Emil - Jędrzej Fijałkowski.pdf

(266 KB) Pobierz
427448109 UNPDF
Słówko przed...
Może to wszystko będzie trochę nie po kolei.
Może będzie w tym trochę chaosu. Ale na począt-
ku zawsze był chaos. Jeśli człowiek staje przed
sytuacją, w której dotąd nie uczestniczył i ona go
prawie przerasta (no bez przesady, dopiero jak sta-
nie na dwóch łapach), nie należy się dziwić, że czu-
je się chwilowo zagubiony.
Nie jest to w końcu dziennik, w którym dokład-
ne oddanie każdego milimetra dnia powszedniego
uznawane jest za kronikarską zaletę. Jeśli ktoś nie
może żyć bez chronologii, niech zacznie czytać od
rozdziału trzeciego. Myślę jednak, że tego, co zwią-
zane jest z emocjami, nie zawsze da się opisać po
kolei. Stałoby się wówczas uładzone, przemyślane,
nie do zniesienia grzeczne i wyperfumowane. A nie
zaczęło się od zapachu.
427448109.001.png
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytaæ ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj .
Niniejsza publikacja mo¿e byæ kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wył¹cznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo¿na
jakiekolwiek zmiany w zawartoœci publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siê jej
od-sprzeda¿y, zgodnie z regulaminem serwisu .
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
Rozdział I
Pachnidło
427448109.002.png
stajni, obory czy czegokolwiek, do czego czło-
wiek, w jakiś tam sposób, jest przyzwyczajony
i potrafi po dwóch czy trzech głębszych wdechach
rozpoznać i oswoić albo przynajmniej tymczasowo
zaakceptować. Tymczasowo. Tu jednak zanosi-
ło się, że będzie śmierdział przez najbliższe sześć
godzin, choćbyśmy mieli otworzyć wszystkie okna
samochodu w drodze z Wejherowa do Warszawy.
Śmierdząc więc, jak śmierdzi sfermentowana bie-
da ze śmietniska, wlazł na tył, za kratką, gdzie było
tyle miejsca, że mógł się położyć i leżeć. Bez moż-
liwości przekręcenia się choćby na drugi bok. Nie
zatrzymaliśmy się ani razu po drodze, humanita-
ryzmu nie mając za grosz, bo i skąd pewność, że
on wlezie z powrotem albo, że ja będę miał siłę,
aby go tam wepchnąć. Ważył prawie tyle, co worek
cementu!
Było mi wszystko jedno, co zrobi w tym bagaż-
niku. Całkowicie wszystko jedno. Samochód i tak
pójdzie do odkażenia razem z naszymi ubraniami.
Zachował się jednak, jak gentleman, z wyższo-
ścią stosowną do wzrostu i świadomością przewagi
swoich gabarytów. Co zrobimy jednak na miejscu,
kiedy wysiądziemy przed domem? Jak wprowa-
dzę to śmierdzidło do domu? Tego się potem ni-
jak nie pozbędzie! Oczami wyobraźni widziałem
świątecznych gości w garniturach i sylwestrowych
kiecach, którym rozdaję wachlarze i zapewniam,
że gdy tylko wyjdą — wszystko minie. Wyobraźni
mi nie brakuje: kolejna odsłona ukazywała plajtę
— 9 —
Ś mierdział nie do opisania. Nie był to zapach
427448109.003.png
firmy, skrzętne omijanie mnie przez dotąd zaprzy-
jaźnione osoby, towarzyski ostracyzm i śmierć cy-
wilną pod czterema śmierdzącymi łapami.
Na szczęście dziewczyny, które nas w ten pasz-
tet wplątały, podniosły słuchawkę prawie natych-
miast, kiedy zadzwoniłem, i wyraźnie były prze-
jęte, gdy na ostatnim oddechu, świszcząc przez
wydmuchane wiatrem gardło, oznajmiłem docie-
ranie do rogatek miasta. Ich zainteresowanie, jak
łatwo się domyśleć, nie dotyczyło stanu, w jakim
dojeżdżamy, a jedynie, czy śmierdziuch czuje się
dobrze.
— On czuje się świetnie — stwierdziłem. — My
gorzej i błagam was na wszystko, zróbcie coś, że-
bym mógł go wykąpać, nim wejdzie do domu.
W słuchawce zaległa cisza, potem jakieś odległe
pomrukiwania świadczące o wymianie zdań przy
jednoczesnym tłumieniu dłonią mikrofonu, wresz-
cie za chwilę:
— Oddzwonimy za parę minut.
— Matko, ile to będzie kosztować? — panika
w oczach mojej towarzyszki podróży, przy okazji
i życia.
— Choćby pięćset, to i tak mało w porównaniu
z tym, co trzeba będzie zrobić, jeśli ten śmierdziel
przekroczy próg mieszkania.
Sobota wieczór, ciemno, na drodze ruch jak
cholera, z przeciwka walą po oczach światłami, na
horyzoncie Pałac Kultury, w radiu „Chwila relak-
su”, w bagażniku smród, w gardle popiół, w nosie
katar. Dzwonią.
— 10 —
427448109.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin