Harris Charlaine - Sookie Stackhouse - 08 - Gorzej niz martwy.txt

(495 KB) Pobierz
CHARLAINE HARRIS

GORZEJ NIZ MARTWY

ROZDZIAL PIERWSZY
Starannie ukladalam butelki likieru na skladanym stoliku z tylu przenosnego baru, kiedy podbiegla Halleigh Robinson, jej normalnie slodka twarz byla zaczerwieniona, a oczy przepelnione lzami. Poniewaz w ciagu godziny miala wziac slub, a nadal miala na sobie niebieskie jeansy i t - shirt, natychmiast zwrócila moja uwage.
- Sookie! - Krzyknela okrazajac bar i chwytajac mnie za ramie. - Musisz mi pomóc.
Dopiero co jej pomoglam poprzez zalozenie mojego barmanskiego kostiumu, zamiast zaplanowanej, slicznej sukienki.
- Jasne - powiedzialam, zastanawiajac sie czy zrobic Halleigh specjalnego drinka, jednakze, wsluchujac sie w jej mysli, zmienilam zdanie. Staralam zachowywac sie jak najlepiej i blokowalam doplyw mysli jak szalona. Bycie telepatka to nie piknik, szczególnie w wypadku bardzo stresujacej sytuacji, takiej jak podwójny slub. Myslalam, ze bede gosciem, a nie barmanka. Ale barmanka z cateringu miala wypadek na drodze z Shreveport, a Sam, który nie byl dotychczas zajety, kiedy E(E)E nalegalo na korzystanie z ich wlasnego barmana, zostal nagle na nowo zatrudniony.
Bylam lekko zawiedziona tym, iz musialam stac po tej stronie baru, ale pannie mlodej trzeba bylo wyswiadczyc przysluge w jej specjalnym dniu.
- Co moge dla ciebie zrobic? - Spytalam.
- Musisz byc moja druhna - odpowiedziala.
- Ach… co?
- Tiffany zemdlala, po tym jak pan Cumberland wykonal pierwsza sesje zdjec. Jest w drodze do szpitala.
Do slubu pozostala godzina i fotograf próbowal zrobic kilka grupowych zdjec przed uroczystosciom. Druhny i druzbowie byli juz elegancko ubrani. Halleigh powinna byc przygotowana do uroczystosci, ale zamiast tego stala tutaj w jeansach i lokach, bez makijazu i z zaplakana twarza. Kto móglby sie temu oprzec?
- Masz odpowiedni rozmiar - powiedziala. - A Tiffany prawdopodobnie czeka operacja wyciecia wyrostka. Wiec, czy moglabys przymierzyc suknie?
Spojrzalam na Sama, mojego szefa. Usmiechnal sie do mnie i skinal glowa.
- Idz Sook. Oficjalnie jeszcze teraz nie mamy nic do roboty, dopiero po slubie.
Wiec podazylam za Halleigh do Belle Rive, rezydencji Bellefleurów, niedawno przywróconej do czegos w stylu dawnej chwaly. Drewniane podlogi blyszczaly, harfa obok schodów mienila sie, srebra wylozone na duzym kredensie w jadalni polyskiwaly od polerowania. Kelnerzy w bialych strojach krzatali sie naokolo, a na ich tunikach widnialo logo E(E)E sporzadzone czarnym skryptem. Extreme (ly Elegant) Events stalo sie najbardziej ekskluzywnym cateringiem w USA. Poczulam uklucie w sercu, kiedy dostrzeglam logo, poniewaz mój zaginiony chlopak pracowal dla nadnaturalnego oddzialu E(E)E. Nie dlugo sie nad tym zastanawialam, poniewaz Halleigh ciagnela mnie po schodach w morderczym tempie.
Pierwsza sypialnia na górze pelna byla mlodo wygladajacych kobiet w pozlacanych sukniach, zebranych wkolo Portii Bellefleur, przyszlej szwagierki Halleigh. Halleigh minela sypialnie, aby wejsc do pokoju po lewej. Byl równiez pelen mlodych kobiet, ale one zalozyly stroje z granatowego szyfonu. W pokoju panowal chaos, który byl spowodowany codziennymi ubraniami druhen porozrzucanymi tu i tam. Przy zachodniej scianie pokoju ustawiono stanowisko do spraw makijazu i wlosów obsadzone przez kobiete w rózowej bluzie, dzierzaca lokówke w dloni.
Halleigh przedstawila nas sobie szybko.
- Gals, to jest Sookie Stackhouse. Sookie to jest moja siostra Fay, kuzynka Kelly, najlepsza przyjaciólka Sarah, i druga najlepsza przyjaciólka Dana. A to sukienka. Ósemka.
Bylam zdumiona, ze Halleigh byla na tyle przytomna aby zdjac strój z Tiffany przed wyjazdem do szpitala. Panny mlode sa bezlitosne. W ciagu kilka minut, bylam calkowicie rozebrana. Cieszylam sie, ze zalozylam ladna bielizne, nie musialam sie wstydzic. Jakie zenujace byloby to, gdybym miala na sobie babcine, dziurawe majtki! Byla zapasowa para rajstop, które zalozylam, a nastepnie wciagnelam suknie przez glowe. Wlasciwie nosilam dziesiatke i przez wiekszosc czasu wstrzymywalam oddech, dopóki nie dopieto zamka.
Jesli nie bede zbyt wiele oddychala, wszystko bedzie dobrze.
- Super! - Jedna z kobiet (moze Dana?) powiedziala z radoscia. - Teraz buty.
- O Boze - powiedzialam, kiedy je ujrzalam. Mialy bardzo wysokie obcasy, barwione, aby kontrastowaly z granatowa sukienka. Wsunelam w nie stopy, oczekujac bólu. Kelly ( chyba?) pozapinala paski, a ja wstalam. Kazda z nas powstrzymywala oddech gdy zrobilam pierwszy krok, a potem nastepny. Byly o pól numeru za male. To bylo naprawde wazne pól numeru.
- Moge wytrzymac przez wesele - powiedzialam i wszystkie klasnely w dlonie.
- Tutaj - powiedziala Rózowa Bluza, wiec usiadlam na jej krzesle, gdzie nalozono na moja twarz jeszcze wiecej makijazu i poprawiono fryzure, w tym czasie matka prawdziwej panny mlodej asystowala córce przy zakladaniu sukni.
Rózowa Bluza miala duzo do roboty przy wlosach. Mysle, ze je tylko lekko podcinalam w ostatnich trzech latach, i siegaly teraz ponizej moich lopatek. Moja wspóllokatorka Amelia, nalozyla na nie kilka jasniejszych refleksów, które okazaly sie naprawde niezlym pomyslem. Mialam najjasniejsze wlosy w zyciu.
Przejrzalam sie w lustrze i wydalo mi sie niemozliwe, iz moglam tak sie przeistoczyc w dwadziescia minut. Z pracujacej barmanki w bialej, potarganej koszuli i czarnych spodenkach do druhny w granatowej sukni, i dodatkowo trzy cale wyzszej.
Hej, wygladalam wspaniale. Suknia miala idealny kolor, spódnica delikatne zakladki, krótkie rekawki nie byly zbyt ciasne i dekolt nie byl na tyle nisko, abym wygladala jak dziwka. Z moim biustem, latwo bylo wygladac na dziwke, jesli nie bylam wystarczajaco ostrozna.
Zostalam wyrwana z samozachwytu przez praktyczna Dane, która powiedziala:
- Sluchaj, takie sa zasady...
Od tego momentu sluchalam i kiwalam glowa. Przestudiowalam maly wykres. Skinelam jeszcze kilka razy. Dana byla jedna z organizatorek. Jesli kiedykolwiek mialabym najechac maly kraj, byla to kobieta, która chcialabym miec przy sobie.
O czasie zeszlysmy ostroznie na dól po schodach (dluga suknia i wysokie obcasy nie byly dobrym polaczeniem) i bylam w pelni przygotowana do mojej pierwszej podrózy do oltarza jako druhna.
Wiekszosc dziewczyn robila to juz kilkakrotnie przed ukonczeniem dwudziestu szesciu lat, ale Tara Thornton, moja jedyna przyjaciólka, która byla na tyle bliska, aby poprosic mnie o to, uciekla, kiedy bylam poza miastem.
Kiedy zeszlysmy, na dole bylo przygotowywane drugie wesele. Grupa Portii miala poprzedzac ekipe Halleigh. Jesli wszystko szlo zgodnie z planem, dwóch panów mlodych z partnerkami powinno byc juz na zewnatrz, poniewaz do rozpoczecia zostalo tylko piec minut.
Portia Bellefleur i jej druhny, byly srednio siedem lat starsze od grupy Halleigh. Portia Bellefleur byla starsza siostra Andiego Bellefleura, policyjnego detektywa w Bon Temps i pana mlodego Halleigh. Suknia Portii Bellefleur byla troche ponad stan, byla pokryta perlami i tak duza iloscia koronek i cekinów, ze myslalam, ze nie powinna móc ustac sama, ale to byl w koncu dzien Portii, i mogla nosic co jej sie zywnie podobalo. Wszystkie druhny Portii byly ubrane w zlote sukienki.
Wszystkie bukiety druhen byly dopasowane: biale, ciemnoniebieskie i zólte. Rezultat byl bardzo ladny, doskonala harmonia w polaczeniu z ciemnoniebieskimi druhnami wybranymi przez Halleigh.
Organizatorka wesela, chuda, nerwowa kobieta z burza ciemnych loków, prawie slyszalnie liczyla glowy. Kiedy byla usatysfakcjonowana liczba osób, zamaszyscie otworzyla podwójne drzwi wychodzacych na wielkie patio. Moglismy zobaczyc tlum odwrócony plecami do nas, siedzacy na bialych skladanych krzeslach w dwóch sekcjach, pomiedzy którymi rozciagal sie pas czerwonego dywanu. Byli skierowani ku platformie, na której przy oltarzu stal kaplan w blyszczacej tkaninie, ze swiecznikiem. Na prawo od kaplana czekal pan mlody Portii - Glen Vick zwrócony twarza ku domowi. Wygladal na bardzo, bardzo zdenerwowanego, ale ciagle sie usmiechal. Jego druzbowie juz mu towarzyszyli.
Zlote druhny Portii ruszyly w strone patia, jedna po drugiej zaczely swój marsz do oltarza poprzez wypielegnowany ogród. Zapach slubnych kwiatów roztaczal slodka aureole. Róze w Belle Rive kwitly nawet w pazdzierniku.
Wreszcie w cichych tonach muzyki, Portia doszla do konca dywanu, organizatorka wesela (z pewnym wysilkiem) podnosil tren sukni Portii, tak aby nie ciagnal sie po kostce.
Na skinienie kaplana wszyscy wstali i spojrzeli do tylu, wiec mogli widziec triumfalny marsz Portii. Czekala na to lata.
Po bezpiecznym przybyciu Portii do oltarza, byla kolej na nas. Halleigh poslala kazdej z nas buziaka w policzek w powietrzu, kiedy mijalysmy ja idac w kierunku patio. Wlaczyla w to nawet mnie, co bylo z jej strony slodkie. Organizatorka wesela wypuszczala nas, jedna po drugiej, abysmy stanely przy wyznaczonych nam druzbom. Moim byl kuzyn Bellefleurów z Monroe, który byl bardzo zaskoczony widzac mnie zamiast Tiffany. Szlam w powolnym tempie, jak chciala Dana i trzymalam bukiet w dloniach pod odpowiednim katem. Przygladalam sie innym druhnom jak jastrzab. Chcialam zrobic wszystko poprawnie.
Wszystkie twarze byly zwrócone na mnie i bylam tak zdenerwowana, ze zapomnialam zablokowac umysl. Mysli tlumu wchlonely we mnie w natloku niechcianej komunikacji. Wyglada tak ladnie… Co sie stalo z Tiffany … Pospiesz sie, potrzebuje drinka… Co ja do cholery tutaj robie? Ona wplatuje mnie w kazda walke w tej gminie… Kocham tort weselny.
Fotograf stanal przede mna i zrobil zdjecie. To byl ktos kogo znalam, sliczna wilkolaczyca imieniem Maria - Star Cooper. Byla asystentka Ala Cumberlanda, znanego fotografa ze Shreveport. Usmiechnelam sie do Marii - Star, a ona zrobila mi kolejne zdjecie. Szlam dalej wzdluz dywanu, zdobywajac sie na usmiech i usuwajac wszystkie mysli z mojej glowy.
Po chwili wyczulam puste przestr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin