełen nadziei - a potem Lord Valentine przyśle po mnie, każe mi przenieść
się na Zamkową Górę, oferuje mi stanowisko doradcy i wtedy przynajmniej życie stanie się
ciekawsze! Ale Koronal najwyraźniej o nim zapomniał; w końcu - można było się tego
spodziewać! Musi rządzić trzydziestoma czy czterdziestoma miliardami obywateli; cóż w
porównaniu z nimi znaczy jeden mały chłopak z Labiryntu? Hissune podejrzewał, że ma już
za sobą swoją chwilę chwały, którą przeżył tam, w czasie krótkiego pobytu na Zamkowej
Górze, a teraz złośliwy los zmienił go w urzędnika Pontyfikatu, który do końca życia będzie
tylko przekładał papiery z miejsca na miejsce.
Ale może przynajmniej odwiedzić Rejestr Dusz!
Zapewne nigdy już nie opuści Labiryntu, lecz -jeśli nie da się złapać - będzie żyć
życiem milionów dawno zmarłych ludzi: podróżników, odkrywców, żołnierzy, a nawet
Koronatów i Pontifexów. To w końcu jakaś pociecha, prawda?
Hissune wszedł więc do niewielkiej salki i przedstawił przepustkę siedzącemu w niej,
tępookiemu Hjortowi. Przygotował sobie mnóstwo argumentów: specjalne zlecenie Koronala,
ważne badania historyczne, konieczność sprawdzenia danych demograficznych, zdobycia
dodatkowych informacji... Och, Hissune potrafił być bardzo przekonywający, już otwierał
usta, by wypowiedzieć wszystkie te kłamstwa, ale Hjort spytał tylko:
- Wiesz, jak obchodzić się ze sprzętem?
- Od dawna nie miałem z nim do czynienia. Być może mógłby pan mi przypomnieć?
Wstrętna tłusta istota o pokrytej brodawkami twarzy, której podbródki prawie
wylewały się jej na pierś, wstała powoli i zaprowadziła Hissune'a do zamkniętej sali,
otwieranej jakimś sprytnym zamkiem rozpoznającym dotknięcie kciuka. Hjort pokazał mu
ekran i rząd przycisków.
- To konsola kontrolna - powiedział. - Wyszukaj potrzebną ci kapsułę. Włączasz je tu.
Kwituj odbiór wszystkiego, z czego korzystasz. A kiedy skończysz, nie zapomnij zgasić
Zgłoś jeśli naruszono regulamin