czw., 2012-04-26
alcampointernational.org
Majowie byli wielce uczeni w dziedzinie analizy zjawisk na niebie. Słońce, Księżyc i inne ciała niebieskie mogli obserwować tylko gołym okiem. Jak w takim razie udało im się osiągnąć taką precyzję, do której my potrzebujemy całej swojej wiedzy i urządzeń? Ich siłą była cykliczność obserwacji, co dawało wgląd w wyższy poziom zrozumienia mechanizmu wszechświata.
Słynny kalendarz Majów nie wskazuje wcale końca świata, wskazuje koniec cyklu. Trudnością dla nas jest zrozumienie tego cyklu i ustalenie, czego się spodziewać.
Daty końca tego cyklu są różne. Wszystko zależy od tego, kto jak interpretuje. Najpopularniejsza data to oczywiście 21 grudnia 2012, która to data obrosła legendą. Jednak są osoby twierdzące, że to popkulturowa zasłona dymna a gwałtowna zmiana wyznaczona przez Majów na podstawie znajomości cyklu, o którym nam się nie śniło nastąpi w innym terminie, takim, którego się nie spodziewamy.
Do wszystkiego ma dojść 5 czerwca 2012. To wtedy według przepowiedni nastąpi wyrównanie Słońca-Wenus-Ziemi. Nastąpi nawet tak zwany tranzyt Wenus przez tarczę słoneczną. To właśnie na ten dzień upatrują oni koniec cyklu. Wtedy ma dojść do jakichś zjawisk, które odmienią wszystko.
Gdyby to była prawda mielibyśmy naprawdę niewiele czasu. Trochę ponad miesiąc, aby się przygotować. Cykl, który domyka się w kalendarzu Majów może dotyczyć Słońca i tego, co z nim się dzieje. Czy to możliwe, aby Majowie posiedli skądś wiedze o takim długim cyklu przyrody?
Zwolennicy teorii końca kalendarza Majów mają ostatnio kolejne argumenty. Japońscy naukowcy poinformowali, że Słońce przechodzi przebiegunowanie i właśnie w czerwcu nasza gwiazda będzie miała cztery bieguny. Amerykańska agencja NOAA ostrzega, że w najbliższych miesiącach będziemy mieli do czynienia z intensywną fazą aktywności słonecznej.
Burze słoneczne zdarzały się już kiedyś, ale nigdy jeszcze ludzkość nie była tak zależna od elektroniki. To właśnie, dlatego, że wkrótce ma dojść do hiperaktywności słonecznej rozważa się ewakuację załogi stacji kosmicznej.
Gdyby do tego doszło, że w Ziemie uderzy rozbłysk wielkości zdarzenia z 1859 roku, albo kilka takich rozbłysków, to mamy wielki problem, bo po pierwsze globalny blackout, który potrwa jakiś czas a potem mozolne odbudowywanie wszystkiego, co da się odbudować. Aż strach pomyśleć jak zniosą to działające reaktory jądrowe, gdy dojdzie do całkowitego wyłączenia sieci i do spalenia większości działających urządzeń.
nuska25