[Wielkie Poruszenie - Kroniki Lormtu]#4 Pakt Sokolnków.pdf

(777 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Andre Norton
P.M.Griffin
Pakt Sokolników
Tytuł oryginału Flight of Vengeance
part 2
Przełożył Maciej Martyński
SCAN-dal
 
Rozdział pierwszy
Tarlach pochylił się nisko w siodle, aby
zmniejszyć opór powietrza, i mocniej
przycisnął do piersi nieruchome ciało być
może już martwej kobiety.
Jechał tak od dwóch, a licząc i dzisiejszy
— trzech dni. Nie robił żadnych popasów;
zatrzymywał się tylko po to, by zmienić
konia, gdy niosący go wierzchowiec nie
był już w stanie dźwigać podwójnego
ciężaru.
Zmęczenie i strach zaćmiewały mu
umysł. Gdyby nie towarzysząca mu od
początku świadomość, że będzie musiał
zdać dokładne sprawozdanie z tego, co się
stało, zapewne nie potrafiłby teraz
powiedzieć, jak długo już trwa szaleńczy
galop. Pędził, gnany strachem, mając
wciąż przed oczyma ten sam straszny
widok: od niegroźnego na pozór zbocza
odrywa się nagle potężny głaz i spada
wprost na Panią Morskiej Twierdzy…
Nie przygniótł, na szczęście, pani Uny
 
całym swym ciężarem, tego bowiem nie
przeżyłby żaden człowiek, ale uderzył ją, i
było to potężne uderzenie. Żyła jeszcze,
kiedy on i jego towarzysze do niej dotarli,
lecz było rzeczą oczywistą, że doznała
ciężkich wewnętrznych obrażeń i nie
wystarczy tutaj ich doraźna pomoc.
Myśląc o tym znów poczuł ucisk w sercu.
Czarownice!
Te po trzykroć przeklęte wiedźmy! To
prawda — ocaliły Estcarp, ruszając z
posad góry, lecz przy okazji brutalnie
zakłóciły spokój wyżynnej krainy.
Zniszczyły Gniazdo, przedmiot dumy
Sokolników, którego utrata mogła
oznaczać koniec ich wspólnoty. Teraz zaś
znowu postawiły ich przyszłość pod
znakiem zapytania, godząc w tę, którą
wbrew zwyczajom swego ludu skrycie
kochał; w kobietę, z którą zawarł sojusz w
najpilniejszej potrzebie, pragnąc
skorzystać z ostatniej, być może, szansy
ocalenia swej rasy.
Opanował narastające wzburzenie —
musiał to czynić wiele razy podczas tej
 
koszmarnej jazdy.
Właśnie po to przybyli do Escarpu.
Przemierzyli te zdradzieckie góry w
poszukiwaniu wiedzy, jakichkolwiek
informacji, które mogłyby przekonać
najwyższych dowódców Sokolników, a
także kobiety, których wciąż się obawiali i
wystrzegali — o konieczności obrania
takiej drogi postępowania, jaką
proponował Tarlach. Lormt, skarbnica
starożytnej wiedzy, znajdował się
stosunkowo blisko miejsca wypadku.
Bawiąc tam niegdyś, trzymał się z dala —
zgodnie z tradycją Sokolników — od ludzi
zamieszkujących twierdzę. Nie potrafiłby
więc teraz powiedzieć, czy uzyska od nich
potrzebną pomoc. Rozsądek mówił mu
jednak, że tak duża społeczność nie
mogłaby się obejść bez uzdrowiciela,
zatem rozpoczął bieg, rzucając w ten
sposób wyzwanie Ponuremu
Komendantowi. Dopóki Una żyje, dopóki
istnieje szansa jej uleczenia, on się nie
załamie i nie zaprzestanie walki.
Z tym postanowieniem, dosiadł
 
Radosnej, posadził panią Unę przed sobą i
owinął wokół nadgarstka wodze jej ogiera;
będzie go potrzebował, gdy Radosna się
zmęczy.
Oczekiwał, że jego nieliczna eskorta
podąży za nimi w wolniejszym tempie.
Zdziwił się więc bardzo widząc
porucznika Brennana również skaczącego
na siodło i chwytającego cugle drugiego
konia. Nie próbował go powstrzymać. W
spustoszonych przez Czarownice górach
miały się ponoć włóczyć groźne zwierzęta
i jeszcze groźniejsi ludzie, a on sam, mając
zajęte ręce, nie byłby w stanie odeprzeć
niespodziewanej napaści. W wyścigu ze
śmiercią uczestniczyły jeszcze trzy istoty
— sokoły Syn Burzy i Promień Słońca
oraz kocica Odważna, która dla Pani z
Morskiej Twierdzy miała takie samo
znaczenie, jak bojowe ptaki dla obu
mężczyzn, o czym — prócz Uny —
wiedział tylko Tarlach. Podczas gdy
sokoły siedziały na specjalnych grzędach
przytwierdzonych do siodeł, Odważna
podróżowała w wyściełanym pudle o
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin