Śpiewnik 193.pdf

(8475 KB) Pobierz
159739761 UNPDF
A kiedy już odejdę stąd
Krzysztof Daukszewicz
D A D
A kiedy już odejdę stąd, bo odejść kiedyś trzeba
A D
Żegnając lekko ziemię swą zapukam do bram nieba
Azm 7 G D
Grzeszyłem, powiem, bom jest chłop, a chłopu to wypada
A D
I rzuć mi Piotrze słomy snop, tak lżej się jest spowiadać
Azm 7 G D
Na dole przeklinałem w głos nieludzkie wprost stosunki
A D
I ty byś klął, gdy pusty trzos i coraz droższe trunki
I jeszcze tylko problem mam, nieduży to kłopocik
Ty pewnie mego ojca znasz, bo wielkiej był dobroci
I Adam Kercz, Mariola Kutz, na pewno tu przybyli
Bo ich jedynym grzechem to, że ciut za dużo pili
Więc jeśli jesteś równy gość, to chciałbym w niebie leżeć
Tam, gdzie poeci z ojcem mym mieszkają na kwaterze
A jeśli nie wiesz gdzie ich dom, to myślę, że mi wskażesz
Jakiś niewielki rajski bar z anielicami w barze
A przy nim złodziej może stać, co kradł, bo musiał przeżyć
I nawet cały wojska pułk, pościągaj z pól żołnierzy
I ateistę, który był podobno nic nie warty
Ksiądz proboszcz też niech wpadnie tu i niech przyniesie karty
A jeśli jednak powiesz nie, innego szukaj domu
To skieruj choć w tę nieba część, gdzie nie ma oszołomów.
A my nie chcemy uciekać stąd
sł. J. Kaczmarski, muz. P. Gintrowski
d B
Stanął w ogniu nasz wielki dom
a d
Dym w korytarzach kręci sznury
B
Jest głęboka, naprawdę czarna noc
a d
Z piwnic płonące uciekają szczury
Krzyczę przez okno, czoło w szybę wgniatam
Haustem powietrza robię w żarze wyłom
Ten, co mnie słyszy, ma mnie za wariata
Woła: Co jeszcze świrze ci się śniło?
Więc chwytam kraty rozgrzane do białości
Twarz swoją widzę, twarz w przekleństwach
A obok sąsiad patrzy z ciekawością
Jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa
Dym w dziurce od klucza a drzwi bez klamek
Pękają tynki wzdłuż spoconej ściany
Wsuwam swój język w rozpalony zamek
Śmieje się za mną ktoś jak obłąkany
d a C d
Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha
B g a d
A kto się zbudzi, nie wierzy w przebudzenie
a C d
Krzyk w wytłumionych salach nie zna echa
B g a d
Na rusztach łóżek milczy przerażenie
Ci przywiązani dymem materaców
Przepowiadają życia swego słowa
Nam pod nogami żarzą się posadzki
Deszcz iskier czerwonych osiada na głowach
Dym coraz gęstszy, obcy ktoś się wdziera
A my wciśnięci w najdalszy sali kąt
Tędy! - wrzeszczy – niech was jasna cholera!
A my nie chcemy uciekać stąd!
A my nie chcemy uciekać stąd!
|
Krzyczymy w szale wściekłości i pokory
|
Stanął w ogniu nasz wielki dom!
|
Dom dla psychicznie i nerwowo chorych!
| x2
Stanął w ogniu nasz wielki dom!
Agnieszk Łzy
F C
Było ciepłe lato, choć czasem padało
d B
Dużo wina się piło i mało się spało
C d
Ta k z a c zęła się wakacyjna przygoda
B
On był jeszcze młody i ona był młoda
Zakochani przy świetle księżyca nocami
Chodzili długimi leśnymi ścieżkami
Ta k m i j ały tygodnie, lecz rozstania nadszedł czas
Zawsze mówił jedno zdanie: „Moje śliczne ty kochanie”
Ostatniego dnia tych pamiętnych wakacji
Kochali się namiętnie w męskiej ubikacji
I przysięgli przed Bogiem miłość wzajemną
B
FdC FdC FdC FdC
Że za rok się spotkają i na zawsze ze sobą już będą
Tęsknił za nią i pisał do niej listy miłosne
W samotności przeżył jesień, zimę, wiosnę
Nie wytrzymał do wakacji, postanowił ją odwiedzić
Bo nie dostał już dawno od niej żadnej odpowiedzi
Gdy przyjechał do jej domu po dość długiej podróży
Cieszył się, że ją zobaczy, w końcu tyle dla niej znaczył
Lecz gdy ona go ujrzała, szybko się schowała
Drzwi mu matka otworzyła no i tak mu powiedziała:
F d C F d C
Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka, o nie, nie, nie
Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka x2
Rozczarował się, bo takie są zawody miłosne
Cierpiał całą jesień, trochę zimy no i wiosnę
A gdy przeszło mu zupełnie, pojechał na wakacje
W tamto miejsce, by zobaczyć tę pamiętną ubikację
Ta k s ię stało, że przypadkiem ona też tam była
Ucieszyła się ogromnie, gdy go tylko zobaczyła
Zapytała go czy w sercu jego jest jeszcze Agnieszka
Odpowiedział jednym zdaniem: „Moje śliczne ty kochanie”
Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka...
Arahia
Kult
d
Mój dom murem podzielony
a
Podzielone murem schody
e
Po lewej stronie łazienka
a A 7
Po prawej stronie kuchenka.
Moje ciało murem podzielone
Dziesięć palców na lewą stronę
Drugie dziesięć na prawą stronę
Głowy równa część na każdą stronę.
Moja ulica murem podzielona
Świeci neonami prawa strona
Lewa strona cała wygaszona
Zza zasłony obserwuję obie strony.
Lewa strona nigdy się nie budzi
Prawa strona nigdy nie zasypia.
Autobiografia
Perfect
e
Miałem dziesięć lat, gdy usłyszał o nim świat,
a D
w mej piwnicy był nasz klub.
e
Kumpel radio zniósł, usłyszałem „Blue Sued Shoes”
a D
i nie mogłem w nocy spać.
e
Wiatr odnowy wiał, darowano reszty kar,
a D
znów się można było śmiać.
e
W kawiarniany gwar jak tornado jazz się wdarł
a D e
i ja też chciałem grać.
Ojciec, Bóg wie gdzie, martenowski stawiał piec,
mnie paznokieć z palca zszedł.
Z gryfu został wiór, grałem milion różnych bzdur
i poznałem, co to seks.
Pocztówkowy szał, każdy z nas ich pięćset miał,
zamiast nowej pary dżins.
A w sobotnią noc był Luksemburg, chata, szkło,
jakże się chciało żyć.
C D
Było nas trzech, w każdym z nas inna krew,
G C
ale jeden przyświecał nam cel.
a F C
Za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród.
D
Alpagi łyk i dyskusje po świt,
G C
niecierpliwy w nas ciskał się duch.
a F C
Ktoś dostał w nos, to popłakał się ktoś, coś działo się.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin