Stanisław Dygat - Jezioro Bodenskie.doc

(40 KB) Pobierz
Stanisław Dygat, Jezioro Bodeńskie

Stanisław Dygat, Jezioro Bodeńskie.

              Autor zaczął pisać powieść w liatopadzie1942r., a zakończył w czerwcu 1943r. W druku powieść ukazała się w roku 1946. Pomysł na książkę narodził się jeszcze przed wybuchem wojny, jest to więc książka przedwojenna, chociaż de facto ukazała się dopiero po wojnie. Miejsce akcji to obóz dla internowanych cudzoziemców w Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim, w którym znalazł się pisarz. W przedmowie wyznaje, że nie było mu tam ani dobrze ani źle, ale chciał się stamtąd wydostać do normalnego, wolnego życia.

              Prapradziadek bohatera był Francuzem, ale los przywiódł go do Polski i odtąd został zapoczątkowany prawdziwy ród bohatera. Dziadek uczestniczył w powstaniu styczniowym, musiał uciekać do Francji, ale polskość zwyciężyła — ojciec bohatera wrócił do Polski. Narrator został internowany właśnie z powodu francuskiego obywatelstwa.

              Opisuje „towarzyszy niedoli”, czyli współwięźniów: Thompsona — 45-letniego Anglika, lubianego przez wszystkich, Roullota — spolszczonego Francuza, dziwaka, Weildermajera — Alzatczyka, mówiącego po polsku ze wschodnim akcentem, który nigdy nie był w Alzacjii Vilberta, również Francuza. Razem jest ich ośmiu. Mimo że są zamknięci, dochodzą do nich wiadomości ze świata, np., że Szwajcaria wypowiedziała wojnę Niemcom. To jednak okazuje się pomyłką — detonacje, które słyszeli, okazały się ćwiczeniami na poligonie, a całe zamieszanie powstało stąd, że kolejarz zastrzelił policjanta romansującego z jego żoną.

              Widzi, jak Anglik czyści buty Niemcowi. Przy okazji snuje refleksje na temat cech niektórych narodów: Polak nigdy nie wyczyściłby butów Niemcowi, nawet pod groźbą śmierci, Francuz być może ugiąłby się pod grozą rewolweru, a Niemiec gdyby miał czyścić buty Anglikowi uznałby to za odrazę narodową.

W obozie przebywa też Mac Kinley —intelektualista, poliglota. Bohater oczekuje na list z Warszawy, a jednocześnie obawia się go. Wspominając swoje życie przed obozem równocześnie snuje refleksje na temat Polski i postawy Polaków: „Po co ta Polska zerka zawsze albo na lewo albo na prawo, albo na wschód, albo na zachód, a nic sama nie chce wymyślić?Według niego Polska przyzwyczaiła się do swojego męczeństwa, jak do roli, którą musi odgrywać. Kiedyś czcił i szanował Francję, ale odkąd ta skapitulowała przed Niemcami, wszystkie swoje uczucia przelał na Anglię.

              Suzanne jest w nim zakochana. Z tego powodu odrzuciła zaloty leutnanta. Bohater nie czuje się godny uczucia, jakim obdarza go dziewczyna, ogranicza go ono. Czuje się też ograniczony przez polskość. Odczuwa solidarność z Janką Birmin przeciwko Suzanne. Francuz Vilbert próbuje kpić z Polaków, z polskiego pijaństwa, przytacza powiedzenie „pijany jak Polak”, ale bohater udowadnia mu jego ignorancję i tłumaczy, że to powiedzenie oznacza kogoś, kto wypiwszy dużo zachowuje zupełną trzeźwość. O Niemcach sądzi, że ten naród unicestwia pojęcie i ideę człowieczeństwa. Bohaterowie snują rozważania o rodzinie,
o tym, że teraz życie przeniosło się z domów na ulice, że rodzina staje się powoli anachronizmem. Wspomina swoje wizyty u Natolskich, dziadunia „symbol miłości rodzinnej pełnej poświęcenia”. Drażni go uprzejmość pro forma, woli od niej swoją otwartość. Według niego „wieczność miłości mieści się w jej krótkotrwałości”. Uważa, że gdyby miłość Romea
i Julii została spełniona, to nikt by o nich nie pamiętał. Wtedy, gdy osiągamy rzecz, której pragniemy, najbardziej się od niej oddalamy. Nie chce mieć nic do czynienia z muzyką, jeśli sam nie może jej stworzyć. Zastanawia się, „Czyż piękno życia nie składa się z patosu rzeczy niepotrzebnych?” Zadaje też sobie inne pytania, dotyczące sensu i wartości życia: dlaczego znalazł się w obozie, dlaczego chce dręczyć Suzanne i mścić się na niej, dlaczego nie jest taki, jakim chciałby być, dlaczego jego czyny odbiegają od jego zamiarów.

Słyszy grę Janki na fortepianie. Janka gra Małgorzatkę na kołowrotku i ten utwór rozbudza uśpioną w nim zdolność uczuć. Wychodzi na jaw przekręt dokonany na konserwach rybnych — internowani oraz żołnierze mieli je dostawać trzy razy tygodniowo, a tymczasem nie widzieli ich na oczy. Janka i Suzanne zaprzyjaźniają się ze sobą. W obozie pojawia się Harry Markowski — Polak posiadający obywatelstwo angielskie, lat około czterdziestu, handlowiec. Jak sam wyznał, został Anglikiem, bo tak mu było wygodniej. Wkrótce opuścił obóz. Także Suzanne dostała zwolnienie z obozu. Po jej odjeździe bohater czuje się winny wobec niej, wie, że ją skrzywdził, ale już jest za późno. Ucieka do Szwajcarii, ale czuje, że zachował się nie fair wobec swoich towarzyszy, nie chce, by z jego powodu władze obozu mściły się na nich i dlatego postanawia wrócić. Tej samej nocy próbowało uciec trzech boyów, ale zostali złapani. Więźniowie snują różne rozważania o miłości, o człowieku i jego naturze itp. Wg bohatera miłość między kobietą i mężczyzną byłaby piękna, gdyby nie pociągała za sobą piętna niewolnictwa. Nadchodzi dzień wygłoszenia odczytu przez bohatera, dla pozostałych uczestników obozu uczestnictwo w nim jest okazją do przywrócenia własnej indywidualności. W czasie wygłaszania odczytu widzi jak niewiele trzeba, by zburzyć nastrój wzajemnej życzliwości między ludźmi. Dla niego „Zrozumieć można tylko swoje, cudze da się najwyżej obejrzeć.” Wkrótce po wystąpieniu bohatera, które zakończyło się skandalem Janka z matką opuściły obóz. Umiera Roullot. Ostatnie zdanie powieści brzmi: „Bo tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli.”

 

Autor rozpatruje problem polskości na kilku płaszczyznach, odwołując się przede wszystkim do mitologii romantycznej, legendy bohaterskiej oraz demaskując teatralizację postaw z nimi związanych, a następnie konfrontując je z postawą głównego bohatera i obrazem Polski wyłaniającym się z kart jego pamiętnika. Wszystko to uwikłane zostało dodatkowo w relacje z przedstawicielami innych narodowości, szczególnie Francją, ale także Anglią, a nawet Niemcami.
              W narratorze zakochuje się Francuzka Suzanne, jednak widzi w nim ona tylko przedstawiciela bohaterskiego narodu, bohaterskiego żołnierza. Początkowo bohater stara się sprostać jej wyobrażeniom, ale staje się to męczące, gdyż nie może być sobą. Narrator zaczyna czytać jej trzech polskich wieszczów, a następnie tłumaczyć ich na język francuski, jednak w którymś momencie czuje niesmak, pragnie zachować tę poezję tylko dla siebie, ponieważ porusza w nim ona jakieś autentyczne uczucie polskości. Bohater rozumie, że tłumaczenie Mickiewicza Francuzce stanowi jedynie pozę. Ośmieszona zostaje nie romantyczna literatura, lecz posługiwanie się nią w sentymentalnych, błazeńskich celach. Od tego momentu stosunek narratora do Suzanne zmienia się diametralnie. Aż do końca rozgrywa się między nimi dramat rodem z teatru. Scena pożegnania rozpisana jest, rzec można, na role i oboje są tego świadomi, czego dowodem pojawiające się po rozstaniu słówko „kurtyna”.
              Całkowitym przeciwieństwem Suzanne jest Janka Birmin, polska pensjonarka z Krakowa. Tylko w jej towarzystwie narrator może być naprawdę sobą, ich spotkania do niczego nie zobowiązują, a już na pewno nie do odgrywania roli romantycznego kochanka o bohaterskiej przeszłości. Janka to prawdziwa Polka, chociaż ma ojca Anglika. Jej polskość realizuje się w młodzieńczej spontaniczności, bezpośredniości, radości śmiechu i beztroski, z dala od wszelkiego patosu i narodowych stereotypów. Pomimo tych cech, a może właśnie dlatego, to jej udaje się wzruszyć narratora romantyczną muzyką Szopena. Bohater obserwuje Jankę w czasie, kiedy ona gra i doznaje ulgi, nie dostrzegając na jej twarzy żadnego uniesienia. Choć sam daje się porwać działaniu muzyki, zdaje sobie sprawę, jak często służy ona samouwzniośleniu, epatowaniu teatralną szlachetnością. Janka się tego ustrzegła i dlatego jej polskość jest prawdziwa.
              Wydawać by się mogło, że bohater pragnie czynu najbardziej na świecie. Gdy jednak możliwość urzeczywistnienia swoich marzeń pojawia się, on z niej nie korzysta. Oto bowiem którejś nocy budzi go tajemniczy głos i nakazuje mu uciekać. Bohater ucieka. Po drodze spotyka dwóch żołnierzy: Polaka i Francuza, zaczyna snuć utopijne wizje o przyszłym legionie polsko-francuskim. W nocy nachodzą go jednak wątpliwości. On ma przewodzić narodem, gdy tymczasem w obozie został niedoczytany Kordian, przychodzić będą paczki i listy…Wraca więc do Konstancji nad jeziorem Bodeńskim, zostawiwszy swoim kompanom odpowiednie liściki, a w obozie słyszy dręczący niczym wyrzut sumienia fragment Wesela Stanisława Wyspiańskiego.
              Kluczowa scena odczytu: Ja i mój naród. Sprawa ma dwa aspekty: osobisty, ponieważ chodzi o zniesienie własnego rozdwojenia narodowego oraz narodowy, gdyż ma na nowo ustalić relacje z internowanymi innych nacji. Nie pozostaje mu więc nic innego, jak skompromitować siebie oraz ideę odczytu poprzez skompromitowanie ich wyobrażeń na temat Polski. Przemówienie zaczyna się poważnie. Narrator kreśli obraz kraju, który kształtem przypomina serce, a właściwie człowieka o rozpiętych na krzyżu ramionach. Potem rozpoczyna się burleska, w której autor niszczy bezlitośnie wszelkie mity narodowe, nie tylko mesjanizm i winkelriedyzm, ale także ogólne poczucie wielkości, pod którym kryją się bezwład i niedołęstwo, kłótliwość i kompleks niższości. Jedynymi osobami, które zrozumiały zamysł autora są właśnie Polacy: pan Pociejak i Janka Birmin, ponieważ zrozumieć można tylko swoje, cudze da się najwyżej obejrzeć. Cudze obchodzi sięz zewnątrz i nijak się dostać do środka. W swoim siedzi się wewnątrz i z tego wnętrza ogląda się świat boży .

 

 

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin