Taylor Jennifer - Bilet na Majorke.pdf

(358 KB) Pobierz
430833759 UNPDF
Jennifer Taylor
Bilet na Majorkę
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie było jeszcze za późno, żeby zmienić zdanie. W każdej chwili mogła kazać
taksówkarzowi zawrócić na lotnisko. Sapałaby najbliższy samolot do Londynu i...
I co? Nic by się nie zmieniło. Znajdowałaby się w tym samym punkcie, co w chwili
rozpoczęcia podróży na Majorkę. Musiała się spotkać z Filipem Valdezem, chociaż ta myśl ją
przerażała.
Señorita?
Drgnęła i spojrzała na taksówkarza. Ze zdumieniem spostrzegła, że zatrzymali się i
mężczyzna patrzy na nią pytająco. Za oknem ujrzała wielką białą budowlę i zrozumiała, że
jest na miejscu.
Szpital, znany jej jako Klinika Valdeza, była dużo większy, niż się spodziewała. Na
widok posiadłości usytuowanej w wypielęgnowanym parku poczuła ucisk w piersi.
Antonio mówił jej, że jego brat przed dwoma laty został właścicielem szpitala, ale nie
przyszło jej do głowy, że całość jest aż tak imponująca. Taka inwestycja wymaga na pewno
ogromnych funduszy, energii i stanowczości.
Powiększyło to tylko jej niepokój i zadrżała na myśl o czekającym ją spotkaniu. Czy ktoś
taki jak Filip Valdez pomoże jej bezinteresownie? A może zażąda czegoś w zamian?
Rebeka przygryzła usta, czując, jak ogarniają panika. Popełniła błąd, przyjeżdżając tutaj.
Nie można przewidzieć reakcji takiego człowieka.
Wiadomość, że brat pozostawił po sobie syna, na pewno będzie dla niego szokiem. A
dodatkowe informacje mogą tylko pogorszyć sytuację.
Czy będzie w stanie pogodzić się z jej rolą w życiu dziecka? A może zechce pozbawić ją
prawa do opieki i na zawsze odbierze jej Josha?
Jest co prawda legalną opiekunką dziecka, ale sądy w takich sprawach często ferują
niesprawiedliwe wyroki. Sam fakt, że zamierza wrócić na pełen etat w szpitalu, może
zadziałać na jej niekorzyść. Nie będąc biologiczną matką Josha, nie ma do niego prawa i
łatwo można go jej odebrać.
Señorita! Por favor!
Taksówkarz niecierpliwił się. Śpieszył się do następnego klienta i nie zamierzał tracić
czasu.
Sięgnęła do torebki po pieniądze i zapłaciła mu. Postanowiła wszystko jeszcze raz
przemyśleć, zanim stanie przed obliczem doktora Valdeza. Nie wolno jej popełnić błędu,
skoro ceną jest bezpieczeństwo Josha.
Filip Valdez z westchnieniem wstał zza biurka. Od rana zmagał się z papierami. Nie
cierpiał tego rodzaju pracy, ale administrowanie stanowiło nieodłączną część jego
obowiązków.
Do niego należało podejmowanie wszystkich decyzji i nic się nie działo w klinice bez
jego wiedzy. Miał znakomitych współpracowników, ale i tak musiał nad wszystkim czuwać
sam. Wiedział, że ma opinię pracoholika, ale nic sobie z tego nie robił. Szpital był dla niego
nie tylko wyzwaniem, był ponadto spełnieniem marzeń i jedynym celem życia. Zbyt ciężko
na niego pracował, by teraz pozwolić na najmniejsze zaniedbanie.
Zmarszczył brwi i odegnał nieproszone myśli. Niejedno w życiu stracił i niejednego
żałował...
Zwrócił spojrzenie na wypielęgnowany trawnik za oknem i poczuł znajomy ból w sercu.
Wspomnienie brata pojawiło się i nie chciało odejść. Był zbyt zajęty sprawami szpitala, by się
zorientować, że z Antoniem dzieje się coś niedobrego. Powinien był go przekonać do
kontynuowania kuracji i do pozostania na onkologii. Antonio na własną prośbę wypisał się z
kliniki i wkrótce potem zmarł. Gdyby został, żyłby o kilka miesięcy dłużej.
Nie winił o to brata. Antonio był bardzo chory, a do tego pozostawał pod wpływem tej
kobiety. Winę za jego przedwczesną śmierć ponosi właśnie ona! Rebeka Williams!
Filip zacisnął usta. Nie chciał o niej myśleć, nie chciał rozbudzać w sobie nienawiści.
Żałował tylko, że nie dane mu było z nią porozmawiać. Powiedziałby jej, co o niej myśli.
Pogrzeb odbył się na Majorce i uczestniczyła w nim tylko najbliższa rodzina i ścisłe
grono przyjaciół. Rebeka nie przyjechała, bo nikt jej nie zaprosił. Dlatego się nie spotkali.
Znał ją tylko ze zdjęcia.
Blondynka z długimi włosami i zielonymi oczami wyglądała jak senne marzenie. Taka
istota oszuka każdego mężczyznę, nie tylko kogoś tak bezbronnego i wrażliwego jak Antonio.
Alejką pod jego oknem przeszła jakaś kobieta i Filip drgnął. Miała długie jasne włosy, a
w jej widzianej z profilu twarzy było coś znajomego...
Szybkim krokiem podszedł do drzwi i opuścił gabinet. Sekretarka na jego widok
otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale rzucił jej tylko:
– Później!
Wypadł na korytarz, zbiegł na parter, przebył poczekalnię, minął rejestrację i skierował
się wyjścia. Jeśli to naprawdę ona, nie pozwoli jej uciec!
Rebeka Williams siedziała na ławce tuż obok frontowych drzwi. Była drobna, blada i
wyglądała jakoś dziwnie bezbronnie. Drżącą wąską dłonią odgarnęła włosy z czoła...
Poczuł nagłe wzruszenie i zawahał się. To ma być ta demoniczna kobieta, której
bezgraniczna chciwość przyczyniła się do śmierci jego brata? Otrząsnął się. Tak, to ona.
Osoba, której nienawidził z całego serca i która na to zasługuje. Postanowił nie dać się zwieść
pozorom.
Chyba westchnął, bo Rebeka drgnęła i uniosła na niego oczy. Gwałtownie zbladła.
Szybko wstała z ławki i stanęła naprzeciw niego, drżąc na całym ciele.
Nie obchodziło go, w jaki sposób tak od razu go poznała. Chciał jej tylko wygarnąć
prawdę.
– Jest pan bratem Antonia?
Głos miała cichy, melodyjny i bardzo przyjemny.
– Nazywam się Filip Valdez – odparł sztywno i objął ją wzrokiem.
Zdumiała go jej kruchość i wiotkość. Nie wiedzieć czemu wyobrażał sobie, że jest o wiele
wyższa i postawna i musiał się teraz przyzwyczaić do myśli, że się mylił.
– Pewnie pan nie wie, kim jestem... – ciągnęła łagodnym głosem, ale jej przerwał.
– Pani Rebeka Williams, dziewczyna mojego brata. – A widząc jej zdziwienie, dodał: –
Antonio przesłał mi pani zdjęcie, bo jak napisał, chciał, żebym wiedział, jak wygląda
najważniejsza osoba w jego życiu.
Zielone oczy kobiety napełniły się łzami.
– Nie wiedziałam – szepnęła – nic mi nie mówił...
Odwróciła się i sięgnęła do torebki po chusteczkę. Filip stal bez ruchu, nie wiedząc, co
począć. Ogarnęła go nagle wielka czułość i musiał się siłą powstrzymać, by nie zacząć jej
pocieszać. Nie ma co. Łatwo jej z nim poszło... Ze smutkiem pomyślał o bracie; musiał być w
jej ręku jak plastelina.
Energicznym mchem ujął Rebekę pod rękę i odciągnął od głównego wejścia. Nie
zamierzał robić przedstawienia przed szpitalem. Zawsze uważał, że brudy pierze siew domu.
Nikt znajomy nie wiedział o istnieniu tej kobiety i wolał, by tak pozostało. Miał zresztą
niedobre doświadczenia. Kiedyś zbyt dużo zapłacił za szczerość.
Nie zdążył jednak pomyśleć o Teresie, bo Rebeka wyrwała się z jego uścisku. Stanęła
przed nim zdenerwowana i zarumieniona.
– Co pan sobie wyobraża... – zaczęła, ale znowu nie pozwolił jej skończyć.
– Czego pani chce, panno Williams? – wycedził ze złośliwym uśmiechem. – W jakim
celu fatygowała się pani aż tutaj? Proponuję niczego nie owijać w bawełnę, jak to się mówi.
Słucham panią.
Zrobiła kilka kroków, a potem zwróciła się ku niemu.
– Dlaczego pan uważa, że czegoś chcę? Może przyjechałam tylko po to, żeby pana
zobaczyć?
– To niewykluczone, ale dość mało prawdopodobne – wycedził w odpowiedzi.
Jeszcze raz przyjrzał jej się uważnie. Drobna, śliczna, jasnowłosa i niewinna. Istny
aniołek. Szkoda tylko, że trafiła na takiego starego lisa jak on. Już on dobrze wie, z kim ma
do czynienia. Rebeka to chytra, bezwzględna, zła kobieta, której zależy tylko na pieniądzach.
Ze też biedny Antonio musiał trafić właśnie na kogoś takiego...
– Nienawidzi mnie pan. Widzę to w pańskich oczach. – Jej głos był cichy i pełen bólu.
Uniosła na niego zielone spojrzenie i Filip poczuł, że traci grunt pod nogami.
– Dlaczego? – mówiła dalej. – Nic złego panu nie zrobiłam. Nie zasłużyłam na takie
traktowanie.
Jest doskonałą aktorką. Ciekawe, ile czasu zajęło jej omotanie Antonia i całkowite
zapanowanie nad jego życiem. Brat mu pisał, że kogoś poznał i zamieszkał z tą dziewczyną w
Londynie; podał mu nawet adres. Po kilku miesiącach, w następnym Uście, informował go o
swojej chorobie i o fakcie, ze rezygnuje z dalszej kuracji. Umarł w kilka dni później.
– Chodzi panu o Antonia? Ale dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Chciałam mu tylko
pomóc.
Jej głos sprowadził go na ziemię.
– Bardzo wzruszające – rzekł takim tonem, że stojąca przed nim kobieta drgnęła. –
Chciała mu pani tylko pomóc. Naprawdę?
– Dlaczego pan pyta? Przecież to oczywiste. Zrobiłam wszystko, żeby mu jakoś... jakoś
ułatwić życie.
Głos jej się załamał, spojrzenie uciekło w bok.
Bezradnie opuścił ręce; sam nie wiedział, czy chce nią potrząsnąć, czy też może ją objąć.
Ogarnęły go sprzeczne uczucia. To, co słyszał, brzmiało tak szczerze, że prawie dał się
nabrać. Postanowił natychmiast przerwać tę farsę.
– A to, że przy okazji ułatwiła pani sobie własne życie, było jak rozumiem jedynie
nagrodą za to, że ułatwiała je pani mojemu bratu?
– Nie rozumiem... – wyjąkała i nagle urwała. Wszystko stało się jasne. Błękitna sukienka
zafalowała pod niespokojnym oddechem i Rebeka podjęła słabym głosem:
– Ma pan na myśli testament Antonia i że zapisał mi wszystkie swoje pieniądze...
Nie czuła zdumienia ani bólu. Wszystko nagle stało się obce i dalekie. Zupełnie jakby
znalazła się obok i beznamiętnie obserwowała scenę rozgrywającą się w słonecznym
szpitalnym parku. Pomyślała, że wystarczy poruszyć powiekami i wszystko zniknie, znajdzie
się znowu w swoim londyńskim mieszkaniu i usłyszy płacz Josha domagającego się, by go
wyjęła z kojca.
Zamknęła oczy, a gdy je ponownie otworzyła, stał przed nią Filip Valdez i coś mówił.
Zmusiła się do zrozumienia jego słów.
– Cieszę się, że nareszcie to zostało powiedziane. Ta niechęć do mówienia o pieniądzach
jest bardzo angielska. Ale dlaczego udawać, że pieniądze nie mają znaczenia, skoro oboje
wiemy, że są głównym motorem działania większości ludzi?
Uniosła na niego oczy; miała przed sobą wytwornie ubranego mężczyznę, w drogim
garniturze i wyglansowanych butach. Wszystko na nim było kosztowne i eleganckie;
promieniowała z niego siła i pewność siebie. Taki człowiek musi lubić kierować życiem
innych i decydować, co powinni robić z pieniędzmi. Nagle zrozumiała, że właśnie o to
chodzi: o pieniądze.
W jej oczach pojawiła się pogarda.
– Pański brat sam zadecydował, co zrobić ze swoim majątkiem. Nikt go do niczego nie
zmuszał.
– Może pani przysiąc, że nigdy mu pani nic nie sugerowała? Że nie wykorzystała pani
jego choroby? Nigdy pani nie pomyślała, że byłoby miło mieć do dyspozycji jego pieniądze?
Roześmiał się i zaraz spoważniał. Na jej twarzy ujrzał tak wielki ból, że o mało nie
zamilkł. Mimo to ciągnął:
– I że lepiej, aby umarł szybko, bo wtedy nie trzeba tak długo czekać na spadek?
– Nie! Nie wierzę, że pan może mówić coś podobnego – przerwała mu Rebeka. – Nigdy
nie chciałam pieniędzy Antonia. Nigdy nie wywierałam na niego wpływu, żeby mi je zapisał!
To była jego własna decyzja!
Poczuła gulę w gardle i odwróciła się. Ruszyła przed siebie, czując, że zaraz zwymiotuje.
Zachwiała się nad klombem, ale ponieważ od kilku godzin nic nie jadła, miała pusty żołądek.
Usłyszała, że Filip podąża za nią.
– Proszę – usłyszała i kątem oka spostrzegła, że podaje jej chusteczkę.
Pokręciła głową. Nie chciała niczego od tego człowieka. Chyba oszalała, by zwracać się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin