Źródła uniwersalizmu doktryny tomistycznej.doc

(123 KB) Pobierz
Źródła uniwersalizmu doktryny tomistycznej

Źródła uniwersalizmu doktryny tomistycznej

Daleką jest ode mnie myśl pomniejszania w czymkolwiek osobistych zdolności św. Tomasza. Geniusz jego był jednym z potężniejszych, jakie się w dziejach ludzkości pojawił, i co najbardziej w nim uderza, to ta cudowna harmonia wszystkich funkcji jego duszy, i to doskonałe panowanie nad całą ich działalnością wewnętrzną. Jakiej zdolności przystosowania wewnętrznych władz duszy trzeba było, aby móc być autorem De ente et essentia, tego arcydzieła ścisłości logicznej w najwyższych zagadnieniach metafizyki, a jednocześnie piewcą Eucharystii w cudownych hymnach Officium Najświętszego Sakramentu!

A jednak sprowadzać uniwersalizm doktryny tomistycznej jednie do osobistych wysiłków genialnej inteligencji św. Tomasza byłoby dziecinną przesadą. Byłoby to twierdzić, że on sam o własnych siłach znalazł pełne rozwiązanie głównych zagadnień filozoficznych, odkrywszy wszystkie ich czynniki składowe, podczas gdy wszyscy inni myśliciele doszli tylko do rezultatów ułamkowych i częściowych. Zwiększałoby to zresztą jego chwałę tylko na pozór, w istocie jednak zmniejszałoby j ą raczej, usuwając w cień wpływ, jaki charakter moralny wielkiego Doktora wywarł na rozwój jego myśli, wpływ, który u każdego uczonego jest większy niż się to zwykle wydaje.

Zresztą wystarczy wejrzeć w dzieła św. Tomasza, aby się przekonać, jak obficie czerpał on ze skarbca wiedzy zebranego przez ludzkość minionych pokoleń i jak bardzo wiele prawd, głęboko przemyślanych przez najgenialniejsze umysły poprzednich wieków, wcielił wprost do swej syntezy. Chcieć to negować, byłoby to iść przeciw prawdzie, tej veritas, która jest hasłem jego rodziny zakonnej i której służbie i obronie poświęcił on całe swe życie. Wytłumaczenia przeto uniwersalizmu nauki tomistycznej należy szukać w połączeniu osobistych zalet umysłowych św. Tomasza z pewnymi zasadami nie tylko filozofii, ale i osobistego życia moralnego; one to pozwoliły mu przemóc wszelki partykularyzm i dojść do doktryny świadomie uniwersalistycznej.

Zasady te są najradykalniejszą antytezą tych poglądów, które są punktem wyjścia filozofii nowożytnej, w tym wszystkim, w czym przeciwstawia się ona myśli starożytnej i średniowiecznej. Postarajmy się sprecyzować je jak najdokładniej.

W pojęciu tomistycznym praca filozoficzna i w ogóle wszelki postęp naszej wiedzy - z pewnymi zmianami można by to samo powiedzieć i o dziedzinie teologicznej - jest przede wszystkim funkcją społeczną. Ponad wszystkimi filozofami większymi lub mniejszymi, którzy wypełniają dzieje myśli, istnieje jeden wielki filozof, filozof per excellentiam; a jest nim ród ludzki, który nie przestaje myśleć i zbierać w jedną całość wyniki wysiłków umysłowych następujących kolejno po sobie pokoleń.

Sw. Tomasz doskonale określił, komentując Arystotelesa1 tę niższość poszczególnych filozofów w porównaniu do filozofii, którą opracowuje powoli rodzaj ludzki. Wynika z niej dla każdego filozofa ścisły obowiązek gruntownego poznania rezultatów, do jakich myśl ludzka już doszła; przy czym św. Tomasz zwraca uwagę, że nawet wobec tych myślicieli, którzy pobłądzili i do pełnego poznania prawdy nie doszli, winniśmy się zachowywać z szacunkiem i wdzięcznością, gdyż i z błędów, jakie popełnili, możemy się czegoś nauczyć i wiele skorzystać2.

Sam św. Tomasz bardzo wiernie się tego trzymał w swej pracy naukowej. Krytykując i nieraz bardzo stanowczo odrzucając błędne systemy filozoficzne lub teologiczne, zawsze z dużym szacunkiem się odnosił do ich twórców lub zwolenników, tak iż wprost wyjątkowe są ustępy w jego pracach, gdzie pod ich adresem znalazłoby się jakieś ostrzejsze słowo. Wiadomo, że i w osobistych polemikach, za życia prowadzonych, zachowywał się zawsze z uderzającym wszystkich spokojem i pokorą3. Toteż A. Vacant w swym studium porównawczym, poświęconym św. Tomaszowi i Dunsowi Szkotowi4 tę właśnie cechę życzliwości wobec cudzej myśli podkreślił jako najcharakterystyczniejszy rys fizjonomii umysłowej wielkiego Dominikanina w porównaniu z jego genialnym antagonistą z zakonu św. Franciszka. Podczas gdy pierwszy wobec każdej obcej doktryny idzie najpierw do tego, co go z nią łączy i odszukuje te fragmenty, nieraz wprost źdźbła prawdy, które ona w sobie zawiera i bez których nie zdołałaby nikogo do siebie pociągnąć, - drugi przeciwnie, nawet w najbliższym sobie systemie będzie się doszukiwał zawsze najpierw stron słabych, tego wszystkiego, czemu może się przeciwstawić. Pierwszy idzie najpierw do tego, co prawdziwe, co wspólne, co może pochwalić i wcielić do swej doktryny, drugi przeciwnie zawsze reaguje najpierw na to, co mu się wydaje fałszywym, co może skrytykować i odrzucić. Jasnym jest, że oprócz różnic czysto intelektualnych dotykamy tu i pewnych cech charakteru, będących moralnym podłożem tych dwóch umysłowości uniwersalistycznej i partykularystycznej.

W przeciwieństwie do myśli dawnych wieków filozofia nowożytna odrzuciła zasadę, iż postęp wiedzy jest przede wszystkim funkcją społeczną i na jej miejsce postawiła zasadę indywidualistyczną, w myśl której każdy winien sam własnymi ścieżkami wiedzę zdobywać, jak najmniej czerpiąc od innych, nieraz nawet przeciwstawiając się wprost temu, do czego poprzednie pokolenia doszły w swych poszukiwaniach.

Tak więc dla Bacona myślicieli poprzednich pokoleń należy traktować jak dzieci, od których niczego nie można się nauczyć. Kartezjusz wychodził z założenia, że dociekania filozoficzne trzeba tak zaczynać, jakby nikt przed nami nie był o nich myślał, i dodawał, że jak budynek ma więcej jedności, gdy zostanie przez jednego budowniczego postawiony tak i system filozoficzny winien być dziełem samodzielnego wysiłku pojedynczego umysłu. Napis, który widniał na jego pomniku w Sztokholmie, nim zwłoki zostały przeniesione do Francji, dowodzi, że w tej właśnie zasadzie indywidualizmu współcześni widzieli naj większą zasługę twórcy Rozprawy o metodzie. Z tą naiwną ufnością we własne swe siły umysłowe łączyła się u Kartezjusza niemała pogarda dla myślicieli minionych wieków, co mu zresztą nie przeszkadzało, jak to już Leibniz zauważył, bardzo obficie, choć nie zawsze bardzo krytycznie, czerpać z dzieł swych poprzedników. O krok naprzód w następnym wieku poszedł Rousseau, głosząc paradoksalną i już wprost anarchiczną zasadę, że w każdym zagadnieniu trzeba wybierać to rozwiązanie, które najbardziej odbiega od ogólnie przyjętego.

Ma się rozumieć, że ani Bacon, ani Kartezjusz nie wymyślili tej zasady, rozsadzającej jednolity postęp myśli ludzkiej; ona już tkwiła w atmosferze umysłowej XVI wieku tak silnie przesyconej pogardą i uprzedzeniem do wszystkiego, czym żyły minione wieki. W pewnym sensie można też powiedzieć, że byli oni bardzo mało nowatorami, przypadło im bowiem tylko w udziale skodyfikowanie tego indywidualizmu, który żywiołowo wybuchnął w XVI wieku, i ujęcie go w formę doktryny, a że zasady tej doktryny rozproszone w atmosferze duchowej tamtych czasów, w silnym stopniu pochlebiały próżności ludzkiej, nic przeto dziwnego, że powodzenie ich było zapewnione.

Tym się tłumaczy, że dzieje myśli nowożytnej przedstawiają obraz zupełnego chaosu, pozbawionego zupełnie jednolitego planu i wyraźnych myśli przewodnich i podlegającego tak częstemu przerzucaniu się z jednego krańca w drugi. Gdy się wychodzi z założenia, że wiedza ludzka i jej postęp jest funkcją przede wszystkim indywidualną, i że każdy powinien tak zaczynać swe dociekania, jak gdyby nikt przed nim nie był filozofował, nic dziwnego, że się drepce na miejscu i raz po raz odkrywa Amerykę. Nie znając tych rozwiązań podstawowych zagadnień filozofii, do których doszły minione wieki, nowożytni myśliciele nawet gdy trafiana właściwą drogę, prowadzącą do prawdziwego ich rozstrzygnięcia, nie są w stanie w krótkim swym życiu przebiec jej całej; z konieczności muszą oni zadowolić się fragmentami prawdy, wtedy, kiedy ich poprzednicy, łącząc solidarnie swe wysiłki, doszli już byli do dużo pełniejszego jej przeniknięcia. I oto się zdarza, że po długim życiu, wypełnionym ofiarną pracą nad poszukiwaniem prawdy, dochodzą oni do wyników, które dobrze już były znane w dawnych czasach, nieraz w dużo ściślejszej formie, i zapytują się sami siebie, czy nie stracili na próżno czasu. Znanym jest to szczere wyznanie Iheringa, który po wydaniu swego dzieła O celu w prawie przekonał się dopiero, że św. Tomasz już to był dużo głębiej zbadał w swej Sumie Teologicznej5.

Ma się rozumieć, że to wszystko, co było paradoksalnego i krańcowego w stanowisku indywidualistycznym koryfeuszów myśli nowożytnej, nie mogło się na dalszą metę utrzymać i utrwalić. Tak np. osobiste uprzedzenie Kartezjusza do historii nie udzieliło się jego współczesnym, przeciwnie w jego wieku jeszcze powstał ten potężny rozwój nauk historycznych, który doszedł z czasem do tak gruntownego sprecyzowania metody badań historycznych i dzięki temu osiągnął tak poważne rezultaty. Błędnym jednak byłoby mniemać, że dopiero nowożytne czasy odkryły metodę historyczną i że np. postulat, aby każdą pracę naukową poprzedzić wstępem historycznym, przedstawiającym to, co już w danej materii jest wiadomym był wynalazkiem nowożytnej naukowości. Bynajmniej, wielcy uniwersaliści Arystoteles i św. Tomasz dużo głębiej pojmowali rolę historii dla rozwoju każdej nauki i dużo ściślej stosowali jej metodę - w granicach, ma się rozumieć, możliwości tamtych czasów - niż to nowożytna umysłowość czyni, a to dla tej prostej racji, że łączyła się ona organicznie z ich zasadą, iż postęp wiedzy jest przede wszystkim funkcją społeczną, podczas gdy nowożytna zasada indywidualistyczna jest właściwie zaprzeczeniem historycznej metody w nauce. Niechęć Kartezjusza do historii była właściwie logicznym następstwem jego zasady, że gmach wiedzy każdy musi budować osobistą swą myślą twórczą, niezależną od myśli dawnych czasów.

Aczkolwiek więc ostatnie wieki były świadkami ogromnego postępu wiedzy historycznej i metod historycznych, tłumaczącego się w wielkiej mierze znakomitym udoskonaleniem i udostępnieniem środków materialnych, tego co nazywamy "aparatem naukowym", to jednak dalecy jesteśmy jeszcze od stosowania z całą konsekwencją zasad i wymogów historycznych, gdy chodzi o ocenę wartości poszczególnych myślicieli i ich doktryn. Z chwilą gdy się postawiło za zasadę, że każde badanie naukowe winno być poprzedzone przygotowaniem historycznym w celu odszukania co już o danym zagadnieniu wiadomo, to czyż nie należało by nieco surowiej oceniać takich myślicieli, jak Kartezjusz, Kant, nawet W. James i tylu innych, którzy zbyt mało się z tą zasadą rachował i. Czy nie należałoby jej stosować i do wyników myśli średniowiecznej, zbyt zapoznawanej przez myślicieli nowożytnych.

Zapewne, że w ostatnim ćwierćwieczu nastąpił pod tym względem ogromny zwrot na korzyść średnich wieków, których prądy i walki umysłowe coraz większe wzbudzaj ą w naszych czasach zainteresowanie. Dziś już by nikt nie śmiał powtórzyć lekkomyślnie za Penjon, że okres myśli od chwili zamknięcia szkół w Atenach przez edykt Justyniana (529) aż do Odrodzenia był w dziejach ludzkości rodzajem antraktu, w czasie którego właściwie żadnej filozofii nie było6, a jednak i dziś ile jeszcze panuje uprzedzeń do doktryn średniowiecznych, jak całkowita nieraz jest ich nieznajomość nawet na tych punktach, na których doszły one do kapitalnych wyników, mogących mieć dla dzisiejszego życia umysłowego najdonioślejsze znaczenie7. Jak niehistoryczne i to w wysokim stopniu jest to niepojmowanie ścisłego związku między myślą nowożytną poprzez średniowieczną ze starożytną. Nic się w nowożytnych czasach nie zaczęło, wszystko ma swe korzenie w odrodzeniu kultury starożytnej na podłożu młodych ludów germańskich, które opanowały cywilizację zachodnioeuropejską i powoli pracą wieko w wchłonęły i przeistoczyły na swe własne dobro najistotniejsze czynniki kultury grecko-rzymskiej!

Ma się jednak rozumieć, że ścisłe zastosowanie do filozofii postulatów metody historycznej musiałoby doprowadzić do odrzucenia podstawowego dogmatu umysłowości nowożytnej, mianowicie tego przekonania, że postęp wiedzy i filozofii jest przede wszystkim funkcją indywidualną. Ten to partykularyzm, którym tak głęboko jest przesycona atmosfera ostatnich wieków, sprawia, że myśl nowożytna, chełpiąc się z jednej strony swą historycznością, jakby własnym wynalazkiem, wzbrania się jednak z drugiej przed zastosowaniem jej w całej rozciągłości.

W tej radykalnej sprzeczności poglądów na sam proces, rozwój i postęp wiedzy ludzkiej tkwi najgłębsze źródło różnicy między koncepcją uniwersalistyczną a koncepcją partykularystyczną filozofii8. Ona nas stawia na rozdrożu myśli nowożytnej i myśli wieków, które poprzedziły Reformację. Zapewne, że i tamte czasy znały kierunek i doktryny partykularystyczne, takie np. systemy, jak stoicyzm lub epikureizm w starożytności, jak awerroizm i nominalizm w średnich wiekach9, ale koncepcja uniwersalistyczną, w myśl której filozofia jest wspólną pracą całego rodu ludzkiego, wykańczaną przezeń żmudnie w przeciągu wieków, koncepcja ta dominowała i ona to nadawała ton życiu umysłowemu tamtych czasów, ona to urabiała obyczaje uczonego świata.

Od czasów Reformacji dzieje się przeciwnie: ton umysłowości nowożytnej nadaje partykularyzm. On to wytworzył specyficzne cechy tych obyczajów, które rej wodzą w naszym życiu naukowym i które tak wyraźnie noszą na sobie piętno indywidualizmu, tej dążności do wyodrębnienia się i przeciwstawienia temu, co wiedzą i robią inni.

Ma się rozumieć, że koncepcja uniwersalistyczną nie znikła zupełnie w nowożytnych czasach, ale jakże mało myślicieli miało pełną świadomość jej doniosłości i jej wyłącznego uprawnienia. Jeden tylko Kościół w swej oficjalnej nauce nigdy nie ustąpił ze swego uniwersalistycznego stanowiska i we wszystkim, co dotyczyło prawd wiary, wznosił się ponad partykularystyczne kierunki, aby w całej czystości zachować skarb Objawienia. Nietrudno byłoby i w sporach religijnych XVI wieku, zakończonych Soborem Trydenckim, i w tych, które wypełniły XIX wiek i znalazły swe rozstrzygnięcie w Soborze Watykańskim, i wreszcie już w XX wieku w walce z modernizmem, ukoronowanej Encykliką Pascendi, wykazać to wieczne zmaganie się uniwersalistycznej doktryny chrześcijańskiej z zakusami przemijających i zmiennych tendencji partykularystycznych.

Ale już w dziedzinie teologii, tam gdzie same prawdy wiary nie wchodziły bezpośrednio w grę, a tylko ich naukowe wytłumaczenie, partykularyzm zaznaczył bardzo silnie swe wpływy i to już od XVI wieku. Wystarczy przytoczyć dwa przykłady: molinizm w XVI wieku i systemy probalistyczne w XVII wieku10. W obu wypadkach mamy do czynienia z doktrynami, które się chełpią tym, że są czymś nowym, zupełnie nieznanym dawnym pokoleniom. Zapewne, że z tą cechą nowatorską nie bardzo im było do twarzy, toteż ich zwolennicy z czasem zaczęli dorabiać im genealogie w minionych wiekach; nie było to zbyt trudnym wobec tego, że nie opierały się one na dokładnej znajomości tego, co dawne wieki przemyślały. Jakże często słyszeliśmy, że już św. Augustyn był molinistą, pomimo, że sam Molina, który św. Augustyna znał, twierdził, że jego pogodzenie łaski z wolą nikomu dotąd nie było znane (a nemine hucusque tradita)11.

I rozwój przeto teologii katolickiej w ostatnich trzech wiekach był bardzo wyraźnie pod znakiem partykularyzmu, który wprowadził do pracy teologicznej i do obyczajów teologicznego życia naukowego niejedno spaczenie. Dopiero wielkie odrodzenie teologii, mające swe źródło w Soborze Watykańskim i powrót do tomizmu - wiekopomna zasługa Leona XIII - zaczęły coraz bardziej otwierać oczy na wielkie zubożenie myśli teologicznej pod wpływem partykularyzmu i na te pęta, które narzucił on jej rozwojowi. Proces ten jednak daleki jest jeszcze od ukończenia, nie wszystkie bowiem oczy już przejrzały.

Ma się rozumieć, że w dziedzinie filozofii rozbieżność myśli, wywołana przez partykularyzm, była jeszcze większa i że opanowanie jej przedstawia dużo więcej trudności, niż to ma miejsce w dziedzinie teologii, gdzie bezpośredni kontakt z wiarą nakładał bądź co bądź zawsze partykularyzmowi poważne ograniczenia. Nawet i w obozie katolickim nieraz się można było spotkać z przekonaniem, że ta pewna jedność myśli, będąca tak uderzającą cechą uniwersalizmu, jest całkiem na swym miejscu w dziedzinie nadprzyrodzonej, a więc w rozwoju wiary i nawet teologii, ale że nie może być o niej mowy w dziedzinie przyrodzonej, tam, gdzie chodzi o filozofię. Wynikało stąd, że o ile istnienie teologii katolickiej uważano za najzupełniej uzasadnione, o tyle sądzono, że filozofii katolickiej właściwie być nie może, a to dlatego, że w tej dziedzinie indywidualny wysiłek myśli ludzkiej musi więcej znaczyć, niż społeczny proces myślenia całego szeregu pokoleń. Stąd trudność zrozumienia stosunku Kościoła do doktryn filozoficznych, nie dających się pogodzić z postulatem wolności nauki, która, rzecz oczywista, nie jest niczym innym, jak wynikiem nowożytnego partykularyzmu.

Bardzo wyraźnie dał wyraz tym obawom przed żądaniem jakiejś ortodoksji w dziedzinie filozofii, na wzór ortodoksji wiary i teologii, Hessen w pracy poświęconej św. Tomaszowi i poprzedzonej dewizą "amicus mihi Thomas, sed magis amica veritas - Tomasz mi jest przyjacielem, ale prawda jeszcze bardziej"12. Zasada wyrażona w tej dewizie jest aż nadto słuszna: cała rzecz w tym, czy ta prawda, którą należy bardziej kochać, niż jej głosicieli, jest jedna, niezmienna i dla wszystkich ta sama. Jeśli tak jest - a tego chyba Hessen nie poddaje w wątpliwość - wtedy w jej poznawaniu zarówno w dziedzinie przyrodzonej jak i nadprzyrodzonej wszyscy winni prędzej lub później dojść do takich samych wyników. I w filozofii przeto w tzw. poznaniu przyrodzonym jest miejsce na ortodoksję, choć ma się rozumieć będzie ona tam inaczej chroniona, niż w dziedzinie wiary. Podłożem tej ortodoksji filozoficznej jest obiektywizm naszego poznania, którego pierwszym przedmiotem jest sam byt ten sam dla wszystkich, a następnie i zasada uniwersalizmu, którą się tu zajmujemy i która żąda, aby zdobywanie prawd odbywało się wspólnym wysiłkiem całego rodu ludzkiego, któremu by poszczególni myśliciele swe dociekania podporządkowywali.

Widzieliśmy, że w myśli św. Tomasza uniwersalizm ma swe zastosowanie przede wszystkim w dziedzinie przyrodzonej, a więc przede wszystkim w filozofii. Można powiedzieć, że dlatego jest on prawem w dziedzinie nadprzyrodzonej, ponieważ jest nim w dziedzinie przyrodzonej, albowiem cały ten wyższy porządek, który nadprzyrodzonym zwiemy, opiera się na podłożu przyrodzonym i bardzo się z prawami jego rozwoju rachuje.

Tym się tłumaczy i to, że Kościół czuje się absolutnie w prawie dawać i w dziedzinie filozoficznej pewne dyrektywy myśli katolickiej, i to, że nie nadaje im jednak tej powagi orzeczeń nieomylnych, która charakteryzuje definicje dogmatyczne w dziedzinie prawd wiary. Mieliśmy tego świeży dowód w sprawie 24 tez filozoficznych, ogłoszonych przez św. Kongregację Studiów z rozkazu Piusa X'3, jako normy, mające kierować nauczaniem filozofii w seminariach duchownych, co do których wkrótce potem Benedykt XV wyjaśnił w liście do Przełożonego Generalnego Towarzystwa Jezusowego, że nie mają one do tego stopnia ograniczać wolności zdań, aby nie wolno było się trzymać innych zapatrywań i opinii i bronić ich14. Łatwo jednak zrozumieć, jak sam fakt ogłoszenia przez św. Kongregację Studiów 24 tez filozoficznych musiał zadziwić umysły nie uświadamiające sobie do jakiego stopnia partykularyzm nimi owładnął.

To indywidualistyczne przywiązanie do wolności myśli jest najbardziej uderzającą cechą nowożytnego partykularyzmu, a także i źródłem, z którego wypływają rozmaite nowe postulaty i punkty widzenia, tak obce myśli starożytnej i średniowiecznej. Można by je śmiało nazwać przesądami lub uprzedzeniami myśli nowożytnej.

Weźmy na przykład nowożytne pojęcie prawa własności intelektualnej, nieznane w dawnych czasach, kiedy prawda uważana była za jedno z tych dóbr wspólnych, jak woda, powietrze lub słońce, nie podlegających zawłaszczeniu. Zapewne, że wpłynęły na to nowe warunki prac, zmuszające z twórczości umysłowej czerpać utrzymanie w większym stopniu, niż to było dawniej praktykowane. Wynalezienie druku wymagało też ze swej strony wzmożenia poczucia odpowiedzialności za drukowane słowo. Nie może być przeto mowy o zniesieniu prawa własności prywatnej w dziedzinie twórczości umysłowej i o powrocie do dawnych obyczajów, które naszym dzisiejszym warunkom nie mogłyby już w żaden sposób odpowiadać. Ale należy się pilnować, aby pod wpływem partykularyzmu nie przeceniać praw nabytych przez jednostkę do prawd przez nią odkrytych lub wartości duchowych przez nią stworzonych i niezbyt zaprzątać sobie głowę, czyją są one własnością15.

Weźmy następnie postulat oryginalności, podług którego zwykło się w nowoczesnych czasach mierzyć wartość nowo pojawiających się systemów filozoficznych, stawiając ich mniemaną niezależność od innych doktryn wyżej od obiektywnej prawdziwości ich treści.

Weźmy wreszcie koncepcję historii filozofii, jaka się wytworzyła w XIX wieku, odkąd w całokształcie nauk filozoficznych zaczęło się ją traktować jako odrębną dyscyplinę. Żąda się od niej, aby miała na celu nie wykazanie w jakich doktrynach tkwi prawda, ale raczej bezstronne i wolne od uprzedzeń, voraussetzungslose inwentaryzowanie poszczególnych doktryn bez zbytniego zatrzymywania się nad ich obiektywną wartością. Historia filozofii dla historii filozofii, tak jak się mówiło: sztuka dla sztuki!

Oto kilka takich nowożytnych punktów widzenia, które by się chciało nazwać partykularystycznymi uprzedzeniami myśli nowożytnej. Jasnym jest, że zrodziło je to traktowanie rozwoju myśli ludzkiej jako funkcji często indywidualistycznej, o tendencjach raczej odśrodkowych, niż dośrodkowych. One to nam tłumaczą, dlaczego nowoczesnym umysłom tak trudno jest pojąć ogromną wartość uniwersalistycznej doktryny chrześcijańskiej.

Czyż można się dziwić, że taki Rudolf Eucken niezdolny jest ocenić należycie św. Tomasza, pomimo tak szczerego i lojalnego wysiłku, jaki zrobił, aby go możliwie bezstronnie poznać i porównać jego doktrynę z postulatami nowożytnej kultury16. Nie dostrzegając jej uniwersalizmu, a widząc w niej tylko jeden z licznych systemów partykularystycznych, których tyle już świat widział, nie jest on w stanie zrozumieć, jakim prawem ma ona się stać tym ogólnym podłożem myśli chrześcijańskiej, lub w jaki sposób byłaby w stanie odpowiedzieć potrzebom i aspiracjom wszystkich czasów i wszystkich kultur, w szczególności zaś naszej nowożytnej cywilizacji.

Z tej trudności nie wyjdzie nikt, kto nie dojrzy uniwersalistycznego charakteru myśli tomistycznej: dopiero bowiem w jego świetle można zrozumieć i ten szczególny stosunek łączący św. Tomasza z Arystotelesem17 i związek ich wspólnej doktryny filozoficznej z Objawieniem chrześcijańskim. Systemy ich są najbardziej nieosobiste spośród wszystkich, jakie historia filozofii zdołała zanotować, gdyż obaj uważali się za współpracowników myśli ludzkiej, których zadaniem jest wprząc się w tę odwieczną pracę rodu ludzkiego, zwaną filozofowaniem, a nie bawić się przeciwstawieniem się jej na tym lub owym punkcie.

William James, którego trudno posądzić o stronniczość na korzyść wieków średnich, dziwną swą intuicją doskonale dostrzegł i sformułował ten stosunek między myślą średniowieczną, a pracą umysłową całego rodu ludzkiego: oto scholastyka, zauważył on, nie jest niczym innym, jak starszą siostrą zdrowego rozsądku, której danym było otrzymać uniwersyteckie wykształcenie18. Ma się rozumieć, że zamiast scholastyka winien on był powiedzieć tomizm, gdyż pomiędzy wszystkimi kierunkami myśli, które obejmujemy ogólną nazwą scholastyki, jeden tomizm ma w całej pełni tę świadomość, że jest systematycznym przemyśleniem i rozwinięciem danych zdrowego rozsądku, i to mu nadaje jego głęboki uniwersalistyczny charakter.

Na dnie tego uniwersalizmu jest głęboka ufność do pracy umysłowej minionych pokoleń i wielki szacunek do tych rezultatów, do których zdołała ona już dojść, wraz ze szczerym wysiłkiem, aby je sobie jak najdoskonalej przyswoić. Tę ufność spotykamy w całej pełni w doktrynie św. Tomasza i jej to zawdzięczamy, że i on sam starał się jak mógł najdokładniej poznać rozwój historyczny podstawowych zagadnień filozoficznych. Zapewne, że nie rozporządzał on dzisiejszymi środkami pomocniczymi nauk historycznych, dzięki czemu wiadomości jego o przeszłości myśli ludzkiej były bardzo niedoskonałe w porównaniu z tymi, jakie my możemy mieć, ale niemniej zrozumiał on całkowicie ogromną doniosłość historii dla głębszego poznania filozofii. Mamy u św. Tomasza bardzo wyraźną formułę, potępiającą nowożytny partykularystyczny pogląd na historię filozofii, jako na inwentaryzację doktryn filozoficznych. " Celem poszukiwań filozoficznych - mówi on - nie jest wiedzieć co ludzie myśleli, ale gdzie jest prawda"19. Nie dla próżnej ciekawości, co ten lub ów myślał, winniśmy badać rozwój historyczny myśli ludzkiej, lecz dla odkrycia tych cząsteczek prawdy rozsianych po rozmaitych, nieraz najbardziej sprzecznych między sobą doktrynach. Mylą się bardzo ci, którzy, jak Legendre, sądzą20, że św. Tomaszowi obce było zainteresowanie historyczne. Zapewne, że w dzisiejszym partykularystycznym pojęciu historia filozofii nie mogłaby go pociągać, ale zrozumiał on doskonale doniosłość punktu widzenia historycznego w pracy filozoficznej, i studium nad św. Tomaszem, jako historykiem filozofii, byłoby niezmiernie ciekawe i pouczające. Pokazałoby go nam ono śledzącego pilnie powolny rozwój poszczególnych zagadnień: filozoficznych i odszukującego w każdej fazie tego rozwoju te strony prawdy, które silniej na jaw wychodzą i które potem składają się na ostateczne rozstrzygnięcie zagadnienia. Problem poznania, np. STh. I-a, q.84, mógłby doskonale posłużyć, jako punkt wyjścia do podobnego studium.

Dopiero gdy się oparło swe studia na silnych podstawach historycznych, można się pokusić o posunięcie naprzód wiedzy ludzkiej przez zapuszczenie się w dziedziny, których myśl ludzka, przynajmniej myśl naukowa, dotąd nie tknęła. Nie jest się wtedy narażonym na wieczne odkrywanie Ameryki i można uczynić parę kroków naprzód w poznaniu otaczającego nas świata. "Zapewne, że te nowe wyniki pojedynczych wysiłków - mówi ś w. Tomasz, którego tu parafrazujemy - nie będą czymś wielkim w porównaniu z całością wiedzy ludzkiej, ale właśnie z takich drobnych przyczynków, głęboko przemyślanych i powiązanych organicznie z sobą, powstaje powoli wielki gmach wiedzy ludzkiej, jak to widzimy w poszczególnych naukach, które pracą i zdolnościami szeregu jednostek doszły do cudownego rozkwitu "21.

Dotykamy tu źródła prawdziwej oryginalności. Wytryska ona z szacunku dla myśli minionych pokoleń i z gruntownej jej znajomości i idzie po tej linii ogólnego rozwoju, którą one raz na zawsze ustaliły i której sprawdzianem jest zgodność z danymi zdrowego rozsądku i z praktyką codziennego życia. Ale zachowując ten ogólny kierunek, wyrywa się ona naprzód, szuka nowych dróg, atakuje dziedziny dotąd nietknięte, próbuje nowych, nieznanych dotąd rozwiązań. Kto wchłonie z szacunkiem wiedzę minionych wieków i odważnie pójdzie naprzód, ten z czasem dojdzie do zagadnień nieznanych i rzuci na nie nowe, oryginalne światło. Nie uda się to natomiast temu, kto, przejęty nowożytnym ideałem oryginalności i mniej lub bardziej obojętny na prawdę, zacznie szukać jego źródeł w przeciwstawieniu się temu, co ludzkość myśli. Będzie on może oryginalnym w oczach tych, którzy historii myśli ludzkiej nie znają zupełnie; ci natomiast, którzy mieli sposobność się z nią zapoznać, wnet się przekonają, że powtarza on w nowych, nieraz może bardziej błyskotliwych formułach mniej lub bardziej płytkie mniemania, które się już raz po raz w dziejach myśli ludzkiej pojawiały. Do tej to powierzchownej oryginalności odnoszą się słowa, którymi La Bruyere zaczyna swe słynne Caracteres: dla tych, co poszukują nowych oryginalnych myśli nic nie ma do roboty, od siedmiu tysięcy lat wszystko zostało powiedziane i nie pozostaje im nic innego, jak powtarzać innymi słowy to, co już przed nami inni wyrazili22.

A jednak La Bruyere się mylił. Kto szuka nie oryginalności, ale prawdy, ten znajdzie wiele jeszcze zagadnień nie tkniętych przez umysł ludzki. Rzeczywistość stworzona, która nas otacza, aczkolwiek skończona w swym stanie aktualnym, ma w sobie nieskończoną potencjalność i umysł ludzki nigdy nie dojdzie do zupełnego wyczerpania jej treści i jej możności rozwoju. Ale aby dojść do dziewiczych dziedzin, nietkniętych jeszcze myślą ludzką, trzeba będzie zawsze naprzód przejść przez dziedziny już zbadane, poznać je i na nich się nauczyć, jak eksplorować nieznane kraje.

Oto droga do prawdziwej oryginalności, do tej którą się otrzymuje "w przydatku", gdy się jej nie szuka. Wystarczy zbyt zaprzątnąć sobie nią umysł ze szkodą obiektywnego poszukiwania prawdy, aby jej nigdy nie zdobyć. Wiemy jak strasznie banalni są ludzie, którzy wiecznie polują na oryginalność. Łatwo teraz zrozumieć skąd pochodzi i jaką ma wartość ten zarzut, że św. Tomasz był myślicielem mało oryginalnym. W nowożytnym znaczeniu tego wyrazu on ani by chciał, ani mógł nim być. Potężny, uniwersalistyczny jego umysł, czuły w najwyższym stopniu na prawdę, ale jednocześnie pełen szacunku dla wszystkich kształtów przejściowych, w jakich przejawiała się ona w ciągu wieków, miał za zasadę nie szukać najpierw tego, co odróżnia i daje pozory oryginalności, ale iść najpierw do tego co łączy, co wspólne, co można uważać za cząstkę wspólnego i trwałego dobytku myśli ludzkiej.

A jednak ci, co go bliżej poznają, i, zżywszy się z jego doktryną, wciąż z nim obcują, nie mogą się oprzeć podziwowi wobec tej mocy i jakiejś świeżości, która bije z jego dzieł. Czują oni, że przemyślawszy głęboko rezultaty dociekań minionych wieków, poszedł on dalej, i czy to w zagadnieniach znanych już przed nim, czy też w nowych, które sam postawił, odkrył z genialną przenikliwością i ścisłością myśli, nowe horyzonty, nieznane dotąd myśli ludzkiej.

Tę prawdziwą, twórczą oryginalność św. Tomasz posiadał w wysokim stopniu, i świadectwa współczesnych aż nadto wyraźnie nam pokazują, jak bardzo uderzała ona tych, którzy się z nim zetknęli.

Taki Godefroy de Fontaines porównywa np. doktrynę św. Tomasza z solą ziemi, o której mówi Zbawiciel i twierdzi już w XIII wieku, że, gdy tej soli zabraknie, strawa, którą studentom się będzie podawać, mało będzie miała smaku23. My co mamy za sobą już to zupełne zaćmienie nauki św. Tomasza i od lat kilkudziesięciu jesteśmy świadkami jej powolnego odrodzenia, my dopiero możemy zdać sobie sprawę, jak bardzo prawdziwe były te słowa Godefroy de Fontaines.

Jeszcze wyraziściej zaznaczył ten charakter oryginalności św. Tomasza Wilhelm de Tocco. " Gdy brat Tomasz  pisze on, że  zaczął w charakterze bakałarza rozwijać w swym nauczaniu te myśli, które w okresie swej małomówności nagromadził w swej duszy, wnet spostrzeżono, że przewyższa on wszystkich mistrzów w Paryżu, i że bardziej od innych pociąga uczniów d') umiłowania nauki. W swych wykładach wprowadzał on nowe zagadnienia, stawiał je w nowy i bardziej jasny sposób i rozstrzygał nowymi argumentami, tak, że ci wszyscy, którzy słuchali jak uczy nowych tez i jak nową metodą j e traktuje, nie mogli powątpiewać, że Bóg go oświetlił promieniami nowego światła, skoro zaraz od początku obdarzony został taką pewnością sądu, iż nie wahał się w słowie i w piśmie nauczać nowych zapatrywań, w nowy sposób natchnionych mu przez Boga "24.

Wiemy też, że ta oryginalność, która zwolenników św. Tomasza tak porwała, przeciwnikom jego wydawała się niebezpiecznym nowatorstwem. Sam Ockham opowiada, że często słyszał od wielu Anglików i Bretończyków, pamiętających czasy św. Tomasza, iż, gdy nauka tego ostatniego

0 związku substancjalnym duszy z ciałem i wypływających stąd konsekwencjach doszła do Anglii, skandal był wprost niesłychany25.

Skandal minął, podejrzenie nowatorstwa rozwiało się, jak mgły wobec wschodzącego słońca, a potężna oryginalność twórcza doktryny tomistycznej, wypływająca z jej uniwersalizmu, została na zawsze. Ma ona swe korzenie w przekonaniu, że rozwój wiedzy ludzkiej jest funkcją przede wszystkim społeczną, i że trzeba wchłonąć całą moc zawartą w wiedzy

1 doświadczeniu minionych pokoleń, aby móc samodzielnie atakować swą myślą nietknięte jeszcze dziedziny tej niewyczerpalnej rzeczywistości, która nas otacza.

Gdybyśmy chcieli pójść dalej i odkryć głębiej jeszcze korzenie uniwersalizmu doktryny tomistycznej wnet doszlibyśmy i do podstawowych danych metafizyki wielkiego myśliciela średniowiecznego i do podstawowych zasad jego doktryny moralnej.

Co się tyczy podstaw metafizycznych, to dostrzeganie w rozwoju filozofii przede wszystkim funkcji społecznej łączy się najściślej z doktryną zdrowego sensu i jego roli w przystępie myśli filozoficznej, ta zaś wypływa z konieczności z zasadniczej tezy tomizmu, że pierwszym i właściwym przedmiotem rozumu jest sam byt, to co jest, a nie tylko stawanie się i przejawy bytu w naszej myśli26. Każda myśl ludzka jest pewnym procesem psychicznym, mającym za przedmiot coś, co jest, a więc jakiś byt, i cały rozwój filozofii nie jest niczym innym jak nieprzerwanym łańcuchem myśli mających na celu coraz głębsze i dokładniejsze przeniknięcie bytu; jest on jakby rozwijaniem bytu w myśli.

Podstawowa jedność myśli ludzkiej na tym właśnie się opiera, że wspólnym przedmiotem rozumu ludzkiego we wszystkich osobnikach ludzkich jest ten sam byt, ta sama obiektywna rzeczywistość, z tego też wypływa konieczność zestrzelenia w jedno wysiłków tych wszystkich, którzy filozofują, aby dojść do jednolitych, trwałych i płodnych rezultatów. Widzimy przeto że filozofia zdrowego sensu, pojęta jako filozofia bytu i filozofia pojęta jako funkcja społeczna, są dwoma stronami jednego zagadnienia najściślej ze sobą związanymi; do nich w ostatnim rzędzie sprowadza się cała sprawa uniwersalizmu27.

Nie warto chyba zbyt długo się rozwodzić nad tym, że w przeciwieństwie do uniwersalizmu partykularyzm ze swym czysto indywidualistycznym pojmowaniem postępu myśli ludzkiej łączy się najściślej z subiektywistyczną doktryną fenomenalizmu i relatywizmu filozoficznego, usuwających z dziedziny myśli ludzkiej wszelką obiektywną podstawę jedności. W samej rzeczy, jeśli nie wspólny dla wszystkich byt jest przedmiotem rozumu, ale przejawy tego bytu w samym rozumie tzn. nasze myśli o nim, wtedy z konieczności znika między ludźmi wspólna więź, spajająca ich proces poznania w jedną całość; każdy ma wtedy własny i odrębny przedmiot swego rozumu, swe własne myśli, które już nie mogą być przedmiotem poznania innego człowieka i oto stajemy wobec zupełnego rozbicia jedności umysłowej rodu ludzkiego, wobec krańcowego indywidualizmu, subiektywizmu i anarchii ducha.

Podobnie jak obiektywizm poznania, którego wyrazem jest filozofia bytu, jest źródłem uniwersalizmu; tak samo subiektywizm poznania, przejawiający się w filozofii myśli, jest źródłem partykularyzmu.

Ale pojęcie filozofii, jako funkcji społecznej, łączy się jeszcze i to bardzo ścisłymi więzami z pewnymi zasadami osobistego życia moralnego. W całokształcie doktryny moralnej św. Tomasza jest jeden punkt, który w naszych czasach intelektualizmu zasługiwałby bardzo na silniejsze uwydatnienie, mianowicie jego nauka o moralnej wartości samej myśli, pracy intelektualnej i nawet zawodu naukowego. Pius XI w swej Encyklice Studiorum ducem bardzo silnie zaznaczył to głębokie przeniknięcie całego życia umysłowego św. Tomasza pierwiastkami moralnymi i nadprzyrodzonymi a Jacques Maritain, rozwijając tę myśl Ojca świętego, jeszcze głębiej zanalizował to, co nazwał "świętością inteligencji" św. Tomasza28.

Ze swej strony i partykularyzm myśli nowożytnej nie tylko w teoretycznych zasadach filozoficznych ma swe źródło, i on też łączy się bardzo ściśle z pewnymi tendencjami moralnymi. Pogarda dla przeszłości, przywłaszczenie sobie zazdrosne dostrzeżonych prawd, uganianie się za oryginalnością, ściągającą na siebie uwagę innych, wszystko to są wyraźne przejawy tego kultu swojego ,ja", tego wynoszenia siebie ponad wszystko, ponad tę prawdę, której się poszukuje i z której się też pragnie zrobić sobie podnóżek dla własnej wielkości.

Jest to owo stare, jak grzech pierworodny Eritis sicut dii, które nie przestaje nigdy szemrać na dnie duszy ludzkiej, tak głęboko dotkniętej "pychą żywota". Wybuch indywidualizmu XVI wieku nadał tym odśrodkowym dążeniom szczególną moc ekspansji; zostały one usankcjonowane w przeciwieństwie do dawnych obyczajów życia umysłowego, i skodyfikowane niejako przez koryfeuszów myśli nowożytnej, zdołały przez te kilka wieków wytworzyć nowe obyczaje umysłowe o tak wyraźnym piętnie indywidualistycznym i partykularystycznym.

św. Tomasz znał dobrze ten nastrój umysłu, polegający na podporządkowywaniu prawdy sobie i nie zawahał się nazwać go duchowym cudzołóstwem29. Dla niego bowiem czynności poznania podobnie jak wszystkie inne czynności duchowe, których człowiek jest panem i za które odpowiada, powinny być podporządkowane wielkim celom życia ludzkiego. Gdy to podporządkowanie pożądania wiedzy przejdzie w stan stałego usposobienia duchowego w woli, nabiera ono cech sprawności moralnej, czyli cnoty, którą ś w. Tomasz nazwał studiositas 30, na którą jednak po polsku nie posiadamy jeszcze ściśle skalibrowanego terminu, nazywać ją będziemy pilnością, aczkolwiek znaczenie tego wyrazu w potocznej mowie jest nieco szersze.

Myliłby się jednak, kto by myślał, że ta studiositas ma wyłącznie lub przynajmniej w pierwszym rzędzie na celu przeciwdziałać lenistwu umysłowemu, hamującemu pragnienie poznania trudnościami i zmęczeniem, jakie się z nim łączą. Jako cnota ma ona zaprowadzić umiar między dwoma możliwymi spaczeniami krańcowymi: między lenistwem z jednej strony, a z drugiej tym niezdrowym i nieumiarkowanym pożądaniem wiedzy, będącym źródłem tylu nieporządków w życiu umysłowym. Studiositas ma opanować to przyrodzone pożądanie poznania, oczyścić je ze złych lub próżnych motywów i nie krępując w niczym jego uprawnionych aspiracji, owszem, zasilając je jeszcze czynnikami nadprzyrodzonymi, maje związać z najwyższymi motywami, kierującymi człowieka do jego wyższych przeznaczeń.

Z dwóch spaczeń, grożących życiu umysłowemu i mogących się przerodzić w wady, lenistwo jest mniej charakterystycznym; jest ono zniechęceniem do wzbogacenia swej wiedzy, zniechęceniem, które przeszło w stan stałego usposobienia i stało się wadą. Bardziej charakterystycznym i w myśl starego powiedzenia corruptio optima pessima, o wiele bardziej szkodliwym jest pierwsze spaczenie, które św. Tomasz nazwa curiositas, i któremu poświęca osobną kwestię w swej Sumie31. Jest to wada analogiczna do łakomstwa i nieczystości; spaczenie jej polega na tym, że cel obiektywny samej czynności zostaje podporządkowany celowi subiektywnemu działającego osobnika, tj. temu zadowoleniu, które danej czynności towarzyszy; punkt ciężkości przesuwa się na to, co jest drugorzędnym i dodatkowym, a to co jest pierwszorzędnym i istotnym i co powinno stanowić główną intencję czynu, odchodzi na plan drugi.

Już św. Bernard bardzo dobitnie scharakteryzował te rozmaite motywy, którymi ludzie się kierują w pogoni za wiedzą. Wylicza ich pięć, ale tylko dwa z nich uważa za dobre, mianowicie pragnienie zbudowania siebie i bliźniego; pozostałe trzy potępia on bezwzględnie, czy to będzie chęć zysku, czy pragnienie popisania się wiedzą, czy wreszcie pożądanie wiedzy dla samego zadowolenia, że się wie32.

św. Tomasz poszedł dalej i poddając analizie proces zdobywania wiedzy, wskazał dziewięć warunków, które winny być zachowane na to, aby nasze życie umysłowe posiadało całą swą doskonałość moralną33. Kiedy indziej mówi on znowu o wstrzemięźliwości34 albo nawet o czystości życia umysłowego35, przez co chce zaznaczyć tę konieczność wewnętrznego panowania nad pożądaniem wiedzy; jest ono absolutnie konieczne na to, aby życie umysłowe człowieka mogło się rozwijać w pełnej harmonii z jego przeznaczeniem nadprzyrodzonym i aby zwroty ku sobie tak częste w tej dziedzinie nie zanieczyszczały go raz po raz i nawet, aby go nie przyprawiły o zupełne spaczenie.

Jasnym jest, że rozwój myśli filozoficznej, pojęty jako funkcja społeczna, ściśle jest związany z tą doktryną o moralnym usposobieniu, w jakim należy poszukiwać wiedzy. Na to, aby być jednym z ogniw w tym długim łańcuchu pracowników umysłowych, budujących gmach wiedzy ludzkiej, trzeba umieć podporządkować swe osobiste cele, oklaski, powodzenie, sławę, stanowisko i nawet zyski wielkiej sprawie odkrywania prawdy, której się służy.

Tylko takie podporządkowanie swego , ja" prawdzie może wytworzyć to bezinteresowne umiłowanie wiedzy, tak pięknie nazwane "caritas veritatis - miłość prawdy". Ono tylko może dać moc ducha do opanowania odruchów pychy, próżności, egoizmu i tej zazdrości umysłowej, tak częstej w zmaganiach się pracowników nauki; towarzyszyć mu będzie zawsze szczera życzliwość dla obcej myśli ludzkiej, a z nią i maximum obiektywności w sądach naukowych. Ma się rozumieć, że uznanie, powodzenie

1 sława też nie pozwolą długo na siebie czekać, byleby pożądanie ich nie zaprzątało zbyt umysłu i nie chciało wywierać wpływu na bieg badań naukowych. Prawda jest cząsteczką Królestwa Bożego, i to nie najmniejszą, trzeba jej szukać dla niej samej, a reszta, tzn. ten blask, który ona niesie, nie omieszka przyjść z nią w "dodatku" i to tym większy, im czystszą od egoistycznych momentów będzie prawda ukazana światu.

Wprost przeciwny jest nastrój moralny, łączący się organicznie z koncepcją indywidualistyczną pracy umysłowej: na dnie jego jest kult swego ja, któremu się podporządkowuje wszystko, nawet tę prawdę, której się na pozór służy. Ma się rozumieć, że u niewielu ten egoizm życia umysłowego dochodzi do stanu świadomego, ale u wszystkich dotkniętych anarchią indywidualizmu jest on nieświadomym źródłem niezliczonych spaczeń i tych zatargów tak częstych w świecie naukowym. Ile nieufności, nieżyczliwości, zazdrości, a nawet zawiści można tam napotkać, gdy zajrzeć za kulisy! Ile małostkowości, próżności i pychy zanieczyszcza nieraz najszczytniejsze wysiłki, pełne zaparcia się siebie pod tyloma innymi względami. Jak często ta nieżyczliwość i nieufność z początku skierowana pod adresem poszczególnych jednostek, rozciąga się powoli na cały ród ludzki i kończy głębokim pesymizmem i sceptycyzmem!

św. Tomasz kilkakrotnie zwraca uwagę w swej Summie na te poszczególne spaczenia moralne, tak częste u pracowników umysłowych36 a dzieje nauki dostarczają niestety bardzo charakterystycznych pod tym względem ilustracji. Wystarczy przypomnieć zatarg Schoppenhauera z Duńską Akademią Naukową, aby sobie uprzytomnić jak bardzo irritabile genus są uczeni, gdy ich miłość własną zadrasnąć37.

Na służbie nauce i prawdzie trzeba nie tylko zdolności, ale i charakteru.

 

Przypisy:

1. S. Thomae Aąuinatis, In Metaphisicam Aristotelis Commentaria, lib.II, lect. l, n.276; De substantiis separatis, c.7.

2. S. Thomae Aąuinatis, In De Anima Aristotelis Commentaria, lib.I, lect.2.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin