Anonim - Ekstaza 07 - Kochliwy pedagog ( 18).doc

(5205 KB) Pobierz

Anonim

 

Ekstaza 07

 

Kochliwy pedagog

 

 

 

 

 

 

 

 

"Następnym razem, laluniu, nie obiecuj, czego nie potrafisz spełnić. Jak będziesz się tak zabawiać, któregoś dnia ktoś cię zgwałci i oszpeci.
A teraz wynoś się stąd! Nie znoszę podpuszczania i kobiet, które nie wiedzą, czego chcą! Jazda!! Bą szczęśliwa, że na tym się skończyło."

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I

Nazywam się Frank Meredith. Jestem czterdzies­totrzyletnim kawalerem. Wciąż potrafię cieszyć się urokami życia, dzięki czemu nie myś o nad­chodzącej starości. Jak na swój wiek, wyglądam całkiem młodo. Wedle opinii moich przyjaciół zawdzięczam tę cennąciwość specyficznej pra­cy wykonywanej od ponad dziesięciu lat. Jestem mianowicie dyrektorem szkoły dla dziewcząt, usy­tuowanej w malowniczym krajobrazie hrabstwa Surrey. Prowadzę regularne zajęcia z języka fran­cuskiego, angielskiego, historii i przygotowania obywatelskiego. Często zdarza mi się zastępować niedysponowanych lub urlopowanych kolegów wy­adających literaturę angielską, łacinę czy nawet geometrię.

Kontakt z chłonnymi młodymi umysłami sprag­nionymi wiedzy z pewnością pomaga mi uniknąć ociężci i przedwczesnego zramolenia, wigor i optymizm zawdzięczam jednak zupełnie czemu innemu, mianowicie systematycznemu wdrażaniu szkolnej dyscypliny.

 


Nie bęczył czytelników nieistotnymi szcze­gółami mego życiorysu. Ojciec mój był londyńskim biznesmenem. Zajmował się głównie importem to­warów. Mając dwadzieścia jeden lat odziedziczyłem po nim niewielki majątek ulokowany w akcjach, obligacjach i depozytach bankowych. Wcześniej ukończyłem szkołę w Eton. Dyplom uniwersytecki z historii Anglii uzyskałem w Balliol College.

Od dzieciństwa dużo czytałem. Byłem dzieckiem chorowitym, z konieczności więc spędzałem sporo czasu we własnym pokoju. Sięgałem po książki: Dickensa, Shakespeare'a, Miltona, Drydena... Moi koledzy grali w tym czasie w pił lub włóczyli się po okolicy.

Mając dwadzieścia cztery lata zdecydowałem się nie iść w ślady ojca, ponieważ zdobywanie pieniędzy nigdy mnie nie pasjonowało. Postanowiłem po­święcić się pracy pedagogicznej.

W tym też czasie straciłem swąską cnotę dzięki wspaniałej młodej osobie, której talent i pre­dyspozycje pozwoliłyby zapewne zostać wzię kur­tyzaną, gdyby urodziła się dwieście czy trzysta lat wcześniej.

Meg Alesworth była dziewiętnastolatką o rdza-worudych włosach, gęstych i zawsze rozkosznie zmierzwionych, figlarnej buźce i śmietankowej ce­rze. Dobrze pamiętam jej ogromne, ciemne, wyrazi­ste, szeroko rozstawione oczy, usta jakk róży i języczek, którego żadne literackie porównanie nie jest w stanie opisać.

Rozpoczynała włnie studia w Margarefs Col­lege, gdy wpadła na mnie z impetem biegnąc po

 

 

 

ulicy z odwróconąową. Wracałem wtedy z zajęć, które prowadziłem nieopodal. Wszystkie moje ksią­żki znalazły się na chodniku. Zaczęliśmy je razem zbierać, oboje zażenowani. Korzystając z okazji zaprosiłem ją na kolację. Przyjęła tę propozycję z radością.

Ciepły czerwcowy wieczór zastał nas trzymają­cych się za ręce, błądzących wzdł jednego z poto­w w pobliżu budynków uczelni, wsłuchanych w upojną muzykętniącej życiem przyrody. Nieba­wem znaleźliśmy jakieś zaciszne, gęsto zarośnięte miejsce. Meg spojrzała na mnie trochę pytająco, trochę zaczepnie, rozchyliła usta w oczekiwaniu, i wtedy zrobiłem to, co każdy mężczyzna uczyniłby na moim miejscu: zacząłem ją namiętnie całować.

Jej ręka natychmiast powędrowała do mojego rozporka; po chwili trzymała jużj organ w swej małej ciepłej dłoni masując go i pieszcząc. Byłem absolutnie zszokowany. Wpatrywałem się w nią w niemym zachwycie. Muszę dodać, że w owych czasach byłem raczej idealistą skłonnym do win­dowania kobiet na piedestały. Ta nieoczekiwana przygoda zapewne ukształtowała mnie jako męż­czyznę. Meg pochyliła swą śliczną główkę i po­ugując się ustami doprowadziła mnie do krawędzi orgazmu.

Robiła to genialnie, delikatne pieszczoty warg wspomagając figlami ruchliwego języczka. Wyda­c mimowolnie nieartykułowane dźwięki starałem się powstrzymać zbliżający się wytrysk spermy. Nagle olśniło mnie, że ta wspaniała, namiętna

 


dziewczyna do tego włnie chce mnie doprowa­dzić.

Tak więc składając bogini Wenus swą pierwszą ofiarę, wybuchnąłem gwałtownie w słodkie ustecz­ka Meg, która natychmiast zachłannie całą moją spuściznę połknęła. Wycierając mi członka mojąasną chustką do nosa odezwała się prowokująco: -Jesteś takim ponurakiem, że nie byłam pewna, czy zechcesz się ze mną kochać; dlatego musiałam jakoś cię zachęcić. Wiesz już o co chodzi?

Tego wyzwania nie mogłem lekko potraktować. Obudziła się we mnie męska ambicja. - Masz dobre mniemanie o sobie! - krzyknąłem. - W takim razie teraz twoja kolej.

Ku jej wielkiemu zdziwieniu, złapałem Meg za łokieć, przełem przez kolano, zadarłem spód­niczkę i halkę odsłaniając zgrabny, ponętny tyłe­czek, pięknie udekorowany majteczkami. Odwróci­ła głowę by zobaczyć co bę robił. W jej spojrzeniu nie było ani krzty złci czy buntu, a tylko wielka ciekawość i fascynacja. No i ten zagadkowy, za­czepny uśmieszek, który zawsze pojawiał się w mo­jej obecności.

Obejmując dziewczynę...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin