XXVI niedz, zw..doc

(35 KB) Pobierz
Świat lepszym uczynić

Świat lepszym uczynić

A teraz wy, bogacze, zapłaczcie wśród narzekań na utrapienia, jakie was czekają. Bogactwo wasze zbutwiało, szaty wasze stały się żerem dla moli, złoto wasze i srebro zardzewiało. Słuchając tego napomnienia apostoła Jakuba, pewnie pomyśleliście, że to nie do nas. „Bogacze” – ? Chyba nie ma między nami wielu, a może nawet nikogo, kto zarabiałby średnią krajową. Nie ma w naszych wioskach ani jednej luksusowej willi. Nikt nie jeździ mercedesem za dwa miliony. Nikt nie ma konta ani skrytki w szwajcarskim banku. Może się mylę? Ale jeśli nawet mam rację, to posłuchajcie. Tydzień temu dostałem z elektroniczną pocztą plakat (jest w gablotce), na nim tekst, którego fragment przytoczę:

„Jeżeli masz jedzenie w lodówce, ubranie na grzbiecie, dach nad głową i łóżko do spania – to jesteś bogatszy niż 75% ludzi na świecie.
Jeśli masz pieniądze w banku i trochę drobnych w portfelu – to należysz do 8% najbogatszych ludzi na świecie. 
Jeżeli nigdy nie doświadczyłeś niebezpieczeństw wojny, samotności więzienia, tortur i głodu – to jesteś w lepszym położeniu, niż 500 milionów ludzi na świecie”.

Tak, prawdą jest, że nie należymy do bogaczy, ale do biedy nam daleko. Żyjąc w naszym małym świecie – mam na myśli nie tylko Polskę, ale całą Europę – nie zdajemy sobie sprawy z ogromnych, nie do wyliczenia różnic zamożności, biedy i nędzy na całym świecie. Podejrzewam, że nie zdajemy sobie sprawy nawet z różnic pomiędzy nami, naszymi rodzinami. Bo ani biedą, ani bogactwem nikt się nie chwali. Biednemu zwykle wstyd, a bogaty się boi. Zawsze tak było. I, zauważ, apostoł Jakub pisze do chrześcijan swoich czasów, a byli to w większości ludzie zwyczajni, biedni, średnio zamożni, byli i niewolnicy nie mający niczego. Skoro problem istnieje od wieków, to może tak już ma być i koniec?

A skoro tak – powiesz – to cóż ja mogę na to poradzić? Zresztą – cóż ja mogę poradzić na te ogromne różnice biedy i zamożności pomiędzy mieszkańcami biednych krajów Afryki a bogatymi na przykład Anglikami. Ja sam gdzieś tam pośrodku jestem – choć ponoć należę do ośmiu procent najbogatszych ludzi na świecie. Międzynarodowe organizacje niewiele potrafią zdziałać. Wielkie akcje kosztują ogromne pieniądze i dlatego są mało skuteczne. Gorzej – ludzie żyjący w biedzie nie potrafią dobrze spożytkować pomocy. Ta dziwna prawidłowość sprawdza się zarówno, gdy usiłujemy pomóc niejednemu biednemu w naszym otoczeniu, jak również, gdy przedsięwzięcia są organizowane na skalę międzynarodową. Inna sprawa to kradzież środków. Ile też zostaje zmarnowanych i niewykorzystanych bo pomoc była nie trafiona.

Pamiętacie rok 1997? Powódź zniszczyła u nas domy i dobytek kilku rodzinom. Tym poszkodowanym powinniśmy byli pomóc sami. Przywieziono nam wtedy kilka ton odzieży. Pamiętacie, jak cały tłum przekopywał stosy spodni, bluz, koszul i wszelakiej innej garderoby? Wiem, przywieźli z dobrego serca, trzeba było wziąć. Ale to była pomoc nietrafiona. Nie będę przypominał transportów z czasów stanu wojennego. Dobra wola i chęć pomocy po stronie Niemców, Amerykanów i Francuzów była bezsporna. Ale polskie władze okupacyjne ograniczyły zaopatrzenie rynku i w ten sposób wykorzystały dary do spotęgowania zawiści, podejrzeń, posądzeń o robienie interesu. Nie wiem, czy tamte transporty nie spowodowały więcej zła, niż faktycznej pomocy.

Mówię o tym, byśmy sobie uświadomili, jak trudno pomagać i jak pomagający traci w pewnym momencie kontrolę nad swoim darem. Zresztą tak bywa i w zwyczajnych sytuacjach. Pożyczasz sąsiadowi na potrzebne zakupy, bo wypłatę dostanie za kilka dni, a on kupuje towar pierwszej potrzeby, czyli patykiem pisane wino. Nie jest łatwo być biednym, nie jest łatwo mieć trochę więcej.

Czy zatem zachęcam do zamknięcia oczu, serc i portfeli? Nie. To byłaby postawa z gruntu niechrześcijańska. Pamiętacie jeden z poprzednich fragmentów napomnień św. Jakuba. Mówił, że wiara bez uczynków jest martwa. Ewangelia pełna jest zachęt do pomocy bliźniemu. Zresztą – religia mojżeszowa nakazuje to samo, a mahometanie jałmużnę uważają za najważniejszy obowiązek. Nie stawiamy więc pytania, czy starać się wyrównywać różnice biedy i zamożności. Pytamy, jak to czynić.

Nie ma gotowych recept. Można wskazać kilka ogólnych zasad. Pierwsza z nich mówi: miej zawsze otwarte oczy i otwarte serce. Otwarte oczy – by móc zauważyć kogoś w potrzebie. Otwarte serce – by chcieć zaradzić. Oczywiście, nie wyłączaj rozumu, bo trzeba pomagać mądrze, tak, by nie zaszkodzić. Ale w sumie serce jest ważniejsze.

Druga zasada mówi: jeśli jesteś zamożny, nie zamieniaj się w bogacza. To znaczy? Otóż bogacz to ktoś, kto uwierzył w wielkość, znaczenie i potęgę swego majątku. Albo i gorzej – majątek jest jego bogiem. Nic innego już się nie liczy. Jezus mówi do takiego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” (Łk 12,20).

Trzecia zasada znajduje uzasadnienie w historii. Można ją ująć tak: od zwyczajności do heroizmu. Jeśli możesz pomóc i ulżyć czyjejś doli tylko trochę – uczyń to. Ani Bóg, ani potrzebujący człowiek nie oczekuje więcej. Możesz zaradzić nieco skuteczniej – uczyń nieco więcej. A jeśli obudzi się w tobie wewnętrzna potrzeba, by dać całego siebie, uczyń i to. Bóg powołując, da siły i środki. Tacy byli święci – tylu z nich oddało się sprawie łagodzenia ludzkiej niedoli. Mówisz, że i tak świata nie zmienili? To prawda, nie zmienili wszystkiego. Ale zmienili dużo i sens światu nadali. Tak naprawdę to każdy chrześcijanin powinien świat choć trochę lepszym uczynić. „Jesteście solą ziemi” – powiedział kiedyś Jezus (Mt 5,13).

Niedzielne rozważanie / homilia - 26 niedziela zwykła roku B

 

Wydawać by się mogło, że słowo „monopol" dotyczy tylko ekonomii. Okazuje się jednak, że czasami wkracza ono także w takie dziedziny życia, w których tzw. praktyk monopolistycznych wcale byśmy się nie spodziewali. Więcej: niekiedy dotyka nawet samej wiary.

Nasza współczesna panorama religijna rozciąga się gdzieś pomiędzy Radiem Maryja a Tygodnikiem Powszechnym. I gdy tak popatrzeć na jedną stronę, na drugą i na sam środek, nietrudno zauważyć, że w każdym miejscu i po każdej stronie znajdą się tacy, którzy dobrze wiedzą, że wybrana przez nich droga jest jedynie słuszna. Niekiedy przekonanie o słuszności tego, co się robi, jest tak głębokie, że ów wszystkowiedzący nie tylko mówi, co jest dobre, a co złe, ale zaczyna nawet decydować, kogo można nazwać dobrym i kto może dobrze czynić.

Wczytując się w słowa dzisiejszej Ewangelii, nietrudno zauważyć, że także w gronie apostołów byli tacy, którzy dobrze wiedzieli, jaką drogą trzeba iść, ale w swojej gorliwości za daleko się zapędzili! Zaczęli nie tylko mówić, jakie są kryteria przynależności do wspólnoty, ale także poprzez czyje ręce Pan Bóg może działać cuda. Taki święty monopol pod wieloma względami mógłby być oczywiście bardzo wygodny. Pan Bóg nie poskąpił nam jednak wolności i już na samym początku, we wspólnocie apostołów, zburzył tego rodzaju myślenie: „Nikt, kto czyni cuda w imię Moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa [...], nie utraci swojej nagrody".

Bogactwo Kościoła to między innymi różne drogi wiary, którymi kroczą poszczególni ludzie. Bogactwem Kościoła są również rozmaite spojrzenia na sprawy życia społecznego i narodowego. Bogactwem jest wreszcie wielość przeżyć związanych z samym życiem Kościoła, który otwiera się na wszystkich, co szukają prawdy i dobra.

Warto uświadomić sobie, że przeżycie, które towarzyszyło uczniom Pana Jezusa, nieustannie jest obecne w ludziach wierzących. To właśnie z niego rodzi się pokusa negacji drugiego człowieka - być może „jednego z tych małych, którzy wierzą". Właśnie dlatego trzeba prosić Boga, abyśmy nie byli powodem niczyjego grzechu i wciąż na nowo wsłuchiwać się w odpowiedź Mistrza, który mówi „nie zabraniajcie...".

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin