patrityczna historia Polski.doc

(54 KB) Pobierz
Jerzy Besala

Jerzy Besala

Patriotyczna historia Polski

Spory związane z interpretacją dziejów Polski są i będą ogromne – i to w sprawach fundamentalnych. Tymczasem nauka dziejów ojczystych ma odnowić patriotyzm w sercach i umysłach młodzieży. Jaka więc miałaby być historia nauczana w szkołach?

 

Roman Dmowski w swych pracach ("Myśli nowoczesnego Polaka" oraz "Kościół, naród i państwo") podkreślał znaczenie katolicyzmu dla Polski, pisząc, że katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu. Współpracownik Dmowskiego, Jędrzej Giertych był niezbicie przekonany, że podstawą życia Europy jest naród chrześcijański ("Nacjonalizm chrześcijański"). Według niego nacjonalizmy w różnych krajach upadły, ponieważ były za mało chrześcijańskie. Tylko u nas nacjonalizm jest dominującą siłą. Maciej Giertych, syn Jędrzeja, w swej naprawie "chorego świata" ("I tak nie przemogą! Antykościół, Antypolonizm") uznał nawet Anonimowych Alkoholików za organizację antychrześcijańską, gdyż w „Dwunastu krokach” AA mówi się o „Bogu, jakkolwiek go pojmujemy”, a nie o Bogu chrześcijańskim czy katolickim.

Władysław Konopczyński, wybitny historyk związany z obozem narodowym, w podręczniku "Dzieje Polski nowożytnej" również uznawał katolicyzm za ostoję Polski. O polskiej wyznaniowej zgodzie sandomierskiej w 1570 roku, niweczącej zalążki wojen religijnych, trapiących ówczesną Europę, Konopczyński pisał: "Choć podziwiana w Europie, oznaczała dalszą niezgodę w Polsce, bo oddalała uznanie katolicyzmu jako łącznika moralnego dla ogółu Polaków". Jedność narodową kojarzył on jedynie z katolicyzmem; dopuszczenie innych wyznań do głosu uważał nieodmiennie za przyczynę osłabienia Polski, prowadzącą ją do katastrofy. Jak w tych wizjach mieści się Rzeczpospolita wielowyznaniowa, tolerancyjna, wielonarodowa, w której katolicyzm rzymski nieraz poddawany był różnym próbom, włącznie z próbą budowy Kościoła narodowego, i wcale nie kojarzył się z esencją polskości, aż do czasów obrony Jasnej Góry w 1655 roku?

Ślad grecki

Jędrzej Giertych w "Tragizmie losów Polski" zawarł jeszcze bardziej niezwykły obraz dziejów: "My jedni z narodów, żyjących na obszarze nie należącym niegdyś do imperium rzymskiego, zdołaliśmy wchłonąć w całej pełni cywilizację łacińską i stać się krajem na wskroś zachodnim (...), przez długie wieki byliśmy jednym z głównych mocarstw w świecie naszych cywilizacji. Bez nas nic się w Europie dziać nie mogło". Mocne to stwierdzenia. Niestety świat historyka nie składa się z tak pewnych sądów. Nawet w kwestiach początków chrześcijaństwa w Polsce i ponoć immanentnie nam przeznaczonego przywiązania do katolicyzmu, roi się od wątpliwości. Nie mamy np. pewności, czy Mieszko był rdzennym słowiańskim władcą, Piastem, a nie wodzem normańskim o imieniu Dagome, jak tytułował się w akcie oddania siebie i swego państwa pod opiekę Stolicy Piotrowej.

Przeznaczony nam łaciński obrządek religijny i trwanie w wierze rzymskiej młodej Polski także nie były całkiem oczywiste: modły na ziemiach Piastów odprawiano przecież w języku słowiańskim, a pierwsze księgi były być może pisane głagolicą! "Nie dość ci tego, że możesz we własnym i w łacińskim języku chwalić godnie Boga, zapragnąłeś jeszcze w greckim!" – pisała około 1026 roku córka księcia szwabskiego Matylda, wysłając synowi, Mieszkowi II Lambertowi, księgę liturgiczną. Natomiast w zapiskach klasztoru z 1031 roku w Bauweiler czytamy: "Królowa Rycheza, dokonawszy rozwodu z królem mężem swoim /Mieszkiem II / (...) ze wzgardy do obrządku Słowian, przybyła do Saksonii do cesarza, przez którego została z czcią przyjęta". Prawdopodobnie wstrętny dla Niemki język starocerkiewnosłowiański i głagolica dominowały wówczas w uczącej się modlić Polsce.

Ten "ślad grecki" wskazuje na to, że Polska przez jakiś czas pozostawała nadal w obrządku słowiańskim. Gdyby nie ogromna praca Kościoła rzymskiego, który podzielił kraj na archidiakonaty i dekanaty, rozbudował sieć parafialną, wprowadził tzw. przymus parafialny i sprowadził nad Wisłę zakony dominikanów i franciszkanów z zachodniej Europy – Polska mogła zostać krajem prawosławia, a nie katolicyzmu. O przywiązaniu do obrządku słowiańskiego wspominał przed rokiem 1390 Jan Długosz, a w piwnicach krakowskich kościołów rzymskokatolickich jeszcze w XVII wieku pełno było butwiejących ksiąg liturgicznych pisanych cyrylicą.

Wprowadzenie języka słowiańskiego było wówczas raczej równoznaczne z przyjęciem liturgii greckoprawosławnej. Chyba niewiele brakowało, by Polska znalazła się w kręgu religii wschodniosłowiańskiej. Cała zatem teza Dmowskiego, że bez tego, co zrobił chrystianizm i Kościół Rzymski w dziejach, nie istniałyby narody dzisiejsze jest dwuznaczna. Zapewne narody te, w tym polski, istniałyby – ale inaczej.

Spisek okultystyczno-kabalistyczny

Jedną z cech publicystyki historycznej obozu narodowego było forsowanie tajnych teorii spiskowych jako determinanty biegu historii. Nie wolno jednak zapominać o przyczynie najważniejszej – o tym, że zniszczenie Polski było wolą tajnych związków – pisał Jędrzej Giertych w "Tragizmie". Zwolennicy podobnych tez wierzą, że mocarstwową Polskę już od czasów Jagiellonów przenikały tajne związki okultystyczno-kabalistyczne, głoszące celowo spreparowane przepowiednie, w rodzaju proroctwa Pawła Grebnera z 1572 roku, wieszczącego konieczność wyboru protestanckiego księcia niemieckiego na tron Polski, co miało uratować Rzeczpospolitą przed rozbiorem.

Celem tajnych związków miało być zdławienie katolicyzmu i wepchnięcie ostoi katolików, wielkiej Polski, na drogę protestantyzmu, pisał Jędrzej Giertych, a potem Zygmunt Scheuring, autor książki "Czy królobójstwo?" Dlatego katolicki król z Siedmiogrodu, zwolennik jezuitów, Stefan Batory, został otruty na zlecenie protestanckich tajnych sił – sugerował Scheuring. Zapewne przez agentów Elżbiety I Tudor i jej kanclerza sir Francisa Walsinghama.

Niby wszystko tu pasuje, włącznie z wizytą maga i matematyka Johna Dee w Niepołomicach w 1585 roku, który prorokował choremu już Batoremu nadciągające na Polskę „drapieżne pazury”. Ale przyglądając się działaniom dwóch lekarzy Batorego, nie sposób udowodnić próby protestanckiego „zamachu” na króla i katolicyzm. Gdyby Mikołaj Bucella, arianin i lekarz Batorego, miał coś na sumieniu, to uciekłby lub wyjechał z Polski. Tymczasem nie tylko pozostał on w Rzeczypospolitej do końca swych dni, ale cieszył się ogromnym zaufaniem, m.in. przyjaciela zmarłego króla, kanclerza Jana Zamoyskiego. Większość magnatów ufała mu do tego stopnia, że Mikołaj Bucella z ich rekomendacji został w 1589 roku naczelnym lekarzem króla Zygmunta III Wazy! Podejrzliwy skądinąd król Zygmunt z pewnością nie powierzyłby swojego zdrowia w niepewne ręce.

Macki tajnych sił

Rzeczpospolita była celem szczególnie zaciekłych ataków tajnych związków i podstępnych działań, twierdzą zwolennicy spisków na Polskę. Król Karol Gustaw był członkiem najznamienitszej niemieckiej tajnej organizacji – tzw. Zakonu Palmowego, o czym pisał dr Kazimierz Marian Morawski ("Źródła rozbiorów Polski"). Owe tajne germańskie stowarzyszenie powstało w 1617 roku, ale korzeniami sięgało zakonu templariuszy, Kawalerów Mieczowych i Krzyżaków. W ten sposób Polska znajdowała się w szponach tajnych sił od dawna.

Według tychże spisek antypolski nasilający się od XVII wieku miał ogromny zasięg: od "rewolucyjnej Cromwellowskiej żydziejącej duchowo Anglii” przez Jana Amosa Komensky’ego, Barucha Spinozę, króla szwedzkiego, kolejnego "palmowca" elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma aż po uważanych w Polsce za zdrajców Janusza i Bogusława Radziwiłłów oraz Łukasza Opalińskiego. Oni nie służyli swej ojczyźnie, ale swej międzynarodowej organizacji, pisał Jędrzej Giertych. Potop miał za cel zniszczenie Polski. Król Karol Gustaw był autorem pierwszego, realnie traktowanego i mającego widoki urzeczywistnienia planu rozbioru Polski... urzeczywistnionego przez tajne związki z górą sto lat później - dowodził w swym ponad 600-stronicowym dziele.

Żydowskie zakusy

Kolejnym wielkim podejrzanym czy raczej "mechanizmem sprawczym katastrofy" Polski są Żydzi. Według Giertycha "centra judaizujące" pojawiły się już za czasów Bony. "Wichrzenia żydowskie w Polsce', twierdził Antoni (Andrzej?) Rawicz na łamach "Myśli Narodowej" w 1933 roku, odbywały się już od czasów Zygmunta Starego, kiedy to podskarbim ziemskim litewskim był od 1510 roku nobilitowany przechrzta Jan Abraham Ezofowicz, starosta smoleński, a jego brat Michel, dzierżawca królewski, w 1525 roku został pasowany na rycerza. Narodowi historycy uznają ten fakt za początek przejmowania przez Żydów kontroli nad polską gospodarką, tymczasem dla bezstronnych historyków sprawa Ezofowiczów to raczej wyjątek. "Fakt wyniesienia do godności szlacheckiej nieochrzczonego Żyda, jedyny w dziejach Polski, jest bardzo charakterystycznym objawem tolerancji w Polsce złotego wieku" – pisał prof. Władysław Pociecha.

Tropiciele rosnącego wpływu Izraelitów w dawnej Polsce przywołują za Aleksandrem Krausharem postać Jakuba Becala vel Betsola (Becalel ben Natan), który za czasów Sobieskiego miał przekupić pazerną Marysieńkę i stał się wpływowym "ministrem". Dwóch Żydów opanowało króla Jana. Jeden doktór Jona owładnął jego ciałem, drugi Becal, dochodami z komory celnej, pisał Kraushar. Według opinii francuskiego kronikarza Jakub Becal woził ze sobą krucyfiks, każąc na krzyż przysięgać chrześcijanom, którym np. pożyczał pieniądze i kosztowności, co miało być dowodem "żydowskiej przewrotności" i nieszanowania chrześcijańskich świętości. Lekarz Jana III Emanuela de Jona miał się natomiast przyczynić do śmierci wielkiego króla. Podczas gdy dla Rawicza i Jędrzeja Giertycha są to dowody potężniejących wpływów żydowskich już w czasach wczesnonowożytnych, inni historycy wiedzą, że kariera Becala trwała krótko, gdyż panoszenie się "ministra" z pesjami wywołało nastroje antyżydowskie i przyczyniło się do ukrócenia roli Żydów w Polsce.

Takie nieumotywowane historycznie przekonania miały i mają ogromną siłę rażenia. W prostej linii wiodły do przekonania o straszliwym zagrożeniu "Judeopolonią", czyli żydowskim planem uczynienia z Polski swego syjońskiego, buforowego kraju. Książkę o tym, z wyraźnymi akcentami antysemickimi, napisał autor oficjalnych podręczników Andrzej L. Szcześniak, co było swoistą sensacją. Historycy od dawna uznali podobne pomysły, jak Judeopolonię, za margines historii, zapełniony dziwacznymi planami: idea Judeopolonii pojawiła się wprawdzie dopiero w 1914 roku, ale podobnych nierealnych przymiarek było znacznie więcej, co najmniej od czasów napoleońskich. 

Ferment farmazoński

"Spiskolodzy" twierdzą, że kolejne ogromne zagrożenie dla Polski stanowiły sekty i masoni. Kazimierz Marian Morawski stwierdził w 1935 roku w "Źródle rozbiorów Polski", że Polska została rozebrana wskutek działalności "kabał" i "sekt", dążących do zniszczenia tego arcykatolickiego państwa. Osławiony "Grand Dessein" króla Augusta II Saskiego, to był plan rozbioru Polski. "Polska była i jest jednym z państw na świecie najbardziej przez obóz masoński zwalczanych. (...) Rozbiory Polski przeprowadzone zostały – przez masonerię. Plan rozbiorów uknuty został w lożach" - dodawał Jędrzej Giertych. Nawet insurekcja kościuszkowska – "niewątpliwie o masońskim charakterze" – jest wedle Giertycha jedynie dywersją, zorganizowaną z myślą o ratowaniu nie Polski, lecz rewolucji francuskiej. Samego Tadeusza Kościuszkę autor uważa za "farmazona", jak określano w Polsce wolnomularzy (od franc-maçon).

W tak ujmowanej historii roi się w upadającej Rzeczypospolitej od masonów i kryptomasonów. Caryca Katarzyna II miała być, wedle Jana Marszałka Wielkim Mistrzem Tajnego rosyjskiego Zakonu (loży wolnomularskiej – czytaj: tajnej agentury carskiej), działającego w Polsce, np. Zakon Przyjaciół Doświadczonych. Spisek tajnych zakonów przeciw Polsce nasilił się po śmierci Jana III Sobieskiego w 1696 roku, twierdzi autor i przytacza stosowne tabele. Bractwa te były potrzebne jego następcy Augustowi II Mocnemu do "zgermanizowania" i "skolonizowania" Polski. Potem stały się instrumentem w rękach pruskich, rosyjskich i austriackich do rozebrania Rzeczypospolitej na kawałki.

Naukowe prace oparte na źródłach i fachowych opracowaniach pokazują zupełnie inny obraz roli masonów w dziejach upadającej Polski. Caryca Katarzyna II, główna animatorka rozbiorów Polski, nigdy nie uczestniczyła w ruchu masonerii ani z nim nie sympatyzowała. Przeciwnie, miała do masonów niechęć od czasu, gdy organizował loże jej coraz bardziej zapity i szalony mąż, wielki książę Piotr. Zaczęła prowadzić z nimi walkę, najpierw na słowa, a potem środkami administracyjnymi. Masoni odpłacali tym samym carycy. Rzekomy ślad wolnomularski Katarzyny II w rozbiorach Polski nie ma zatem uzasadnienia. Podobnie jak stwierdzenie, że masoni polscy doprowadzili do tragedii rozbiorów: niemal wszyscy, którzy znaleźli się wtedy w obozie reakcji, odeszli od ruchu wolnomularskiego, stwierdza Ludwik Hass ("Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej w XVIII i XIX w."). Natomiast z pewnością masoni z obozu patriotycznego, jak lider przemian Ignacy Potocki, przyczynili się do uchwalenia wiekopomnej Konstytucji.

Prawda dla wtajemniczonych

A może zwolennicy spiskowej teorii dziejów mają rację? Może biednym dziatkom w szkołach wbija się w głowę wygodne i okrągłe "prawdy", media i nauka kłamią, a Polacy od setek lat są otumaniani przez kolejne pokolenia wpływowych tajnych antypolskich związków, masonów i Żydów, manipulujących historią dla własnych niecnych celów? Może jesteśmy poddani gigantycznemu oszustwu, a Rzeczpospolita została sprzedana i wymazana z mapy świata przez spadkobierców Związku Palmowego, różokrzyżowców, masonów, syjonistów, jak sądzą Marszałek, Morawski, Rawicz i Giertychowie?  I nadal jej grożą tajne siły?

Historyk musi pilnować głównie dokumentów, źródeł i na ich podstawie dawać świadectwo prawdzie. Tymczasem kategoryczne stwierdzenia powyższych autorów są niezwykle słabo udokumentowane, a większość ich tez wisi w źródłowej próżni. Dla zawodowego historyka są to wręcz rzeczy niepoważne. Jednakże takie tezy zapadają w pamięć, gdyż zaspakajają dziwaczne polskie (i w ogóle ludzkie) przekonanie, że pod oficjalną prawdą tkwi "najprawdziwsza prawda", dla wtajemniczonych. Ileż to fortun powstało dzięki żerowaniu na ludzkich tęsknotach za tajemnicą. Weźmy choćby sukces wydawniczy powieści Dana Browna o rzekomym kodzie Leonarda da Vinci. Nauka często jest bezradna wobec siły ludowych przekonań i jawnych manipulacji osobników z obsesją teorii spiskowej dziejów.

Przy próbie tworzenia "patriotycznej historii" dla szkół wiele jest możliwe. Tym bardziej, że każde stronnictwo polityczne sięga na ogół do wypróbowanych wzorców i tez  "depozytariuszy niezbitych prawd z przeszłości", którym należy wierzyć na słowo. Mimo wszystko mam nadzieję, że nikt nie ośmieli się napisać wersji dziejów dla szkolnej dziatwy, przepojonych spiskową podejrzliwością, w dawnym, rzekomo "patriotycznym" stylu. Niech przypomnienie niektórych z nich, nawet przejaskrawione, uzmysłowi pułapki i będzie przestrogą dla ewentualnych autorów szkolnej historii patriotyzmu.

Jerzy Besala jest historykiem i publicystą specjalizującym się w czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej, autorem książek historycznych.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin